Czy można żartować z Papieża?

Czy można żartować z Papieża?
fot. Piotr Bizior / sxc.hu / bizior.com fot. Piotr Bizior

Kościół do strojenia sobie zeń żartów nadaje się doskonale. Ach, gdyby tylko zechciał ich słuchać…

Tymczasem uszy ma zatkane wielowiekowym woskiem, a piórka nastroszone jak u tłustego pawia. Oczywiście, przesadzam. Ale z drugiej strony przydałoby się jednak Kościołowi trochę więcej  poczucia humoru i autoironii. Nie bez powodu karierę w Polsce zrobiło powiedzonko, którym w towarzystwie kwituje się niezbyt lotny dowcip: "ot, taki księżowski żart". Miało być śmiesznie, a wyszło jak zwykle… I nie bez powodu wielu żartów nie opowiada się w towarzystwie (również świeckich) świątobliwych służbistów Pana Boga - autocenzura, by nie dotknąć przewrażliwionych na swoim punkcie dusz grających tylko wysokie C.

A przecież o pożytkach płynących z żartowania z samych siebie - z nas samych w Kościele - rozprawiać można bez końca.

W żarcie tkwi kłos prawdy

DEON.PL POLECA

Najpierw uświadomić trzeba sobie jedno: zażartować człowiek nie da rady wyłącznie z tego, czego sam za grosz nie rozumie. Póki więc humor o Kościele ma się dobrze, póty wiedza o nim jako tako w ludziach stoi. Nie jest więc taki humor ani miarą złośliwości, ani tym bardziej wrogości. Doprecyzowania wymaga oczywiście zastrzeżenie, iż chodzi o mądry żart, a nie prymitywny, schlebiający tanim gustom ochłap nasączony wulgarnością. Dla prostactwa wprowadzamy zero tolerancji. Tacy bowiem dowcipnisie sami ostatecznie obracają się w oczach innych w tani żart, a ich kawały otrzymują miano "sucharów". Bez dawki serdeczności wobec wykpiwanej rzeczywistości nie ma kawałów udanych.

Skoro więc setny żart domaga się dobrej znajomości opisywanej rzeczy, oznacza to, że dowcipy opowiadają na swój sposób jakąś część prawdy. Przejaskrawienie, ironia, karykatura wyciągają na plan pierwszy detale, które, choć są istotne, to zwykle giną wśród spraw ważniejszych. Kiedy zaś żart dotyczy spraw wręcz najważniejszych, dowcipna forma pozwala uwolnić się od patosu. To dlatego udany dowcip nie jest wcale misterną konstrukcją intelektualną, lecz błyskotliwym komentarzem charakteryzującym przedmiot żartu.

Żarty są więc istotnym sposobem komunikacji międzyludzkiej. To właśnie w nich poruszone mogą być kwestie drażliwe, polaryzujące, kipiące od emocji, a nawet intymne. Zawsze, gdy wypowiedzenie wprost opinii bądź zamanifestowanie osobistego stosunku może być problematyczne, dzięki dowcipowi da się dotknąć prawdy tak, by nie zachwiać panujących relacji. Także w Kościele. I w kościele. Choć jest granica: żart, nawet najlepszy, ugrzęźnie, jeśli samo jego opowiadanie ma być ważniejsze niż spostrzeżenie, które w sobie niesie. Pamiętam, jak w Krakowie pewien zakon kaznodziejski tak się zagalopował, że ogłoszenia duszpasterskie przekształcił wręcz w kabaret…

Dbajmy jednak o czystość gatunkową, skecze zostawiając specjalistom. Niektórzy z nich, biorąc na warsztat temat wiary, Boga i Kościoła, zyskują sporą popularność. Ostatnio bodaj największe grono sympatyków zdobył dzięki temu Kabaret Neo-Nówka, prezentując scenki zmagania się Boga na niebiosach z Polakami (w kolejnym już skeczu opartym na tym szkielecie znów pojawia się katalog naszych społecznych i religijnych przywar.

