Polska ma ręce zbrukane krwią [WYWIAD]

Polska ma ręce zbrukane krwią [WYWIAD]
(fot. ART production / Shutterstock.com)
Piotr Balcerowicz / Karol Wilczyński

O wojnie w Syrii, o polskich bombach kasetowych wykorzystywanych przeciw cywilom, o związku islamu z ISIS i o losie chrześcijan na Bliskim Wschodzie - mówi prof. Piotr Balcerowicz.

Karol Wilczyński, DEON.pl: Czy przyczyną wojny w Syrii i Iraku oraz całego kryzysu migracyjnego, jest religia, tj. islam jako taki?

Prof. Piotr Balcerowicz: Nie widzę zupełnie związku między islamem a tymi konfliktami. Tak samo jak nie widzę związku między wojnami w ogóle, a religią jako taką. Natomiast związek może się łatwo pojawić, kiedy religia jest wykorzystywana do celów pozareligijnych, czyli jako uzasadnienie ideologii politycznych. I w tym sensie każda religia może posłużyć jako uzasadnienie strategii militarnych i działań politycznych. Islam tak samo dobrze się tu nadaje jak chrześcijaństwo, buddyzm, hinduizm i inne religie.

W takim razie jak wyjaśni pan powstanie tworu znanego w Europie jako Państwo Islamskie? Czym ona jest, jeśli nie tworem religijnym?

DEON.PL POLECA

Nie jest to w żaden sposób twór religijny, choć sami twórcy tego bytu określają go bezpośrednio odwołując się do islamu. Jest to jednak moim zdaniem uzurpacja. Co ważne - nie tylko moim zdaniem.

Taka jest opinia zdecydowanej większości badaczy islamu, badaczy a nie publicystów, mających powierzchowną wiedzę na ten temat. I taka jest też opinia samych uczonych przedstawicieli islamu. Taka jest również opinia większości muzułmanów. To jest co najwyżej Państwo tak zwane "Islamskie".
Cały czas podkreślam, że lepiej jest mówić o Państwie tak zwanym "Islamskim", bo w żadnym razie nie jest ono "islamskie".

Jak zatem powstało?

Ten twór jest przede wszystkim wynikiem działań Zachodu. Musielibyśmy się cofnąć do okupacji Iraku przez Stany Zjednoczone i koalicję. Warto podkreśli, że Polacy byli także częścią tej koalicji i tak samo przyczynili się do powstania ISIS. Ponoszą tutaj moralną i faktyczną odpowiedzialność.

"Ponoszą" - ma pan na myśli Polskę?

Wojna domowa w Syrii to rezultat działań Zachodu. Nie jest to bezpośredni rezultat okupacji Syrii, natomiast jest to bezpośredni rezultat okupacji amerykańskiej Iraku i wsparcia, dozbrojenia czy właściwie stworzenia zbrojnej opozycji w Syrii przez Stany Zjednoczone i inne państwa, m.in. Arabię Saudyjską i Turcję.

Wracając do Państwa tzw. "Islamskiego". Jest ono wynikiem okupacji Iraku, wynikiem destabilizacji całego Bliskiego Wschodu przez działania Zachodu, głownie przez Stany Zjednoczone przy udziale m.in. Polski. Z drugiej strony, powstanie ISIS jest oczywiście  wynikiem działań Al-Kaidy, która zaczęła działać na terenie Syrii oraz wynikiem bezpośrednich sporów o władzę w obrębie tej organizacji terrorystycznej.

Twór ISIS wydzielił się z Al-Kaidy, bo pierwotnie był jej gałęzią, która zaczęła działać na terenie Syrii i w pewnym momencie się odłączyła i zaczęła działać samodzielnie. Bardzo ważne jest, by pamiętać, że nie był to nie wyraz uczuć czy dążeń religijnych, ale że był to wynik wyłącznie sporów o władzę w obrębie Al-Kaidy. Dlatego wśród rebeliantów, oprócz ISIS, mamy Front al-Nusra działający w Syrii oraz grupę powiązaną z Al-Kaidą działającą w Iraku.

Jak to wszystko się zaczęło?

Początek destabilizacji regionu miał miejsce podczas operacji z 2003 roku i okupacji Iraku, która miała na celu obalenie reżimu Saddama Husajna. Całość bazowała na sfingowanych przesłankach, do których później służby wywiadowcze amerykańskie i brytyjskie się przyznały.

