Rektor krakowskiego seminarium: Nikogo w stu procentach nie przygotujemy do kapłaństwa [WYWIAD]

Rektor krakowskiego seminarium: Nikogo w stu procentach nie przygotujemy do kapłaństwa [WYWIAD]
Ks. Michał Kania, rektor AWSD w Krakowie. Fot. Archiwum prywatne

Kto decyduje się wstąpić do seminarium w 2023 roku? Jak wygląda formacja? Czy klerycy dalej wychodzą na miasto po dwóch i stoją w kolejkach do internetu? Jak odbijają się na seminarium skandale z udziałem duchownych? Z rektorem krakowskiego seminarium, ks. Michałem Kanią, rozmawia Marta Łysek. 

Marta Łysek: Jak to jest po jedenastu latach wrócić do swojego seminarium w roli rektora?

Ks. Michał Kania: - Jest to na pewno bardzo niespodziewane. Cały czas biję się z myślami, czy rzeczywiście jestem odpowiednią osobą, bo mam pełną świadomość, że nie mam jakiegoś wielkiego doświadczenia: jestem młodym księdzem. Przyjąłem decyzję księdza arcybiskupa z drżeniem serca i staram się dawać z siebie wszystko, żeby rzeczywiście być dla tych młodych ludzi, być z nimi, otwierać dla nich serce. I cały czas się tego uczę. Staram się słuchać, patrzeć, uczyć się i od księży przełożonych, i od kleryków.

Dużo się zmieniło przez te jedenaście lat?

- To cały czas jest to samo seminarium, w którym jest dużo modlitwy i te same pragnienia w sercach młodych ludzi. Widoczna zmiana, która mi przychodzi do głowy, jest taka, że w seminarium są telefony komórkowe, laptopy na wykładach, jest bardzo łatwy dostęp do mediów. To bardzo mocno wpływa na myślenie młodych ludzi. Mam poczucie, że dziś jeszcze bardziej konieczne jest to, żebyśmy sięgali do tekstów źródłowych, do słowa pisanego, bo bardzo często zastępujemy je środkami cyfrowymi. I to też jest bardzo obecne dzisiaj w seminarium.

Mocno wpływa na psychikę i nawyki młodych ludzi.

- Nawet ostatnio na ogólnopolskim spotkaniu rektorów zastanawialiśmy się, jaki to ma wpływ na kształtowanie i formowanie młodych – ale to nie jest czas, żeby tego totalnie zabraniać. Mamy pokolenie, które wychowało się ze smartfonem w ręce i nie można im go odebrać. Ja sam nie wiem, jak bym się zachował, gdyby mnie ktoś odebrał telefon, bo korzystam w nim z mnóstwa rzeczy jak dzisiejsza większość społeczeństwa. No i kolejna rzecz: jesteśmy dzisiaj po prostu uzależnieni. Nie tyle od samych urządzeń, co od ich zawartości. I to też się bardzo w ciągu tych kilkunastu lat zmieniło. Zresztą dynamika tych zmian jest ogromna; dlatego staramy się dbać o tradycję, z którą jest związane nasze seminarium, i jednocześnie wiele rzeczy dostosowywać do obecnych czasów.

Co jeszcze się zmieniło?

- Na pewno zmieniła się mentalność tych młodych ludzi, którzy do seminarium przychodzą. To zmiana pokoleniowa, która dokonuje się w bardzo szybkim tempie. I to są zupełnie inni ludzie niż byli w seminarium jedenaście lat temu; mają inne potrzeby i zupełnie inne spojrzenie na współczesny Kościół. I to jest ważne, żeby patrzeć na Kościół z takim realizmem, z jakim oni patrzą. I szukać z taką determinacją, jak oni szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania.

Jakie to pytania?

- Przede wszystkim dotyczące przyszłości Kościoła. Ludzie przychodzą do seminarium z różnymi obawami, ponieważ śledzą media, czytają, co się dzieje w Kościele. Jest w nich strach przed przyszłością i pytają o to nieustannie. Pytają: dlaczego? jak to dalej będzie wyglądać? jak my się odnajdziemy w tej rzeczywistości? I robią to odważnie, w sposób bardzo otwarty.

