Moje ciało. Lubię to?

Moje ciało. Lubię to?
(fot. shutterstock.com)
Ewa Kiedio / DEON.pl i Laboratorium WIĘZI

Rozdźwięk między tym, kim się czujemy, a tym, jak przez pryzmat naszego ciała odbierają nas inni - dręczy nas. Oto na wnętrze tak niejednoznaczne, złożone, wciąż zmienne, pełne niuansów i zawiłości nałożony został kształt toporny, ciężki, niewiele mający wspólnego z tamtą bogatą rzeczywistością.

- Nie! Nie jestem słoniem! Nie jestem zwierzęciem! Jestem ludzką istotą! Jestem człowiekiem! - krzyczy do napastujących go ciekawskich John Merrick, tytułowy bohater filmu "Człowiek słoń". Jego potwornie zdeformowane, pełne narośli ciało budziło w patrzących mieszaninę fascynacji i przerażenia, czyniąc go jarmarczną atrakcją. Wyrwany z tej cyrkowej rzeczywistości, w spotkaniu z życzliwymi ludźmi okazuje się człowiekiem o dużej wrażliwości i inteligencji. Bohater filmu Davida Lyncha (opartego zresztą w pewnym stopniu na autentycznej historii) stał się symbolem dla wielu osób walczących z nieakceptacją własnego ciała.

Kim jestem ja i jak się ma do tego moje ciało? Dlaczego czasem wydaje się ono tak obce? Co ma wspólnego z moim wnętrzem? Pytania te wciąż powracają w literaturze, sztuce, filozofii i psychologii. Od pewnego momentu rozwoju stawia je sobie też bodaj każdy z nas. Analizując poglądy Gombrowicza na formę, w tym ciało jako jedną z form najbardziej uciążliwych, Radosław Romaniuk pisał: "Pełna identyfikacja z własnym ciałem możliwa jest chyba jedynie w wieku niemowlęcym, na etapie, gdy jego obserwacja kształtuje świadomość «ja». Wraz z rozwojem samoświadomości wzrasta [...] dystans. Jest to proces nieunikniony, człowiek sam dla siebie jest amorficzny, ciało natomiast ma kształty zawstydzająco konkretne, nie mówiąc już o tym, że w wyjątkowych tylko wypadkach zgodne z estetycznym gustem właściciela. [...] Inną niekomfortową cechą fizyczności jest widoczność, wystawienie na spojrzenia innych, groźba bycia zobaczonym, podziału w czyichś oczach na niezależne elementy, ograniczenia całości do części" (Dramat religijny Tołstoja, Warszawa 2004, s.180).

Tam w lustrze…

DEON.PL POLECA

Rozdźwięk między tym, kim się czujemy, a tym, jak przez pryzmat naszego ciała odbierają nas inni - dręczy nas. Oto na wnętrze tak niejednoznaczne, złożone, wciąż zmienne, pełne niuansów i zawiłości nałożony został kształt toporny, ciężki, niewiele mający wspólnego z tamtą bogatą rzeczywistością. Głęboko oddani refleksji, na twarzy miewamy wyraz bezmyślności. Uśmiechamy się w sercu do czyichś słów, a innym jawi się to jako ironiczny grymas. W spojrzenie staramy się wlać maksimum współczucia - pytają wtedy: skąd ten fałsz?

To problemy ludzi o zdrowej mimice - i tak niemałe. Różne bywa jednak ciało. Na stałe może być w nie wpisany pewien wyraz, znak uczuć, stanów przez większość czasu nieadekwatny. Uszkodzone mięśnie, nerwy, tiki... Zdarza się, że twarz, to "zwierciadło duszy", rysuje się niepomiernie, pęka na naszych oczach. Conrad Veidt, odtwarzający tytułową rolę w niemym filmie z 1928 r. Człowiek, który się śmieje, na twarzy ma w każdych okolicznościach szeroki, groteskowy uśmiech. Wobec dramatycznych wydarzeń wygląda to na maskę cynizmu, okrucieństwa czy szaleństwa. Nic jednak bardziej mylnego. Odgrywany przez Veidta bohater w dzieciństwie został potwornie okaleczony - uśmiech wycięto na stałe w jego twarzy. Element ten sprawia, że film będący w zasadzie dramatem klasyfikowany bywa jako horror. Horror ciała...

