Kościół od wieków włączał "niesakramentalnych" [ROZMOWA]

Kościół od wieków włączał "niesakramentalnych" [ROZMOWA]
(fot. Fabio Lotti / shutterstock.com)
ks. Andrzej Muszala / Bartłomiej Sury / Karol Wilczyński

"Samarytanka, która miała pięciu mężów wie, że zrobiła źle. Ale Jezus jej nie potępia. Oczywiście, łatwiej byłoby mieć biało-czarne sytuacje, ale to nie jest postępowanie Jezusa" - mówi ks. Andrzej Muszala.

Rozmawiamy w niewielkim mieszkaniu w Starym Mieście Krakowa. Na stole leżą przygotowane materiały, Pismo Święte i rozlatujący się od wielokrotnego czytania egzemplarz adhortacji Amoris Laetitia. Ksiądz Andrzej Muszala jest znanym duszpasterzem, od lat towarzyszy osobom rozwiedzionym żyjącym w ponownych związkach, które próbują znaleźć swoje miejsce w rzeczywistości Kościoła w Polsce.

Bartłomiej Sury: Jak odpowiedzieć na zarzuty krytyków mówiących, że niektóre punkty Amoris Laetitia (np. 301, 302 czy 304) są sprzeczne z tym, co głosi Ewangelia?

Ks. Andrzej Muszala: "Ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie" (Mt 5,18) - mówił Jezus. To dotyczy też nauczania o nierozerwalności małżeństwa. I tego nauczania Amoris Laetitia nie zmienia. Wystarczy spojrzeć na rozdział VIII, w którym znajdują się najczęściej komentowane fragmenty. Nie należy wyjmować jednego punktu czy przypisu z tekstu, bo wtedy można wyczytać, co się chce.

DEON.PL POLECA

Karol Wilczyński: Czyli żadnych zmian nie ma?

Ważny jest kontekst. We wspomnianym ósmym rozdziale czytamy jedną z najpiękniejszych definicji małżeństwa: "Małżeństwo chrześcijańskie, będące odzwierciedleniem jedności między Chrystusem a Jego Kościołem, realizuje się w pełni w jedności mężczyzny i kobiety, którzy oddają się sobie nawzajem w wyłącznej miłości i dobrowolnej wierności, należą do siebie aż do śmierci..." (p. 292). Nierozerwalność małżeństwa to norma, która nie zostaje zmieniona.

BS: Ale papież Franciszek mówi o indywidualnym rozeznawaniu...

Tak, papież - jako uczeń i duchowy syn św. Ignacego Loyoli - mówi, że ideą Ewangelii jest rozeznawanie i włączanie. Włączanie tej jednej owcy nawet kosztem pozostawienia dziewięćdziesięciu dziewięciu, które są prawe, wierne. Dopóki ta jedna nie powróci, pasterz nie będzie szczęśliwy. Dlatego szuka różnych dróg dojścia do człowieka, nawet łamiąc szabat. "To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu" (Mk 2,23-28) - tak mówił Jezus, pokazując, że poszukiwanie sposobów włączania jest kluczowe.

KW: A co z normami? Prawem o nierozerwalności małżeństwa?

Jezus nie przyszedł, aby znieść prawo, lecz je wypełnić. Ważne jest więc, by nie zatracić normy, lecz ją zachować w pełni. Dlatego teologia moralna wypracowała różne elementy oceny danego czynu - analizuje jego cel, intencję działającego, okoliczności wykonania czynu - wszystko to musi być wzięte pod uwagę. Papież Franciszek zwraca uwagę na okoliczności. Załóżmy, że osoba żyje już w drugim związku, że ma w nim dzieci. I choć obiektywnie cel działania - trwanie w ponownym związku - nie jest godziwy, to jednak okoliczności mogą złagodzić ocenę etyczną.

KW: Ale czy w taki sposób nie łamiemy normy ogólnej?

Nie. To jest zastosowanie normy ogólnej do szczegółowego przypadku. Ktoś mógł wejść w związek niesakramentalny jako osoba niewierząca (a nawet wierząca). Ale po jakimś czasie się nawrócił. Chce uporządkować swoje życie, być częścią Kościoła. Na obecnym etapie nie jest w stanie wycofać się ze związku właśnie ze względu na istniejące okoliczności - byłoby to krzywdą dla osoby, z którą począł i wychowuje dzieci; krzywdą dla samych dzieci. Znajduje się zatem w sytuacji niemożności wykonania danego czynu. Innymi słowy - przymusu.

