Krajobraz Kościoła "z parteru" po filmie Braci Sekielskich

Krajobraz Kościoła "z parteru" po filmie Braci Sekielskich
(fot. depositphotos.com)

Minął już jakiś czas od filmu braci Sekielskich "Tylko nie mów nikomu". Odbyło się kilka spektakularnych konferencji, otwarto sklepik z koszulkami, opluto kilku kleryków, księża - część słusznie, a część niesłusznie - też dostali za swoje.

Kilku denominacyjnych liderów próbowało w tym czasie wciągnąć w swoje szeregi katolików zgorszonych zbrodnią pedofilii, której dopuścili się duchowni i zakonni. Robili to jednak na tyle nieudolnie, że ściągnęło to na nich raczej wstyd niż gwałtowny rozrost wspólnoty.

Przeciwnicy charyzmatycznych, zaniepokojeni ostudzeniem wobec pentekostalizacji i zwiedzenia, przez swoje zjawiska filmowe ochoczo rzucali kagankami "prawdy" także w nowe cele: papieża Franciszka, niektórych biskupów ze szczególnym uwzględnieniem abpa Grzegorza Rysia, o. Józefa Witko i innych.

Na facebookowych portalach widoczna radość z pierwszokomunijnych, wybierzmowanych i nowo wyświęconych. Jeden z Pasterzy rychło się uda - a mówiąc po ludzku: pojedzie - na pół roku do kamedułów. W Polsce pojawił się abp Charles Scicluna, co w jednych rozbudza wielkie nadzieje, inni śpią spokojnie, a reszta sądzi, że "będzie jak było".

DEON.PL POLECA

To jednak jest tylko screen wydarzeń. Krajobraz Kościoła po wybiciu pedofilnego szamba jest zgoła inny. Zależy jednak od tego, z którego okna i z którego piętra nań się spogląda.

Na ten nasz, czyli Chrystusa Kościół, patrzę z poziomu podmiejsko-wiejskiego "parteru", więc nie z góry i nie "sponad". Kiedy w ubiegłym roku rozmawialiśmy z Marcinem Jakimowiczem o spadku powołań, wysunąłem pogląd, że jest to także czas dany przez Boga, aby do głosu doszli świeccy, którzy w przyszłości będą w dużej mierze prowadzić Kościół. Dzisiaj widzę szerszą pespektywę Bożej "promocji laikatu", a jest nią brud i kompromitacja wielu duchownych, którzy jako całość utracili w większym bądź dużym stopniu wiarygodność i zaufanie. Czy instytucjonalne skrzydło Kościoła to wykorzysta? Jak na razie idzie to mizernie, a rozbudowana do granic możliwości i wytrzymałości "katechetyczność" diecezjalno-seminaryjno-akademicka nijak się ma do minimalnej świadomości religijnej polskich katolików. Przygotowanie katechetyczne studentów teologii jest potrzebne, a co z homiletycznym czy z innymi współczesnymi formami przepowiadania? Za jakieś piętnaście lat religia opuści szkolne mury albo przybierze tak niszowy status jak Szkolne Koła Caritasu, bo już się skończył czas religijności ludowej, a wkracza religijność z wyboru. Duchowieństwo jest na to przygotowane? W większości nie jest.

To z kościelnego "parteru" widzimy ożywienie wspólnot charyzmatycznych i słyszymy ich skuteczne świadectwo o Bogu żywym, zainteresowanym człowiekiem, potężnym, wiernym, zmieniającym serce. Ich sposób świadczenia jest nowy, odpowiedni do potrzeb współczesnych odbiorców słowa Bożego. Ich możliwości z dotarciem w miejsca duchownym "niedostępne" są bezcenne.

Z kościelnego "parteru" dostrzegamy także często nadmierną biurokrację, ciągnące się "procedury" i zachowawczość, a jednocześnie brak miłości, wsparcia, obecności i ufności, a gdzie potrzeba - właściwej reakcji: reakcji mistrza wobec ucznia, a nie surowego pana wobec pańszczyźnianego chłopa. Jeśli wspólnota ma duchowego opiekuna, to on bierze odpowiedzialność za nią i on ma prawo dać zgodę konkretnej osobie na ewangelizację w rodzimej wspólnocie, a za zgodą miejscowych władz parafialnych w innej. On bowiem zna ich najlepiej. Przecież taka formuła od zawsze istnieje w ruchu oazowym. Są grupy i jest przekazujący naukę Kościoła animator bez misji kanonicznej, której nigdy nie wymagano i do tej pory się nie wymaga. Brak misji kanonicznej także nie przeszkadza u powołujących się na nauczanie Kościoła w publicznych obszernych wypowiedziach S. Krajskiego, M. Remisiewicza, Ł. Mialinowskiego i A. Kuraś.

