Islam i chrześcijaństwo. Wrogowie czy przyjaciele?

Islam i chrześcijaństwo. Wrogowie czy przyjaciele?
(fot. Daveness_98 / flickr.com/ CC BY)

Sprawa apostazji Magdi Allama zwróciła uwagę wielu na stosunek Kościoła do muzułmanów. Islam odgrywa w świecie i w Europie co raz większą rolę, a Polska jest raczej (na szczęście dla Polaków)  biała plamą w "islamskiej powodzi". Ale nie wiadomo, co przyniesie nam jutro?

W tym tekście chcę się podzielić nie tylko moją wiedzą na temat islamu, ale także prawie dziesięcioletnim doświadczeniem życia wśród muzułmanów. W Dżalalabadzie, w południowym Kirgistanie, gdzie pracowałem jako misjonarz jeszcze w poprzednim roku, 99 % ludności to muzułmanie. Źródłem mojej wiedzy są nie tylko książki i własne obserwacje, ale także rozmowy z moim rosyjskim współbratem (żyliśmy w jednym domu zakonnym w Dżalalabadzie), który żył wcześniej w Egipcie i wyśmienicie zna język arabski i turecki.

Stosunek do chrześcijaństwa nie jest w Koranie jednoznaczny. Z jednej strony wyraża się do nich szacunek (szczególnie do zakonników) jako "ludzi Księgi", nawet do tego stopnia, że nie jest konieczne ich nawracanie. Z drugiej strony mówi się o tym, że Jezus jest tylko człowiekiem, a chrześcijanie razem z Żydami zafałszowali Święte Księgi. Dopuszczalna też jest taka interpretacja Koranu, w której chrześcijanie są niewiernymi, a muzułmanin ma prawo siłą zmuszać ich do przyjęcia prawdziwej wiary.

Wielu broni islamu, mówiąc, że to religia tolerancji (w odróżnieniu od chrześcijaństwa) i że większość muzułmanów nie jest wojowniczo nastawiona do innych religii. To może i prawda, szkopuł w tym, że ci "dobrzy" tradycyjni muzułmanie, nie są siłą napędową współczesnego islamu, tylko wloką się w końcówce muzułmańskiego peletonu. Do niedawna fundamentalizm islamski był powstrzymywany przez dyktatorskie rządy o orientacji socjalistyczno-najonalistycznej, które w dużym uproszczeniu traktowały islam tak, jak komuniści w Polsce PAX i księży patriotów. Ale zwróćmy uwagę, że upadł reżim szacha Reza Pahlawi w Iranie, zniknął Saddam Husajn w Iraku i Hosni Mubarak w Egipcie, lada dzień usłyszymy o końcu Baszar al-Asad w Syrii. Na ich miejsce przychodzą islamiści oraz fundamentaliści i jest bardzo możliwe, że to oni będą przewodzić muzułmanom w przyszłości.

Większość muzułmanów, których spotykałem, była dobrze nastawiona do nas, chrześcijan. Wielu uważało, że są różne drogi do Boga i dlatego religia nie jest powodem do wzajemnego zabijania się. Pytali się zazwyczaj, czy wierzę w to, że Bóg jest jeden. Moja pozytywna odpowiedź absolutnie ich zadowalała i na tym dialog teologiczny się kończył. Byli tacy, którzy przychodzili, rozmawiali, brali Pismo Święte i byli podatni na racjonalne argumenty. Zarazem muszę powiedzieć, że wielu z tych ludzi w swoim przywiązaniu do islamu przypominało (oczywiście w odpowiednich proporcjach) "wierzących niepraktykujących" w Polsce. A młodzi, bardziej "wierzący" muzułmanie to zupełnie inni ludzie. Tutaj wiele nie podyskutujesz i w najlepszym wypadku docenią to, że jesteś konsekwentny w wyznawaniu swojej wiary.  Kiedy w Dżalalabadzie odbywała się uroczystość poświęcenia cmentarza, gdzie spoczywają żołnierze gen. Andersa, wtedy zaprosiliśmy wielu starszych muzułmanów, którzy pamiętali tamte czasy i oni nie tylko przyszli, lecz także przynieśli stoły i ławki z meczetu, zjedli u nas obiad i krótko się pomodlili. W tym samym czasie podjechali młodzi chłopcy z brodami i zwymyślali tych staruszków za to, że przyszli w odwiedziny do chrześcijan. A trzeba zwrócić uwagę, że w Kirgizji pogardliwy stosunek do ludzi starszych jest prawie niespotykany!

Pamiętajmy też, że według kalendarza muzułmańskiego mamy obecnie rok 1434 i, nie obrażając średniowiecza, większość muzułmanów mentalnie żyje w innej epoce niż my, Europejczycy. Wiele naszych pojęć i haseł jest im zupełnie obca. Podam jeden zabawny przykład. Nasz były generał o. Peter Hans Kolvenbach, który przez wiele lat był misjonarzem w krajach muzułmańskich na Bliskim Wschodzie opowiadał taką historię: pewnego dnia odwiedził go w Rzymie jeden z książąt z rodziny królewskiej z Arabii Saudyjskiej. Książę wyraził ogromne zdziwienie tym, że widział samoloty latające nad Watykanem. Generał znowu nie rozumiał w czym problem. "Przecież w tych samolotach mogą być muzułmanie lub buddyści - powiedział książę - i w ten sposób bezczeszczą Wasze święte miejsce. I z tego właśnie powodu my nie pozwalamy, żeby samoloty latały nad Mekką".

