O niesieniu krzyża przy końcu lata

O niesieniu krzyża przy końcu lata
(fot. shutterstock.com))

Tuż po wakacjach w liturgii Kościoła obchodzimy święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Może to i dobrze, bo człowiek ma okazję, by po powrocie do pracy, szkoły i do zwykłego rytmu życia, zastanowić się nad tym, co w życiu chrześcijańskim najistotniejsze.

"Bez cierpienia nic się nie zmienia, a najmniej charakter człowieka" Carl G. Jung
Na temat niesienia krzyża przez chrześcijanina słyszałem różne opinie. Najczęściej dochodziło do mnie wezwanie, że mam dźwigać krzyż Chrystusa, chociaż On sam nigdy do tego nie zachęca. Czasem każdą formę cierpienia lub trudności wiąże się z krzyżem, co często ma usprawiedliwiać zaniechanie jakiegokolwiek działania, by zmienić kłopotliwą sytuację. Jeszcze innym razem krzyż ukazywany jest nie jako środek, ale jako cel działania Chrystusa. Wtedy cierpiętnictwo i "chrześcijański" masochizm wysuwają się na czoło.   
Jezus odwołuje się do obrazu niesienia krzyża (konkretnie poprzecznej belki) w ewangeliach synoptycznych.  Św. Łukasz tak zanotował słowa Chrystusa: "Jeśli ktoś chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje"(Łk 9, 23).
Bezpośrednio chodzi o to, iż uczeń na podobieństwo Mistrza musi również być gotowy do oddania swego życia, jeśli zażądają tego okoliczności i wierność Mistrzowi. Ciekawe, że wzięcie krzyża połączone jest z zaparciem się siebie. Bo są to dwie strony tego samego medalu.  I właśnie "zaparciu się siebie" chciałbym się bliżej przyjrzeć.
Przyznać się do Chrystusa
Jeśli o mnie chodzi, to wolę wyparcie się niż zaparcie się, bo to drugie wyrażenie bardziej odpowiada użytemu tutaj greckiemu słowu "arneomai" - czyli "zaprzeczyć", "odmówić". Słowo to pojawia się w kilku miejscach w Ewangelii św. Łukasza, na przykład, kiedy Jezus mówi do uczniów o przyznawaniu się bądź wypieraniu się Jego przed ludźmi (por. Łk 12, 9) . 
 "Wyprzeć się siebie" to dokładnie "powiedzieć sobie "nie".  Wydaje się, że najlepiej wyjaśnia znaczenie tego słowa wyparcie się Jezusa przez Piotra, o którym wspominają wszystkie cztery Ewangelie. Na pytanie służącej i dwóch innych osób, Piotr zaprzecza, że zna Jezusa i radykalnie odcina się od Niego. Zachowanie Piotra to dokładne przeciwieństwo tego, co powinien uczynić uczeń Jezusa. Dietrich Bonhoeffer komentuje: "Tak jak Piotr powiedział, zapierając się Chrystusa: "Nie znam tego człowieka", tak powinien o sobie powiedzieć sobie samemu człowiek naśladujący Chrystusa". A pozytywnie rzecz ujmując, "wyprzeć się siebie" to najpierw przyznać się przed innymi, że zna się Chrystusa.  
Co się stało z Piotrem? Po prostu, apostoł poczuł, że może stracić swoje życie. Wystraszył się, że przestanie istnieć. W momencie wyboru między zachowaniem życia a przyznaniem się do Chrystusa, wybrał to pierwsze. Wiemy, że wynikało to nie tyle z braku miłości do Chrystusa, co ze słabości Piotra, której on nie chciał zaakceptować.
Życie jest wielobarwne
Jednak o jakie życie tutaj chodzi? Wcale nie jest to takie oczywiste, bo w języku polskim mamy tylko jedno wyrażenie, a w Biblii pojawiają się trzy określenia życia: bios, psyche i dzoe.
Bios to najbardziej podstawowy i ilościowy wymiar związany z troską o nasze ciało, jedzenie, ubranie, bezpieczeństwo, dach nad głową. Utożsamiany z majątkiem i posiadłościami. Ojciec w przypowieści o synu marnotrawnym rozdał "bios" - swój majątek. Pismo św. nie potępia tej formy życia, ale też nie przykłada do niej zbyt dużej wagi.
