Co z porzuconymi?

Co z porzuconymi?
(fot. m_i_s_c_h_e_l_l_e / flickr.com / CC BY-NC 2.0)
Logo źródła: Materiał nadesłany Materiał nadesłany

"Ile miejsca na Waszym portalu, w innych środach masowego przekazu, w listach biskupów, lub księży, jest poświęconych tej drugiej stronie? Piszę tu o osobach porzuconych przez swego małżonka/małżonkę - zostawionych często nie ze swojej winy."

Otrzymaliśmy niedawno świadectwo, którego autor pragnie pozostać anonimowy. Oto one:

"Wiele jest na Waszej stronie - ale także w innych katolickich mediach - wiadomości, felietonów, listów, komentarzy księży, słów wsparcia, skierowanych do małżeństw niesakramentalnych i osób żyjących w różnych związkach, po rozpadzie swojego małżeństwa. Media katolickie i świeckie chętnie podejmują tematykę bardzo ostatnio popularną, w której zastanawiają się, czy Kościół zezwoli na przyjmowanie Komunii Świętej takim osobom. Ze swojej strony dodam, że takie wsparcie dla tych osób jest niezwykle ważne i istotne. Niestety pojawia się tu także pewna wątpliwość, a może nawet żal związany z pytaniem: Ile miejsca na Waszym portalu, w innych środach masowego przekazu, w listach biskupów, lub księży, jest poświęconych tej drugiej stronie? Piszę tu o osobach porzuconych przez swego małżonka/małżonkę - zostawionych często nie ze swojej winy; o osobach, które trwają w wierności, niejednokrotnie wiedząc, że ich mąż/żona mają już nowe rodziny; o ludziach, którzy zmagają się czasem z wielkim trudem samotności, której same nie wybierały; o trwających w powołaniu do małżeństwa, nie mogąc się w nim praktycznie w żaden sposób realizować; o kobietach i mężczyznach, którzy w efekcie porzucenia, czują się kompletnie niepotrzebni. Oni w przeciwieństwie do osób żyjących w małżeństwach niesakramentalnych, nie mają tak po ludzku dla kogo żyć - oczywiście piszę tu o braku najbliższych. Rano nikogo nie przywitają, nikomu nie zrobią śniadania, nikogo nie zawiozą do przedszkola, dla nikogo nie zrobią obiadu i z nikim go nie zjedzą, do nikogo się nie przytulą i ich nikt nie przytuli, dla nikogo nie będą wsparciem i sami wsparcia nie otrzymają, każdej nocy tą najbliższą osobą będzie poduszka, tęsknota, a często i łza.

Piszę o tych, którzy doświadczając cierpienia wydającego się ponad ich siły, czasem  sami sobie zadają różne pytania. Nie tylko: "Dlaczego?" ale może nawet: "Jak długo jeszcze to potrwa?", co jednak rodzi kolejne wątpliwości, także te związane z wiarą. Chcąc dochować wierności, a doświadczając pustki, samotności i lęku, pojawia się kolejne pytanie: "Co jest nie tak z moja wiarą? Musi być wyjątkowo marna, skoro brak mi szczęścia" lub: "Co jest nie tak z moim zaufaniem w Boży plan?".

DEON.PL POLECA

Czy po lekturze artykułu "Białe małżeństwo uratowało naszą wiarę" nie pojawi się kolejna wątpliwość? To może jednak wybrałam/wybrałem źle? Może trzeba korzystać z życia i poszukać sobie nowego męża lub nowej żony? A gdy zostaniemy obdarzeni łaską urodzenia się dzieci, wtedy można zdecydować się na "białe małżeństwo"? Wtedy doświadczymy wielkiego wsparcia Kościoła. Wtedy będziemy się czuli prowadzeni przez Kościół drogą ku zbawieniu, wtedy zaufamy Jego Boskiemu Miłosierdziu i wszystko będzie pięknie. Może wtedy nie będziemy doświadczali braku sensu i braku nadziei? Może ja zwykła frajerka/frajer jestem?

Czy dziś Kościół nie zajmuje się bardziej tymi, którzy skrzywdzili, a nie tymi skrzywdzonymi? To jest to wsparcie, o którym pisał wiele lat temu Jan Paweł II w adhortacji "Familiaris consortio"? Wiele dziś jest wspólnot działających przy Kościele, dla małżeństw niesakramentalnych, wiele rekolekcji głoszonych specjalnie dla nich. A co z tymi porzuconymi? Jest ledwie kilka stron, najczęściej czytam  tam, że te osoby mają się modlić za swoich małżonków, którzy ich zostawili. Doradza się im, by się realizowali w pomocy innym, by zajęli się biednymi itp….

Poruszę jeszcze kwestię spraw o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Być może część z osób porzuconych, wiąże jakieś nadzieje, z tą możliwością, którą dają sądy duchowne. Niestety i na tej drodze jest wiele trudności. Takie sprawy ciągną się często latami. Dla mnie to bardzo smutne, gdy osoba porzucona, korzystając z tej opcji i tu nie doświadcza wsparcia. Może ten czas jest wyjątkowo  ciężki. Może się jej wydawać, że gdy mąż/żona, który odszedł i już dawno ma nową rodzinę, a ta osoba przekonana o nieważności sakramentu - ale dochowująca wierności - czeka tak potwornie długo, w poczuciu braku empatii ze strony Kościoła. Może i tu stawia sobie pytanie: "Dlaczego Kościół, tak chętnie pomagający osobom będącym w związkach niesakramentalnych, nie stara się skrócić tego strasznego czasu?". Tak, ten czas może się dramatycznie długo ciągnąć.

Na koniec napiszę do was, porzuconych i opuszczonych. Niech Bóg ukoi wasz ból, niech otrze wasze łzy, niech skróci cierpienie i nada mu sens, niech doda wam sił, niech On was przytuli każdej samotnej nocy. Niech postawi na waszej drodze takich księży, którzy wam udzielą wsparcia, zamiast suchego, oczywistego stwierdzenia, że Bóg nie jest temu winien. Niech On nie pozwoli wam poczuć, że wasz krzyż jest zbyt wielki. Niech zamieni wasz lęk w zaufanie do Siebie. Niech doda wam wiary i niech pozwoli wam przyjąć do serca Swoją Miłość."

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Co z porzuconymi?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.