Nie oglądajcie "Niewinnych"

Nie oglądajcie "Niewinnych"
(fot. youtube.com)

W ciągu ostatnich dwóch dni przynajmniej w polskiej przestrzeni wirtualnej rozpętała się istna burza wokół filmu Niewinne, który miałem okazję recenzować parę tygodni temu.

Gdy pojawiła się pierwsza taka polemika, wzruszyłem ramionami - każdy ma prawo do swojej opinii, choć niektóre sformułowania dziwiły mnie swoją radykalnością. Kiedy jednak za pierwszym tekstem napływały kolejne, firmowane przez coraz to poważniejsze osoby i środowiska, zacząłem na poważnie zastanawiać się, czy rzeczywiście widzieliśmy ten sam film. Marnym pocieszeniem było to, że przynajmniej z części tekstów pośrednio lub bezpośrednio wynikało, że autor filmu nie widział. W imię rzetelności i troski o moich Czytelników czuję się mimo wszystko zobowiązany umieścić poniższą klauzulę do mojej recenzji (i nie ma w tym żadnej ironii, poza tą, którą gotuje nam sama rzeczywistość).

A zatem: nie oglądajcie Niewinnych, jeśli (czy w życiu, czy w percepcji kinematograficznej) jesteście wyznawcami "prostego" realizmu przejawiającego się w tym, że podstawowym kryterium prawdziwości i ważności danej reprezentacji jest stopień skopiowania rzeczywistości. Nie wiem, ile dzieł sztuki mogłoby się obronić wobec tego kryterium. Zresztą, pomijając już ściśle filozoficzne rozważania, w mało której dziedzinie życia i wiedzy taka teoria jest w stanie się obronić. Film jest oparty na faktach, to znaczy na wspomnieniach młodej lekarki, której filmowa odpowiedniczka ma inne imię, wiek, światopogląd i zapewne jeszcze kolor włosów.

Nie stanowi on kronikarskiego zapisu losów konkretnej wspólnoty (same dzienniki są mocno ogólnikowe - ze względu na szacunek do prywatności sióstr i obietnicę zachowania tajemnicy), natomiast robi rzecz, w moim mniemaniu o wiele ważniejszą: zbiera doświadczenia z kilkunastu analogicznych klasztorów, których historia w taki czy inny sposób została przechowana w pamięci. Jeśli takie zebranie w jednym klasztorze historii o wiele szerszej uważasz za wartość, obejrzyj film. Jeśli przedkładasz nad to zapis kronikarski, nie oglądaj! Szkodzi zdrowiu.

DEON.PL POLECA

Nie oglądajcie Niewinnych również, jeśli czytacie książki, słuchacie konferencji, wykładów czy kazań jako spreparowanej wiedzy do wtłoczenia w wasze zwoje mózgowe. Jeśli w taki sposób odbieracie informację, rzeczywiście zgadzam się z tym, że musi być ona najwyższej próby i spełniać najbardziej restrykcyjne kryteria prawdziwości, słuszności i, nomen omen, niewinności (wiedza może być wszak prawdziwa, słuszna, ale zgorszyć). Może wynika to z moich studiów, a może z braku pokory, ale nie jestem w stanie pomyśleć ani jednego tekstu (szerzej: komunikatu), który bym odbierał w taki sposób. Nie ogranicza się to tylko do krytyki informacji i pogodzenia ich z wiedzą oraz światopoglądem zastanym.

Czytam i słucham, nie po to, aby coś przekopiować, ale żeby ten komunikat (choćby skrajnie fałszywy) zrodził we mnie pytania, a może nawet odpowiedzi - często wbrew intencjom autora. Zatem jeśli czytasz teksty nie tylko krytycznie, ale też  "pragmatycznie" - tzn. z nastawieniem na to, żeby coś twórczego w Tobie sprowokowały, wybierz się do kina. Jeśli teksty dzielisz na prawdę absolutną do "wchłonięcia" i wierutne kłamstwo, oszczędź pieniądze na bilety - w takim znaczeniu to rzeczywiście kłamstwo wierutne.

Nie oglądajcie Niewinnych, jeśli wymagacie nie tylko, by teksty mówiły "jak jest", ale również "jak być powinno", innymi słowy: jeśli uniwersalnym gatunkiem i kluczem do interpretacji jest dla Was moralitet. Pozwólcie, że tu odniosę się do pewnej anegdoty. Pamiętam, jak kiedyś niezależnie, z jednym z moich współbraci pisaliśmy pracę na ten sam temat. Chodziło o komentarz do słynnego zdania z Mitu Syzyfa  Alberta Camusa: "Jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo". Otóż ów współbrat postanowił skomentować Camusa traktacikiem o moralnej niedopuszczalności samobójstwa. Dlaczego o tym wspominam?

Odpowiedź na tak postawiony problem jest stosunkowo uboga: Nie popełniaj samobójstwa, bo szkodzi zdrowiu. Kropka. Natomiast odpowiedź na pytanie, co z decyzji o niepopełnianiu samobójstwa wynika dla mojego życia, wydaje się już niebanalna. Nie czytam książek, żeby poznać z nich odpowiedź, jak należy w danej sytuacji postąpić (chyba, że podręcznik do Przysposobienia obronnego, z którego do dziś pamiętam rozdział o ewakuacji zwierząt hodowlanych). Czytam - bo zadają mi pytanie: a ty co byś zrobił? Jeśli zatem chcesz pozwolić się sprowokować do eksperymentowania swojego sumienia, oglądaj. Jeśli szukasz gotowych recept moralnych, lepiej zostań w domu.