Psyche - opisuje jakość życia. Jest niemierzalne i niewidzialne. Bardziej dotyczy tego, kim się jest, niż tego, co się posiada. Dotyczy myślenia, odczuwania, chcenia, wybierania, wartości, sensu ludzkiej egzystencji. Psyche utożsamiane jest w Biblii z "sercem" bądź "duszą". Właśnie o tym wymiarze życia mówi Chrystus, kiedy woła: "Kto chce zachować swoje życie, ten je straci". Nie chodzi więc tylko o życie biologiczne lub o to, co posiadamy.  
Dzoe - to życie, które charakteryzuje samego Boga, i życie, które Bóg chce dzielić z ludźmi. "Kto wierzy we mnie, ma życie wieczne" - mówi Jezus. Wszyscy ludzie uczestniczą w bios i psyche z racji bycia człowiekiem. Dzoe jest darem otrzymanym dzięki wierze w Chrystusa. 
Myślę, że obawa o utratę psyche, czyli nas samych (a nie tylko biologicznego życia) to nasza podstawowa cecha, z którą się rodzimy. Każdy z nas robi wszystko, by utwierdzić siebie. Często stawiamy siebie w centrum, w miejsce Boga, dlatego że się boimy i chcemy się ocalić.
We wspomnianych wyżej kontekstach widać, że słowo "powiedzieć nie", "wyprzeć się siebie" dotyczy przede wszystkim relacji, a nie rzeczy. Nie tyle liczy się wypieranie się czegoś, ale odmówienie sobie prawa do życia (psyche) na rzecz życia wiecznego.
O ciało się dba
No dobrze. Ale czy wobec tego chodzi o przekreślanie swojej osobowości, niszczenie swojego "ja", tego, co mnie najgłębiej określa? A może chodzi o walkę z jakimś niższym "ja", ze złymi skłonnościami i namiętnościami? O tyle, o ile przedkładanie Chrystusa i tego, co głosił, nad zachowanie własnego życia fizycznego, zdrowia, komfortu, dobrej opinii jest zmaganiem i kosztuje, można mówić wówczas o walce. Ale z pewnością nie chodzi o walkę z ciałem jako takim, i to jeszcze własnymi siłami. Wypieranie się siebie to nie jakieś terapeutyczne treningi i moralna atletyka. Takie poczynania mogą doprowadzić do "wywyższenia siebie", do zadowolenia ze swoich osiągnięć i wzbudzania podziwu u innych. 
Niestety, często także w chrześcijaństwie wyparcie się siebie rozumiano zbyt wąsko, w znaczeniu moralnym i negatywnie jako poskramianie ciała. Takie podejście trąci platonizmem i jest skażone oparami manicheizmu, czyli bazuje na ostrej opozycji duszy i ciała, nieznanej jednak autorom biblijnym. Tego typu myślenie reprezentował, np. Platon w dialogu "Fedon": "Jak długo będziemy mieli ciało i dusza nasza będzie złączona z takim wielkim złem, nigdy w świecie nie potrafimy zdobyć i posiadać tego, czego pragniemy" .  
Według Biblii, nie mam duszy i ciała, lecz jestem duszą i ciałem. Słowa św. Pawła: "Dążność ciała prowadzi do śmierci" (Rz 7, 15), niektórzy zinterpretowali dosłownie. Uznali, że chodzi o ciało jako takie - główną przeszkodę na drodze do Boga.   
Czasem jednak zupełnie pomijano inne wypowiedzi św. Pawła: "Wasze ciało jest świątynią Ducha Świętego", "Chwalcie więc Boga w waszym ciele".  W Liście do Efezjan, kiedy apostoł pisze o małżeństwie, czytamy: "Mężowie powinni miłować swoje żony tak jak własne ciało. (…) Przecież nikt nigdy nie odnosił się z nienawiścią do swego ciała, lecz każdy je pielęgnuje i żywi, jak i Chrystus Kościół" (Ef 5, 28-29).  Wrogość i nienawiść do ciała jako takiego jest tutaj odrzucona. A troska o ciało porównana do troski Chrystusa o Kościół. Nie może więc chodzić o ciało fizyczne, którym jesteśmy. 
