Isinbajewa: "Sport mści się za zdradę"
"Sport mści się za zdradę" - tak w rozmowie z rosyjskimi dziennikarzami tłumaczyła porażkę w konkursie skoku o tyczce podczas lekkoatletycznych Mistrzostw Świata w Berlinie Jelena Isinbajewa. Najbardziej utytułowana zawodniczka w historii tej konkurencji nie zaliczyła żadnej wysokości. Złoty medal zdobyła Anna Rogowska.
Isinbajewa dzielnie stawiła czoła porażce. Nie miała też wątpliwości, co było jej główną przyczyną. "Trzeba w pełni koncentrować się na sporcie. Jeśli tak nie jest, sport mści taką zdradę" - obrazowo wyjaśniła Rosjanka.
Poproszona o wyjawienie sekretu tej zdrady, odparła: "Mam 27 lat i nie jestem zamężna. Oczywiście, mam życie osobiste, a ono odrywa od sportowej pracy. Na Zachodzie kobiety wychodzą za mąż po trzydziestce, ale ja żyję przecież w Rosji!".
Zapytana jak traktuje "berlińskie zero", tzn. trzy nieudane próby na wysokości 4,75 m i 4,80 m, powiedziała: "Podziękowałam widzom za podtrzymanie mnie na duchu i za miłość. Pogratulowałam mistrzyni i medalistkom. To nie był mój dzień. Od początku mi nie szło, choć na rozgrzewce łatwo pokonałam 4,70 m i ten skok był technicznie poprawny. Nie odczuwam żadnej traumy. Najwyrażniej tego dnia było mi sądzone przegrać. Nie można wygrywać wszystkiego i wszędzie".
Na sugestię, że może należało rozpocząć od niższej wysokości, odpowiedziała, że woli przegrać z zerowym wynikiem niż zdobyć medal z rezultatem 4,65 m. "Przeniesienie dwóch prób na 4,80 było rozsądną i właściwą taktycznie decyzją" - upierała się.
"Po bardzo przykrej porażce na mistrzostwach świata w Paryżu w 2003 roku ze Swietłaną Fieofanową nastąpił mój wzlot. Mam nadzieję, że Berlin stanie się podobnym punktem zwrotnym" - dodała dwukrotna mistrzyni olimpijska i świata.
Skomentuj artykuł