Bóg idzie w poprzek

Bóg idzie w poprzek
(fot. unsplash.com)

Duch Święty działa delikatnie. Jest bliski. Powinien być przyjęty jak oddech: lekko, ze spokojem, bez lęku. Ale z tym właśnie mamy pewien kłopot.

"Nawróćcie się, (…) a weźmiecie w darze Ducha Świętego" (Dz 2, 38). "Po tych słowach tchnął na nich i powiedział:"Weźmijcie Ducha Świętego" (J 20, 22).

DEON.PL POLECA




Wbrew wszelkim fałszywym wyobrażeniom Bóg jest dla nas darem. I chce być przyjęty przez człowieka jako dar. Choć to niesamowita "Ewangelia łaski Bożej" (Por. Dz 20, 24), niełatwo ją zaakceptować. Dlaczego?

Do istoty daru należy to, że nie jest on nagrodą ani roszczeniem. Oczywiście między ludźmi różnie sprawa wygląda. Na przykład, niektórzy dając komuś prezent na urodziny w rzeczywistości go nie dają, lecz tylko na chwilę wypuszczają z rąk, bo w sercu są do niego mocno przywiązani. Dają tylko zewnętrznie, ponieważ skrycie oczekują, że gdy przyjdą ich urodziny, "obdarowani" przez nich dadzą im coś podobnego. A może nawet z nawiązką? Nie jest to wzajemność podyktowana miłością, lecz egoistyczna wymiana podszyta kalkulacją.

Podobnie można myśleć o Bogu. Najwyższy Prawodawcą wprawdzie coś nam daje, ale też ciągle czegoś od nas chce i nie zostawia nas w spokoju, uprzykrzając nam życie. Dlatego lepiej nie przyjmować za wiele od Niego, bo potem trzeba będzie wszystko zwrócić. A jeśli tego nie zrobimy, to Bóg upomni się o swoje, na przykład zsyłając cierpienie. W tej logice to Bóg potrzebuje nas, a nie my Jego.

To pogańskie wynaturzenie czai się w ciemnościach serca człowieka i budzi lęk. Stwarza dystans. Zauważmy jednak, że Duch  Święty daje i objawia siebie, a nie tylko coś, czyli charyzmaty i łaski. Zamieszkuje w duszy, wewnątrz nas, niweluje dystans, rozlewa się w sercu. W ramach wzajemności nie można Mu więc oddać Jego samego, bo któż może dać tyle co Bóg? Duch Święty nie daje też siebie warunkowo, by po jakimś czasie wycofać się z serca ludzkiego, gdy nie będzie widział wymiernych owoców i korzyści. Tę nieodwołalność daru wyraża namaszczenie olejem podczas chrztu i bierzmowania.

Dlatego św. Piotr w dzień Zesłania stwierdza, że przyjęcie Ducha Świętego jako daru musi być owocem nawrócenia. Nie chodzi jednak najpierw o zmianę postępowania, lecz o zmianę myślenia. Zmiana postępowania następuje dopiero po przyjęciu daru Ducha Świętego. Jednym z najcięższych grzechów katechezy i kaznodziejstwa jest notoryczne odwracanie tej kolejności.

W III Modlitwie Eucharystycznej prosimy Ojca w następujących słowach: "Niech On [Duch Święty] uczyni nas wiecznym darem dla Ciebie". Otrzymujemy Ducha w darze, aby On z nas uczynił dar dla Ojca. Tylko krótkowzroczny moralizm kościelny ciągle pomija tę prawdę albo od razu koncentruje się na tym, co też powinniśmy natychmiast zrobić. Jeśli Duch Święty coś  nam zabiera, czyli oczyszcza, to pozbawia nas rzeczy niepotrzebnych, ciężarów, bożków, grzesznych przywiązań. Równocześnie w te puste "miejsca" duszy otrzymujemy więcej życia, światła, odwagi, bycia, radości.

Według św. Jana Duch Święty jest pierwszym darem Zmartwychwstania. Właśnie w pierwszy dzień tygodnia Jezus tchnął na apostołów Ducha. Dokładniej należałoby powiedzieć, że "dmuchnął" na nich. To aluzja do wiatru, starotestamentalnego symbolu Ducha Świętego, przejętego też przez Jezusa. Co to znaczy? Po pierwsze, Duch Święty działa delikatnie. Jest bliski. Powinien być przyjęty jak oddech: lekko, ze spokojem, bez lęku. Wdychanie powietrza nie wymaga wysiłku. Po drugie, Duch Święty jest jak powietrze, które wszystko przenika. I w tym też tkwi pewna trudność. Nie dostrzegamy Ducha Świętego, "w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy" (Por. Dz 17, 28), podobnie jak nie widzimy powietrza, które jest wszędzie. To nasze naturalne środowisko. Dopiero spokojne skupienie się na oddechu pozwala dostrzec ów cud życia: ruch powietrza, dzięki któremu żyjemy. Przyjmując Ducha, otwieramy się na świat, który jest niewyobrażalnie większy od naszego małego światka, od naszego "ja" często owładniętego lękiem i walką o przetrwanie.

W Wieczerniku Duch zstąpił na wspólnotę, aby ludzie mogli się rozumieć. W tej wspólnocie jednak "na każdym z nich spoczął język ognia" (Por. Dz 2, 4). Duch obejmuje każdą wolność człowieka z osobna, dostrzega każdego. Pięknie wyjaśnia to św. Augustyn w traktacie "O Trójcy Świętej".  Pisze, że Duch Święty "hojnością swoją i obfitym bogactwem obsypuje wszelkie stworzenia według tego, jak są one pojemne i zdolne przyjąć". Augustyn zakłada, że ludzie są "nierówni". Jeden może przyjąć mniej, inny więcej. Wynika to nie ze złej woli, lecz z naturalnego wyposażenia. Każdy otrzymuje tyle Ducha Świętego, ile może przekazać innym. Wspólnota Kościoła nie jest jakąś masą, w której poszczególne osoby już się nie liczą, choć takie pokusy nie są obce Kościołowi, zwłaszcza jeśli patrzy się na wiernych przez pryzmat statystyk. Wtedy widzi się tylko anonimowych chrześcijan.

Ale Duch Święty nie daje się nam dla nas samych. Chce być przekazywany dalej. Wspomina o tym św. Jan, gdy w usta Jezusa wkłada greckie słowo "lambano" - "wziąć. Nie oznacza ono tylko biernego przyjęcia, lecz w pewnym sensie wzięcie na swoje barki, poniesienie tego daru innym. Jezus konkretnie mówi o przebaczeniu grzechów. Przyjmujemy przebaczenie, aby przebaczać później innym. Najwyraźniej prawdziwe przebaczenie nie jest możliwe bez pomocy Ducha. Nic tak nie zamyka naszych oczu na dar jak zacietrzewienie, podziały, urazy. Wtedy człowiek tylko żąda sprawiedliwości, satysfakcji, wyrównania rachunków. Gdy przyjmujemy przebaczenie, mury rozsypują się. Możemy popatrzeć szerzej. Zauważyć, że wszystko jest darem. Jak powietrze.

Dariusz Piórkowski SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg idzie w poprzek
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.