Jezus wypiera się siebie
Wróćmy do zdania z Ewangelii św.Łukasza. Ewangelista nie ogranicza wyparcia się siebie do jakichś sfer, ale mówi o całym "ja", o psyche. Nie ma jakiegoś rozróżnienia na dwa rodzaje "ja" - "złe", które należy odrzucić i "dobre", które należy przyjąć.      
Zapytajmy, czy to możliwe, aby również Jezus wyparł się samego siebie? Czy wierność Jezusa wobec Ojca, niewzruszoność w świadczeniu pomimo ogromnego napięcia, groźby utraty życia, ciągłych podstępów faryzeuszów, niezrozumienia, przychodziły Mu bez trudu? Jeśli na wyparcie się siebie popatrzymy z punktu widzenia naszego egoizmu, to oczywiście Jezus nie wypierał się siebie samego. "Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się wyprzeć siebie samego" (2 Tm 2, 13).
Ale Ewangelia pokazuje, że istnieje również pozytywny wymiar wyrzeczenia się siebie. Wskazówkę znajdziemy w modlitwie Jezusa w Ogrójcu: "Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ode mnie ten kielich. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie" (Mk 14, 36)
Czego początkowo chce tutaj Jezus? Jaka jest Jego pierwotna wola? Chrystus chce uniknąć śmierci - jak każdy człowiek. I z pewnością nie ma w tym nic złego. Nie widzimy tutaj radosnego oddania się w ręce śmierci. Simone Weil, francuska mistyczka, pisała: "Można chcieć osiągnąć taki czy inny stopień ascetyzmu czy bohaterstwa, ale nie można chcieć krzyża, który jest cierpieniem - karą".
Ale co się dzieje podczas tej modlitwy? Pod jej wpływem Jezus wyrzeka się swojej woli, to znaczy, oddaje się Ojcu, na Niego się ukierunkowuje i w ten sposób przekracza swój naturalny lęk przed śmiercią. Wniosek z tego taki, że "wyparcie się siebie" nie dotyczy jedynie grzesznych zachowań i egoizmu. Na krzyż i śmierć Chrystusa można popatrzeć przez pryzmat okrucieństwa i cierpienia. Albo można tak jak czyni to Jezus: "Ja życie swoje  (psyche) oddaję za owce, aby miały życie (dzoe) w obfitości". W śmierci biologicznej następuje przekazanie życia. Jezus oddaje życie ludzkie, a wskutek tego wszyscy otrzymują życie boskie. Więc "wypieranie się" życia to w gruncie rzeczy oddawanie go, aby mieć życie wieczne.  
W Ewangelii św. Jana Jezus mówi o powolnym "obumieraniu ziarna" , które jednak wydaje nowy kłos. Nie można koncentrować się wyłącznie na obumieraniu - w czym często celujemy, bo przeżywanie tego procesu w danym momencie boli. Jeśli jednak popatrzę na "wypieranie się siebie" jako na oddawanie mojego bios i psyche, czyli tego, co dobre, to wtedy na czoło wysuwa się nie tyle walka z tym, co grzeszne i egoistyczne, ale dawanie tego, co otrzymałem. Jezus nazywa to wydawaniem owoców.
Tracenie siebie, swojego czasu, energii, zdrowia, rezygnowanie z jakichś przyjemności (nie dlatego, że są złe, ale że chcę je poświęcić dla drugiego) nie jest łatwe, stąd mowa o niesieniu krzyża. Mnie się wydaje, że dobrze to widać najpierw w małżeństwie. W dogadywaniu się, osiąganiu kompromisów, rezygnowaniu z czegoś co lubię na rzecz dobra współmałżonka. Potem w rodzeniu i wychowywaniu dzieci - to przecież takie powolne oddawanie życia. Ale co jest jego skutkiem? Najpierw, że dzieci rosną i dojrzewają. Po drugie, rodzice również wzrastają, stając się dojrzalszymi ludźmi, choć wiadomo, że idzie to nieraz jak po grudzie.  
Zamiast negatywnie brzmiącej walki ze sobą, w niesieniu krzyża chodzi przede wszystkim o pozytywne  oddanie się. Bolesnym aspektem tego poświęcenia jest przezwyciężanie przeszkód. I jest to niemożliwe, jeśli przed sobą nie widzi się ciągle Jezusa, który nas we wszystkim wyprzedza i prowadzi do Ojca.   

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O niesieniu krzyża przy końcu lata
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.