Boniecki i smak Ewangelii

Boniecki i smak Ewangelii
(fot. PAP/Grzegorz Michałowski)
howdoyou / artykuł nadesłany

Ksiądz Waldemar Chrostowski sugeruje, że Boniecki "rozmija się z nauczaniem Kościoła", nie podaje jednak na to żadnych dowodów, natomiast dla Tomasza Terlikowskiego Boniecki jest swawolnym Dyziem "hasającym po mediach", którego już dawno należało uciszyć.

Ksiądz Adam Boniecki nie jest moim faworytem podczas konklawe, ale to, co robią z nim niektórzy polemiści, przekracza granice absurdu. Ksiądz Waldemar Chrostowski sugeruje, że Boniecki "rozmija się z nauczaniem Kościoła", nie podaje jednak na to żadnych dowodów, natomiast dla Tomasza Terlikowskiego Boniecki jest swawolnym Dyziem "hasającym po mediach", którego już dawno należało uciszyć. Czy na pewno?

Sprawa Bonieckiego niewiele ma wspólnego z kontestowaniem kościelnej doktryny czy łamaniem zakonnego posłuszeństwa, a wiele z ewangelizacją. Dowodów na to, że Boniecki rozminął się z dogmatami lub choćby duchem przykazań bożych brak, a dowodów na to, że złamał lub złamie zakazy wydane przez przełożonych raczej nie ma się co spodziewać, bo Boniecki sam był przełożonym, generałem zakonu, a wcześniej wydawał oficjalne pismo Stolicy Apostolskiej, więc o odpowiedzialności za Kościół i za słowo wie więcej niż ci, którzy mu usta zamykają. Problem leży gdzie indziej.

Każda działalność publiczna kapłana katolickiego w pierwszym rzędzie jest ma charakter ewangelizacyjny i w tym aspekcie powinna interpretowana, a dopiero potem, jeśli zachodzi taka konieczność, może być interpretowana przez pryzmat innych dziedzin teologii, humanistyki, etyki, praw człowieka, etc.

DEON.PL POLECA

W przypadku Bonieckiego - niezależnie od tego, co on sam na ten temat myśli - chodzi najpierw o ewangelizację, bo taki jest pierwszy, najbardziej naturalny kontekst jego działalności, a dopiero potem o wszystko inne, tyle tylko, że właśnie tu trudno cokolwiek Bonieckiemu zarzucić, bo Boniecki słynie z dobroci, wyrozumiałości i życzliwości dla ludzi, a jeśli błądzi lub bywa naiwny, to z braku kompetencji, nie z powodu zaniedbania czy złośliwości, tymczasem zakaz wydany przez jego przełożonych i wszystko, co z niego wynikło, budzi spore zamieszanie i w konsekwencji bardziej gorszy niż ewangelizuje.

Jeśliby się oprzeć tylko na Chrostowskim, Terlikowskim i fejsbuku, to należałoby wręcz uznać, że z zamknięcia ust Bonieckiemu cieszą się ci, którzy sami mają się za dobrych katolików, zaś wszyscy inni albo się oburzają, albo dziwią, albo po prostu nic nie rozumieją, a przecież w ewangelizacji chodzi głównie o tych ostatnich. Nie o samo "umacnianie braci w wierze", ale o dotarcie z wiarą do tych, którzy jeszcze braćmi nie są, wiary nie znają lub zgoła mają o niej błędne pojęcie. Zakazami wydanymi in blanco, zza flanki, bez słowa, bez uzasadnienia, bez serc i jakby bez ducha trudno będzie komukolwiek opowiedzieć o Jezusia i jego ewangelii. Ta potrzebuje żywych ludzi, a nie pustych ram i równie pustych "no comments".

Jeśli ksiądz Boniecki rzeczywiście powiedział coś niestosownego, to nic prostszego jak to sprostować, wyjaśnić w komunikacie, że zdanie Bonieckiego nie jest tożsame ze stanowiskiem polskich marianów. Prowincjał mógł wydać dementi, napisać artykuł, albo najprościej w świecie wziąć Bonieckiego pod ramię, zwołać konferencję i wyjaśnić co do niego ma, a Boniecki na pewno by mu przytaknął, przeprosił i obiecał poprawę, bo przeżywszy tyle lat, ile przeżył, wie co to odpowiedzialność. Wie to także jako dziennikarz, współpracownik błogosławionego i niezwykle medialnego Papieża, który się żadnych pytań nie bał.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Boniecki i smak Ewangelii
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.