Kościół w Polsce obiera irlandzki kurs?

Kościół w Polsce obiera irlandzki kurs?
(fot. flickr.com/ EpiskopatNews)

Nie boję się o Kościół, który utraci polityczne wpływy, przywileje, wiarygodność, pieniądze, uznanie. Prawdopodobnie nigdy nie będzie bliższy Boga, którego wyznaje, niż w tym skruszeniu i ogołoceniu. Boję się jedynie Kościoła przekonanego o tym, że jego siła tkwi w strukturach; który nie potrafi przyznać się do błędu; który ma faryzejską mentalność.

Z zainteresowaniem czytam wszystkie wiadomości dotyczące obecnej sytuacji Kościoła w Irlandii. I widzę niestety, że irlandzki scenariusz spełnia się powoli również w Polsce. Spotykają się dwa czynniki: buta i arogancja przedstawicieli kleru z niechęcią i brakiem zaufania społeczeństwa. Dziś jeszcze nie do pomyślenia jest rewolucja wprowadzająca aborcję na życzenie i małżeństwa jednopłciowe, ale już za kilka lat Polacy mogą sami się tego domagać na znak sprzeciwu Kościołowi, w którym przez lata tolerowane były liczne zbrodnie duchownych. To właśnie wydarzyło się w Irlandii.

"Jest już za późno, żeby uratować Kościół takim, jakim go znaliśmy"

W żadnym innym państwie Kościół nie miał aż takich wpływów. Pokazuje to choćby fakt, że blisko 90 proc. szkół w Irlandii wciąż należy do Kościoła katolickiego. Dziś ks. Gerry Tanham mówi z bólem, przestrzegając również polskich biskupów: "Jest już za późno, żeby uratować Kościół takim, jakim go znaliśmy. Jest skończony, zanika. To będzie zupełnie inny Kościół, dużo mniejszy w swojej skali, nie będzie miał wpływu na to, co dzieje się poza społecznościami, wokół których będzie działał".

Zacznijmy od statystyk. Można powiedzieć, że nie jest najgorzej. Z dawniejszych 91 proc. osób deklarujących się w Irlandii jako katolicy, w ciągu ostatnich 30 lat ubyło "zaledwie" 13 proc. Prawdziwa rewolucja dokonała się jednak w ludziach i pokazują to wydarzenia ostatnich kilku lat. Przy frekwencji wynoszącej blisko 64 proc., dwie trzecie Irlandczyków opowiedziało się w zeszłorocznym referendum za prawem kobiet do aborcji. Patsy McGarry z The Irish Times mówi nawet o tym, że biskupi celowo ograniczyli udział w debacie o aborcji w nadziei, że ludzie nie będą głosować na złość im. Trzy lata wcześniej 62 proc. Irlandczyków głosowało za wprowadzeniem zmian w konstytucji, które umożliwią zawieranie małżeństw jednopłciowych. Nie zdecydowali o tym "wrogowie Kościoła". To zmiany wprowadzone przy udziale katolików. Wydarzyło się to w kraju, w którym jeszcze do 1995 r. nawet rozwody były nielegalne.

DEON.PL POLECA

Przejdźmy jednak do sedna irlandzkiego kryzysu, którego nie opiszą żadne liczby. W zderzeniu Kościoła katolickiego w Irlandii z prawdą nie ucierpieli biskupi, ale wierni. Po raz kolejny ofiarę - która wcale nie jest miła Bogu - ponieśli ci najniżej w hierarchii kościelnej. Ofiary duchownych pedofilów, którzy działali niczym seksualni drapieżcy, przez lata nie doświadczyły sprawiedliwości i zadośćuczynienia, a ze strony biskupów mogły spodziewać się co najwyżej milczenia. Do czego same były również nakłaniane, co przyznał obecny Prymas Irlandii kard. Seán Brady.

Latami broniono instytucji, więc w głowach młodych Irlandczyków Kościół dzisiaj sam zdegradował się z poziomu Mistycznego Ciała Chrystusa do poziomu właśnie instytucji. I to skorumpowanej, zakłamanej, zupełnie niewiarygodnej, co przyznają też duchowni.

To będzie bolało, musi boleć

Wielu zapewne powie, że tak dramatycznych wydarzeń w Polsce nie było oraz że wpływy Kościoła są mniejsze. Podobieństw, których nie chcemy widzieć, jest jednak więcej. Mentalnie jesteśmy na poziomie, na którym Kościół w Irlandii był na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych. Buta i arogancja względem ofiar wciąż jest zbyt częstym zjawiskiem. Zamiast poddania się wyrokom sądów, częściej słyszymy o odwoływaniu się od nich, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą duże pieniądze. Przykład: kilka tygodni temu zakon chrystusowców wniósł o kasację wyroku, jaki zapadł w 2018 r. Nikogo w zakonie wcześniej nie zainteresowało, że ich współbrat - dojrzały fizycznie mężczyzna - pojawia się w towarzystwie nieletniej dziewczynki, sypiając z nią w jednym pokoju. Dla zakonników to za mało, by mówić o współodpowiedzialności całego zgromadzenia.

Polscy biskupi od kilku już lat mówią "zero tolerancji dla pedofilii w Kościele", a wciąż nie mamy wiarygodnego raportu, który zbierałby wszystkie przypadki w Polsce i opisywał podjęte działania. To będzie bolało, musi boleć. Naiwność, z jaką przez lata przyjmowano tłumaczenia księży-sprawców, że problem pedofilii i wykorzystania seksualnego był jedynie "wypadkiem przy pracy", rodzi pytanie o współodpowiedzialność zwierzchników. Wiara w moc modlitwy i skruchy sprawców powinna być wsparciem w ich leczeniu, a nie jego substytutem.

