Zakładnicy chamstwa

Zakładnicy chamstwa
Janusz Palikot w rozmowie z "młodymi dziennikarzami" programu "Tanie dranie" (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)
Logo źródła: Dziennik Polski Kamil Sokołowski / "Dziennik Polski"

Obecność w życiu publicznym zachowań pozbawionych jakiejkolwiek klasy dziwić może tylko naiwnych. Osobliwe jest raczej to, że postępki, za które na ulicy można by zebrać manto, po przeniesieniu w sferę publiczną, uzyskują immunitet, u którego podstaw lokuje się najwyższe wartości moralne.

Inne standardy

"Lepiej boso wejść w psie gówno, niż mieć Jarka prezydenta" - oto kluczowe linijki z rymowanej wyliczanki wypadków, które - jakkolwiek nieszczęśliwe - miały być lepsze niż wybór Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta Polski. Wyliczankę ową przedstawił in extenso poseł Jerzy Fedorowicz, podczas konferencji prasowej swojej partii.

Recytując, dzielny parlamentarzysta toczył nierówną walką z ogarniającą go wesołością. Wytrzymał jednak zarówno smakowity fragment mówiący, że lepsze od prezydentury "Jarka" jest jednoczesne zapadnięcie na choroby Alzheimera i Parkinsona, jak i ten, gdzie stoi, że lepiej pod kościołem bić staruszkę i z tą staruszką dzielić łóżko. Stwierdzenie, iż lepiej "nic nie jedząc miewać sraczkę", zdetonowało co prawda część obecnych na sali słuchaczy, Fedorowicz jednak, ostatkiem sił, opanował się i czytał dalej.

DEON.PL POLECA


Ja się już nie ścigam

Tego rodzaju uwłaczanie godności osób publicznych to temat poruszany wielokrotnie. Wśród proponowanych rozwiązań tego problemu za najbardziej realistyczną uchodzi rada, aby chamskie zachowania ignorować. Z gówniarzem - możemy usłyszeć - nie należy się zadawać, gdyż stanowi to przejaw słabości i niepotrzebnie winduje delikwenta do naszego poziomu.

Kalkulacja taka ma sens w przypadku posiadania nad przeciwnikiem rzeczywistej i uznanej przewagi. Lekceważenie stanowi wtedy czytelny znak, iż w przypadku konfrontacji nasze zwycięstwo byłoby oczywiste. Metoda ignorowania działa również, jeśli podźwignięcie oponenta do naszego poziomu jest mu do czegoś potrzebne - np. do tego, aby zaczęto go poważnie traktować.

Gówniarze jednak nie znajdują się w takiej sytuacji. Już od dawna odnoszą sukcesy i posiadają realną siłę. Ich "inne standardy" są zaś znane nie od dziś i nie stanowią przeszkody dla działalności publicznej. Jeśli więc był taki czas, kiedy można było polityczne chamstwo zablokować, stosując strategię ignorowania, to został on przegapiony. Obecnie lekceważenie gówniarzy przypomina raczej postawę dziecka, które najpierw staje do wyścigu, kiedy zaś zaczyna przegrywać, krzyczy: "Ja już się nie wyściguję!". Poprzez anulowanie wyścigu usiłuje ono przekreślić jego prawdopodobny wynik. Nie można jednak tym sposobem zmienić faktu, iż to kolega, a nie ono, biega szybciej.

Immunitet

Dodatkowa trudność polega na tym, że pomimo istnienia stosownych narzędzi prawnych, teoretycznie chroniących godność osobistą, korzystanie z nich przez osoby publiczne jawi się jako wielkie ryzyko. Na zdrowy rozum, jeśli gówniarze "naruszają reguły i standardy debaty publicznej", powinna istnieć szansa postawienia ich przed strażnikami tychże standardów i reguł.

Gdzież jednak zdrowemu rozumowi mierzyć się ze skomplikowaną mechaniką współczesnego świata. Próba wyegzekwowania od gówniarza szacunku za pomocą środków prawnych wywołałaby przypuszczalnie litanię zarzutów o naruszanie wszelkich możliwych praw gwarantowanych przez wszelkie możliwe dokumenty krajowe i międzynarodowe. Zadziałałby bowiem wspominany immunitet, przywołujący gówniarzowi na pomoc Kapitana Planetę powstałego ze swobody wypowiedzi, wolności zgromadzeń, prawa do demonstracji i tym podobnych żywiołów. Pokraczną logikę tegoż immunitetu ufundowali komentatorzy i moraliści, zaś uprawomocniło ją, w wyborach, społeczeństwo.

Strzał w pysk

Politycy usiłujący zachować klasę są więc zakładnikami sytuacji. Odrzucenie współzawodnictwa z gówniarzami nie wchodzi w rachubę - oznaczałoby oddanie im pola. Próba wykluczenia poprzez lekceważenie nie może być skuteczna - nie są to bowiem wcale bezsilni krzykacze, proszący o akces do elit. Odwołanie do reguł życia publicznego może się z kolei skończyć gorzkim rozczarowaniem; chęć ukarania gówniarza bywa większym ich pogwałceniem, niż samo gówniarstwo.

Wróćmy jednak na moment do ulicznego odpowiednika politycznego chamstwa. Najprostszą reakcją na zaczepki - w sytuacji, gdy nie wypada ich zlekceważyć, jest kolejne stosowanie metod wychowawczych, od upomnienia począwszy, a skończywszy tam, dokąd zaprowadzi nas rozwój sytuacji. Czy nie należałoby zatem oczekiwać, iż ten czy ów polityczny cham w pewnym momencie dostanie w twarz? Czy za przyrównywanie do sraczki, lub opublikowanie podobizny wbitej na pal (blog "Gazety Polskiej" na salonie24.pl; palowanym był Komorowski) nie należy się strzał otwartą dłonią w gębę?

Prywatnemu, nie posłowi

Zapewne się należy. Na czyn tego rodzaju jest jednak miejsce tylko w świecie, w którym odróżnia się konteksty i role społeczne, pilnując granic między tym co prywatne, a tym co publiczne. Odwinięcie w policzek, w odpowiedzi na chamstwo, przy jednoczesnym utrzymaniu pozycji politycznej jest możliwe tylko, jeśli odrzuca się przekonanie, jakoby wszystko było przedmiotem zainteresowania polityki.

Te warunki, oczywiście, nie są obecnie spełnione. Pogląd, iż wszystko - od majątku, poprzez sztukę, aż po seksualność - ma charakter polityczny, to jeden z filarów współczesności. Dlatego też nie spodziewałbym się zbyt prędko zobaczyć kopniaka w gówniarski tyłek. Fakt, iż został on wymierzony "prywatnemu, nie posłowi", nie miałby bowiem zapewne dla nikogo znaczenia.

Kamil Sokołowski jest absolwentem filozofii, tłumaczem, autorem artykułów popularnonaukowych i naukowych (m. in. w "Pressjach", "Studiach z filozofii polskiej", "Roczniku kognitywistycznym").

Źródło: Zakładnicy chamstwa, www.dziennikpolski24.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zakładnicy chamstwa
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.