Czyli rośnie nam pokolenie księży, które nie będzie się bało konfrontować.

- Myślę, że tak.

Z nowego raportu KAI o Kościele wynika, że młodzi, którzy teraz przyszli do seminarium, to pokolenie, dla którego sens życiu nadają takie wartości, jak zdobycie ludzkiego zaufania i przyjaciół, miłość i wielkie uczucie oraz szczęście rodzinne. Wydaje się, że seminarium wychowuje do zupełnie innych wartości. Jak to pogodzić?

- Ależ my bardzo mocno stawiamy na budowanie relacji, bo to się wiąże z budowaniem wspólnoty! To jest bardzo ważne, żeby klerycy umieli budować wspólnotę już tutaj, w seminarium, bo jeśli oni się tego teraz i tutaj nie nauczą, co będzie na parafii?

I jak to wygląda? Da się? Są takie relacje?

- Tak, zwłaszcza, że wspólnoty rocznikowe są mniejsze, więc łatwiej jest zbudować taką wspólnotę, która się rozumie nawzajem, która ze sobą rozmawia, spędza ze sobą czas. I oni bardzo dużo tego czasu ze sobą spędzają.

A ci nasi klerycy są młodzi czy nie są? W innych diecezjach widać taką tendencję, że więcej jest chętnych starszych niż od razu po maturze. Bywają po studiach, nawet z doktoratem…

- U nas jest różnie. Na pewno nie jest tak, że większość jest już po studiach. Prawie cały tegoroczny propedeutyk to są ludzie po maturze. Na wyższych rocznikach mamy kilka osób po studiach, ale to są jednostki, nie większość.

Czyli mamy rocznik propedeutyczny maturzystów?

- Tak.

No i jacy są ci młodzi powołani z pokolenia Z? Mówi się dużo o tym, że gen Z są zamknięci, trudno się z nimi dogadać.

- Jeśli chodzi o takie czysto ludzkie kwestie, to nie ma z tym problemu. Najważniejsze w tej relacji jest to, by znaleźć wspólną płaszczyznę, w której się spotkamy, dogadamy. Nie jest problemem różnica wieku czy pokolenia.

Czyli nie mamy w seminarium obrażających się płatków śniegu, które żyją dzięki kroplówce z mediów społecznościowych?

- Nie. Klerycy mają telefony, ale staramy się dbać o to, żeby nie było takich sytuacji, że kleryk siedzi w kącie i spędza czas na jakimś portalu społecznościowym. Zresztą jest wyznaczony czas, kiedy mogą korzystać z tego telefonu. Nie zabraniamy tego, bo to nie jest na dzisiejsze czasy. Ale za to uczymy ich mądrego korzystania z tych urządzeń, bo to jest cel, do którego powinniśmy dzisiaj dążyć – żeby nie czuli się uzależnieni od internetu, telefonu. To działa, bo częściej ich widzę spotykających się na rozmowie i na kawie niż siedzących w telefonach.

Coś jeszcze się znacząco zmieniło?

- Patrząc z perspektywy lat, jest jeszcze jedna duża zmiana: dawniej klerycy wychodzili na przechadzki po dwóch. Teraz wychodzą pojedynczo, mogą wyjść sami.

Nikt się nawzajem nie pilnuje?

- Tak. I to wymaga od danej osoby dużej odpowiedzialności. A kolejna zmiana, którą wprowadzili moi poprzednicy i którą uważam za ogromny plus, to otwartość naszego seminarium. Mam na myśli na przykład wydarzenia, które organizujemy - choćby nasz piknik rodzinny, przez który przewinęło się ostatnio dwa tysiące osób. Chcemy, żeby ludzie wiedzieli, co to za budynek, kto tu mieszka, do czego się przygotowuje; sam spotkałem się wiele razy z osobami, które często przechodziły pod naszymi oknami, ale nie miały pojęcia, co jest w środku. Do seminarium przyjeżdża też dużo różnych grup: wchodzą do kaplicy, przechodzą przez budynek, przybliżamy im historię.

