Trener, który nie wstydzi się Jezusa

Trener, który nie wstydzi się Jezusa
Leszek Ojrzyński (fot. TVKorona)
Mateusz Wojnarowski

Skąd u trenera Ojrzyńskiego ta charyzma, którą potrafił pociągnąć tłumy? Według mnie z jednego względu. On też nie wstydził się Jezusa. I nie chodzi tu o funkcję "ambasadora" (bo tego nie wiem), ale o rzeczywiste, publiczne opowiadanie się po stronie wiary.

Po ostatnich wydarzeniach tytuł mojego tekstu siłą rzeczy przywoływać może skojarzenia z sesją Agnieszki Radwańskiej. Media bardzo o to zadbały. "Dziwnym trafem" niemal w każdym publikowanym  newsie dotyczącym najlepszej polskiej tenisistki z automatu dołączano wstawkę, że jej zachowanie (udział w sesji) spotkało się z ostrym potępieniem ze strony katolickich organizacji oraz że została przez to wykluczona z grona ambasadorów akcji "Nie wstydzę się Jezusa". Im więcej tego typu newsów czytałem, tym coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że głównym przekazem nie jest Radwańska, a właśnie Jezus i ci którzy się go nie wstydzą. Na jednych i drugich ów przekaz nie pozostawia suchej nitki. Ale nie o tym chciałem pisać.

Od poniedziałku (05.08.2013) środowisko kibiców solidaryzuje się z fanami Korony Kielce oburzonymi decyzją władz klubu, które po "serii niezadowalających wyników" postanowiły, że z pracą musi pożegnać się trener pierwszej drużyny Leszek Ojrzyński. Murem stanęli za nim również zawodnicy, nie wychodząc na poniedziałkowy trening. Otwarcie przyznają, że trener był dla nich jak ojciec, za którym poszliby w ogień. Piłkarskie fora wrzą. Zewsząd płyną opinie, że to strzał w kolano kieleckich działaczy, że drugiego takiego trenera już nie będzie. Wszędzie podkreśla się jedno - ogromny autorytet szkoleniowca, i niepowtarzalną atmosferę jaką potrafił stworzyć w szatni. Mimo iż nie mógł liczyć na zastrzyki z "petrodolarów",  czy spektakularne nazwiska w składzie, udało mu się zaszczepić w zawodnikach pasję.

Wyjątkowego stylu gry opartego nie o techniczne fajerwerki, ale waleczną postawę na boisku oraz ducha jedności jaki panował w zespole podziwiali i zazdrościli "złocisto-krwistym" niemal wszyscy. Bo który trener (pracodawca/ lider/ ojciec itp.) nie chciał by mieć u siebie takiej "Bandy Świrów", który facet nie chciałby być takiej bandy częścią. Ja chciałbym.

DEON.PL POLECA

Skąd u trenera Ojrzyńskiego ta charyzma, którą potrafił pociągnąć tłumy? Według mnie z jednego względu. On też nie wstydził się Jezusa. I nie chodzi tu o funkcję "ambasadora" (bo tego nie wiem), ale o rzeczywiste, publiczne opowiadanie się po stronie wiary. Jakby nie było taka postawa w środowisku sportowym, czy w ogóle publicznym nie jest częsta.

"Ostatnio widziałem szkoleniowca Chorwatów, który cały czas miał w ręku różaniec. W moim przypadku różaniec przez większość spotkania leży w kieszeni. Jestem do niego przywiązany, tak samo jak do modlitwy. Codziennie modlę się o dobro. Taka moja wiara, nie wstydzę się tego".

Kielecki szkoleniowiec osobiście mi zaimponował mówiąc w jednym z wywiadów, że dziś dziękuje chłopakom za dobry mecz i zwycięstwo, a jutro w kościele podziękuje Bogu. Podobnych wypowiedzi można znaleźć więcej.

Do czego zmierzam? Trener Ojrzyński był w swojej wierze autentyczny i ludzie (zawodnicy, kibice, pracownicy klubu) "kupili to". Zaufali człowiekowi, który miał jasne zasady, samemu te zasady przyjmując.

Myślę że jako katolicy w większości mamy z tym problem. Boimy się dawać świadectwo wiary, obawiając się opinii społeczeństwa jaką możemy uzyskać. Wiarę, jej praktyki, czy wynikające z niej wartości i światopogląd zamykamy w ciasnych kręgach znajomych, wspólnot czy "anonimowego internetu".  Owo świadectwo, to może nie tyle publiczne akcje ewangelizacyjne i "nawracanie na siłe" ale własny przykład.  Bo "słowa poruszają, przykłady pociągają". I tutaj potrzeba mi/nam odwagi i przede wszystkim zmiany myślenia.

Na koniec św. prałat Escriva (Droga, 831):

"Dla swego otoczenia jesteś — duszo apostolska — jak kamień, który wpadł do jeziora. — Od twego przykładu, od twoich słów rozchodzą się kręgi po wodzie… jeden, i drugi…, i trzeci… coraz więcej kręgów, coraz szerzej. Czy zrozumiałeś teraz wielkość twojej misji?"

Trenerze, dziękuję. Niech Bóg błogosławi na dalszej drodze.

Tekst pochodzi z bloga Mateusza Wojnarowskiego: biegnijforrest.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Trener, który nie wstydzi się Jezusa
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.