Weźmy pewną analogię - ciąża pozamaciczna. Zabieg ratujący życie kobiety zawsze jest związany wtedy ze śmiercią dziecka. To dramat: dziecka tego nie da się uratować. Tertulian zgadzał się wówczas na taki czyn, choć nazywał go necessaria crudelitate - coś okrutnego, ale nie dającego się uniknąć (O duszy, 25). Po tej linii poszedł także św. Tomasz z Akwinu. Mamy tu zatem do czynienia z aktem dokonanym niejako z przymusu, a zatem niedobrowolnym.

BS: Czy w tej sytuacji rzeczywiście nie da się nic zrobić? Kościół przecież nikogo nie może odrzucać.

W praktyce jako wspólnota Kościoła mamy dwa wyjścia. Albo pozostawić człowieka w tej sytuacji, albo próbować go przyprowadzić z powrotem do owczarni, czyli "włączyć". Owszem, można powiedzieć, "Cóż, owieczko, sama weszłaś w krzaki, musisz sobie radzić. Trzeba było być mądrym od początku". Ale nie jest to droga Ewangelii. Jesteśmy wszyscy grzesznikami i mamy sobie wzajemnie pomagać w drodze powrotu do Ojca.

Jeśli syn marnotrawny żył wśród świń, to ktoś mógłby zapytać: "A po coś tam w ogóle szedł?". Na szczęście miłosierny ojciec zareagował inaczej, otwierając mu drogę powrotu. A przecież wyrządzona mu krzywda obiektywnie była nie do naprawienia - syn roztrwonił majątek i już go nie odzyskał. Skutków jego czynu nie dało się odwrócić. Dla ojca było jednak ważne coś innego: jego syn zmienił się w środku, nawrócił się, zapragnął wrócić do domu. Przypowieści o synu marnotrawnym i o Dobrym Pasterzu mówią jednoznacznie: nie możemy zagubionych owiec pozostawić samym sobie. Musimy wyjść i szukać każdej z nich, robić wszystko, by włączać je z powrotem. Dlatego w przypadku Franciszka tak istotna jest idea włączania.

KW: Dobrze, ale mamy też trzymać się normy. Idźmy po owce, ale nie udzielajmy im Komunii. Wtedy na pewno nie złamiemy normy mówiącej, że do Komunii przystępują osoby bez grzechu.

A kto z nas jest bez grzechu? Kto z nas jest godny, by przystępować do Eucharystii? Czy jest choćby jeden taki człowiek? Nikt… Franciszek mocno podkreśla rolę sumienia. My sami nieraz dokonujemy osądu, czy możemy przystąpić do Komunii świętej czy nie. Osąd sumienia to pierwszy krok. Drugim powinna być konfrontacja tego osądu z opinią doświadczonego i mądrego spowiednika, kierownika duchowego, świętego kapłana, proboszcza. W Kościołach prawosławnych mamy do czynienia z "instytucją" starca. To osoba, która pomaga w samoocenie stanu własnej duszy.

BS: Sztywne przywiązanie do norm jest łatwiejsze, bo nie wymaga rozeznawania i wchodzenia w relacje z ludźmi. Powoduje również, że zniechęcamy się do tego, co jest kluczowe w procesie włączania osób zagubionych - do towarzyszenia. Kierownictwo duchowe nie polega przecież na wyznaczaniu i egzekwowaniu norm.

Towarzyszenie i rozeznawanie wymaga wielkiego wysiłku. Tak jak w ogóle życie zgodne z Ewangelią. Spowiednik nie może kierować się zasadami w sposób sztywny; byłoby to może prostsze, ale nie jest właściwe. Papież wręcz obliguje kapłanów i pasterzy, by weszli całym sercem i rozumem w czyjąś sytuację życia i pomogli mu ją rozwiązać.

KW: Dlaczego tak bardzo na to naciska?