To spora zmiana. Jeszcze kilkanaście lat temu krakowskie seminarium było trochę jak twierdza obronna: żeby dostać się do środka, zwłaszcza będąc kobietą, trzeba było mieć odpowiednie papiery (śmiech). Ale od razu pytanie, którego nie mogę nie zadać: jaki procent osób obecnie uczących kleryków to kobiety?

- Na pewno nie większy niż mężczyźni. Ale coraz częściej klerycy mają zajęcia razem ze świeckimi, mężczyznami i kobietami. Poza tym kobiety prowadzą wszystkie lektoraty językowe i trzeba przyznać, że klerycy chwalą sobie te zajęcia.

Pytam o to również dlatego, że to zarzut, który się często stawia: ponieważ klerycy są zamknięci w seminarium i mają zajęcia wyłącznie z księżmi, to gdy po święceniach wychodzą w świat, mają kłopot z tym, by nawiązywać zwyczajne relacje damsko męskie. Jak ksiądz to ocenia?

- Na pewno nie zakazujemy klerykom kontaktów z kobietami. Przede wszystkim mają z nimi część wykładów. Młode dziewczyny są obecne w seminarium także dlatego, że na przykład studenci dziennikarstwa, którzy przychodzili tutaj w zeszłym roku na moje wykłady, to w większości kobiety. Klerycy otwierali im drzwi, rozmawiali z nimi na korytarzach – to są bardzo zdrowe i normalne relacje. W okresie wakacyjnym alumni bardzo często wyjeżdżają na rekolekcje, gdzie też mają kontakt z dziewczynami. Obserwuję ich i jestem przekonany, że wielki szacunek do kobiet wynieśli już z domu.

Jak w 2023 roku wygląda wstępna formacja w krakowskim seminarium?

- To będzie trochę inny rok, bo etap propedeutyczny przenosi się z Zembrzyc na Podzamcze. Pierwszy miesiąc zaczął się od rekolekcji w ciszy, a do końca października klerycy z roku zerowego mają czas na to, żeby zintegrować się jako rocznik. Tej integracji służą różne wyjazdy, pielgrzymki, spotkania, modlitwa. A od 1 listopada będą już tutaj, na Podzamczu. Wydzielimy dla nich jedno piętro, będą mieli swoją kaplicę i tam będą przeżywać swoją formację wstępną. Mają księdza prefekta, który odpowiada za organizację tego propedeutyka. Jest ojciec duchowny. Przede wszystkim będą budować fundament relacji z Panem Bogiem. Będzie dużo modlitwy, będą się zagłębiać w treść różnych tekstów związanych z naszą wiarą, z Kościołem.

Na papierze czy w telefonie?

- Na papierze. W okresie propedeutycznym nie będą mieć telefonów. Chcemy im zrobić taki częściowy detoks.

Wytrzymają to? Zupełnie bez telefonów?

- Nie, będą tylko wyznaczone pory na telefon, ale na pewno będzie mniej tego korzystania niż normalnie klerycy mają. 

I oni o tym już wiedzą, że będzie detoks? Nikt jeszcze nie uciekł?

- Jeszcze nie (śmiech) To też jest taki czas, żeby mogli popatrzeć na siebie, wejść w głąb, zacząć odkrywać swoją tożsamość. No i ten czas będą spędzać właśnie na Podzamczu.

Dlaczego propedeutyk się przenosi?

- Składa się na to kilka czynników. Przede wszystkim chcemy im stworzyć większy dostęp do specjalistów, z którymi mogą się spotkać, mieć zajęcia organizowane przez seminarium. Chcemy też, żeby wdrażali się w tę wspólnotę tutaj. Nie ukrywam, że ważny jest też czynnik ekonomiczny. No i nie będzie to łatwy czas dla nas, bo chcemy zrobić poważny remont w seminarium, odsłonić pierwotną polichromię w prezbiterium kaplicy, wyremontować wszystkie pokoje. To jest bardzo duże przedsięwzięcie.

Klerycy będą fizycznie pomagać przy remoncie? Często się słyszy, że takie prace w seminarium to codzienność…

- Absolutnie nie! Oni mają przeżywać swoją formację, studia. Do remontu zatrudniamy firmę.

