Czy Kościół to nasz okupant?

Czy Kościół to nasz okupant?
(fot. LC_24 / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Wedle informacji Radia Watykańskiego włoski Episkopat zadecydował, że tamtejsi księża będą przekazywać część swoich pensji na specjalny fundusz walki z bezrobociem wśród młodych.

Inicjatywa wiąże się bezpośrednio z Rokiem Miłosierdzia, który zacznie się 8 grudnia 2015 roku i potrwa do 20 listopada 2016 r. Bezrobocie wśród młodych Włochów sięga ponad 50 proc. Skala problemu jest znaczna. Dlatego też bp Giancarlo Bregantini, przewodniczący Komisji Episkopatu ds. problemów społecznych i pracy podkreślił, że "wyrzeczenie kapłanów ma być znakiem przynoszącym młodym ludziom nadzieję". I zaznaczył, że przejście od inicjatywy teologicznej do konkretnych działań o społecznych celach jest "w najwyższym stopniu zgodne z intencjami papieża".

Decyzja włoskiego Episkopatu z jednej strony jest bardzo cenna, z drugiej może budzić kontrowersje, szczególnie na polskim podwórku. Wszak przyzwyczajeni jesteśmy do argumentu, że "każdy powinien sam decydować o swoim miłosierdziu", a w tym przypadku mamy do czynienia z "odgórnie narzuconym" rozwiązaniem. Tymczasem mamy do czynienia z dawno u nas zapomnianym albo traktowanym jako wyświechtany slogan wskazaniem na solidarność społeczną. Rozeznanie potrzeb i bolączek społeczeństwa, w którym się żyje i którego się jest częścią doprowadziła do tego, że hierarchowie włoskiego Kościoła uznali taką inicjatywę za niezbędną i ważną. Właśnie w nachodzącym Roku Miłosierdzia. Nie tylko pokazali, że nauczanie Kościoła nie stoi poza problemami trapiącymi liczną grupę młodych Włochów i ich rodziny, ale także, że ich własne życie i posługa dotyka i łączy się z życiem "własnego narodu". Nie wykluczam zresztą, że części włoskiego kleru taka decyzja może być nie w smak.

Tradycja antyklerykalna w Polsce zna termin, który raz po raz odżywa: "nasi okupanci". To tytuł przedwojennej książki Tadeusz Boya-Żeleńskiego, w której bardzo mocno rozprawiał się on z faktycznymi i urojonymi grzechami Kościoła. Stwierdzał choćby kąśliwie: "w palącej sprawie bezrobotnych Kościół może ograniczyć się do zarządzenia mszy świętej na ich intencję" (pisownia oryginalna). Termin "nasi okupanci" miał wskazywać, że instytucjonalny Kościół jest bytem obcym w Polsce, który narzuca Polakom cudzą logikę i interesy. Boy-Żeleński nie był w swoich krytykach do końca uczciwy: polski katolicyzm z czasów zaborów i epoki przedwojennej miał piękne karty, także dotyczące działalności społecznej i narodowej. Ale Boy-Żeleński rozprawiał się z Kościołem mocno, zwracając największą uwagę na sprawy obyczajowe, co sprawia, że i dziś raz po raz chętnie sięga po niego nasza współczesna "lewica okołoobyczajowa".

DEON.PL POLECA



I tu jawi się kwestia, którą warto postawić na "ostrzu pióra": czy Kościół w Polsce jest "bytem obcym"? Czy też żyje bolączkami i problemami społeczeństwa, którego jest częścią? Ktoś powie: co za głupie pytanie, przecież księża czynią posługę sakramentalną, animują życie wspólnot religijnych, a niekiedy też zupełnie świeckich inicjatyw. Przecież katolickie rodziny żyją w tych samych blokach, na tych samych osiedlach, w tych samych miastach i miasteczkach, co ludzie niewierzący. To grupy wierzących, nie tylko katolików, ale chrześcijan, tworzą dzieła miłosierdzia wspierające ludzi żyjących w biedzie, osoby bezdomne, samotne matki. To wszystko jest prawdą. Istnieje w Kościele, w polskim chrześcijaństwie może stosunkowo niewielka, ale bardzo pracowita a mało komu na ogół znana grupa ludzi, którzy służą "praktycznym miłosierdziem", także w wymiarze społecznym.

Rzecz jednak w tym, że - nie jestem w tej opinii odosobniony - wielu katolików czeka na mocny głos Kościoła w Polsce w sprawach aktualnych bolączek społecznych. Nie w sprawach obyczajowych, nie sporów o in vitro, nie aborcji - ale w kwestiach coraz większych w kraju podziałów na bogatych i biednych, na wyzyskiwanych i wyzyskujących, na uprzywilejowanych i zamożnych i ludzi zagrożonych trwałym bezrobociem i biedą. Naprawdę, jest wielu ludzi, których interesuje głos polskiego Kościoła w tych sprawach i dla których papież Franciszek jest ważny także dlatego, że umie i chce o tym mówić. Rzadziej słychać ich głos, bo niespecjalnie mają miejsca w przestrzeni publicznej, w których mogliby się wypowiedzieć: media z reguły podporządkowane są pilnowaniem interesów tych, którym wiedzie się całkiem nieźle.

Ciekawi mnie, z jakim przyjęciem podobny do włoskiego pomysł spotkałby się u nas. Po pierwsze, czy miałby w ogóle szansę wypłynąć z Episkopatu. Po drugie, jak zostałby przyjęty przez polskie duchowieństwo. Po trzecie, jak zareagowałyby na niego opiniotwórcze prawicowe media. Po czwarte, jak podzieliłyby się opinie i głosy w obrębie "katolickiej opinii publicznej". A przecież mógłby to być właśnie mocny, dobitny przykład tego, że Kościół hierarchiczny rozumie polskie współczesne problemy i ma odwagę potraktować je jako wyzwanie "praktycznego miłosierdzia".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Czy Kościół to nasz okupant?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.