Dzisiaj wszędzie słychać: stawiaj granice, dbaj o swój komfort psychiczny bądź samowystarczalny. Dbałość o siebie i ochrona przed toksycznymi relacjami rzeczywiście jest warunkiem zdrowia psychicznego. Niestety, źle rozumiane „stawianie granic” może sprawić, że zostaniemy zupełnie sami. Pytanie tylko: czy naprawdę tego chcemy?
Jestem głęboko przekonana, że sprawczość jest Bożym pomysłem na człowieka. Kiedy patrzę na swoje dzieci, bardzo wyraźnie to widzę: jak ogromna jest w człowieku ta twórcza siła, iskra, która sprawia, że w naszej głowie funkcjonuje myśl "jestem w stanie to zrobić", "potrafię", "wiem", "dam radę". Z drugiej strony jako ludzie cudownie ten dar potrafimy roztrwonić, schować głęboko pod poduszkę czy podciąć u korzenia tak, by żadne drzewo przekonania "Moje Życie Jest Także w Moim Ręku" nie rozrosło się w naszym wnętrzu czy we wnętrzu drugiego człowieka.
Według zwolenników tego nabożeństwa ósmego grudnia między dwunastą a trzynastą ma miejsce tzw. „godzina łaski”. Przeciwnicy zaś szydzą, że niebo to nie supermarket, żeby urządzało przedświąteczne promocje… Czy rzeczywiście godzina łaski to taki black week w niebie, czy może jednak coś więcej?
Czy nowa „Podstawa programowa nauczania religii rzymskokatolickiej w Polsce” to reakcja na szkodliwe zmiany, jakie dokonały się w organizacji lekcji religii w szkole, wprowadzone przez Ministerstwo Edukacji Narodowej?
Ideologie są niebezpieczne. Nawet te, które mają usta pełne sloganów o ‘jedności’, ‘miłości’, ‘więzi’ łączącej wszystkich – florę i faunę, nikogo i niczego nie wykluczając, a wszystkich ‘włączając’ – właśnie. Boję się tych, którzy na swego rodzaju ‘bagnetach’ jakiejkolwiek ideologii przynoszą ludziom szczęście i doświadczenie pełni.
Z początkiem grudnia pojawił się w publicznej przestrzeni list otwarty ks. Strzelczyka i towarzyszy, dotyczący powstającej w bólach komisji niezależnych ekspertów do zbadania zjawiska wykorzystywania seksualnego osób małoletnich w Kościele katolickim. Są w nim jasne sygnały, że niezależność komisji może okazać się nieco fikcyjna. W związku z tym mam kilka osobistych myśli.
Szczerze mówiąc, to myślałem, że wszyscy z tej nominacji się ucieszą (oczywiście poza osobistymi wrogami Kardynała, których mu przecież na południu Polski nie brakuje). Tymczasem zaskoczyło mnie, jak wiele pojawiło się w mediach lamentów i głosów rozczarowania z powodu… zerwanych „zaślubin” z archidiecezją łódzką. „Zaślubin”? Pękam ze śmiechu! Dlaczego coś, z czego wszyscy się śmiejemy, nagle zaczęliśmy traktować tak poważnie?
Zaskoczyło mnie ogłoszenie, które usłyszałam kilka dni temu w kościele. Słowa „podczas każdych rorat będziemy mieli możliwość przystąpienia do świątecznej spowiedzi świętej” lekko mnie szturchnęły, zastanowiły. Jakiej świątecznej?! Toć to adwent dopiero wystartował - pomyślałam. Chwilę później jednak przyszła kolejna myśl: obyśmy zdążyli z tą spowiedzią przed świętami!
Tak jak można było przewidzieć wokół niezależnej komisji do wyjaśnienia przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich, której powstanie już blisko dwa lata temu zapowiedziała Konferencja Episkopatu Polski, znów wybuchła awantura. Oto bowiem kilka dni temu zespół ekspertów reprezentowanych przez ks. Grzegorza Strzelczyka upublicznił swoje uwagi do projektu przygotowanego przez zespół biskupa Sławomira Odera.
Mówi się, że ze wszystkim można przesadzić i w każdej sferze potrzeba umiaru. Nie inaczej jest z podejściem do kwestii związanych z sumieniem. Zwłaszcza osoby świeżo nawrócone mogą łatwo popaść w zbyt silne skupienie na własnych słabościach. W konsekwencji, zamiast odnaleźć motywację do zmiany, wpadają w sidła dręczących skrupułów. Niewłaściwie rozumiany Adwent może tylko dolać oliwy do ognia.
Ksiądz taki czy inny odszedł z kapłaństwa – „porzucił je”, „zdradził”, „zawiódł zaufanie”, „napluł w twarz tym, którzy mu zaufali”, „porzucił Kościół, a co gorsza przeszedł do protestantów”; „zdradził Chrystusa”, „sprzeniewierzył się Bogu” – i tak dalej. Mężczyzna taki czy inny rozwiódł się – miał przecież ślub kościelny, zdaje się, że nawet dzieci; wziął ślub cywilny i to, jak mówią, „w jakimś innym kościele niż nasz, ale może to i dobrze, bo ta jego żona była jakaś taka… no, jakoś sobie ułożył życie” – i tak dalej.