To wtedy zniszczono państwo niezwykle istotne dla regionu, czyli Irak. Następnie zaś doprowadzono do rozpadu tego państwa na 3 części. To było do przewidzenia, ja sam mówiłem o tym w 2002 roku. Wiele osób stwierdzało, że atak na Irak doprowadzi do wydzielenia się części kurdyjskiej, szyickiej i sunnickiej. Że to będzie katastrofa.

OK. Jaki ma to związek z Syrią? Tam nikt nie robił inwazji.

Cóż, jednocześnie na rok przed atakiem na Irak, Stany Zjednoczone zastanawiały się bardzo poważnie, żeby inwazję rozszerzyć na Syrię. Syria była krajem bardzo niewygodnym dla USA. Amerykanie od paru dekad starali się zlikwidować reżim w Syrii, choćby dlatego, że postrzegały Syrię jako państwo na osi zła: definiowanej jako Teheran, Damaszek i Liban. Ponieważ w 2003 roku okazało się, że ta operacja w Iraku nie potoczyła się tak gładko, jak oczekiwano, więc "plan" syryjski odsunięto na bok.

W Libanie tym elementem osi zła była partia polityczna, a zarazem ugrupowanie zbrojne Hezbollah (ar. "Partia Boga"). W dużym stopniu chodziło tutaj o bezpieczeństwo Izraela, bo Hezbollah jest właściwie na Bliskim Wschodzie jedyną siłą militarną, która w sposób poważny może zagrażać Izraelowi.
Trzeba jednak od razu podkreślić, że takiego zagrożenia nie ma, bo Hezbollah przynajmniej sam definiuje swoje cele jako obronne przed atakami ze strony Izraela. Pamiętajmy, że Liban przeżywał niejednokrotnie agresję militarną ze strony Izraela, a sam Izraela nigdy nie zaatakował. W pewnym sensie więc Hezbollah był wynikiem okupacji Libanu przez Izrael.

Rozumiem jednak, że na tym się nie skończyło.

Nie. W 2011 roku wybuchła tzw. arabska wiosna. To był moment, w którym pojawiła się stosowna okazja. Stany Zjednoczone bardzo chętnie włączyły się do wspierania opozycji w Syrii. Rozpoczęły proces dozbrajania opozycji antyreżimowej na terenie choćby Turcji. Dofinansowywały również szkolenia opozycji.

Ponieważ latem 2012 roku już na terenie Syrii zaczęły działać pierwsze oddziały uzbrojonych przez USA rebeliantów, to była to dobra okazja, aby poważnie zachwiać reżimem. Wraz z tymi grupami, które zaczęły działać na terenie Syrii, bardzo szybko pojawiły się jednak oddziały powiązane ze znaną grupą terrorystyczną działającą w Iraku - Al-Kaidą. Po jakimś czasie to one zaczęły nadawać ton, doprowadzając już bezpośrednio do powstania tzw. Państwa Islamskiego.

Ale Al-Kaida i ISIS cały czas odwołują się do religii, ataku świata islamu itp.

Pamiętajmy, że wszystkie religie świata zawsze były uwikłane na jakimś etapie swojego rozwoju w wojny i realizację idei politycznych. Wystarczy pomyśleć o historii chrześcijaństwa: inkwizycji, polowaniach na czarownice, stosach. One nie były podyktowane samą religią czy ideologią, o czym wiemy dobrze z historii. To była przede wszystkim reakcja polityczna na reformację i inne ruchy nieortodoksyjne. To w kontrze do nich uciekano się do tak drastycznych środków.

Ale z drugiej strony uzasadniano inkwizycję poprzez Biblię i Nowy Testament, ale robiono to dokładnie tak samo, jak ISIS obecnie uzasadnia swoje czysto polityczne działania zbrojne, odwołując się do Koranu. Podobnie jak inkwizycja wcale nie była bezpośrednio przedłużeniem dekalogu czy teologii chrześcijańskiej, tak też tzw. Państwo Islamskie nie jest w bezpośrednim związku z Koranem czy teologią muzułmańską. W żadnym przypadku nie była to bezpośrednio realizacja ideałów religijnych, czy islamu, czy też chrześcijaństwa. Inkwizycja była uwikłana w proces polityczny, dokładnie tak samo jak ISIS. Nie jest to zatem twór, który reprezentuje idee islamu, reprezentuje po prostu ideę polityczną.

Jeśli to nie islam jest źródłem tych idei, które kierują ISIS, to co w takim razie kryje się pod tą ideą polityczną? Co stoi za działaniami terrorystów? Dlaczego chcą przejąć władzę nad Syrią i Irakiem, niszcząc Bliski Wschód?