U nas zaś, zamiast instytucjonalnie inwestować we wspólnoty ewangelizacyjne, wspomagać, błogosławić i posyłać, wymaga się teologicznego wykształcenia i kanonicznej misji, której poza katechetami szkolnymi w zasadzie instytucja nie wydaje. Zresztą, czy gdyby obecni ewangelizatorzy już teraz byli dyplomowanymi teologami, otrzymaliby misje kanoniczne do ewangelizacji poza szkołą? Łatwiej jest napisać "nie biorę odpowiedzialności" niż rzeczywiście ją wziąć. Lecz by ją wziąć, trzeba poznać, aby poznać - trzeba się spotkać, aby się spotkać - trzeba chcieć. W wielu sytuacjach zarówno członkowie wspólnot, jak i ich duszpasterze są osamotnieni w konfrontacji z chamstwem i oszczerstwami "duchowych" ortopedów bezbłędnie rozpoznających kundalini czy krawców i szwaczy rozmyślnie tworzących z filmowych kadrów błazeńskie kolekcje.

Kościelny "parter" boli częstsza dbałość o pijar instytucji niż o ludzi. Bada się, dlaczego wybiło szambo i dlaczego tak mocno, a nie jak z wrażliwym sercem pomóc ofiarom zgnojenia dusz i ciał zbrodnią pedofilii (choć to już nieco się zmieniło). I boli w tej materii coś jeszcze - pozostawienie prezbiterów nieskażonych w żaden sposób pedofilią samych sobie. Każdy z nas przeżywał to inaczej, ale niestety sam. Zabrakło wtedy słów z wyższego piętra: "jak potrzebujesz pogadać - przyjedź", "jak nie radzisz sobie w tej sytuacji - daj znać", "jak się trzymasz?", "modlę się za ciebie". Model pasterza jako starszego brata, a nie "chodzącej ekscelencji" nadal jest aktualny, potrzebny i poszukiwany. Dlatego marzy mi się, by starsi bracia z wyższych pięter częściej zaglądali do nas - swoich sąsiadów z parteru - na grilla i piwo, na kanapkę z "metką" łososiową czy na szybką kawę, bez pontyfikaliów, tak normalnie: w jeansach i koszulce polo, gdzie pogadamy po ludzku i sąsiadom powiemy "dzień dobry".

Niestety, mocno uszczelniona granica między piętrami zagłusza vox populi. Dlatego m.in. w niczym nie pomógł - także nam - list Rady Stałej KEP. Ukazał się zdecydowanie za późno, choć czekaliśmy na niego od dawna. Poza tym tego rodzaju pismo powinno mieć "ludzki" język, być krótkie i konkretne: jedna strona A4 o wstydzie, o winie, o ofiarach, o pomocy i odszkodowaniach, o pokucie i prośbie o przebaczenie. W czterystu wyrazach prawdziwiej wybrzmiewa przyznanie się do tuszowania (tam, gdzie ono miało miejsce) seksualnych aktów duchownych na nieletnich i lekceważenia ofiar tych zbrodni aniżeli w tysiącu stu siedemdziesięciu sześciu wyrazach, siłą rzeczy rozmywających istotę sprawy.

Kościół na naszych oczach się zmienia w błyskawicznym tempie. Skandal pedofilski te zmiany przyspiesza, ale nie w sensie liczebnym. Liczebnie zmienia go głównie niewiara rodzin coraz mniej ukrywana przed seniorami rodu. Nowe wspólnoty ewangelizacyjne są szansą dla nieuniknionych i oczekiwanych duchowych zmian Kościoła, za które i z górnych pięter winni wziąć odpowiedzialność: wspomagać, formować, błogosławić, bronić i posyłać. W przeciwnym wypadku Kościół stanie się skansenem, który zeżrą mole i korniki.

ks. dr hab. Tomasz Szałanda - kapłan archidiecezji warmińskiej, wykładał homiletykę w WSD w Elblągu i Pieniężnie, autor kilku książek i kilkudziesięciu artykułów z zakresu demonologii, mariologii i homiletyki. Od 2000 r. proboszcz parafii w Stawigudzie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Krajobraz Kościoła "z parteru" po filmie Braci Sekielskich
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.