Ilu mamy teraz wszystkich kleryków w krakowskim seminarium?

- Obecnie mamy osiemdziesięciu dwóch kleryków w całej naszej wspólnocie seminaryjnej. Są z dwóch diecezji: z archidiecezji krakowskiej czterdziestu siedmiu, a z diecezji bielsko-żywieckiej trzydziestu pięciu. Na etap propedeutyczny przyjęliśmy ostatecznie czternastu kandydatów: siedmiu z archidiecezji krakowskiej i siedmiu z diecezji bielsko-żywieckiej. Oczywiście krążyła taka informacja po mediach, że jest trudna sytuacja w diecezji krakowskiej, że jest tylko jeden kandydat, że rektor milczy, arcybiskup milczy.

I że w kurii panika…

- Tak, i ogromna panika wszędzie. Ale powiedzmy sobie uczciwie: od wielu lat, jeszcze jak ja byłem klerykiem, tak to wygląda, że są dwa terminy rekrutacji. Pierwszy w lipcu, drugi we wrześniu. W tym roku rzeczywiście po tej pierwszej rekrutacji z archidiecezji krakowskiej został przyjęty jeden kandydat, a trzech z diecezji bielsko-żywieckiej. Natomiast my się liczyliśmy z tym, że będzie więcej kandydatów na drugi termin, dlatego że ten pierwszy termin rekrutacji jest bardzo blisko terminu, którym maturzyści odbierają świadectwa maturalne i część z nich potrzebowała więcej czasu, żeby zebrać dokumenty.

Jest też okres wakacyjny, a ci młodzi ludzie są często zaangażowani w różne duszpasterstwa i wyjeżdżają na rekolekcje. Miałem od nich takie telefony: jestem chętny do seminarium, ale przyjdę dopiero na drugą rekrutację, bo teraz wyjeżdżam na rekolekcje. No i to też nie jest tak, że my tu sobie siedzimy i czekamy, że ktoś przyjdzie i zapuka, tylko przez cały rok mamy kontakt z tymi młodymi ludźmi. Przyjeżdżają tutaj na dni skupienia, biorą udział w rekolekcjach dla maturzystów, na rozmowy z ojcami duchownymi, na spowiedź do nich. Dlatego jeszcze przed rozpoczęciem rekrutacji wiemy, że są kandydaci, którzy będą chcieli przyjść do nas do seminarium na  etap propedeutyczny.  Ale ostatecznym potwierdzeniem jest dopiero oficjalna rekrutacja.

Czternastu nowych kleryków. Tylko czy aż?

- Można pytać o to, czy to jest mało, czy to jest dużo, ale moim zdaniem jest to odpowiednia liczba, proporcjonalna do ilości wierzących. Przeglądałem ostatnie statystyki zebrane przez KAI. Jeśli mniej jest ludzi w kościołach, mniej na katechezie, mniej we wspólnotach parafialnych - to z czego ma być więcej w seminarium?

Kościół przeżywa kryzys…

- Tak, i jest bardzo dużo czynników wpływających na ten kryzys. Ale to nie jest tak, że Kościół zmierza do upadku. Absolutnie nie! I pomimo kryzysu widzę bardzo dużo symptomów, które świadczą o tym, że Kościół jest bardzo mocny i zmierza w ciekawym kierunku. Mówi o tym nawet ostatnie wydarzenie, które się niedawno rozpoczęło, w Rzymie, związane z synodem. Ja w tym widzę wielkie nadzieje dla Kościoła. Może to jest taki czas, że powinniśmy się zastanowić, przetrzeć oczy i obudzić z letargu, w którym żyjemy. Bo ciągle żyjemy ilościami, liczbami. Jedziemy cały czas na pontyfikacie Jana Pawła II: chociaż odsuwamy jego nauczanie, to ciągle żyjemy tym, ile za jego czasów było powołań kapłańskich…

A dzisiaj jest inny czas w Kościele. I może też najwyższy czas, żeby zastanowić się, w jaki sposób zaangażować ludzi świeckich w różne przestrzenie działalności Kościoła. Przecież o tym mówił już Sobór Watykański II. Teraz mamy synod, który też dotyka tego tematu. Jest czas, by odkrywać na nowo nową ewangelizację. Żeby zacząć docierać do tych ludzi, którzy gdzieś są z dala, którzy się zastanawiają, szukają. Nie jest tak, że nagle ludzie niczego nie szukają i niczego nie potrzebują. Oni potrzebują i szukają, ale to my musimy stworzyć taką przestrzeń, w której oni tę odpowiedź i ten sens życia znajdą.