A dlaczego rożne kręgi i rożne jednostki dążą do zdobycia władzy? Tutaj raczej szukałbym w motywacji uzasadnień psychologicznych. Ludzie tak mają, że chcą władzy większej lub mniejszej. Ten projekt, jakim jest tzw. Państwo Islamskie, daje ogromną władzę, wręcz absolutną. To tak naprawdę ogromna dyktatura, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę, że jest ona uzasadniania względami religijnymi. ISIS daje doskonałą okazją, żeby na terenie dwóch krajów: Syrii i Iraku, które przestały istnieć jako państwa, wykroić pewien byt państwo-podobny. To jest próżnia, a ona daje idealną okazję, żeby od podstaw wykroić i budować nowe państwa.

Po pierwsze, jest to okazja do odtworzenia tego, co się utraciło. Pamiętajmy, że to państwo jest tworzone przez dawnych oficerów armii syryjskiej i irackiej. Oni tworzą sobie nowe państwo, gdzie sami będą sprawowali niepodzielną i nieograniczoną władzę.

Po drugie, jest to jednocześnie tworzenie obszaru, gdzie tylko oni decydują o prawach, gdzie stają się elitami i mają niekontrolowany dostęp do bogactw naturalnych, z których mogą czerpać oczywiste profity.

Po trzecie, jest to obszar, gdzie mogą tworzyć system niewolnictwa. Także niewolnictwa seksualnego. Jest to wątek bulwersujący, często - i słusznie - poruszany. Sądzę, że jest to jedna z sił napędzających całą tę machinę. Proszę sobie wyobrazić, że na terenach religijnie konserwatywnych, gdzie kobiety i mężczyźni żyli w odseparowaniu i te kontakty były znacznie ograniczone, nagle okazuje się, że pewna elita ma nieograniczony dostęp do kobiet, które zamieniane są w seksualne niewolnice.

Jest to moralnie bulwersujące, ale jak sobie pomyślimy o ludziach, którzy mają tego typu "okazję", to oni to robią również z takich pobudek.

Podsumowując, tzw. Państwo Islamskie daje tym jednostkom poczucie nieograniczonej władzy. To oni decydują kto przeżyje, a kogo zabiją. To oni decydują, jakie kobiety sobie wezmą jako niewolnice seksualne do domu. To przerażająca wizja państwa całkowicie zdegenerowanego moralnie.

Oczywiście pamiętajmy, że to, o czym w ogóle do tej pory mówiliśmy, jest tylko niewielką częścią przyczyn, dla których powstało i trwa tzw. Państwo Islamskie. Aby dokładnie to omówić, należałoby rozważyć jeszcze interesy sąsiadów pośrednich i bezpośrednich Syrii i Iraku, którzy miedzy sobą toczą konflikty albo realizują swoje cele polityczne i gospodarcze, podsycając i utrzymując konflikt, a tym samym - istnienie ISIS.

No tak, choćby wspomniana Turcja lub Izrael.

Tak, choćby Izrael. To państwo, które jak najbardziej ma bardzo wyraźnie zarysowane cele polityczne i strategiczne. To państwo, które pomaga opozycji - i to tej islamistycznej, fundamentalistycznej.

Dlaczego?

Ponieważ Syria wraz Hezbollahem zagrażały potencjalnie Izraelowi. Rozbicie tej osi Hezbollah-Damaszek-Iran służy Izraelowi, bo to jest w ocenie Izraela jego główne zagrożenie militarne. Syria nie stanowi już obecnie zagrożenia dla Izraela. Jednocześnie Izrael zlikwidował kraj, który domagał się zwrotu swoich terenów, tj. wzgórz Golan. Nie ma już nikogo w Damaszku, kto mógłby domagać się zwrotu terytoriów okupywanych przez Izrael. A w świetle prawa międzynarodowego, są to tereny nielegalnie przejęte i okupowane przez Izrael.

Za to problemem jest nadal Hezbollah, dlatego też Izrael wspiera organizacje antyreżimowe, bo dzięki temu wciąga w konflikt bojowników Hezbollahu, zainteresowanych panowaniem Asada. Wszystko po to, by potencjał militarny tej organizacji osłabł w wojnie domowej w Syrii i żeby nie mogła ona bronić Libanu w razie kolejnego ataku ze strony Izraela, czy żeby nie mogła w żaden sposób zagrozić Izraelowi w przyszłości.