Spójrz na mnie

Na ile więc jesteśmy swoim ciałem? I na ile możemy się w nim odnaleźć? Między XVI a XVIII wiekiem wierzono, że w pełni. Królowała wówczas fizjonomika, nauka (dziś powiedzielibyśmy: pseudonauka) zakładająca, że na podstawie wyglądu twarzy i postury rozpoznać można charakter i cechy umysłowe. W dziele Marina Cureau de la Chambre Sztuka poznawania ludzi (1660 r.) czytamy: "[Natura] wylała całą duszę człowieka na zewnątrz i wcale nie potrzeba okna, by widzieć jego poruszenia, skłonności i nawyki, jako że jawią się one na jego obliczu i są na nim wypisane tak czytelną i wyraźną czcionką" (za: Historia ciała, Gdańsk 2011, s. 277). Idąc jeszcze dalej tym tropem, Louis-Sébastien Mercier rozpoznawał morderców po niskim wzroście: "Okrutne dusze mieszkają w ciasnych ciałach" (tamże, s. 279).

Oczywiście, nie myślimy tak dzisiaj... A może jednak tego typu ocena wciąż się ujawnia? Za którą z tych odpowiedzi przemawiałoby istnienie portali takich jak fotka.4teens.pl czy piekni.pl, na których internauci oceniają zamieszczone przez innych internautów własne fotoportrety? Dodajmy - podstawą tej oceny, często wyrażanej w skali punktowej, nie jest wcześniejsza znajomość, ale sama prezencja dająca się dostrzec na zdjęciu.

Osoby urodzone po 1982 roku bywają określane mianem pokolenia "Look at me". Naczelną zasadę stanowi tu tworzenie własnego wizerunku i jak najszersze rozpowszechnianie go. Inni ludzie pełnią w takiej wizji rolę publiczności, której pożądaną reakcją będzie docenienie naszej atrakcyjności.

W dobrym świetle

Rola, jaką w autoprezentacji odgrywa zdjęcie, stała się niepodważalna. Starczy powiedzieć, że w fotografię zaopatrzone zostaje standardowe CV, nawet formułowane przez osoby starające się o posady niemające nic wspólnego z zewnętrznym wizerunkiem, wymagające jedynie kompetencji intelektualnych. Fotografia przypisana do konta użytkownika stanowi też podstawowy element każdego dużego portalu społecznościowego. O ile kilka lat temu na popularnych wówczas portalach Grono czy NaszaKlasa to miejsce często pozostawało puste lub pojawiały się w nim rysunki i zdjęcia luźno związane z właścicielem danego konta (np. symbole, zwierzęta, krajobrazy), o tyle na dominującym dziś wśród portali Facebooku, gdzie pilnie sprawdza się prawdziwość publikowanych informacji osobowych, regułą stało się zamieszczanie w tym miejscu autentycznych fotoportretów.

Znamienny w tym kontekście będzie artykuł z magazynu "PC World" pt. Zadbaj o swój wizerunek na Facebooku. Otwierają go słowa: "Profil w serwisie społecznościowym może równie dobrze dodać skrzydeł, co zaszkodzić twojej karierze lub relacjom z innymi ludźmi. Podpowiadamy, co publikować w Sieci, aby uniknąć problemów i zawsze stawiać się w dobrym świetle".