Czy tych osiemdziesięciu dwóch przyszłych księży będzie uformowanych tak, żeby takie przestrzenie tworzyć? Ma ksiądz jakiś autorski pomysł, jak to zrobić?

- Pomysł jest bardzo prosty. Trzeba stanąć w obecności Pana Boga, sięgnąć do podstaw, do fundamentu, do korzeni, bo my jesteśmy powołani do tego, żeby czcić, żeby wielbić Pana Boga, żeby być w tym autentycznym. Gdy kilka lat temu na KUL pewien ksiądz zrobił badania wśród młodzieży i zapytał, czego współczesna młodzież oczekuje od księdza, okazało się, że to są dwie rzeczy: duchowość i autentyczność. Mamy skłonność do tego, żeby wymyślać cuda, a najprostsze i najbardziej wartościowe rzeczy mamy pod ręką.

Pod ręką, na pierwszych stronach gazet i portali mamy też skandale z udziałem księży, którym tej duchowości brakuje… Jakoś się to odbija na seminarium?

- My na każdym kroku jesteśmy uderzani tymi negatywnymi wydarzeniami z wewnątrz Kościoła, jak choćby to wydarzenie w Dąbrowie Górniczej. Dla mnie to jest rzeczywistość bardzo trudna; boli mnie to jako księdza i myślę, że każdego człowieka Kościoła powinno to boleć. Ale powinniśmy robić wszystko, żeby takie sytuacje wyjaśniać, żeby stawać w pokorze wobec takiej rzeczywistości. Nie mnie tutaj oceniać ludzi, którzy mają z tym coś wspólnego, ale myślę, że dużo więcej byśmy zyskali jako Kościół, gdybyśmy po prostu uczciwie stanęli i powiedzieli, jak było, dlaczego. I powiedzieli najważniejsze słowo: przepraszam. To by naprawdę wystarczyło, przynajmniej w tej pierwszej fazie. To są trudne rzeczywistości i one nas bardzo mocno uderzają dlatego, że gdy taka sytuacja się wydarza, to choć nie mamy z tym nic wspólnego, jesteśmy atakowani.

Naprawdę czy w przenośni?

- Naprawdę. Dzień po tej sytuacji tutaj do seminarium wpadł młody człowiek, zaczął tłuc w drzwi i krzyczeć: „Wy niemoralni seksualiści, co zrobiliście z Dąbrową Górniczą?”

Jak alumni reagują na takie wydarzenia?

- Oni przede wszystkim pytają. Pytają, chcą o tym rozmawiać. To nie jest tak, że my ich zamykamy, żeby nie mieli dostępu do takich informacji. Przecież mają na bieżąco. Oni to śledzą, czytają, widzą, obserwują. Pytają. I przede wszystkim trzeba tak realnie popatrzeć na tę rzeczywistość. Mieć świadomość tego, dla kogo my jesteśmy w tym Kościele, po co. Ale też powinniśmy przede wszystkim chronić ludzi przed takimi osobami, przed takimi zdarzeniami. I powinniśmy pilnować też samych siebie. Nieustannie być przejrzystym wobec Boga, wobec drugiego człowieka i wobec siebie samego. Tylko to może wyzwolić Kościół z takich sytuacji. Przejrzystość i prawda.

Czy to się da wypracować w formacji?

- To jest tak, że przyszli księża zaczynają formację w seminarium, ale później formują się przez całe swoje życie kapłańskie. To formacja permanentna, do której Kościół mocno zachęca. My się całe życie uczymy i jesteśmy świadomi tego, że jesteśmy słabi. Ale trzeba też mocno wierzyć w to, że jesteśmy zdolni do stawania wobec takiej rzeczywistości w prawdzie. Każdy chłopak, który przychodzi do seminarium, słyszy to pytanie: czym dla ciebie jest prawda?