To dlatego Izrael był zamieszany w leczenie i być może dozbrajanie organizacji islamistycznych na terenie Syrii. Jak wiemy z doniesień żołnierzy z ONZ, setki tych żołnierzy - mówi się o ponad tysiącu - wjechały na teren Izraela, żeby tam poddać się leczeniu i być może dozbrajaniu lub szkoleniu. Trzeba więc przyznać, że podobnie jak inne kraje ościenne, także Izrael realizuje swoje cele w tej wojnie i w niej mniej lub bardziej bezpośrednio uczestniczy.

Wróćmy do kwestii religii. Przecież wszyscy członkowie tych organizacji terrorystycznych są muzułmanami. W Europie jest sporo muzułmańskich duchownych, którzy tę ideę wspierają. Natomiast jest dosyć niewiele głosów ze świata muzułmańskiego, przynajmniej w Polsce, które potępiają ten samozwańczy kalifat. Czy jest szansa, żeby muzułmanie odcięli się oficjalnie od ISIS?

Muzułmanie zrobili to wielokrotnie i robią to wielokrotnie. Organizacje muzułmańskie działające w Polsce robią to, podobnie jak muzułmanie na całym świecie. Natomiast trzeba wyrazić ubolewanie, że te głosy nie są słyszane w Polsce. Narracja w naszym kraju została zdominowana przez uprzedzenia i raczej tutaj szukałbym przyczyn tego, że liczne glosy protestu i niezgody samych muzułmanów w Polsce jakoś nie znajdują szerszego odzewu.

Jednym z najbardziej znanych przykładów jest list otwarty sprzed roku, gdzie uczeni muzułmanie bardzo drobiazgowo pokazują, jak bardzo ISIS jest niezgodny z zasadami islamu. Takich przykładów jest naprawdę bardzo dużo. Podkreślam więc, że to raczej niestety sami Polacy niechętnie czytają tego typu informacje, zatem nie są one publikowane. Musimy pamiętać, że rynek mediów jest rynkiem informacji, gdzie gorsza i tania informacja wypiera tę lepszą, zgodnie z prawem Kopernika dotyczącym pieniądza.

Ale ISIS tworzą przecież muzułmanie. Nie można temu zaprzeczyć.

Jednak trzeba bardzo wyraźnie podkreślić, że osoby które tworzyły tzw. Państwo Islamskie, które są odpowiedzialne za jego sukces, to w zdecydowanej większości osoby które nie były bogobojnymi muzułmanami, osobami głęboko wierzącymi, które praktykowały islam zgodnie z jego nakazami.

W bardzo dużym stopniu są to np. członkowie dawnej partii Baas, oficerowie armii Saddama Husajna, którym bardzo daleko było do islamu. I to oni, kierując się motywacją niereligijną, podłączyli się pod projekt ISIS tylko po to, żeby wykroić dla siebie pewien obszar, terytorium i obszar władzy, którą utracili wraz z Husajnem w 2003 roku.

Jest to bezpośrednia kontynuacja czegoś, co możemy nazwać ruchem oporu czy partyzantką. Powstała ona w momencie, gdy armia iracka została rozwiązana przez Stany Zjednoczone po podboju tego kraju. Ale wówczas oficerowie wcale nie porzucili broni. Wielu z nich po prostu wałczyło dalej w partyzantce. Zaczęły tworzyć się rozmaite grupy oporu i grupy terrorystyczne, które wałczyły z siłami okupacyjnymi.

To przede wszystkim stąd rekrutowali się żołnierze walczący w szeregach tzw. Państwa Islamskiego.

Dlaczego odwołali się oni właśnie do islamu, skoro tradycja religijna nie była im bliska?

Bo przywódcy ISIS mają świadomość, że idea islamu i kalifatu jest bardzo nośna wśród muzułmanów i Arabów. Odwołuje się do glorii i chwały utraconej w wyniku rozpadu Imperium Osmańskiego oraz obalenia formalnie istniejącego kalifatu w latach 1923-1924.

Ta idea była bardzo żywa w rozmaitych kręgach. Jej odnowienie było dobrym narzędziem strategicznym, które mogło przyciągnąć bojowników. Ale samo jej wykorzystanie było czysto polityczną spekulacją.

I to się powiodło.