Przebić kościelny balon

W takim ujęciu społeczną funkcję żartów z Kościoła widać wyraźnie. Królują przecież dowcipy dobitnie charakteryzujące kościelną hierarchię, ale również ostro punktujące przypadłości świeckich. Przy czym ze względu na swoją strukturę i pozycję w społeczeństwie Kościół do żartowania sobie zeń nadaje się idealnie. Nawet w krótkiej formie można wyrazić wiele, np. wątpliwość co do pozycji kapłanów w państwie i traktowania ich przez świeckich: - Jaka choroba zagraża Polsce? Kleroza - albo uszczypliwość w sprawie rozliczania zbiórek na tacę: - Ładne buty. Zamszowe? Nie, za swoje.

Humor w stosunkach międzyludzkich pozwala na budowanie relacji na pożądanym poziomie. W sprawach społecznych jest niezastąpionym sposobem na wyrażanie kłopotliwych obserwacji. To, co wyłożone wprost, mogłoby zostać odebrane jako atak, przedstawione w zwięzłej żartobliwej formie staje się czytelnym komunikatem, który  nie wywołuje polemiki. Komunikat poszedł w eter, ale nadany na specjalnych prawach. Jak, np. w takim dowcipie: W Meksyku para młoda miała zgodnie ze zwyczajem odbyć wesele na placu przed katedrą. Kiedy rozpętała się burza, ksiądz zgodził się wpuścić gości weselnych do kościoła - pod warunkiem, że obejdą się bez muzyki i tańców. Po godzinie usłyszał odgłosy hucznej zabawy. "Cóż wy wyrabiacie!" - krzyczy. "Ale przecież Jezus był na weselu w Kanie" - tłumaczą się młodzi. "Tak, ale tam nie było Najświętszego Sakramentu!".

Żartami dotyczącymi Kościoła rządzą te same prawa, co każdym kawałem w dobrym towarzystwie. Odbiór zależy od kontekstu - personalnego i sytuacyjnego. Ale w tej samej mierze odczytanie dowcipu uzależnione jest od tego, kto i w jaki sposób go opowie. Są ludzie z wyraźnym talentem do żartu, jedni do sytuacyjnego, inni do opowiadanego, są też jaskrawe antytalenty. Poza tym wszystko ma swoje granice, więc trzeba się zatrzymać zanim człowiek sam stanie się do-żarty.

Biskupi z dystansem

Poza wymiarem społecznym równie ważny jest interpersonalny wymiar żartów w relacjach w Kościele. Tu na wagę złota - i po stronie duchownych, i świeckich - jest dystans do własnej osoby oraz funkcji. Ks. Antoni Długosz, biskup pomocniczy z Częstochowy, na pytanie, jak to się stało, że został "biskupem od dzieci", który śpiewa i tańczy (co jakoby nie licowało z powagą jego tytułu), zdziwionym odpowiada krótko: "Bo mam infantylny umysł". Uszczypliwość tej odpowiedzi daje pytającemu do myślenia. Ten właśnie biskup jest na dodatek człowiekiem, który ma niezwykły dystans do własnej osoby. Ludziom, z którymi się spotyka, pozostawia kartkę z błogosławieństwem, którą zdobi… jego karykatura. 

Innym świetnym przykładem celnego wplatania ironii, punktowania nieścisłości czy żartobliwego pointowania rozmów (w kierunku humoru absurdalnego) był arcybiskup Józef Życiński. Trzeba też oczywiście wspomnieć Karola Wojtyłę, który dystans do własnej osoby i pełnionych urzędów także wyrażał w nienachalny, lecz wymowny sposób. Sztandarowym przykładem jest anegdota o kobiecie, która "lękiem o jego Świątobliwość", tłumaczyła Papieżowi konieczność zainstalowania szklanej klatki na papamobile. Na co Jan Paweł II przyznał ironicznie, że i on "niepokoi się o swoją Świątobliwość"…

Dobry żart jest jak dobra rada. Dany za darmo i wypływający z życzliwości serdecznego przyjaciela. Warto więc, żeby w Kościele żarty z nas samych coraz częściej natrafiały na zielone światło.

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy można żartować z Papieża?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.