Trzeci Wielki Papież

Trzeci Wielki Papież
(fot. sxc.hu)
Stanisław Grygiel / "Życie Duchowe"

Jest za wcześnie, żeby oceniać spuściznę duchową pozostawioną nam przez Jana Pawła II. Wszystko, co teraz się mówi, odzwierciedla nade wszystko pierwsze wrażenia i pierwsze myśli oparte na emocjach. Niewątpliwie odsłania się w nich głębokie doświadczenie wiary przeżywanej w łączności ze zmarłym Papieżem. Niemniej emocje utrudniają dotarcie do głębszych pokładów tego, czym on żył i co nam zostawił. Potrzeba będzie pracowitej i długotrwałej refleksji, aby móc sprostać treści jego przesłania.

Duch Miłości

Już teraz jednak można stwierdzić, że główną treścią przesłania Jana Pawła II, jak zresztą wszystkich jego poprzedników i następców, jest Osoba Jezusa, Syna Bożego, który wszystko, co usłyszał od Ojca, oznajmił swoim uczniom w Duchu Miłości. W ten sposób stał się ich przyjacielem. Co Syn Boży usłyszał od Ojca? Usłyszał siebie. To więc, co objawił uczniom, jest Nim samym. Chrystus dał im swoje Boże Synostwo, a w nim przekazał im Ojcostwo Boga. Syn, Ojciec i Duch Miłości – o Nich Trzech był dramat, jaki rozegrał się w życiu Jana Pawła II.

Przez niemal dwadzieścia siedem lat Papież Polak współtworzył z Chrystusem encyklikę Redemptor hominis. Nie wkładał w nią swoich pomysłów na temat zbawienia człowieka. Świadom faktu, że zbawcze Objawienie nie jest wykładem Boga o Bogu, lecz Jego oddaniem swojego Syna w ofierze za nas, Jan Paweł II nie sprowadzał swojego myślenia o Chrystusie do układania idei i formułowania pojęć o Ich Miłości, lecz starał się przede wszystkim o „przeźroczystość” swojego działania, tak żeby ludzie powierzeni jego duszpasterskiej trosce mogli przez nie dostrzec wielkość człowieka zasadzającą się na jego podobieństwie do Boga. Jan Paweł II pisał tę encyklikę swoim życiem kształtowanym przez duchową obecność św. Stanisława biskupa i męczennika w Krakowie oraz przez obecność św. Piotra w Rzymie. Od nich uczył się troszczyć o swoich braci i pomagać im zakorzeniać się w Słowie, w którym Bóg osadził historię oraz wszechświat.

DEON.PL POLECA

Świadectwo Jana Pawła II dawane Osobie Syna Bożego, a przez Niego Osobie Boga Ojca, wiązało się organicznie z doświadczeniem osoby ludzkiej, dzięki czemu jego Piotrowe umacnianie wiary swoich braci w Chrystusa umacniało także ich wiarę we własne człowieczeństwo. Ukazywało im Boską wielkość i godność prawdy zadanej człowiekowi do pracy; bez tej Boskiej prawdy i bez tej pracy dla niej człowiek nie byłby sobą.

W świetle tak „dwuznacznego” doświadczenia, doświadczenia trynitarnie istniejącej Osoby Chrystusa oraz doświadczenia osoby człowieka będącej osobą o tyle, o ile istnieje także we wspólnocie, Jan Paweł II odnajdywał na kartach Pisma Świętego rzeczy wiecznie nowe, bo Bosko-ludzkie i zarazem ludzko-Boskie. Doświadczenie człowieka rozumiane w świetle Pisma Świętego oraz czytanie tego Pisma w tymże doświadczeniu pozwalały mu odkrywać Chrystusa w wydarzeniach i słowach uwarunkowanych historią i kulturą. Albowiem Słowo Boga weszło w wydarzenia i słowa określone czasem i przestrzenią, nie bojąc się, że ulegnie w nich pomniejszeniu. Królewska miłość nigdy nie boi się oddać na służbę.

Dla tych powodów refleksja nad spuścizną duchową Jana Pawła II i zrozumienie jej treści domagają się codziennego trudu nierozerwalnie związanego z przemianą życia. Bez ciągłego nawracania się do rzeczy Boskich, rzeczy wiecznie nowych, myślenie o tym, co nam zostawił wzięty z nas Papież, ugrzęźnie w krótkotrwałych emocjach i w podniosłym gadaniu. Bez nawracania się do rzeczy Boskich nie wytrwamy w woli sprostania jego duchowej obecności wśród nas i dla nas.