Tak się złożyło, że większość narodów, które przyjęły islam ma, delikatnie mówiąc, inny temperament niż Niemcy lub Anglicy i zazwyczaj najpierw pod wpływem emocji ruszają do działania, a dopiero potem zastanawiają się, co i dlaczego. W Kirgistanie organizowałem obozy dla biednych dzieci i kalek z rodzin muzułmańskich. Nie podobało to się miejscowemu młodemu mulle i paru jego zwolennikom - uważali, że nawracam ich dzieci na "baptystów". Kiedy spotkałem owego mułłę powiedział mi: "Damian jeszcze raz zrobisz taki obóz to cię spalimy". Ja mu powiedziałem, żeby najpierw zobaczył, co my robimy, a dopiero potem podpalał, bo jak podpali, to może być za późno sprawdzić, czy rzeczywiście nawracaliśmy te dzieci. Nie jestem pewien, czy moja logika go przekonała.

Duża część muzułmanów jest słabo wykształcona, nie najlepiej zna inne kultury i  trudno od nich oczekiwać takiej tolerancji, empatii i zrozumienia, jaką cechuje się większość światłych Europejczyków. Jakich argumentów używali fundamentaliści, kiedy chcieli mnie nawrócić na islam? Że nasze linie papilarne są ułożone w kształt arabskich liter Allach Akbar, że gdzieś na niebie chmury ułożyły się w ten sam napis (mają nagranie wideo), że dziewczynka podarła Koran i zamieniła się w małpę (też jest video), że w Koranie pisze się o źródle, które równocześnie jest słodkie i słone, i że w oceanie znalazł je Cousteau i nawrócił się na islam (co nie jest prawdą).  Po takich "naukowych" dyskusjach z muzułmanami zawsze grzecznie dziękowałem za zaproszenia na różne spotkania dialogu muzułmańsko-chrześcijańskiego w Europie. Może tam i bywają inni muzułmanie, niż ci, których ja spotykałem, tylko kogo oni reprezentują?

Otóż podczas takich spotkań wiele mówi się np. o sufitach (podkreślających miłość Boga i znaczenie indywidualnej, mistycznej relacji człowieka z Stworzycielem), dużo mówi się o tzw. "złotej epoce" islamu, czyli pierwszych wiekach po Mahomecie. Problem w tym, że ja spotkałem tylko jednego muzułmanina, który mówił rzeczy podobne do sufich. Spotkałem za to wielu Europejczyków z wielkim przejęciem rozprawiających o sufizmie w islamie. W "złotej epoce" rzeczywiście islam odegrał niezwykle ważną kulturotwórczą rolę w Azji, Afryce i Europie. W tym czasie wśród muzułmańskich teologów  i uczonych bardzo silna była tzw. szkoła mutazylicka, która uważała, że do interpretacji Koranu należy używać rozumu i w związku z tym korzystali oni np. z osiągnięć filozofii greckiej. To wszystko piękne, tylko ten racjonalistyczny prąd w islamie został uznany za herezję, jego zwolennicy prześladowani i jego wpływ na współczesny islam jest minimalny. Nowe ruchy w islamie takie jak wahabici lub salafici są wszystkie bardzo tradycjonalistyczne, dopuszczają tylko dosłowną interpretacje Koranu i są zdecydowanie przeciwne racjonalizmowi w teologii. Należy pamiętać, że naukowe badanie islamu i Koranu zostało zapoczątkowane przez Europejczyków i to oni do dzisiejszego dnia zdecydowanie wiodą prym w tej dziedzinie. Nawet bardzo dobrze wykształceni muzułmanie bardzo słabo znają Ewangelię i chrześcijaństwo, za to katolicy (i w ogóle Europejczycy) zajmujący się dialogiem z islamem, znają go wyśmienicie, często lepiej niż sami muzułmanie.

Duża grupa muzułmańskiej młodzieży w Europie jest bardzo podatna na propagandę islamistów (dlaczego to oddzielny temat). Wielu zamachowców z 11 września pochodziło z Europy, a nie tylko z krajów arabskich, podobnie niemało urodzonych w Europie muzułmanów można odnaleźć w obozach talibów. I te wszystkie fakty trzeba brać pod uwagę, kiedy wypowiadamy się o islamie jako "religii tolerancyjnej wobec innych wyznań".

Muzułmanie są sojusznikami chrześcijan w sporach z liberalno-lewicową ideologią. Krytykując islam, pamiętajmy także, że za nasze słowa zawsze odpowiedzą chrześcijanie w krajach muzułmańskich, a nie my sami. To są niewątpliwie dwa ważne powody, dla których Kościół stara się być w dobrych stosunkach z muzułmanami i szukać z nimi porozumienia. Zaś amerykańscy pastorzy, którzy chcą palić Koran, biorą na siebie odpowiedzialność za krew chrześcijan w Pakistanie lub Sudanie.

Najbardziej niebezpieczna sytuacja dla nas chrześcijan będzie wtedy, gdy lewicowo-liberalne autorytety moralne znajdą z muzułmańskimi fundamentalistami wspólny język. A będzie to możliwe, gdy islam zdobędzie w Europie realną pozycję w polityce. Jestem przekonany, że wielu z dzisiejszych wojowników walczących zaciekle z  Ciemnogrodem pierwsi polecą do meczetu. Nie takie sojusze świat widział. Wtedy nasza jedyna nadzieja w… Chińczykach.

Na portalu DEON.pl ukazał się komentarz br. Damiana Wojciechowskiego SJ o apostazji Magdiego oraz tekst  Czy my wierzymy w Allaha?

Brat Damian Wojciechowski (ur. 1968), jezuita. Z wykształcenia dziennikarz i reżyser (ukończył szkołę filmową w Moskwie). Na początku lat 90-tych pracował w TVP. Od 1996 misjonarz w Syberii, Kirgizji i Kazachstanie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Islam i chrześcijaństwo. Wrogowie czy przyjaciele?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.