Powołano liczne struktury do walki z wykorzystywaniem seksualnym w Kościele. Niektóre z nich okazują się jednak nieefektywne, a zarządzający nimi - najczęściej duchowni - niekompetentni. W wielu diecezjach są trudności nawet z odnalezieniem kontaktu do diecezjalnego delegata. Dlaczego pozwala się na taki rażący minimalizm w sprawie, która powinna być priorytetem? Wynika to głównie ze strachu przed dopuszczeniem do tego procesu świeckich, od których trudno wymagać bezwzględnego posłuszeństwa na miarę kleru.

Powtórkę irlandzkiego scenariusza widzę również w napięciu, jakie jest obecnie w społeczeństwie. Ludzie są zmęczeni i poirytowani. Odpływ wiernych z Kościoła staje się powoli faktem, a poziom zaufania względem hierarchów dramatycznie spada. Być może statystyki okażą się dla nas łaskawe, ale - powiem to jeszcze raz - nie chodzi o liczby. Zmienia się samo społeczeństwo. Nastroje te szybko wyczuwane są przez polityków. Na tym podatnym gruncie pojawia się choćby Robert Biedroń, obiecując liberalizację prawa aborcyjnego oraz legalizację małżeństw jednopłciowych. Już w pierwszym sondażu otrzymuje 14 proc. Na jego przyszły wysoki wynik wyborczy pracuje również Kościół w Polsce poprzez swoją opieszałość i kurczowe trzymanie się struktur.

Sprawa przestępstw seksualnych duchownych powinna być rozwiązana na wczoraj. Tymczasem nie wiemy, czy doczekamy się tego jutro. Podczas gdy wciąż niewyjaśnione pozostają sprawy wielu wyświęconych już księży, na kilka dni przed święceniami zostaje zatrzymany diakon diecezji tarnowskiej pod zarzutem posiadania i udostępniania treści pedofilskich oraz zoofilskich - skazano go w lutym. Problem, jak widać, jest złożony i głęboki, przenikający różne struktury w Kościele; od kandydatów i formatorów po księży i zwierzchników. Każda z tych struktur sprawia wrażenie oderwanej od rzeczywistości, w której żyją wierni.

"Lepiej, aby jeden człowiek umarł za naród"

Kościół instytucjonalny w Polsce wciąż za bardzo jest skoncentrowany na sprawach polityczno-społecznych, odchodząc od duszpasterzowania. Niestety dla wielu osób w nim odpowiedzialnych większą motywacją do oczyszczenia może okazać się widmo utraty politycznych korzyści niż rzeczywista ochrona ofiar, do której w sposób bezwzględny wzywa papież Franciszek. Gdyby nie zwołane przez niego spotkanie z przewodniczącymi episkopatów, pewnie jeszcze długo nie doczekalibyśmy się w Polsce rozmów z pokrzywdzonymi. Poza pojedynczymi przypadkami w diecezjach nie było chęci ich przeprowadzenia. Papież Franciszek nie dyskutuje ze złem, nie licytuje się na krzywdy, tylko pokornie mierzy się z zarzutami. Pokazał to, przyjmując raport o pedofilii w polskim Kościele z rąk Marka Lisickiego, prezesa Fundacji "Nie lękajcie się". Ucałował jego ręce, widząc w nim przede wszystkim ofiarę księdza pedofila.

W wielu biskupach jest jednak lęk. Potrafią otworzyć się wyłącznie na ofiary, z którymi podzielają poglądy polityczne i społeczne. Od których nie usłyszą trudnej prawdy o klerykalizmie i obojętności. Wciąż za mało chodzi o samych skrzywdzonych, a za bardzo o utrzymanie swojej pozycji i wpływów. Kiedyś powiedziałbym, że wierzę w dobre intencje wszystkich zaangażowanych w tę walkę. Dziś jednak nie do końca wiem, jakie one są. Wobec takiej krzywdy same chęci nie wystarczą. Sprawa nam się niebezpiecznie rozmywa.

Tego procesu nie możemy przeprowadzać w zamkniętych biskupich pałacach. Powinien on być jawny, a nasze wyznanie grzechów publiczne. Zadośćuczynienie natomiast wykonane bez mrugnięcia okiem. Tylko w ten sposób pokażemy, że stoimy po stronie prawdy, nawet jeśli dla nas samych jest ona niezwykle gorzka. Nie oczyszczamy się dla własnej nieskazitelności, ale dla dobra wszystkich skrzywdzonych.

W tekście opublikowanym przez "Więź" jedna z ofiar opisuje dokładnie, jak taki proces oczyszczenia powinien wyglądać. Dopóki to nie nastąpi, nie powinniśmy się dziwić, że mówią za nas inni, a każdy grzech Kościoła trafia na rozkładówki gazet i czołowe miejsca portali informacyjnych. Zamiast nazywać je antykościelnymi i stawiać siebie w roli ofiar, przypomnijmy sobie słowa Jezusa: "Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą".

Nie boję się o Kościół, który utraci polityczne wpływy, przywileje, wiarygodność, pieniądze, uznanie. Prawdopodobnie nigdy nie będzie bliższy Boga, którego wyznaje, niż w tym skruszeniu i ogołoceniu. Boję się jedynie Kościoła przekonanego o tym, że jego siła tkwi w strukturach; który nie potrafi przyznać się do błędu; który ma faryzejską mentalność: "lepiej, aby jeden człowiek umarł za naród".

Szymon Żyśko - dziennikarz i redaktor DEON.pl, opiekun blogosfery blog.deon.pl. Autor książki "Po tej stronie nieba. Młodzi święci". Prowadzi autorskiego bloga<<

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół w Polsce obiera irlandzki kurs?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.