Naoczny świadek: w Kairze jak w westernie

Naoczny świadek: w Kairze jak w westernie
(fot. EPA/KHALED EL FIQI)
PAP / psd

Uzbrojone bojówki plądrują sklepy i prywatne domy w Kairze, niszczą każdy napotkany na swej drodze samochód, a na ulicach świszczą kule - tak sytuację w Kairze opisuje trener reprezentacji Egiptu w szermierce Artur Jamrozik. "Totalna samowola" podkreśla.

Artur Jamrozik wrócił we wtorek przed południem do Warszawy. Od sześciu miesięcy pracuje w Kairze. W rozmowie z PAP podkreślił, że największe zamieszki ominęły go, ponieważ ostatnie dni spędził na mistrzostwach krajów śródziemnomorskich w szermierce w Bejrucie. W Kairze został inny trener, Paweł Kantorski, z którym Jamrozik jest w stałym kontakcie.

"Mam nadzieję, że dzisiaj Paweł stamtąd wyleci. Z tego, co mi powiedział, gospodarze domu, który wynajmuje, kazali mu się w nim zabarykadować. (...) Po ulicach Kairu chodzą bandy, które wszystko plądrują: sklepy są w większości nieczynne, zdemolowane, także największe centra handlowe są zrujnowane. Część z nich jest spalona. Nikt nad tymi zamieszkami nie panuje, część sklepów jest otwarta" - opowiadał Jamrozik.

"W zasadzie, te bandy to uzbrojone w kije i broń palną bojówki. Z tego, co powiedział mi Paweł: w Kairze jest tak, jakby oglądało się western - ciągła strzelanina, kule świszczą, plądrowane są prywatne mieszkania, samochody są palone, niszczone. Totalna samowola.(...) To się wymknęło spod kontroli, nie ma osoby, która starałaby się to ujarzmić. (...) Nikt nie ma pomysłu na to, jak ta sytuacja ma dalej wyglądać, czy jest jakiś plan awaryjny. Mówi się, że są powoływani nowi ludzie w rządzie. Oni nie są nowi, to ludzie z tej opcji, z której jest Mubarak, jego koledzy, którzy byli w siłach zbrojnych, siłach bezpieczeństwa. Nikt nowy" - powiedział Jamrozik.

"Jeśli wygra frakcja islamistów, to będzie bardzo niebezpiecznie, nie tylko w Kairze, ale będzie to bardzo niebezpieczne dla całego świata, bo oni są już nie tylko antyamerykańscy, ale też antyeuropejscy" - dodał Jamrozik. 

W Kairze brakuje też żywności. "Jest dramat, jeśli chodzi o żywność. Nie ma pieczywa (...), brakuje wszystkiego, ludzie stoją w kolejkach, żeby coś zdobyć. Pracują jakieś osiedlowe piekarnie, ale (...) ceny skoczyły nawet 50-krotnie. Banki nie pracują już od kilku dni, więc nie ma pieniędzy. Paweł mi powiedział, że zrobił sobie zapas żywności na dwa, trzy dni i już mu się to skończyło. Wczoraj dostałem też informację, że dzisiaj mają wyłączyć prąd, telefony, nic ma nie działać w związku z tym, że na dzisiaj zapowiedziano największe demonstracje w Kairze" - opowiadał.

Sam Jamrozik wyjechał z Kairu do Bejrutu na zawody 28 stycznia. "Udało mi się wylecieć jednym z ostatnich samolotów (...). Z tego, co wiem, potem może jeszcze wyleciały dwa, trzy samoloty. Później lotnisko zamknięto" - opowiadał.

"Już w piątek w samym Kairze bardzo ciężko było dojechać na lotnisko - główne drogi dojazdowe były zablokowane. Nie stały tam jeszcze czołgi czy transportery opancerzone, ale była już policja, która blokowała główne arterie prowadzące do lotniska. (...) Nie można było przejechać. Jechałam akurat z ojcem mojego zawodnika i z jego bratem; objeżdżał blokady polnymi drogami, przez osiedla i w końcu udało mu się wyjechać na obwodnicę" - opowiadał.

Jak ocenił, w Bejrucie jest obecnie spokojnie. "Mieliśmy zawody sportowe w samym centrum Bejrutu - byli tam m.in. Włosi, Francuzi, Hiszpanie (...). W Bejrucie na głównych placach stoją co prawda transportery z wojskiem, z ostrą bronią, podobno wcześniej były jakieś zamieszki, podobno zostały opanowane. Na razie jest spokojnie, można chodzić po ulicach" - opowiadał.

Po zakończeniu zawodów Jamrozik wykupił przez internet bilet lotniczy. "Sam sobie kupiłem bilet za własne pieniądze - tak mi się udało ewakuować. Na lotnisku w Bejrucie jest spokojnie. Leciałem przez Pragę czeskimi liniami trasą Bejrut-Praga i Praga-Warszawa. Dzisiaj wróciłem” - powiedział.

Pytany o to, czy zamierza wrócić do Egiptu, odparł: "Mam oficjalny kontrakt, jestem trenerem reprezentacji, więc będę musiał tam wrócić, ale na razie czekam. Szefom zostawiłem swoje namiary, telefony komórkowe i czekam na informacje czy sytuacja się poprawi, kiedy i w jakim stopniu. Czy jest w ogóle do czego wracać? Ja mogę wrócić, ale wtedy, kiedy będę mógł w mieszkaniu, które wynajmuję, normalnie żyć. Kiedy będę mógł zrobić zakupy, pobrać pieniądze z banku. Teraz (...) nie mogę tam nawet pracować, bo trenujemy od godziny 18, a od godz. 15 jest godzina policyjna. Nie mogę realizować tego, do czego zostałem zatrudniony" - tłumaczył.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Naoczny świadek: w Kairze jak w westernie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.