Opowieści (nie tylko) wigilijne

Opowieści (nie tylko) wigilijne
Depositphtos.com (133607458)

W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia Ewa Skrabacz i Wojciech Ziółek SJ, autorzy podcastu dzielą się swoim doświadczeniem celebrowania tych szczególnych dni – wspominając różne konteksty, w których przyszło im świętować Boże Narodzenie. „Dialogi w połowie drogi” – odcinek 35. mówi między innymi, że: można życzyć sobie „Wesołych świąt!”, bo to uczucie jak najbardziej chrześcijańskie; ofiarowuje ‘garść’ wspomnień z dzieciństwa; w polskiej tradycji Boże Narodzenie to święto nie tylko wesołe i radosne, ale też rzewne i czułe. Stąd „Wigilia na Syberii” Jacka Malczewskiego, „Kolęda dla nieobecnych” i „Kolęda katyńska” z muzyką Zbigniewa Preisnera, „Nie było miejsca dla Ciebie” i tyle innych…; jest też zachęta do prawdziwie świątecznych dialogów, czyli do szczerych życzeń i rozmów z opłatkiem w dłoni…

ES: Witamy świątecznie. Ewa Skrabacz...
WZ: I Wojciech Ziółek.
ES: Drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, więc jeszcze chyba można składać życzenia.
WZ: Święta, święta, to są. Jeszcze cała oktawa przed nami.
ES: Czyli co, praktykujesz w oktawie też składanie życzeń świątecznych?
WZ: No oczywiście, przecież z wieloma się łamiemy opłatkiem dopiero po świętach, bo tam kogoś odwiedzamy, z kimś się spotykamy. Tak, „wesołych świąt” to do Nowego Roku, a właściwie do Trzech Króli.
ES: No właśnie, okres Bożego Narodzenia. To jest cały ten czas, kiedy sobie możemy życzyć, mówisz, wesołych świąt, tak?
WZ: Tak jest, tak. Właśnie, ‘radość’, również ‘wesele’, ‘wesołość’, to są jak najbardziej chrześcijańskie uczucia i wszystkie kolędy mówią o wesołości, o radości. Tak, wesołych świąt wszystkim, którzy nas słuchają.
ES: No bo czasem słuchać takie ‘rozkminki’ wesołych. No jeśli chrześcijanie... to radosnych, bo ta radość jest taka jakaś godniejsza, a ta wesołość wydaje się nie taka dostatecznie stosowna.
WZ: Jako człowiek starej daty, to powiem tak, że różnica między radością, a radością chrześcijańską jest taka sama, jak między sprawiedliwością, a sprawiedliwością socjalistyczną. Albo jest radość i wtedy jest bezprzymiotnikowa, albo jej nie ma i wtedy musimy coś tam dodawać.
ES: Złośliwie chciałabym dorzucić jeszcze jedno o inteligencji katolickiej, ale nie będziemy szarżować zanadto. Ok, czyli wesołych, radosnych, dobrych, błogosławionych, nie stawiajmy sobie ograniczeń, niech to będą po prostu dobre Boże Święta. No właśnie, a we wspomnieniach one są radosne, są wesołe?

Świątecznych wspomnień rzewny czar

WZ: Moich tak, oczywiście wspomnienia jak zawsze są różne, ale są wspomnienia z dzieciństwa, są wspomnienia potem z jakiejś takiej, no choć już też przecież odległej młodości, ale właśnie potem już wspomnienia, kiedy byłem w Towarzystwie, ostatnie wspomnienia syberyjskie, tak to wszystko są radosne, choć, jak to bywa w przypadku Bożego Narodzenia, zawsze takie rzewne, ta radość i wesołość, nie jest taka tępa...
ES: Taka mieliźniana...
WZ: Tak, tylko, że tam zawsze taka rzewność się pojawia.
ES: Rozpocznę, bo jak mniemam padną tutaj jakieś konkretne historyjki, ja rozpocznę od takiej wesolutkiej, to znaczy dla mnie ona była wesolutka, nie sądzę, że dla moich rodziców wówczas, wigilijna opowiastka. Jak wiadomo, bo przedstawiam się zawsze na początku, mam na imię Ewa, a zatem Wigilia to dzień moich imienin i pamiętam jakieś takie przedziwne przedsięwzięcie z mojej strony, kiedy postanowiłam sobie zaprosić koleżankę na imieniny w dniu imienin. I teraz wyobraź sobie niewielkie, dwupokojowe mieszkanie w bloku. Mama moja była wtedy chora, więc jedno z dwóch pomieszczeń zajęte przez chorą osobę leżącą w łóżku. No wszystko się wtedy dezorganizuje, prawda? Całe to przygotowanie świąt. A na to wszystko nagle puk, puk do drzwi, moja koleżanka, na imieniny. Bo żem ją zaprosiła, jak się okazało. No i główną atrakcją mojej imprezy imieninowej było to, że siedziałyśmy w łazience i dźgałyśmy kolorowymi kredkami karpia, który pływał w wannie. Jakieś stowarzyszenie Animals dzisiaj na pewno by nas pozwało, ale wtedy to była niezła atrakcja.
WZ: Tak, ale żeby się jakoś uratować i obronić, proszę podać wiek.
ES: No były to jakieś chyba pierwsze klasy szkoły podstawowej.
WZ: Nie średniej.
ES: Teraz to sobie wyobraziłam, taką imprezę w szkole średniej. Tak, to byłoby z różnych paragrafów do osądzenia.