Jego czysto duchowa obecność stawia nam teraz większe wymagania aniżeli przedtem, kiedy można było fizycznie dotknąć jego ręki. Już nie wystarczy cytować jego słowa wypowiedziane na przykład na placu Zwycięstwa w Warszawie czy pod Giewontem. Zresztą, zbyt częste, powierzchowne cytowanie ich zaciera wyrytą na nich treść. Jego słowa trzeba zamienić na życie; one muszą rozbrzmiewać w nas, a nie tylko na naszych wargach w chwilach wzruszenia. Nawet Słowo Boga byłoby puste, gdyby nie było w Nim Boga. Nie wskrzesiłyby Go nasze najgenialniejsze pomysły. Podobnie rzecz ma się z ludzkimi słowami: są puste, jeśli ten, kto je wypowiada lub powtarza, nie jest w nich obecny.

Chrystus przygotowywał Karola Wojtyłę do misji Piotrowej od początku jego życia. Uczył go być obecnym w tym, co mówił, aby lepiej pojął, co znaczy, że w słowach Chrystusa jest obecne Słowo Boga zapowiadane z jednej strony przez proroków, a z drugiej – przez pragnienie człowieka, żeby zaistnieć zupełnie inaczej. Jestem głęboko przekonany, że Karol Wojtyła jakoś „czuł”, iż Chrystus przygotowuje go do misji umacniania braci w zawierzeniu się Bogu, który w swoim Synu zszedł w granice rzeczy ludzkich i przesunął je na wyżyny niebieskie. Od pierwszych bowiem lat jego życia zbyt wyraźnie domagał się od niego „więcej” niż od innych (por. J 21, 15-18). Ciągle słyszał: „Zostaw wszystko i pójdź za Mną!”.

 

Piękno człowieka

Myślenie biskupa Karola, a potem papieża Jana Pawła II miało wymiary mistyczno-poetyckie. Wyrastało bowiem z doświadczenia piękna prawdy człowieka. Nie było to doświadczenie przedmiotów snujących się w jego myślach lub w myślach, których ślady zostały utrwalone w książkach przez innych ludzi. On żył tym, co przychodziło do niego, co stawiało mu opór i równocześnie swoim pięknem kierowało go w stronę lepszej, prawdziwszej rzeczywistości.

Piękno! Jan Paweł II, jak żaden z jego poprzedników, z odważną miłością mówił o pięknie człowieka, o pięknie jego ciała, o pięknie relacji łączącej osoby w przestrzeni różnicy płci. Rozpalając w ludziach, szczególnie młodych, miłość do piękna człowieka, ukazywał im już obecną w nich miłość do Tego, którego odbijające się w nich Piękno czyni ich pięknymi. Z odważną delikatnością, właściwą dla wielkiej miłości, mówił o kobiecie. Szedł w ślad za Chrystusem, który nigdy żadnej kobiecie nie powiedział marnego słowa, który z kobietami prowadził najpiękniejsze i najgłębsze dialogi, bo one umiały lepiej od mężczyzn mówić darowi Prawdy: Fiat mihi! One służyły Jemu, a On służył im, służył im z jeszcze większym oddaniem. Widział w nich obraz Kościoła, w którym swoją kapłańską posługą zamierzył łączyć ludzi ze sobą w Miłości, jaką jest Bóg. Wykonywanie służebnej kapłańskiej pracy przez Chrystusa dla Oblubienicy-Kościoła ukształtowało w Janie Pawle II wizję kobiety i jej obecności jako matki i pani w społeczeństwie oraz w Kościele. Wypowiadając: „Niech mi się stanie według słowa Twego!”, kobieta umożliwia społeczeństwu bycie społeczeństwem, a Kościołowi bycie Kościołem. Kapłan ma jej w tym pomagać.

Piękno człowieka przeżywane w zawierzeniu się Początkowi wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych kierowało Jana Pawła II ad Christum Redemptorem, do Chrystusa Zbawcy. Taki nawet tytuł zamierzał on początkowo dać pierwszej encyklice (Redemptor hominis). Przez doświadczenie piękna człowieka wiodła droga, którą Jan Paweł II szedł do jedynej nadziei, do krzyża. Każdy ma swój krzyż i właśnie ten, a nie cudzy, ma wziąć na swoje ramiona i dorastając do objawiającej się na nim prawdy człowieka, zanieść go na swój grób.