Dlaczego parafialne rekolekcje adwentowe już na wejściu wzbudzają we mnie mizerną ekscytację? Bo by wziąć w nich udział, muszę pokonać kilka mentalnych barier. Nie przejąć się tym, że kompletnie nie znam prowadzącego, nie dać się zniechęcić tematowi rekolekcji, zgodzić się na dodatkowy punkt dnia w napchanym obowiązkami codziennymi kalendarzu. Parafialne rekolekcje to dużo osobistego trudu i wysiłku - ale przynoszą coś, czego nie dają mi nawet najbardziej inspirujące konferencje wysłuchane w onlajnach ani piękne momenty duchowych uniesień podczas wyjazdowych rekolekcji w ciszy.
Facebook.com
Jasiek Piwowarczyk od kilku dni jest na ustach całej Polski. Wszystko za sprawą wygranej w 16. edycji programu „The Voice of Poland”. Artysta zachwycił swoimi występami publiczność i jurorów, u których przebijała się nutka zazdrości z powodu jego talentu. O Jaśku stało się też głośno z innej przyczyny. Chodzi o wykonanie w finale konkursu swojej autorskiej piosenki „Ushuaia”, która zdaniem pewnego internauty jest „zaprzeczeniem nadziei i całej wiary chrześcijańskiej”.
Trwa pierwsza zagraniczna podróż papieża Leona XIV. Nie przykuwa ona wielkiej uwagi polskich katolików, bardziej zajętych komentowaniem na różne sposoby innej sfery działalności obecnego następcy św. Piotra, a mianowicie poprzedzonej długim oczekiwaniem nominacji kard. Grzegorza Rysia na metropolitę arcybiskupa krakowskiego.
W świecie, który każdego dnia bombarduje nas niepokojem, przemocą i wzajemnymi oskarżeniami, łatwo ulec emocjonalnemu rozchwianiu. Dlatego tym bardziej potrzebujemy dziś wewnętrznej przestrzeni łagodności i ciszy – bezpiecznej przystani, w której nie poddajemy się presji, agresywnemu językowi ani narastającym podziałom. To nie ucieczka od rzeczywistości, lecz świadoma troska o siebie i innych, jedyna rozsądna odpowiedź na coraz głośniejsze ‘rozdygotanie świata’.
Oczekiwanie bywa ciężarem. Gdy oczekuje się zmian, dużo może się wydarzyć. To budzi niepokój. Taki głęboki, poważnie życiowy, albo taki codzienny: zwykły stres, przytłoczenie ilością spraw, które trzeba załatwić przed tym, co ma się stać.
Deon.pl
Przede wszystkim czuwać! Czuwamy, gdy boimy się, że ktoś włamie się do naszego domu i wyrządzi nam krzywdę lub nas okradnie. Ale czy do takiego czuwania zachęca nas Ewangelia? Jezus przypomina w pierwszą niedzielę Adwentu (Mt 24,37-44), że powinniśmy czuwać, aby nie przegapić wydarzenia, którego nie musimy się wcale bać. Powinniśmy raczej lękać się naszego roztargnienia, nieprzygotowania, niezdecydowania, bylejakości w spotkaniu z kimś wyjątkowym. Rozchełstani, rozmazani, nieumyci, z resztkami jedzenia między zębami, zapominamy, że dzisiaj jest dzień zaślubin i oblubieniec lada chwila zapuka do naszych drzwi.
Za kilka dni przypada pierwsza niedziela adwentu. Wiele osób czeka na ten czas. Roraty i spacer do kościoła z lampionem, w ciemnościach poranka. Czas radosnego oczekiwania, postanowień adwentowych, wyczekiwania na najbardziej rodzinne święta w roku. Jak go nie zgubić, nie zmarnować, ani nie przeładować przeróżnymi aktywnościami?
Kraków doczekał się powrotu kardynała Grzegorza Rysia – człowieka, który doskonale zna miasto, jego Kościół i jego problemy. Razem z nim pod Wawel wraca także kardynalski kapelusz, którego nie otrzymał jego poprzednik. Nowy metropolita staje dziś przed wyzwaniami znacznie większymi niż tylko zarządzanie diecezją: to także szansa na odwagę, przejrzystość i odpowiedzi na pytania, które od lat czekają za zamkniętymi drzwiami krakowskiego archiwum.
Zbliża się kolejny Adwent. Zastanawiamy się, czy tym razem odpuścić słodycze, mniej słodzić kawę czy spędzać mniej czasu w mediach społecznościowych. To wyzwania dla ciała i ducha. Ale czasem uświadamiamy sobie, że wszystko to bzdury, gdy obok nas ktoś nie ma z czego rezygnować.
{{ article.description }}