Przemysław Wysogląd SJ: Za każdym z obrazów kryje się droga duchowa

Przemysław Wysogląd SJ: Za każdym z obrazów kryje się droga duchowa
Przemysław Wysogląd SJ. Fot. Wydawnictwo WAM
Logo źródła: Jezuici Olena Tkaczuk

"Częścią naszej jezuickiej formacji jest uczenie się nowych języków. Nie chodzi jednak o to, by nauczyć się angielskiego czy ukraińskiego. Bardziej o to, by nauczyć się języka sztuki, filozofii, fizyki, polityki… Od zawsze zachwycało mnie w naszym Zakonie to, że jezuici zajmują się naprawdę wszystkim i potrafią powiedzieć, za świętym Ignacym, że Pana Boga można znaleźć we wszystkim. Dla mnie takim językiem mówienia o Panu Bogu jest język sztuk plastycznych" - mówi Przemysław Wysogląd, autor książki "Wiara rodzi się z patrzenia", która ukazała się nakładem Wydawnictwa WAM.

Olena Tkaczuk: Święty Paweł naucza, że "wiara rodzi się ze słuchania". Twoja książka natomiast nosi tytuł "Wiara rodzi się z patrzenia". Jak jest naprawdę? Wiara rodzi się ze słuchania czy jednak z patrzenia?

Przemysław Wysogląd SJ: Chcę nie tyle polemizować ze świętym Pawłem, co raczej dać inną perspektywę - perspektywę wiary. Patrząc na świat, na piękno świata stworzonego, piękno natury, piękno drugiego człowieka (zakochani mogą patrzeć sobie w twarz godzinami), wreszcie na piękno sztuki, piękno dzieł artystów w jakiś sposób uczestniczących w dziele stwarzania świata, które rozpoczął Pan Bóg - zapytajmy siebie, jak my w tym uczestniczymy. Przecież Pan Bóg rozpoczął dzieło stwarzania świata i powierzył nam odpowiedzialność za jego współstwarzanie. Zmysł wzroku, podobnie jak zmysł słuchu i wszystkie inne zmysły są konieczne w naszym dochodzeniu do wiary, czyli do relacji z Panem Bogiem.

To ignacjańskie podejście?

DEON.PL POLECA


- Tak, to podejście bardzo kontemplacyjne. Właśnie to, co widzę, jeśli się nad tym zatrzymam, doprowadzi mnie do Pana Boga.

Jesteś autorem zarówno tekstów, jak i ilustracji do tej książki. Co powstaje jako pierwsze - obraz czy tekst? To obraz ilustruje tekst czy tekst wyjaśnia i pogłębia percepcję obrazu? Jak było w przypadku tej książki?

- W tym przypadku było jeszcze inaczej… Teksty powstawały jako notatki do kazań na niedzielne i świąteczne Msze Święte. Natomiast obrazy rodziły się z różnych inspiracji. W pewnym momencie, kiedy pojawił się pomysł na wydanie tej książki, zacząłem szukać połączenia między tekstami a obrazami. To nie są jednak tak po prostu ilustracje do tekstów. Każdy obraz jest zupełnie oddzielną opowieścią i każdy tekst jest zupełnie oddzielną opowieścią. Istnieje pewne połączenie między nimi, ale zwykle nie jest ono aż tak oczywiste. Jeżeli mówię o jakiejś biblijnej, ewangelicznej scenie, to obraz nie stanowi tak po prostu ilustracji do niej. Co więcej, obraz często przedstawia jakąś inną scenę. A jednak obraz i tekst uzupełniają się.

Jak wygląda twoja droga artystyczna? Kiedy wszystko się zaczęło? Co było pierwszym impulsem? Gdzie zdobyłeś wykształcenie?

- Jestem przede wszystkim samoukiem. Owszem, moja mama była artystą z wykształcenia i zawodu, więc w domu stykałem się ze sztuką i tworzeniem. Zawsze miałem pragnienie opowiadania historii i pragnienie tworzenia. Od dziecka, ponieważ byłem bardzo nieśmiały, by coś opowiedzieć, potrzebowałem jakiejś płaszczyzny wyrazu, potrzebowałem kredek, pisaków… Najbardziej naturalnym początkiem dla mnie było rysowanie komiksów, w których opowiada się pewną historię z perspektywy różnych bohaterów. Ale w ostatnich latach zauważyłem, że komiksy to pójście na łatwiznę, bo ma się w nich dużo przestrzeni, żeby opowiedzieć jedną historię. Na przykład komiks o świętym Ignacym ma ponad sto stron. Zrozumiałem, że dużo większym wyzwaniem jest opowiedzieć historię na jednym obrazie. Myślę, że to proces mojego artystycznego i duchowego dojrzewania, bo za każdym z tych obrazów, nawet jeżeli to obrazy abstrakcyjne, a takie też są w książce, kryje się modlitwa, droga duchowa, którą przeszedłem.

