Matka zabójcy Adamowicza: wciąż go kocham. Bardzo przepraszam za moje dziecko

Matka zabójcy Adamowicza: wciąż go kocham. Bardzo przepraszam za moje dziecko
(fot. PAP/Leszek Szymański / Bartosz T. Wieliński / twitter.com)
Duży Format / PAP / pk / sz

"Tyle osób skrzywdził, prezydenta, jego rodzinę, nas, a ja nadal jestem matką; to najtrudniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Urodziłam syna, który zabił człowieka, i muszę z tym żyć. Ale nigdy się go nie wyrzeknę"- powiedziała w wywiadzie dla "Dużego Formatu" pani Jolanta, matka Stefana W. Kobieta zdecydowała się udzielić wywiadu, aby jej słowa dotarły do rodziny prezydenta Adamowicza. "Bardzo państwa przepraszam. Bardzo przepraszam za moje dziecko".

Pytana, w jaki sposób dowiedziała się o tym, co zrobił syn, kobieta odparła: "Jeden z moich synów do mnie zadzwonił: "Mamo, Stefan dźgnął nożem prezydenta Adamowicza i teraz go reanimują'. "A syn dowiedział się od kolegi, który oglądał relację z Orkiestry i zatelefonował, by mu powiedzieć. Włączyłam telewizor, już wszyscy o tym mówili, prezydent był właśnie przewożony do szpitala. Zaczęłam płakać, mąż również, mówiliśmy: To niemożliwe" - czytamy w wywiadzie.

"Módlmy się, mówię do męża, żeby prezydent przeżył. Tylko o tym myślałam: żeby z tego wyszedł. Usiedliśmy na kanapie, modliliśmy się o życie prezydenta. Tak do trzeciej, a telefon dzwonił non stop, w końcu przestałam odbierać" - opowiada ze łzami w oczach matka.

Matka zabójcy Adamowicza otrzyma podarunek od papieża Franciszka>>

DEON.PL POLECA



Matka Stefana W. przyznała, że znała tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska. "Pracuję w placówce oświatowej, pan prezydent był u nas kiedyś na rocznicy. Ciepły, dobry człowiek. Nieraz widywałam go na ulicy, w centrum miasta, pewnie szedł do pracy. Mówiliśmy sobie dzień dobry. Gdy pan prezydent był operowany, cały czas myślałam, że z tego wyjdzie. Następnego dnia, w poniedziałek, składałam na policji zeznania i byłam pewna, że okaże się, że już wszystko dobrze" - dodała.

Na pytanie, czego oczekiwała od policji, gdy ostrzegała przed synem, pani Jolanta podkreśliła, że jej zdaniem "nie powinien wychodzić albo ktoś powinien go obserwować". "Ale usłyszałam, że nie ma podstaw, że zgłoszą tylko swoje wątpliwości zakładowi karnemu. Nikt się ze mną później nie kontaktował" - podkreśliła. "Skończyłam resocjalizację, rozumiałam, co się dzieje, ale skoro mój syn został wypuszczony, nie wińcie mnie, proszę, ani moich dzieci. Co mieliśmy zrobić?" - dodała.

W wywiadzie padło też pytanie, co myśli o synu: "To jest najtrudniejsze. Jako matka wciąż go kocham. Tylko rozpaczam, że zrobił coś strasznego. Tyle osób skrzywdził, prezydenta, jego rodzinę, nas… A ja nadal jestem matką" - mówiła pani Jolanta.

"To najtrudniejsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Urodziłam syna, który zabił człowieka, i muszę z tym żyć. Ale nigdy się go nie wyrzeknę. Będę z tym cierpieniem już do końca życia, choć syna straciłam na zawsze. Na wolności najpewniej już go nie zobaczę" - dodała.

"Po zamachu na prezydenta w nocy wpadła policja, z bronią w ręku, zabrali synów na przesłuchanie" - relacjonowała w wywiadzie matka Stefana W. "Niech nas ktoś zrozumie, on skrzywdził także nas. Tak bardzo bym chciała prosić żonę, dzieci, rodziców oraz brata pana prezydenta o wybaczenie, ale wiem, że proszę o dużo i być może będę musiała na to długo poczekać. Dlatego chciałam tego jedynego wywiadu - żeby dotarły do nich moje słowa: bardzo państwa przepraszam. Bardzo przepraszam za moje dziecko" - zaznaczyła pani Jolanta.

Lubnauer o słowach o. Wiśniewskiego: nie ma żadnej wątpliwości, że są kierowane do wszystkich>>

Jak mówiła, impulsem do tego, by pójść na policję, było ostatnie widzenie z synem. "W trakcie ostatniego, listopadowego widzenia znów mówił, że wydarzyła mu się krzywda. Zdrowie mi zniszczyli, powtarzał, i że zrobi coś spektakularnego. Wystraszyłam się. Niektórzy z rodziny nie chcieli go już odwiedzać" - powiedziała.

Przyznała jednocześnie, że "miała taką myśl", żeby iść "w poniedziałek i wziąć udział w wiecu poświęconym jego pamięci albo w środę postawić znicz na placu Solidarności, ale nie miałam siły". "Te tłumy ludzi… Nie byłam w stanie zrównać się z tą tragedią. O udziale w pogrzebie nie miałam odwagi nawet pomyśleć" - czytamy.

Pani Jolanta ostatni raz widziała syna dzień przed zabójstwem, którego dokonał. Od marca 2013 r. państwo W. nie mieszkają już z dziećmi. Synowie i córki zamieszkują w ich dawnym mieszkaniu. Najmłodszy syn jest poza Trójmiastem, gdzie przygotowuje się do bycia zakonnikiem. "Jego braciom też nie było łatwo. Stefana nie było prawie sześć lat, wrócił inny (...) Wie pani, ja cały czas myślę, że mi się to śni. Że zaraz się obudzę i wszystko wróci do normy. To samo miałam, kiedy 12 lat temu zginął mój mąż" - dodaje matka. Przyznaje, że boi się o swoje dzieci, ponieważ w Internecie pada wiele kłamstwa na temat Stefana W. i ich rodziny.

"Czytam, co ukazuje się w mediach, i większość to nieprawda. (...) w podstawówce stwierdzono u niego zaburzenia zachowania i emocji. Ale proszę, przestańcie tak o nim pisać, mówić! Miał problemy, ale nie był gangsterem. (...) Odkąd Wirtualna Polska pokazała zdjęcie domu, w którym mieszkają moje dzieci, i podała adres, boją się teraz tam wrócić. Boją się napaści, podpalenia domu. A to są normalni, dorośli ludzie: studentka archeologii, absolwent politechniki czy kelner".

Cały wywiad możecie przeczytać na portalu "Gazety Wyborczej"<<

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Krzysztof Wons SDS

20 rozważań o codziennych wyborach

„Jako osoby wolne żyjemy w napięciu między stanem łaski a stanami pokusy i grzechu. Dzisiejszy świat próbuje przemilczeć to napięcie. Lansuje modele życia bez napięć i bez walki. (…) W...

Skomentuj artykuł

Matka zabójcy Adamowicza: wciąż go kocham. Bardzo przepraszam za moje dziecko
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.