Tak, ale nikt poważny w świecie islamu nie uznał jednak powołania kalifatu do życia, bo on nie spełniał bardzo wielu kryteriów, które prawdziwy kalifat powinien spełniać. ISIS to przede wszystkim twór samozwańczy. Osoby które to tworzyły, nie są muzułmanami, którzy chodzili 5 razy dziennie na modlitwę do meczetu, nie są to osoby które znane były z propagowania idei religijnych. Co więcej, widzimy także, że wśród rekrutów (również z Europy) bardzo często pojawiają się neofici. Są to osoby, które nie mają nawet podstawowych wiadomości o islamie i wiemy skądinąd, że islamu uczyły się z książeczek typu "islam dla idiotów".

To pokazuje, że to nie islam jest siłą napędową ISIS, to nie islam jest tak naprawdę siłą napędową rekrutującą bojowników, ale są to zupełnie inne czynniki, które z religią nie mają zbyt wiele wspólnego.

Jako chrześcijanie w Polsce przeżywamy los chrześcijan w Iraku i Syrii. Jakie scenariusze pan dla nich przewiduje?

Oczywiście, chciałbym, aby żyli oni bezpiecznie tam, skąd pochodzą. Ale podstawowym warunkiem zapewnienia bezpieczeństwa jest powrót pokoju i względnej stabilizacji.

Chrześcijanie żyli na Bliskim Wschodzie przez setki lat, przetrwali 2000 lat. Relacje między przedstawicielami różnych religii nie zawsze były idealne, ale czasami były bardzo dobre. Wiele źródeł to potwierdza.

Błędem jest jednak pomaganie wyłącznie chrześcijanom w tym konflikcie.

Dlaczego? To oni - obok jazydów i innych nie-muzułmanów - są mimo wszystko najbardziej zagrożeni.

Bo jest to moralnie wątpliwe. Jeżeli mamy wypadek samochodowy i chcemy pomagać ofiarom, to nie pytamy się zakrwawionych ludzi o wyznanie, tylko pomagamy wszystkim jak leci. Jako ludzie i jako Europejczycy mamy moralny obowiązek pomagać ludziom z Bliskiego Wschodu. Bo to także Europejczycy ponoszą moralną i faktyczną odpowiedzialność za wojnę domową w Iraku i Syrii. To my wywołaliśmy ten wypadek, czy raczej - katastrofę.

Także Polacy tę odpowiedzialność ponoszą, bo Polska była zaangażowana w destabilizowanie Bliskiego Wschodu.

Wielu patriarchów z Bliskiego Wschodu apeluje, by pomagać na miejscu, by nie zachęcać ich do wyjazdu, bo to zniszczy cała wspólnotę chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Czy jest szansa, żeby odbudować wspólnotę chrześcijan, która teraz została zniszczona, żeby zbudować na nowo jakiś porządek, w którym chrześcijanie będą mogli bezpiecznie żyć?

Należy pomagać im tam na miejscu, pomagać w odbudowie tego, co oni stracili, o ile tylko są to tereny bezpieczne. Obecnie część chrześcijan jest znowu bezpieczna w Kurdystanie.

Faktem jest, że dla tożsamości chrześcijan bliskowschodnich bardzo ważne jest pozostanie na miejscu. Wyrwanie ich z korzeniami z regionów, gdzie przez stulecia rozwijali swoją tradycję, będzie oznaczało zniszczenie ich tożsamości.

Chrześcijaństwo ma bardzo bogate tradycje. Wyrzucanie lub przenoszenie chrześcijan z Bliskiego Wschodu niszczy to bogactwo. Przyczynia się do tworzenia pewnego monolitu, ujednolicenia chrześcijaństwa oraz do zlikwidowania tych rozmaitych różnic kulturowych, które same w sobie są ogromną wartością.

Jednocześnie taki proces będzie prowadził do ujednolicenia kultury Bliskiego Wschodu, jego znacznej islamizacji. Niezwykle potrzebnym i ważnym zjawiskiem jest to, żeby mniejszości w tym regionie istniały. To one stanowią o bogactwie danej kultury, danego terytorium. Z tego też powodu nie jest właściwą strategią wyciąganie chrześcijan z Bliskiego Wschodu.

Smutne byłoby, gdyby to właśnie w wyniku wojny domowej w Iraku i po operacji Europejczyków i Amerykanów, Irak okazał się nagle obszarem, gdzie nie ma w ogóle chrześcijan. Oni do całkiem niedawna stanowili duży procent mieszkańców tego państwa. Odczuwałbym pewien żal, że chrześcijanie europejscy i polscy, pomagają w niszczeniu dziedzictwa kulturowego chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

Podkreślał to pan kilkakrotnie - Polacy przyczynili się do niszczenia Bliskiego Wschodu. Pisał pan o tym, że Polska produkuje broń kasetową i sprzedaje ją. Czy jest szansa, że taka broń trafia w ręce reżimu Asada lub terrorystów?

