Zawsze, gdy jestem pytany, ile „kosztuje” Msza św. albo ile „się należy” za pogrzeb lub ślub, czuję się nieswojo. O pieniądzach niezręcznie jest mówić w ogóle, a co dopiero o pieniądzach Kościoła. Jest jednak dzień w trzyletnim cyklu czytań liturgicznych, w którym ewangelia domaga się komentarza o mamonie: historia ubogiej wdowy, która wrzuciła do skarbony świątynnej najwięcej ze wszystkich darczyńców, dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Jak zauważył Jezus: „ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie”.
Zawsze, gdy jestem pytany, ile „kosztuje” Msza św. albo ile „się należy” za pogrzeb lub ślub, czuję się nieswojo. O pieniądzach niezręcznie jest mówić w ogóle, a co dopiero o pieniądzach Kościoła. Jest jednak dzień w trzyletnim cyklu czytań liturgicznych, w którym ewangelia domaga się komentarza o mamonie: historia ubogiej wdowy, która wrzuciła do skarbony świątynnej najwięcej ze wszystkich darczyńców, dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Jak zauważył Jezus: „ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie”.