Myślenie Jana Pawła II dojrzewające w doświadczeniu piękna do tajemnicy, jaką jest człowiek zamyślony przez Boga w Jego Słowie przed stworzeniem świata, nie miało w sobie nic z ideologii. Jego myślenie, które on „czysto uchował w sumieniu”, niczego nikomu nie narzucało, ono jedynie budziło ludzi tak, że jak ów granit w poemacie Norwida czuli się „na wyjrzeniu”. Ten Papież zawierzając siebie innym, oddawał im swoje myśli, aby je dopełnili w wierze, nadziei i miłości. W tym wyrażała się jego duszpasterska troska o powierzonych mu ludzi, których Bóg przeznaczył do wolności synów Bożych. Była to droga trudna i taka będzie zawsze. Prowadzi bowiem przez cierpienie i przez obumarcie dla siebie. Ale tylko ten, kto przyjmuje los ziarna rzuconego w ziemię, przynosi stokrotny owoc. Tylko on myśli logicznie, bo myśli spójnie z kłosami Przyszłości nieskończenie większej od wszystkiego, co daje się pomyśleć.

Duch pracy i modlitwy

Jan Paweł II widział człowieka w perspektywie tak wielkiej Przyszłości. Dlatego zbliżał się do niego z wielkim uszanowaniem. Z delikatną stanowczością kierował do niego słowa przypominające o obowiązku pracy nad trudnym darem wolności, wokół którego krążyła jego duszpasterska myśl. Z doświadczenia wiedział, co znaczy złe traktowanie człowieka przez totalitaryzmy. Przeżył nie tylko brutalność totalitaryzmu nazistowskiego, a następnie komunistycznego, ale także i tę jeszcze bardziej pustoszącą osobę ludzką hasłami i sloganami, podstępnie wpajanymi ludziom przez wyznawców ustrojów, w których każdemu wolno robić, co mu się podoba, a unikać trzeba tylko tego, czego zabrania tzw. większość aktualnie dzierżąca władzę. Jan Paweł II uczył odwagi mówienia „Nie!” tym, którzy podają się za obrońców człowieka, a tak naprawdę bronią tylko swojej woli posługiwania się nim jak narzędziem w realizowaniu własnych interesów i przyjemności.

Zdecydowanie i bezkompromisowo bronił miłości, której piękno wzywa człowieka do „pracy dla zmartwychwstania”. Natchnieniem dla niego były słowa Norwida: „Kształtem miłości piękno jest [...] / Piękno na to jest, by zachwycało / Do pracy – praca, by się zmartwychwstało”.

 

O „pracy dla zmartwychwstania” Karol Wojtyła mówił w swojej filozofii spójnej z prawdą człowieka, której granice zakreślone są w Bogu. O „pracy dla zmartwychwstania” Jan Paweł II mówił od pierwszego dnia swojego pontyfikatu, nawołując do wyzbycia się lęku nawet przed wrogami. O „pracy dla zmartwychwstania” napisał w testamencie; nie miał nic do rozdania prócz pracowitego ducha zawierzonego miłosierdziu Bożemu i Dziewicy-Matce.

„Praca dla zmartwychwstania” nie pozwalała mu poświęcać zbyt wiele czasu na administrowanie instytucjami kościelnymi. On rządził Kościołem przez sam fakt, że przebywał z powierzonym mu ludem i razem z nim szedł za Mistrzem. Tak rządził w Krakowie, tak też rządził w Rzymie. Na różne sposoby powtarzał ludziom za Chrystusem: „Wstańcie, chodźmy!”. Nie trzeba spać, kiedy Mistrz jest w agonii.
Istotnym momentem pracy Jana Pawła II dla zmartwychwstania było sprawowanie nałożonego nań prymatu Piotrowego pasterzowania. Sprawow

ał go z mocą i uszanowaniem inaczej wierzących. Wyraził wręcz gotowość przemyślenia go wspólnie z braćmi Kościoła wschodniego. Wiedział bowiem, czym jest dla życia Kościoła oddychanie dwoma płucami. Sprawował prymat Piotrowy modlitewnie. Ukazał go na przykład modlitewną uroczystością w rzymskim Koloseum, podczas której uczcił pamięć męczenników obu Kościołów oraz innych wspólnot chrześcijańskich. To samo uczynił w Asyżu, gdzie podniósł modlitwy przedstawicieli różnych religii na wyżyny Modlitwy Pańskiej „Ojcze nasz!”. Z odwagą Piotra przeprosił wszystkich tych, którym ludzie Kościoła wyrządzili krzywdę. Z odwagą Piotra oczyszczał pamięć ludu Bożego.

