Czego uczy nas profanacja krzyża w Bogatyni? To bolesne wydarzenie ma dwa wymiary

Czego uczy nas profanacja krzyża w Bogatyni? To bolesne wydarzenie ma dwa wymiary
Fot. Pavel Nekoranec / Unsplash

W czasie tegorocznego Triduum Paschalnego, w kościele kapucynów przy Loretańskiej w Krakowie, pod "ciemnicą", znajdowały się takie słowa świętego Augustyna: "Miłość własna posunięta aż do pogardy Boga. Miłość Boga, posunięta aż do pogardzenia sobą". Tą pierwszą miłość każdy z nas zna aż za dobrze. Druga Miłość dokonała się na krzyżu Chrystusa - tym samym, który nosimy na szyi, który wisi w naszym mieszkaniu i który został sprofanowany w Bogatyni. Czy to smutne wydarzenie może nas czegoś nauczyć?

Wspomniana profanacja dokonała się w nocy z 3 na 4 kwietnia w parafii św. Maksymiliana Marii Kolbego w Bogatyni. Sprawca z premedytacją (bo inaczej byłoby to niemożliwe) przepiłował dolną belkę kilkumetrowego krzyża, który przewrócił się na trawnik. Jakby tego było mało, wydarzyło się to kilka dni po wielkopiątkowej liturgii, w czasie której, w każdym polskim kościele, prezbiter podnosił krzyż i śpiewał: "Oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata".

Profanacja z Bogatyni ma przynajmniej dwa wymiary. Pierwszy z nich to samo zniszczenie krzyża - najważniejszego symbolu wszystkich chrześcijan, bez względu na denominację. Katolicy, protestanci, prawosławni - dla nas wszystkich dwie skrzyżowane belki to coś znacznie więcej, niż kulturowy symbol, który można powiesić w uchu lub na nadgarstku i - gdy już nam się znudzi - schować do zakurzonej szuflady. Krzyż Chrystusa to odwieczna, wpisana w dzieje ludzkości tajemnica. To drzewo, które - zanim jeszcze zostało ścięte i zamienione na rzymskie narzędzie tortur - było święte. Gdyby ktoś z nas jakimś cudem znalazł się w jego pobliżu, gdy jeszcze rosło wśród innych drzew i wiedział, co się z nim stanie, nie mógłby przejść obok niego obojętnie.

Krzyż Jezusa jest tak bardzo wpisany w naszą historię, że już w Księdze Liczb (opisuje ona wydarzenia rozgrywające się 13 wieków przed Chrystusem!), znajduje się zapowiedź tego, co działo się w Jerozolimie, około 30. roku. "Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu»". Pięknie wyraża to scena z serialu "The Chosen", w której widzimy Mojżesza spełniającego zalecenie Jahwe. Gdy do namiotu przewódcy Izraelitów wchodzi Jozue i pełen goryczy tłumaczy mu bezsensowność jego działania - podczas gdy na zewnątrz ludzie padają jak muchy, Mojżesz zajęty jest przygotowywaniem węża - w tle znajdują się nierzucające się w oczy, dwie skrzyżowane belki. Dlaczego akurat krzyż? Świat nigdy nie rozumiał i nie zrozumie tego, jak narzędzie tortur (a później grób) mógł stać się drogą do życia. A jednak Izajasz (700. rok przed Chrystusem!) nie miał wątpliwości: "W Jego ranach jest nasze zdrowie" (Iz 53,5). Podobnie jak Izraelici, którzy spojrzeli na miedzianego węża, odzyskiwali zdrowie, tak my - wpatrzeni w Chrystusa - znajdujemy ocalenie.

