O "Drodze na Kalwarię" i fascynacji Brueglem

O "Drodze na Kalwarię" i fascynacji Brueglem
Kadr z filmu "Młyn i krzyż" w reżyserii Lecha Majewskiego (fot. lechmajewski.art.pl)
PAP / drr

Najnowszy film Majewskiego "Młyn i krzyż", którego światowa prapremiera odbyła się w końcu stycznia na Festiwalu Filmowym Sundance w USA, jest próbą autorskiego odczytania słynnego dzieła Pietera Bruegla pokazującego w niezwykły sposób mękę Chrystusa.

- Byłem Brueglem zafascynowany od szczenięcych lat. Jeździłem wtedy do mojego wujka w Wenecji przez Wiedeń. Najpierw nocnym pociągiem z Katowic do Wiednia, gdzie spędzałem cały dzień i potem wsiadałem w nocny pociąg do Wenecji - wspomina reżyser.

- Dnie wiedeńskie spędzałem w Kunsthistorisches Museum w Sali 10. przed Brueglem. I on mnie zawsze fascynował, był bardzo tajemniczy. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale miał jakiś magnes, przyciągał mnie. Teraz po wielu latach widzę, że ten magnes owocuje "Młynem i krzyżem", i widzę, że ludzie go odbierają i przeżywają bardzo silnie, co jest dla mnie niesamowite, bo to trudny film - dodaje Majewski.

Twórca zaznaczył, że pomysł na "sfilmowanie" "Drogi na Kalwarię" podsunął mu kilka lat temu historyk sztuki Michael Gibson, autor książki o tym dziele Bruegla. - Gibson chciał, by to był film dokumentalny. Nie robię dokumentów, więc powiedziałem, żeby nakręcić fabułę - mówi Majewski. - On się złapał za głowę, powiedział: "Chyba oszalałeś, Lechu. Nie da się zrobić fabuły, to niemożliwe!". Na co ja odparłem: "Właśnie dlatego, że nie jest to możliwe, to najlepszy powód, żeby to zrobić. Rzeczy niemożliwe są zawsze najciekawsze".

DEON.PL POLECA

Według Majewskiego malarstwo Bruegla pełne ukrytych znaczeń przypomina misternie utkaną pajęczynę, w którą próbuje się złapać widza. - Dla mnie oglądanie dawnego malarstwa, szukanie i odkrywanie znaczeń, chodzenie tym śladem ma w sobie coś z pracy detektywa. Niejeden zarobił na tym ogromne pieniądze jak Dan Brown (autor bestselleru "Kod Leonarda da Vinci"), który podszedł do tego w sposób bardzo uproszczony, ale skuteczny. (...) Wydaje mi się, że on zrobił dobrą robotę, intrygując ludzi, wciągając ich w ten świat - zaznaczył Majewski.

Praca nad "Młynem i krzyżem" zajęła ekipie aż trzy lata. Zdjęcia do filmu kręcono aż w czterech krajach: w Polsce, Czechach, Austrii i Nowej Zelandii. W filmie zagrały gwiazdy kina: Rutger Hauer, Michael York, Charlotte Rampling.

Dorota Lis, druga reżyserka "Młyna i krzyża", a prywatnie żona Majewskiego, mówi, że wszystkie castingi dla statystów, grających role niderlandzkich wieśniaków z XVI wieku, organizowano w Polsce, m.in. w okolicach Olsztyna, pod Częstochową, w Tarnowie, Katowicach. Sam dobór obsady trwał dwa miesiące. Z około tysiąca osób, które zgłosiły się z ogłoszeń w parafiach czy urzędach gminy, wybrano ostatecznie do udziału w filmie około dwustu. - Nie było wśród nich dziewczyny o urodzie Dody ani Miss Polonii, ale osoby o charakterystycznym wyglądzie - mówi Lis. - Niegdyś na reżyserii łódzkiej filmówki istniało nawet powiedzenie "Znajdź mi Bruegla!", czyli twarze niczym z obrazów niderlandzkiego malarza.

W "Młynie i krzyżu" wątek cierpienia Chrystusa splata się z cierpieniem Flandrii uciskanej politycznie i religijnie przez Hiszpanów w XVI wieku. Na ekranie pojawia się sam Bruegel, nazywany najwybitniejszym filozofem pośród malarzy. Polska premiera "Młyna i krzyża" została zaplanowana na 18 marca 2011 r.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O "Drodze na Kalwarię" i fascynacji Brueglem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.