Zwierzęta mówią ‘ludzkim głosem’

WZ: No tak. Moje wspomnienia, jeżeli mówimy o dzieciństwie i jeżeli mówimy o zwierzętach, bo co by nie mówić, to dźgany karp to zawsze zwierzę, dotyczą wioski, w której żyli moi dziadkowie ze strony mamy. Wioska nosi nazwę Ludwików i tam wiele razy spędzaliśmy Wigilię. I jak wiadomo, powszechnie w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem. I zwierzęta u mojego dziadka, czyli krowy, owce, kobyła, nie były tutaj w tym względzie żadnym wyjątkiem i one też mówiły. I w związku z tym, po przełamaniu się opłatkiem, po pierwszych daniach, wychodziliśmy nadziewając na siebie jakieś tam ubrania, my dzieci, wychodziliśmy z dziadziusiem Franusiem, wychodziliśmy do obory po cichutku, żeby posłuchać, jak krowy będą mówić ludzkim głosem. Ale najpierw nosiliśmy im opłatek różowy.
ES: Ano właśnie, chciałam powiedzieć, kolorowy, różowy, tak jest.
WZ: Tak, różowy opłatek, który przysługiwał zwierzętom, które były przy żłóbku. A niestety, naszej kobyle Baśce nie przysługiwał, bo nie ma napisane, że koń był tam, tylko był osioł.
ES: I była dyskryminowana, wykluczana?
WZ: I była dyskryminowana, myśmy płakali, prosili, ale na nic to wszystko. Owce dostawały i krowy. I kiedy już dostały, to dziadek przymykał drzwi od obory, wychodziliśmy na zewnątrz, ale nie zamykał całkiem, żeby można było usłyszeć. Słychać było kiepsko, a właściwie nic nie było słychać, ale dziadziuś mówił, że dlatego, że one czują, że tu jesteśmy. Ale jak w nocy, to one naprawdę, tak. Myśmy tak jeszcze posłuchali, potem do kobyły poszliśmy, też posłuchali, no nie było. A tam wiedzieliśmy, że czekają inne słodkie już dania wigilijne, w związku z tym wracaliśmy do domu. A na drugi dzień dziadziuś opowiadał, jak słyszał, jak rozmawiały.
WZ: I mówiły coś o was w tych dziadkowych opowieściach?
WZ: Mówiły, jakie fajne wnuczki u Kwietnia są. Tak. To są takie historyjki, które bardzo pamiętam. Jakoś tak bardzo mi utkwiły w głowie, w sercu.

Świąteczne przesądy

ES: To takie wiejskie opowieści, ale chyba ten świat miejski, wiejski będą łączyć też przesądy. Na bank ten o tym, że jak przyjdzie kobieta pierwsza i do drzwi zapuka, to nieszczęście przez cały rok, że to mężczyzna ma zapukać.
WZ: A no wiadomo. I co, i chodziłaś do sąsiadów?
ES: Nie, ale pamiętam, że wypatrywaliśmy naszej sąsiadki, pani Grażyny, żeby ona przypadkiem nie przyszła.
WZ: A, widzisz. A sąsiadka moich rodziców, nie powiem nazwiska, ale spod trójki, właśnie, przychodziła zawsze do nas w wigilię, pierwsza. I potem prosiła mojego brata, czy Marek mógłby przyjść tam, bo coś trzeba. I myśmy nie wiedzieli, dopóki nas nie uświadomiono, o co to chodzi. I jak nas uświadomiono, to powiedzieliśmy tak, że Maruś zaraz tam przyjdzie. I kiedy już pani sobie wyszła i poszła do siebie. Wysłaliśmy siostrę.
ES: Podłe dzieci z sąsiedztwa...
WZ: No to tak, żeby nawiązać.