Powstanie tej książki to również droga…

- Najstarszy z obrazów zamieszczonych w tej książce pochodzi z 2011 roku. Teksty były pisane przez ostatnich pięć lat. Ciekawe, że w pewnym momencie okazało się, że dużo łatwiej znaleźć teksty niż obrazy. Dlatego przez ostatnich sześć miesięcy musiałem namalować do książki jeszcze kilkanaście obrazów.

Kiedy pisałeś te teksty, nie myślałeś jeszcze, że powstanie z nich książka?

- Nie, absolutnie nie. Zasugerował mi to pewien pan, który co tydzień przychodzi na odprawianą przeze mnie Mszę Świętą. Powiedział, że chętnie by taką książkę przeczytał. Pojawiały się też inne głosy, że może powinienem wydać album z moimi pracami albo książkę z moimi tekstami. W pewnym momencie rzeczywiście zacząłem myśleć, że może to dobry pomysł, bo mam już dość dużo materiału. Zacząłem też pytać ludzi, czy woleliby, żeby były to teksty z ilustracjami czy przede wszystkim ilustracje, czyli podkreślona strona wizualna, mniej tekstowa. Okazało się, że ludzie są bardziej zainteresowani tekstami.

Są trzy grupy odbiorców, do których chciałem skierować tę książkę: ci, którzy chcą przede wszystkim tekstów; ci, którzy są zainteresowani obrazami; i trzecia grupa, do której sam należę, to ludzie, którzy lubią książkę jako całościowy obiekt. Dlatego bardzo mi zależało, żeby została wydrukowana na dobrym papierze, żeby chciało się ją mieć.

Jakich materiałów używasz do tworzenia swoich obrazów? To nie jest tylko tradycyjne płótno czy papier?

- Czasem trochę eksperymentuję, łącząc techniki. Na przykład tradycyjną technikę malarstwa tablicowego, czyli ikonowego na gruncie kredowo-klejowym, z używaniem współczesnych farb wodnych podobnych do akwareli. Jest też trochę malarstwa ściennego, na przykład w kaplicy adoracji w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Opolu. Często używam akwareli i farb akrylowych, eksperymentuję z drewnem. Bardzo lubię używać drewna pochodzącego z wyrzuconych przez kogoś rzeczy. Po pierwsze, stare drewno ma w sobie coś szlachetnego, a po drugie – na płaszczyźnie duchowej – z tego, co zostało wyrzucone, może powstać coś pięknego. Mówi o tym chrześcijaństwo. Cała Ewangelia jest o kamieniu odrzuconym przez budujących, który stał się kamieniem węgielnym. Dla Boga nikt nie jest stracony.

Czyli możemy mówić o technice autorskiej?

- Myślę, że tak.

Patrząc na okładkę książki, nie sposób nie zauważyć wyszukanego kroju pisma, który został zastosowany w jej tytule…

- To mój autorski krój pisma, który wykorzystuję w różnych projektach. Kaligrafia, czyli sztuka pięknego pisania, jest dla mnie czymś ważnym. Żyjemy w świecie uniformizacji, zapomnieliśmy, że pismo to sztuka, nie umiemy ładnie pisać. Dodatkowo kaligrafia wymaga, by przy pisaniu usiąść, wyciszyć się i zwolnić w świecie, który pędzi. Co więcej, przy czytaniu tekstów pisanych ręcznie również trzeba zwolnić. Istnieje cała narracja dotycząca tego, które czcionki jesteśmy w stanie szybciej przeczytać. Natomiast w kaligrafii chodzi o to, by czytać wolniej, by zwolnić.

W przypadku tej książki nie chciałbym, by ktoś przeczytał ją w ciągu trzech dni. Zupełnie nie o to chodzi. Chciałbym, by jeden tekst był czytany przez jeden dzień czy nawet jeden tydzień. Każdy rozdział tak naprawdę składa się z dwóch tekstów. Jeden to medytacja biblijna, a drugi, krótszy, dopowiada pewne rzeczy na temat obrazu, by nieco wyjaśnić połączenie między tekstem a obrazem. Tę książkę można czytać na różne sposoby. Można czytać teksty po kolei, a są one ułożone według chronologii życia Chrystusa. Jednak można też czytać je na wyrywki, w zależności od tego, w jakim momencie roku liturgicznego czy w jakim momencie życia się znajdujemy.