Ponieważ trzymanie się samych norm powoduje, że redukujemy moralność do prawa. Stajemy się kazuistami, którzy nie zajmują się człowiekiem, ale normami, jak wielu uczonych w Piśmie, których Jezus napominał. On zajmował się człowiekiem, dlatego rozeznawał i towarzyszył.

Weźmy przykład Samarytanki, która miała pięciu mężów (J 4,18). Jezus otwiera jej oczy na rzeczy głęboko duchowe, chce jej dać "wody żywej", nie osądza jej. Samarytanka wie, że zrobiła źle, ale Jezus jej nie potępia; pomaga lepiej rozeznać jej życie. Oczywiście, łatwiej byłoby mieć biało-czarne sytuacje, kazusy prawne, ale to nie jest postępowanie Jezusa. On towarzyszy kobiecie, rozmawia z nią długo, że nawet uczniowie Jego się dziwili. A to wymaga czasu i wysiłku. Do tego nawołuje papież Franciszek. Przede wszystkim nas, kapłanów. Franciszek po prostu wraca do Ewangelii. Zawraca nas, Kościół, z drogi kazuistyki, na drogę rozeznawania.

BS: Ewangelia to przecież historia wielu "sytuacji nieregularnych". Jak to może wyglądać w praktyce dziś?

Przykładem wprowadzania idei rozeznawania jest działalność poradni bioetycznej. Jej zadaniem jest konsultacja w pojedynczych, konkretnych, nierzadko bardzo trudnych sytuacjach. Na przykład osoby, które przeszły procedurę in vitro i mają zamrożone embriony. Lecz po jakimś czasie nawróciły się i dzisiaj by tego nie zrobiły. Co wtedy? Mamy powiedzieć "stop", nie może pani iść do Komunii świętej, dopóki embriony pozostają zamrożone? Nie. W niektórych przypadkach możliwe jest rozgrzeszenie.

KW: Na jakiej podstawie?

Gdy ta osoba jest już na dobrej drodze i wewnętrznie jest dysponowana do sakramentalnego pojednania z Bogiem. Przygotowuje się, robi wszystko, by zatroszczyć się o swoje dzieci-embriony, a w odpowiednim czasie je uratować. Być może nigdy to nie nastąpi, ale bynajmniej nie jest to przeszkodą, by otrzymała rozgrzeszenie (z odpowiednią pokutą), a następnie przystąpiła do Eucharystii. Choć nie naprawiła jeszcze wszystkiego.

KW: Czy zna ksiądz inne sytuacje, w których sposób mówienia papieża Franciszka powoduje, że ludzie wracają do Kościoła?

Pamiętajmy, że to nie jest tylko głos papieża, ale przede wszystkim Synodu Kościoła powszechnego, a głos Synodu wybrzmiał na bazie odpowiedzi, które przysłali wierni i ich pasterze z całego świata. Z pewnością to, co zrobił papież, jest wprowadzeniem nowego języka do duszpasterstwa - on całym sobą, a nie tylko słowami, przekazuje swe przesłanie. Taki styl komunikacji wlewa dużo nadziei dla osób żyjących w sytuacjach nieregularnych.

BS: Jak to się przejawia?

Chociażby w zainteresowaniu tekstami papieża. Od kilkunastu lat prowadzę rekolekcje dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych. W tym roku przyszło na nie dwa razy więcej osób. Nie wiem, dlaczego tak się stało, może przeczytali Amoris Laetitia?

BS: To jest dowód na to, że Kościół znów stał się miejscem, do którego czują się zapraszani.

Tak powinno być zawsze. Nasz język jest nieraz zbyt sterylny, zbyt teologiczno-prawny. Papież Franciszek mówi jak Jezus - słowami i przypowieściami zrozumiałymi dla większości ludzi.

KW: Dlaczego papież nie odpowiedział na tzw. dubia, list czterech kardynałów?

Nie znam kulis tej sprawy. Może chodzi o styl zadania tych pytań? Nie wiem. Ale osobiście odczytałem to tak, jakby papież został "wezwany do tablicy" i miał się "wytłumaczyć" nie tylko przed tymi kardynałami, lecz przed wszystkimi wiernymi. Tak nie powinno być. Kardynałowie mają dostęp do papieża - mogli udać się na spotkanie z nim i zapytać w cztery oczy. Tymczasem upublicznieniem swych pytań niejako wywarli na niego presję. Skoro wierzymy w asystencję Ducha Świętego w wyborze i sprawowaniu urzędu przez papieża, to powinno się mieć do niego większe zaufanie i szacunek. To widzialny zastępca Chrystusa na ziemi.