I jakie są odpowiedzi?

- Przeróżne, ale wszystkie bardzo pozytywne. Takie, że prawda jest dla nich bardzo ważna. I to jest piękne. Ja zawsze patrzę w oczy takiemu kandydatowi, gdy zadaję to pytanie, i często widzę w tych oczach łzy, takie przejęcie tą rzeczywistością i to, że prawda dla tego konkretnego kandydata jest czymś szalenie ważnym w życiu.

To nie są tylko młodzieńcze ideały?

- Wie pani co - na pewno. Na pewno. Ale to jest też takie zauroczenie się Panem Bogiem, Kościołem. A formacja jest po to, żeby jeszcze bardziej rozkochać się w Kościele, w Panu Bogu. I chwała temu, który przejdzie przez nią zwycięsko i rzeczywiście doświadczy tej miłości do Pana Boga i do Kościoła. Ja sobie nie wyobrażam być księdzem, nie kochać Pana Boga i nie kochać Kościoła, nawet tego Kościoła bardzo często poranionego.

Na szczęście nie jest ksiądz w mniejszości, ale wydaje mi się, że to jednak trudny czas na takie słowa, bo rzeczywistość bardzo to weryfikuje.

- Zgadza się.

A gdy ksiądz patrzy na ten pierwszy rok, to jak ich ksiądz widzi przy święceniach? Jacy będą, wychodząc jako kapłani "do ludzi"?

Marzy mi się, żeby oni wychodząc z seminarium byli gotowi do tego, żeby stanąć w konfrontacji z tą trudną rzeczywistością. Żeby się nie bali i żeby byli odważni, ale też pełni miłości Pana Boga i takiej świadomości obecności Boga blisko siebie.

Zresztą powiem pani, że jak byłem klerykiem, schodziłem ze wzgórza wawelskiego po święceniach i patrzyłem swoich seminaryjnych przełożonych, zawsze się zastanawiałem, co oni sobie w tym momencie myślą, ale nigdy nie miałem odwagi o to zapytać. Gdy zostałem rektorem, przekonałem się po pierwszych święceniach, co się wtedy czuje. I to jest coś niesamowitego. Przede wszystkim wielkie szczęście, wielka satysfakcja, ale z drugiej strony taki niepokój, jaki ten człowiek będzie później w kapłaństwie. Bo to jest ogromna odpowiedzialność, dopuszczenie danej osoby do święceń. Ale to nie jest tak, że widzimy, jak ktoś składa przyrzeczenia, zostaje wyświęcony i już jesteśmy spokojni. Nie. To wszystko w momencie święceń tak naprawdę się dopiero zaczyna. I to zależy od tego człowieka: na ile to, co zostało mu w seminarium przekazane, wdroży później w swoje życie duchowe, w swoje życie kapłańskie.

Mam tę świadomość i mówię o tym otwarcie: my tutaj w stu procentach nie przygotujemy ich do kapłaństwa. Życie ich później dużo nauczy, na parafii, w relacjach z ludźmi. W seminarium ważne jest, żeby oni wkładali wiele sił w to, żeby jak najlepiej przygotować się do bycia bożymi kapłanami. Widzę w naszej decyzji wielu takich kapłanów: to są naprawdę święci księża, którzy spalają się dla wiary, dla Kościoła. I to jest piękne, a tak mało się o tym mówi; myślę, że to jest szalenie ważne, gdy ma się świadomość, że po święceniach pójdzie się do tak trudnego świata, do tak trudnej rzeczywistości. I zawsze jest pytanie, jak się zachowają, z czym pójdą. Jako kto staną przed taką rzeczywistością, jaką teraz mamy.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Janusz Umerle

Święty Paweł pisał, że uczeń Chrystusa jest glinianym naczyniem (por. 2 Kor 4,7), którego wyjątkowość kryje się w tym, co ono w sobie zawiera. W przypadku sakramentu święceń skarbem, który jest zdeponowany w sercu każdego...

Skomentuj artykuł

Rektor krakowskiego seminarium: Nikogo w stu procentach nie przygotujemy do kapłaństwa [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.