Ten Papież nie uprawiał polityki i dlatego wywarł na nią tak wielki wpływ. Nie „wygładzał” słów. Słyszało się w nich: „Tak! Tak!” albo: „Nie! Nie!”. Nie było w nich miejsca na półprawdy. Kiedy bronił praw i obowiązków osoby ludzkiej, bronił jej prawa i obowiązku stawania się miłością, czyli przyjacielem Boga i ludzi. Bronił wolności wszystkich, broniąc prawa i obowiązku człowieka do jednoczenia się z Bogiem, który zstąpił z wysokości, aby połączyć się z nami. Modlitewne przebywanie w świetle emanującym z Jezusa sprawiło, że Jan Paweł II stał się uczniem królestwa niebieskiego, który podobny [...] do ojca rodziny, [...] ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare (Mt 13, 52). Dlatego mijają się z prawdą ci, którzy określają go politycznymi terminami „postępowy” bądź „konserwatywny”. Pragnienie Miłości przewyższa wszystkie polityczne przymiotniki.

Modlitwa nadawała kształt Piotrowemu świadczeniu Jana Pawła II. Za każdym razem, kiedy dane mi było wejść do jego prywatnej kaplicy, mój wzrok zatrzymywał się na bryle modlitwy, bryle zawierzonej Ukrzyżowanemu oraz Jego Matce – Totus Tuus, ego sum. Ta biała bryła modlitwy trwa w mojej pamięci i coraz mocniej się w niej osadza. Jej obecności już nie ograniczają ani czas, ani przestrzeń.

Wypełniona misja

Piotrowe świadectwo Jana Pawła II pogrążonego w modlitwie potężniało z latami, aby spełnić się w paschalnym triduum jego agonii oraz w ostatnim czynie jego życia, jakim była jego śmierć w wigilię Miłosierdzia Bożego. Dopisał wtedy ostatnie zdanie do encykliki Redemptor hominis. Dopisał je w cierpieniu, na swoim krzyżu niesionym przez siebie za Zbawicielem. Dopisał je najgłębszym słowem, jakie zna język ludzki – milczeniem. Na każdym krzyżu niesionym przez człowieka za Chrystusem i wbitym na Golgocie obok Jego krzyża odsłania się osobowa prawda człowieka, ta, którą Bóg zamyślił dla niego w swoim Synu przed stworzeniem świata (por. Ef 1, 4). Do tej prawdy i do jej chwały idzie się z krzyżem na ramionach i przezeń się przechodzi jak przez bramę. Na początku swojego pontyfikatu Jan Paweł II powiedział do kogoś: „Tylko śmierć zdejmie mnie z tego krzyża, jaki wziąłem na siebie”.

Kiedy przebrzmiało milczenie Jana Pawła II, obecni przy jego zwłokach odśpiewali Te Deum. Ludzie zaś stojący na placu św. Piotra, a także i na innych miejscach ziemi zadumali się nad sobą. Pytanie o sens życia przerodziło się w nich w modlitwę i w czuwanie. Równocześnie donośnym głosem podnieśli świadectwo dane przez Jana Pawła II Zbawicielowi na wyżyny, które przewyższają instytucjonalne struktury Kościoła. Ze zrozumiałych względów prace w tych strukturach toczą się w rytmie powolniejszym. Lud Boży natomiast od razu okrzyknął Jana Pawła II świętym i nadał mu tytuł Wielkiego. Mamy do czynienia z trzecim tego rodzaju wydarzeniem w historii Kościoła. Pierwsze miało miejsce 1600 lat temu (Leon Wielki, 400-461), a drugie przed 1400 laty (Grzegorz Wielki, 540-604). Wszystko wskazuje na to, że obecność Jana Pawła II będzie oddziaływała na nas mocniej po jego śmierci aniżeli za życia. On nie umarł, on tylko inaczej żyje.

Kiedy wynoszono jego ciało z placu św. Piotra, lud Boży żegnał go oklaskami. Tak żegnali i nadal tak żegnają rzymianie tych, którzy na scenie tego świata dobrze odegrali powierzoną im rolę. Oklaski ludu ogłosiły urbi et orbi, że ten aktor schodzący ze sceny dobrze utożsamiał się z „maską” (persona) przedstawiającą misję, z którą wszedł na przemijającą scenę, a którą powierzył mu Bóg w swojej wieczności.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trzeci Wielki Papież
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.