Nie oglądajcie Niewinnych, jeśli podstawowym punktem odniesienia jest dla Was czarno-biała ocena zły-dobry. Po pierwsze, biorąc w nawias czynnik ludzkiej omylności (również ocen), to dość skromna informacja. Załóżmy, że prawdziwa, ale na nic mi się nie przyda poza tą określoną sytuacją, w której zapewne nigdy się nie znajdę. Zbadanie motywacji, uczuć, wątpliwości, motania się między dobrymi i złymi wyborami, błędów oceny sytuacji i wyboru wartości… o, to już daje nie mały wachlarz informacji, które z większym prawdopodobieństwem mogę do siebie odnieść.

Po drugie, mogę postawić wszystkie bohaterki (i bohaterów) filmu pod ścianą i wydać sąd - zła, dobra, a potem jeszcze na przykład zauważyć, że, o zgrozo ateistka jest dobra, a któraś z zakonnic zła - więc to ten antykościelny schemat… Tylko, że w tym wypadku to wcale nie reżyserka wydała wyrok, ale ja sam. Większość postaci stoi gdzieś na granicy i pewnie każdego tak samo można by potępić i obronić.  Dlaczego potępiam/bronię…? Stąd, zanim wydam osąd, proponuję o wiele bogatsze pytane: Zamiast "jaka" zapytać "dlaczego". Jeśli dajesz sobie czas, żeby najpierw zrozumieć bohaterów, możesz film zobaczyć. Jeśli nie masz czasu i potrzebujesz od razu ocenić, nie rób sobie tego kłopotu.

Nie oglądajcie Niewinnych, jeśli kino dzielicie na hagiograficzne i anty-religijne. Dobrą hagiografię nakręcić jest trudno. Czy jednak katolickość w ogóle powinna być dla katolika kryterium sztuki? W jakiś sposób pokrywa się to z poprzednimi punktami: o absolutnej wierności, twórczym prowokowaniu, moralitetach i prostym ocenianiu. Nie będę jednak tłumaczyć, że to nie jest film antykatolicki - taki sposób podchodzenia do kina wydaje mi się nieporozumieniem. Za esencję dobrej sztuki narracyjnej od starożytności uważano tragizm. I on tu jest. I jak kanon nakazuje, prowadzi do oczyszczenia, katharsis. To oczyszczenie dokonuje się na ekranie, ale ma szansę dokonać się też u widza.

Jeśli otworzy się na dzieło, pozwoli sobie na ten dyskomfort nie rozpoczynania od zabezpieczającej umysł klasyfikacji. Dla tych, co oglądali, stawiam tylko pytanie retoryczne: Na pewno przełożona zasługuje tylko na potępienie? Jeśli zatem film i wszystko inne staje się dobre/katolickie, wtedy, gdy podprowadzi Cię do Boga, oglądaj Niewinne bez strachu. Jeśli natomiast film jest lub nie jest katolicki z założenia, spełniając mniej lub bardziej restrykcyjne warunki Twojej wrażliwości, przeczytaj jeszcze raz wszystko co powyżej i nad pójściem do kina dobrze się jeszcze zastanów.

Czytam raz jeszcze tę listę ostrzeżeń przed użyciem i tak sobie myślę, że to przecież wcale nie o ten konkretny film chodzi. Gdyby to nie był szerszy problem, chyba bym się tak tym nie przejął i nie marnował czasu na te 1168 słów. Przecież, żeby zobaczyć dzieło sztuki, nie potrzebujecie mojego ani czyjegokolwiek imprimatur. Jesteście dorośli, więc chyba nikt nie musi Wam mówić, jak ten czy inny utwór należy poprawnie interpretować. Jedyne, co z tego całego zamieszania dobrego wynika, to może to, że więcej osób usłyszy o filmie i postanowi wyrobić sobie własny osąd. Tylko czy naprawdę służyć temu muszą akurat spory o kolor habitu i łacińską wymowę zakonnic, a nie kilka dobrych esejów o życiu zakonnym, cierpieniu, dylematach i wierze zbezczeszczonej przemocą.

[W tekście pominąłem całkowicie kwestię tego, w jaki sposób bycie zgwałconą miałoby odbierać kobiecie dobre imię. Samo rozważanie takiego tematu, wydaje mi się nie na miejscu.]

*  *  *

Dominik Jarczewski - dominikanin, studiuje filozofię w Paryżu. Powyższy tekst pochodzi z bloga autorskiego "Na marginesie".

Recenzję filmu "Niewinne" ojca Jarczewskiego możesz przeczytać tutaj.

dominikanin, absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim i teologii na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II. W czerwcu 2019 r. obronił rozprawę doktorską z filozofii na Wydziale Filozoficznym paryskiej Sorbony. Bezpośrednio po święceniach pracował w miesięczniku „W drodze” i był duszpasterzem duszpasterstwa młodzieży „Schron” w Poznaniu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie oglądajcie "Niewinnych"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.