Bóg kocha, lubi, szanuje

Bóg kocha, lubi, szanuje
(fot. h.koppdelaney/flickr.com/CC)
Logo źródła: Głos Ojca Pio Tomasz Duszyc OFMCap

Czy zadałem sobie kiedykolwiek pytanie: "Dlaczego istnieję?". Przecież tak nie musiało być. Świat w swych kosmicznych przestworzach i na przestrzeni miliardów lat "poradziłby sobie" równie dobrze, gdyby mnie nie było. A jednak jestem, mogę czytać te słowa i stawiać sobie takie pytania, na które odpowiedź będzie musiała sięgnąć nieskończoności...

Bóg cię kocha

Zapewne nie raz słyszeliśmy w naszym życiu słowa: "Bóg cię kocha". I może nie raz wzbudzały one w nas irytację, reagowaliśmy wzruszeniem ramionami i z różnych względów dystansowaliśmy się od nich. Tego, kto je do nas kierował, uważaliśmy na mało wiarygodnego: - Przecież on nas nie zna, nie rozumie, nie wie, co czujemy, łatwo mu powiedzieć taki piękny slogan, ale brzmi to zgoła jak jakaś ideologia.

Mogło też jednak być inaczej. Kiedy w Krakowie żył jeszcze ojciec Romuald Szczałba, wiele osób przychodzących do kapucyńskiego klasztoru, by się u niego wyspowiadać, zanim otrzymało  stosowne pouczenie i rozgrzeszenie, mogło usłyszeć jego "sakramentalne": "Dziecko kochane, Pan Bóg cię tak bardzo kocha"… I wcale nie miało się wrażenia, że jest to tylko religijny frazes. Albo ojciec Benignus Sosnowski, więzień Oświęcimia i apostoł trzeźwości, którego "Pan Jezus cię kocha" niejednego alkoholika postawiło na nogi, wyznaczając zwrotny moment w jego życiu.

To z pewnością tajemnica, kiedy te proste słowa znajdują drogę do ludzkiego serca. Nie zmienia to jednak faktu, że kryją one w sobie głęboką prawdę i odpowiedź na pytanie o sens ludzkiego życia.

Czasami mówi się, że człowiek żyje po to, by kochać Pana Boga. Owszem, jest to prawda, ale nie można przy tym zapominać, że kolejność jest w istocie odwrotna: żyję, istnieję, ponieważ to Pan Bóg pierwszy mnie pokochał. Miłość Boża tym właśnie wyróżnia się na tle ludzkiego doświadczenia miłości, że jest całkowicie bezinteresowna i bezwarunkowa. Bóg nie kocha za coś albo po coś. On kocha, ponieważ po prostu sam jest Miłością.

Autor Księgi Powtórzonego Prawa, zastanawiając się nad tym, dlaczego Pan Bóg wybrał lud izraelski, pisze: "Pan wybrał was i znalazł upodobanie w was nie dlatego, że liczebnie przewyższacie wszystkie narody, gdyż ze wszystkich narodów jesteście najmniejszym, lecz ponieważ Pan was umiłował" (Pwt 7,7-8a) - i słowa te każdy z nas może odczytać jako mówiące właśnie o nim, podpowiadające odpowiedź na pytanie "dlaczego istnieję".

Miłość Boża jest też "wieczysta". Nigdy się nie wyczerpie, nigdy się nie skończy. Bóg zawsze kocha i nie ma takiej siły na świecie ani takiej słabości i grzechu w człowieku, które mogłyby tej miłości zagrozić. Pojęcie wieczności jest dla nas nieco abstrakcyjne, Księga Izajasza przybliża nam ją za pomocą obrazu: "Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie, mówi Pan" (Iz 54,10). W każdym razie, jeśli na tym świecie jest coś pewnego, coś, na czym można się oprzeć, to jest to właśnie prawda o Bożej miłości do każdego człowieka.

Tym, co najbardziej kłóci się z wymową słów "Bóg cię kocha", jest nasze, ludzkie doświadczenie odrzucenia, poniżenia, braku poczucia własnej wartości, nieumiejętności odnalezienia się w czasem brutalnym świecie, jaki nas otacza. Przedrzeć się przez to wszystko, by otworzyć się na doświadczenie miłości Pana Boga, może nam pomóc właśnie odwołanie się do tej podstawowej prawdy, że istnieję, żyję, że jest to coś cudownego i nie byłoby to możliwe, gdyby nie istniał Ktoś, kto to sprawił, kto jest Miłością i kto wciąż jest przy mnie. Pismo Święte tak opisuje to doświadczenie: "Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Panie, miłośniku życia!" (Mdr 11,24-25).

Czy On mnie lubi?

Prawdę o Bożej miłości możemy przyjąć intelektualnie i powiedzieć: "Tak, w istocie tak musi być, Pan Bóg rzeczywiście jest Miłością". Możemy nawet głosić tę prawdę innym (jak chociażby próbuje to robić autor artykułu), i to z wielkim zaangażowaniem. Przed każdym z nas pozostanie jednak wyzwanie, by pokonać drogę, o której niektórzy mówią, że jest najdłuższym dystansem na świecie - drogę od intelektu do serca.