Wspomnienia zroszone łzami

ES: No tak, ale tych radosnych, lekkich, wesołych historyjek rzeczywiście nie brakuje. Ale jak tak sobie myślę o świętach Bożego Narodzenia, to przychodzą mi do głowy też od razu, a właściwie do uszu, bo o dźwiękach chcę powiedzieć, takie treści niesione dźwiękami choćby tego utworu „Kolęda dla Nieobecnych”. Czy na przykład Betlejem Polskie i tu inna nazwa to jest Kolęda Katyńska.
WZ: Tak, to jest ta rzewność, a ja mieszkając tu, gdzie mieszkam, czyli na Syberii też, kiedy mówimy Wigilia na Syberii, to się w ogóle otwiera taka przestrzeń obrazów, tekstów, wyobrażeń. Tak, wszystkie te, o których ty wspomniałaś, one są rzewne. One nawiązują do bólu jakoś, do tego co bolesne, a mimo to jakoś tak, jak to powiedzieć, otulone tą Bożonarodzeniową czułością, prawda?
ES: Jest w tym coś takiego, ja bym nawet powiedziała mocniej, one nie tylko są rzewne, one są tragiczne miejscami, no ta Kolęda Katyńska, to Betlejem Polskie, ja tyle łez przy tym wylałam, tak zanosząc się wręcz płaczem, odbierając te wszystkie obrazy, treści, które niesie ze sobą ten tekst. Ale rzeczywiście to, co mówisz, że to wszystko jest jakoś tak najczulej, najpiękniej otulone. I w tym nie ma nic banalnego, taniego i powierzchownego, tylko jakaś taka, no czułość to jest chyba najlepsze słowo, ta bożonarodzeniowa czułość, która przenika nawet najbardziej tragiczne doświadczenia, np. tej nieobecności bliskich przy stole...
WZ: Przemawia przeze mnie oczywiście polska tożsamość narodowa i pycha, ale ja tak zawsze z wielkim takim zadziwieniem słuchałem kolęd różnych innych nacji, takich tralalalalala...
ES: No też takie mamy.
WZ: Mamy, ale właśnie nie tylko. A jakie by były nasze kolędy bez tego właśnie „O gwiazdo betlejemska”, „Nie było miejsca”, właśnie „Kolęda dla nieobecnych”, „Kolęda katyńska”. Mamy w sobie taką, nie tylko, że potrzebę, ale taką intuicję, że to wcielenie, to narodzenie dotyczy wszystkiego, nie tylko wesołych sytuacji, tylko dotyczy całej rzeczywistości naszego ludzkiego życia, prawda?
ES: Która właśnie w ten sposób jest przemieniona i którą można przeżyć, nie tylko doświadczyć, ale przeżyć bez względu na to jaka jest, że jest taka do udźwignięcia.

Wigilie celebrowane w opolskim Xaverianum

WZ: Tak. A nasze wigilie z duszpasterstwa akademickiego, z Xaverianum, nasze wspólne wigilie, wieczerze wigilijne, prawdziwe wieczerze wigilijne z suto zastawionym stołem, z potrawami przygotowanymi przez studentów, studenci i duszpasterze odświętnie, bardzo odświętnie ubrani, ponadgodzinne łamanie się opłatkiem. Tak, to wszystko tworzyło taką atmosferę, do której chciało się wracać.
ES: Tak, bo tak jak my na te wigilie w Xaverianum przynosiliśmy ze sobą wszystkie nasze wcześniejsze wigilie, tak później na te nasze domowe i każdą następną zabieraliśmy cząstkę tej z Xaverianum. Że to są takie wydarzenia, które nas tworzą. Jest w tym jakaś ciągłość.
WZ: No a to łamanie opłatkiem, to że ono trwało godziny, to dlatego, że chcieliśmy, żeby każdy z każdym. I to nie były tylko słowa wszystkiego najlepszego i wzajemne. To były bardzo bliskie spotkania trzeciego stopnia.
ES: Tak sobie myślę, że właśnie w kontekście tego, co zabieraliśmy ze sobą dalej z Xaverianum, również z tej wigilii, to myślę, że to dzielenie się opłatkiem było tu bardzo ważne. W domach często to jest taki trudny moment, jakiś taki nieporadny, no właśnie, no co tu powiedzieć, no to wszystkiego najlepszego i siadajmy. A tutaj celebrowaliśmy te rozmowy z opłatkiem, w czasie których stawali naprzeciw siebie bardzo różni ludzie, z różnych stron Polski często pochodzący, z różnymi doświadczeniami. Ale którzy w tym miejscu stawali się sobie bliscy i którzy przez tych kilka chwil prowadzili ze sobą prawdziwie świąteczne „dialogi w połowie drogi”.

 

Jezuita, uratowany grzesznik; poprzednio duszpasterz akademicki w Opolu i Krakowie, proboszcz we Wrocławiu, prowincjał (2008-2014), a obecnie proboszcz w Tomsku (Rosja, Syberia); inicjator Deon.pl i Modlitwy w Drodze.

Twitter: wziolek_sj

 

Politolog, nauczyciel akademicki, dawca krwi, amatorka biegów długodystansowych, współpracuje z Radiem Doxa, Modlitwą w drodze i Deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Marzena Rogalska

Bo w święta najważniejsza jest miłość

Lwów 1909. Spotkanie samotnego wdowca i chłopca szukającego bezpiecznej przystani, które na zawsze odmieni życie ich obu.

Oran 1945. Bliska rozmowa dwojga samotnych ludzi, którzy stracili wszystko, co ważne,...

Skomentuj artykuł

Opowieści (nie tylko) wigilijne
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.