DEON.PL POLECA


Drugi wymiar profanacji z Bogatyni jest dużo bardziej przyziemny i dotyczy tego, jak zareagowaliśmy na to bolesne wydarzenie. Nieznany sprawca tuż po Triduum Paschalnym i Wielkanocy (najważniejszym święcie chrześcijan) z premedytacją niszczy krzyż. Czy chociaż jeden publicysta odniósł się do tego? Czy ktoś napisał: "Stało się coś smutnego, niepokojącego"? Przyznam, że poza informacjami prasowymi, komentarzem księży z parafii, w której dokonała się profanacja oraz refleksją ks. Krzysztofa Hawro opublikowaną na łamach "Niedzieli", nikt nie pisnął o tym ani słowa. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, co by się stało, gdyby podobna profanacja wydarzyła się w kontekście niechrześcijańskim? Prawdopodobnie przez kilka dni nie cichłyby głosy pogardy dla tego, który jej dokonał. Pisaliby o tym również chrześcijanie, katolicy.

Profanowanie chrześcijaństwa jest czymś tak powszednim, że po prostu przyzwyczailiśmy się do niego. Nasza wiara stała się z kolei sprawą na tyle osobistą i indywidualną, że każda próba publicznego przyznania się do niej, stanięcia w jej obronie, ma więcej wspólnego z ekshibicjonizmem niż świadectwem. Być może ma to związek z kryzysem, przez który przechodzi Kościół, być może z tego powodu wiele osób po prostu wstydzi się przyznać do tego, że jest w Kościele. Kryzys rzeczywiście jest, a wielu duchownych dało nam ostatnio powody do zgorszenia. Ale nie znaczy to, że mamy być wyłącznie krytyczni wobec Kościoła i z milczącą aprobatą przyjmować informacje o profanacji tak ważnego symbolu, jakim jest krzyż Chrystusa.

Niestety chrześcijaństwo nam spowszedniało. Szkoda, bo gdybyśmy spojrzeli na Ewangelię bez uprzedzeń i rutyny, jakby na nowo (sam mam z tym niemały problem), odkrylibyśmy najpiękniejszą na świecie historię - kompletną, spójną i niosącą nadzieję całej ludzkości. Bo jak inaczej opisać Boga, który całkowicie poświęca się za nas, gdy my nie jesteśmy w stanie się zmienić?

W czasie tegorocznego Triduum Paschalnego, w kościele kapucynów przy Loretańskiej w Krakowie, pod "ciemnicą", znajdowały się takie słowa świętego Augustyna: "Miłość własna posunięta aż do pogardy Boga. Miłość Boga, posunięta aż do pogardzenia sobą". Trudno o bardziej aktualny komentarz. Tą pierwszą miłość każdy z nas zna aż za dobrze. Druga Miłość dokonała się na krzyżu Chrystusa - tym samym, który nosimy na szyi, który wisi w naszym mieszkaniu i który został sprofanowany w Bogatyni. Pamiętajmy o tym, gdy przy najbliższej okazji zobaczymy dwie skrzyżowane belki.

Podobno Pan Bóg może z każdego zła wyprowadzić dobro i chociaż Wielki Piątek już dawno się skończył, mam wrażenie, że sprawca profanacji z Bogatyni niechcący "przedłużył" refleksję nad krzyżem Chrystusa. Może właśnie tego potrzebowaliśmy? Ja na pewno.

Kiedyś pilot wycieczek, obecnie dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Od 10 lat redaktor DEON.pl. Uważa, że rzeczy materialne starzeją się i tracą na wartości, a radość z podróżowania jest ponadczasowa i bezcenna. Jego ulubionym kierunkiem jest północ, a dokładniej wszystko "w górę" od pięćdziesiątego równoleżnika. Od miast woli naturę, najlepiej oglądaną z okna pociągu. Interesuje się również historią, psychologią i duchowością. Lubi latać dronem, wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Wit Chlondowski OFM

Każdego dnia przeżywamy wiele napięć i stresów. Czujemy się przeciążeni i osamotnieni. Bywa, że nie rozumiemy tego, co dzieje się w nas samych. Zmienność uczuć, codzienne doświadczenia, nieuporządkowana historia życia… To wszystko wpływa nie tylko...

Skomentuj artykuł

Czego uczy nas profanacja krzyża w Bogatyni? To bolesne wydarzenie ma dwa wymiary
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.