Wygrywają tu ci, którzy mają zaprzyjaźnionego dobrego fotografa i potrafią korzystać z programów do obróbki zdjęć. Mówienie o tym, że fotografie gwiazd prezentowane w prasie zostają wcześniej głęboko przetworzone, to truizm. W związku ze wzrastającą dostępnością programów graficznych nie jest już jednak czymś zaskakującym, że oglądamy także zmodyfikowane zdjęcia swoich znajomych. Lub że poznając osobiście kogoś, z kim wcześniej mieliśmy wyłącznie kontakt internetowy, nie powinniśmy nastawiać się na szczególne podobieństwo oryginału do stworzonego przez niego wizerunku. Wiadomo, że najlepszym kosmetykiem wygładzającym cerę, wybielającym zęby, poprawiającym strukturę włosów, a zarazem najlepszym ćwiczeniem na talię jest program Photoshop. W zabawny sposób mówi o tym nagranie zamieszczone na YouTubie:

Doświadczyć ciała

Chęć zaprezentowania się w sposób jak najlepszy nie jest niczym nowym - poza sferą wizualną dotyczy wielu innych kwestii. Wspomnieć można choćby o tendencji do szumnego, przesadzonego przedstawiania własnych osiągnięć naukowych, kulturalnych, sportowych itp. Zdaje się jednak, że wielka wrażliwość człowieka na punkcie ciała oraz podkreślane obecnie przez socjologów i psychologów wielkie nastawienie na kulturę obrazu sprawiają, że właśnie ta warstwa nas, jaką jest wygląd zewnętrzny, niesie ze sobą szczególne niebezpieczeństwa. Bombardowani wyidealizowanymi, fałszywymi wizerunkami narzucamy sobie czasem wyśrubowane, niemożliwe do spełnienia wymogi. Dramatycznym efektem bywa wytworzenie nieadekwatnego obrazu swojego ciała, które nawet obiektywnie odpowiadając współczesnym wzorcom piękna, wciąż jest dla "właściciela" niesatysfakcjonujące czy wręcz okropne. Skrajnym przykładem jest tu problem anoreksji.

W dyskusji Nowy wspaniały człowiek publikowanej w "Więzi" (2010, nr 8-9) Marek Drwięga powiedział: "Dziś patrzymy na ciało poprzez wyobrażenia, którymi jesteśmy bombardowani przez media, reklamę, popkulturę, ekonomię etc. Te wprowadzające w błąd obrazy przeszkadzają doświadczyć ciała we właściwy sposób. Sprawiają, że pozostajemy w niewoli wyobrażeń o własnej cielesności i nie jesteśmy w stanie w pełni jej doświadczyć". Wtórował mu Bartłomiej Dobroczyński: "Wbrew pozorom współcześnie nie panuje kult ciała, tylko gnostycka z ducha niechęć czy wręcz nienawiść do ciała - szczególnie silnie objawia się to w popkulturze. Panuje natomiast kult wyglądu. A ponieważ ciało nie spełnia zazwyczaj wymaganych standardów czy ideałów, w związku z tym poddaje się je rozmaitym torturom, aby standardom tym sprostało. Dlatego pozwalamy sobie wszczepiać czy wstrzykiwać rozmaite jady kiełbasiane, botoks, silikon...".

Świątynia nienawidząca samej siebie, obraz Boży na stole chirurga plastycznego? Kalekie aż do potworności ciało Johna Merricka a wezwanie św. Pawła: "Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego? […] Chwalcie więc Boga w waszym ciele!" (1 Kor 6,19-20). Styk ciała i duszy pozostaje jedną z największych tajemnic. Takich, wobec których proste odpowiedzi brzmią jak szyderstwo.

Ewa Kiedio - ur. 1984. Absolwentka filologii polskiej UW, redaktor w Wydawnictwie WIĘŹ. Autorka reportaży w książce Pamięć, która łączy. Polscy chrześcijanie w dialogu z Żydami i judaizmem. Publikowała w WIĘZI i "Tygodniku Powszechnym". Prowadzi blog "Tuż obok". Mieszka w Warszawie. Strona: http://cichekroki.arrasite.org

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Moje ciało. Lubię to?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.