To prawda. To bardzo smutna rzecz, aczkolwiek nie mamy dowodów na bezpośrednią sprzedaż przez polskie firmy broni kasetowej ani reżimowi, ani ugrupowaniom zbrojnym opozycyjnym czy terrorystycznym na Bliskim Wschodzie.

Natomiast wiadomo, że Polska jest jednym z krajów które konsekwentnie wyłamują się od podpisania międzynarodowych regulacji prawnych zakazujących produkcji i rozpowszechniania tego typu broni.

Polska tę broń produkuje, np. w fabrykach należącego do skarbu państwa Polskiego Holdingu Obronnego, a następnie sprzedaje. Są to jednak rzeczy chronione tajemnicą handlową i militarną, więc zapewne długo jeszcze nie dowiemy się, czy tego typu broń trafia na Bliski Wschód.

Przypuszczam jednak, że trafia, bo Syria to rynek, gdzie ta broń jest najbardziej potrzebna i najlepiej się sprzedaje. Broń nie musi być sprzedawana bezpośrednio przez Polskę opozycji czy ISIS, ale trzeba podkreślić, że jeżeli ona wchodzi w obieg handlowy, to prędzej czy później trafi tam, gdzie jest na nią popyt.

Jeśli to prawda, to Polska również w ten sposób przyczynia się do śmierci i kalectwa tysięcy cywilów.

Czym jest broń kasetowa?

Broń kasetowa nie ma tak naprawdę znaczenia w walce przeciwko siłom zbrojnym. Ma ona natomiast znaczenie w nękaniu ludności cywilnej. Jest to broń, która po wybuchu rozpryskuje się jako drobne pojemniki, granaty na dużym terenie. Czasami to może być 200, a czasem więcej takich drobnych pojemników, które później wybuchają, jeśli się na nie nadepnie. Wskutek tego tracimy wzrok, rękę, nogę, obie kończyny, życie... Szacuje się, że jej ofiarami w 90 procentach są cywile.

Dlatego ktoś, kto produkuje tego typu broń, robi to z pełna świadomością, że jej ofiarami nie będą osoby bezpośrednio zaangażowane w walkę, czyli żołnierze, terroryści, partyzanci, ale robi się tę broń po to, żeby zaminowywać duże obszary, a tym samym atakować nią cywilów.

Dlatego ten typ broni jest tak bardzo moralnie podły. Jest nie do zaakceptowania. Polska, która tę broń produkuje, bierze czynny udział w tym paskudnym procederze i należy do niewielkiej grupy krajów, które się nim parają.

Co możemy zrobić jako zwykli obywatele tego państwa?

Informować i apelować do ludzi. Trzeba mówić o tym, że Polska ma ręce zbrukane krwią. Że jest być może także zbrukana krwią ludzi z Bliskiego Wschodu, gdyż produkując tę broń, produkuje ją właśnie po to, żeby atakowano nią także ludność cywilną. Polska powinna stać się sygnatariuszem międzynarodowej konwencji o amunicji kasetowej.

*  *  *

Piotr Balcerowicz - filozof, orientalista i kulturoznawca. Dziedziny prowadzonych badań naukowych i zainteresowań obejmują Azję Południową, Bliski Wschód, Afganistan i Azję Środkowej, a także stosunki międzynarodowe. Zajmuje się także zagadnieniami multikulturalizmu i konfliktami we współczesnym świecie. Poza Polską prowadził wykłady na uniwersytetach m.in. w Niemczech, USA, Kanadzie, Szwajcarii, Austrii, Wielkiej Brytanii, Japonii, Pakistanie, w krajach byłego ZSRR. Jest autorem ponad 100 publikacji, głównie angielskojęzycznych. W okresie 2002-2014 jako twórca i prezes Stowarzyszenia Edukacja dla Pokoju (do 2006 pod działającego pod nazwą Stowarzyszenie Szkoły dla Pokoju), prowadził działalność pomocową (m.in. budowa szkół i innych instytucji edukacyjnych, szkolenie dziennikarzy w obszarach zagrożonych wojną) w Afganistanie, w Pakistanie, w krajach Afryki (Burkina Faso, Sudan Południowy, Uganda) i w Birmie. W czasie wypraw badawczych był bezpośrednim obserwatorem kilku wojen. Więcej informacji.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Polska ma ręce zbrukane krwią [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.