"Tak, wiem, że Pan Bóg mnie kocha, ale czy On mnie lubi?" - tak sformułowany dylemat dobrze oddaje opisany powyżej stan. Słowo "kocha" oznacza dla nas pewien ideał, może być odległe, zbyt "wielkie". Na początek wystarczyłoby doświadczyć, że Pan Bóg nas tak po prostu "lubi" i gdyby miał swój profil na Facebooku, od razu dodałby nas do znajomych, chciałby wpaść do nas na kawę i zrobić niespodziankę na urodziny, że po prostu zależy Mu na nas i lubi być w naszej obecności.

Chodzi o pewne unikalne, wewnętrzne, osobiste doświadczenie spotkania twarzą w twarz z Miłością. Spotkania, które nie pozostawia wątpliwości, staje się faktem, punktem zwrotnym i punktem odniesienia. Spotkania, które tak bardzo należy do chrześcijańskiego doświadczenia wiary i które staje się bramą do coraz pełniejszego rozumienia, przyjmowania i głoszenia Bożej miłości.

Co zrobić, by przeżyć takie spotkanie? Czy można je jakoś sprowokować, przyspieszyć, zaplanować, zaaranżować? Czasami czytamy o ludziach, którzy takie spotkanie przeżyli i dzielą się swoim doświadczeniem. Naszą reakcją bywa wtedy myśl: "Takim to dobrze, też chciałbym tak wyraźnie doświadczyć Bożej miłości". Ja sam też kiedyś przeżyłem takie osobiste doświadczenie spotkania z Bogiem, który dał mi do zrozumienia, że zna mnie doskonale, nawet bardziej niż ja sam siebie (to był ten element spotkania, w którym dzięki Niemu ja sam mogłem siebie lepiej poznać i zrozumieć), i że pomimo tego, co jest we mnie, bardzo mnie kocha i bardzo Mu na mnie zależy, i że chce mi pomagać się zmieniać, chce naprawdę zaangażować się w moje życie. To spotkanie było całkowitym zaskoczeniem, może też przez to, że było objawieniem jakiejś nowej prawdy o mnie, której sobie wcześniej nie uświadamiałem. Dlatego nie bardzo mogę sobie wyobrazić, że mógłbym się jakoś do niego przyczynić. To sam Pan Bóg wybrał miejsce i czas. Jedyne, co dostrzegam po mojej stronie, to szukanie prawdy, może po omacku, ale mimo to bardzo autentyczne. Wciąż widzę moją ówczesną próbę stanięcia w prawdzie i tę, chyba najszczerszą w moim życiu modlitwę: "Panie Boże, ja już dalej tak nie mogę, ratuj, zmiłuj się nade mną!". To chyba ta modlitwa otwarła mi wtedy drogę do tego doświadczenia, które było ogarnięciem miłością i zrozumieniem przez Boga, którego po raz pierwszy poznałem w ten sposób.

Jeśli chcesz

W ludzkich relacjach mówi się czasami o tak zwanej "toksycznej miłości". Ma ona różne wymiary, ale w największym skrócie chodzi o sytuację dominacji, zawłaszczenia, zniewolenia jednej osoby przez drugą, która wykorzystując swoją przewagę i słabości tej drugiej strony zamienia łączącą ich relację w rodzaj więzienia i potrzasku.

W takim kontekście jakże poruszająco brzmią słowa Jezusa, kierowane przez Niego do tych, których zaprasza na drogę miłości do Boga: "Jeśli chcesz...". W miłości Bożej niezwykłe jest to, że choć jest ona tak wielka, tak doskonała i nieskończona, pozostawia człowiekowi całkowitą wolność - to do mnie należy decyzja, czy ją przyjmę.

Możemy zobaczyć w tym przejaw wielkiego szacunku, jakim Pan Bóg darzy człowieka, traktując go jako prawdziwego partnera przymierza, przyjaciela, członka rodziny. I choć zawsze musimy pamiętać o nieskończonym dystansie, jaki dzieli nas, stworzenia, od Stwórcy, to zarazem wydarzenie Wcielenia, prawda o tym, że Bóg stał się człowiekiem, ustawia ten dystans w zupełnie nowej perspektywie.

Księga Apokalipsy rysuje przed nami obraz Jezusa, który puka do drzwi naszego serca: "Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną" (Ap 3,20). Tajemnica delikatności Boga polega na tym, że klamka znajduje się wyłącznie po naszej stronie i On sam nie może otworzyć tych drzwi, potrzebuje do tego naszej zgody i naszego zaangażowania.

Z wyliczanki modlitwa

Zapewne pamiętamy z lat szkolnych dziecinną wyliczankę: Kocha, Lubi, Szanuje... Niektórzy uważają, że powinno się ją czytać w odwrotnej kolejności, bo to lepiej oddaje dynamikę wzrastania w miłości: od szacunku, przez sympatię do prawdziwego pokochania drugiej osoby. Jeśli nieco ją "ocenzurujemy", usuwając te sytuacje, które przynależą do czysto ludzkich relacji, otrzymamy zapadającą w pamięć rymowankę, którą można by nawet potraktować jako tekst powtarzanej w sercu modlitwy, a puentujący ją obraz zaślubin odczytywać jako podarowane świętym doświadczenie prawdziwego zjednoczenia z Bogiem w miłości, do którego tak naprawdę wezwany jest każdy i każda z nas: Bóg Kocha, Lubi, Szanuje, W myśli, W mowie, W sercu, Na ślubnym kobiercu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Bóg kocha, lubi, szanuje
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.