Dialogi jak spod pióra średnio zdolnego czwartoklasisty, efekty specjalne przypominające te sprzed trzydziestu lat, aktorzy nie radzący sobie z językiem angielskim, a wszystko skąpane w takim patosie, że na próby jeszcze większego uwznioślenia ważnych scen publiczność po prostu reagowała śmiechem. Dawno nie oglądałam tak słabej produkcji, jak wchodząca właśnie na ekrany naszych kin "Bitwa pod Wiedniem".
Dialogi jak spod pióra średnio zdolnego czwartoklasisty, efekty specjalne przypominające te sprzed trzydziestu lat, aktorzy nie radzący sobie z językiem angielskim, a wszystko skąpane w takim patosie, że na próby jeszcze większego uwznioślenia ważnych scen publiczność po prostu reagowała śmiechem. Dawno nie oglądałam tak słabej produkcji, jak wchodząca właśnie na ekrany naszych kin "Bitwa pod Wiedniem".