Przejrzałam spis rozdziałów i miałam inne skojarzenia. Zobaczyłam w nim dynamikę „Ćwiczeń duchowych”…

Szczerze mówiąc, to nie była pierwsza moja motywacja, ale bardzo mi się to podoba. To bardzo fajna intuicja, zwłaszcza że kiedy mówimy o naśladowaniu Chrystusa, to każdy człowiek musi przejść tę drogę, którą przeszedł Chrystus. Rzeczywiście i „Ćwiczenia duchowe”, i Ewangelie o tym mówią. Układ książki faktycznie temu odpowiada. Nie ma innej drogi do Zmartwychwstania, do poranka wielkanocnego i do zjednoczenia z Panem Bogiem, jak ta, która prowadzi przez Wielki Post, przez drogę krzyżową, przez cierpienie i śmierć. Na tym polega przyjęcie swojego krzyża. Każdy ma swój krzyż. I na tym polega tajemnica paschalna w życiu każdego człowieka.

Jak łączysz te dwa powołania - bycie księdzem i zakonnikiem oraz bycie artystą?

- Dla mnie to nie tyle dwa powołania, co jedno. Częścią naszej jezuickiej formacji jest uczenie się nowych języków. Nie chodzi jednak o to, by nauczyć się angielskiego czy ukraińskiego. Bardziej o to, by nauczyć się języka sztuki, filozofii, fizyki, polityki… Od zawsze zachwycało mnie w naszym Zakonie to, że jezuici zajmują się naprawdę wszystkim i potrafią powiedzieć, za świętym Ignacym, że Pana Boga można znaleźć we wszystkim. Dla mnie takim językiem mówienia o Panu Bogu jest język sztuk plastycznych. To moje doświadczenie duchowe, które w różny sposób przekładam na płaszczyznę sztuki. I ktoś później, patrząc na dany obraz, na przykład na krzyż, który zrobiłem i który jest wykorzystywany podczas Liturgii, również może zostać doprowadzony do Pana Boga. Czyli mogę podzielić się z kimś moim doświadczeniem, nie spotykając się z tą osobą, nie mówiąc do niej ani słowa, ale ona, patrząc na ten obraz, może zrobić jakiś krok na swojej drodze duchowej.

Adnotacja na stronie Wydawnictwa WAM mówi, że "»Wiara rodzi się z patrzenia« - to opowieść o Bogu, który znajdzie cię w najciemniejszych momentach twojego życia". Czy to znaczy, że jako duszpasterz dostrzegasz u ludzi brak przekonania o byciu kochanym, akceptowanym, że współczesny człowiek czuje się często zagubiony i potrzebuje Boga w sposób wręcz namacalny?

- Tak, i nie tylko dostrzegam takich ludzi, ale to jest również moje osobiste doświadczenie: spotkałem Pana Boga w najciemniejszym momencie mojego życia. Tak jak w Psalmie 23: "Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie". W tym psalmie mowa jest o ciemnej dolinie, ale też są w nim słowa, że pośrodku tej ciemnej doliny "zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną". Pan Bóg jest w samym środku tej ciemności. I to jest moje osobiste doświadczenie - przejście od religijności niedojrzałej, przez ciemność i depresję do żywej relacji z Panem Bogiem.

Sam Chrystus doświadczał tej ciemności w momencie ukrzyżowania. To realne doświadczenie opuszczenia przez Pana Boga. Wiemy, że Bóg Ojciec Go nie opuścił, ale Chrystus tego doświadczył. I ta książka jest między innymi o tym, że Pan Bóg dosięga nas zwłaszcza tam, gdzie wszystkie inne ludzkie siły nas zawodzą.

Ta książka jest dla mnie ważna, bo jest ona bardzo osobista. Mówię w niej o swoim doświadczeniu. Bycie autentycznym jest czymś, co naprawdę przekonuje. Bez starania się, by być jakimś superbohaterem. Bycie człowiekiem ze swoimi wszystkimi słabościami prowadzi nas do Pana Boga, który w naszej słabości, w ciemności, w chorobie, w doświadczeniu straty towarzyszy nam i działa w naszym życiu.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Przemysław Wysogląd SJ

Poczuj się kochany

Człowiek rozwija się, gdy czuje się kochany. Niestety jednak czasem na skutek różnych bolesnych doświadczeń nie dopuszczamy do siebie prawdy o tym, że jesteśmy warci miłości nie ze względu na to, co...

Skomentuj artykuł

Przemysław Wysogląd SJ: Za każdym z obrazów kryje się droga duchowa
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.