Poza tym ta odpowiedź została już udzielona kilkakrotnie. Chociażby w dokumencie Il capitolo ottavio della esortazione apostolica post sinodale Amoris Laetitia kard. Francesco Coccopalmerio, przewodniczącego Papieskiej Rady Tekstów Prawnych. Opublikowana także została wnikliwa analiza dokonana przez dwóch teologów - Alaina Thomasseta oraz Jean-Miguela Garriguesa - Une morale souple mais non sans busole. Répondre aux doutes des quatre cardinaux à propos d’Amoris Laetitia. Ukazują oni, że Amoris Laetitia nie jest sprzeczna, lecz kompatybilna z wcześniejszym nauczaniem zawartym w Veritatis Splendor Jana Pawła II. AL pokazuje konkretne przypadki, zaś VS omawia normy ogólne. Co więcej, VS stwierdza w rozdziale I, że zawsze należy rozeznać, co w danej sytuacji zrobiłby Jezus: "Drogą, a zarazem treścią tej doskonałości jest naśladowanie Chrystusa, pójście za Nim, wyrzekłszy się wpierw własnych dóbr i siebie samego (…). Dlatego naśladowanie Chrystusa jest pierwotnym i najgłębszym fundamentem chrześcijańskiej moralności". Fundamentem jest rozeznawanie w świetle Ewangelii każdej sytuacji: "Naśladowanie to nie polega jedynie na słuchaniu nauki i na posłusznym przyjmowaniu przykazań. Oznacza ono coś bardziej radykalnego: przylgnięcie do osoby samego Jezusa, uczestnictwo w Jego życiu i przeznaczeniu" (VS 19). Jeśli czytamy Veritatis Splendor bez odniesienia do pierwszego rozdziału, to popełniamy ponownie błąd wybiórczego czytania tekstu, a ostatecznie - popadamy znowu w moralność kazuistyczną.

BS: Jak tego uniknąć w praktyce?

Trzeba zawsze uwzględniać wszystkie elementy danego czynu: cel, intencję i okoliczności. Rozpatrywać go dokładnie, by dokonać poprawnej oceny. Wiele wskazówek podaje Amoris Laetitia, która w ten sposób uzupełnia nauczanie Veritatis Splendor.

KW: Czy temat włączania osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach jest czymś nowym w nauczaniu Kościoła? Czy nie jest to jednak zmiana, przed którą ostrzegają krytycy?

Nie. Problem ten podejmował już św. Bazyli Wielki, Ojciec Kościoła, biskup, teolog i duszpasterz, żyjący w IV wieku. Z jego kanonów wynika, że Kościół nigdy nie zgadzał się na "drugie małżeństwo", ale zawsze rozeznawał sytuacje osób, które żyją w kolejnych związkach, stopień ich winy i różne okoliczności. Bazylemu nie chodziło o zmianę normy, ale o stwierdzenie, czy z powodu jakichś okoliczności dana osoba nie ponosi mniejszej winy lub nawet czasem zupełnie jest bez winy. Mówił podobnie, jak dzisiaj Franciszek - trzeba pomóc tym ludziom, szukać, czy i jak można ich włączyć do wspólnoty. Kanony Bazylego zostały włączone do oficjalnego nauczania Kościoła na Synodzie w Konstantynopolu i obowiązują do dzisiaj, nie zostały one nigdy odwołane. Weźmy chociażby jeden z nich:

Kobieta opuszczająca męża jest cudzołożnicą, jeżeli wiąże się z innym mężczyzną, natomiast opuszczony mąż jest usprawiedliwiony i kobieta, która z nim współżyje, nie podlega potępieniu (kan. 9).

Albo inny kanon:

W przypadku męża opuszczonego przez żonę należy brać pod uwagę powód opuszczenia. Jeśli okaże się, że żona opuściła go bez dostatecznego powodu, on zasługuje na wybaczenie, ona zaś podlega karze. Wybaczenie pozwala mu uczestniczyć we wspólnocie Kościoła (kan. 35).

Papież Franciszek nie zrywa z tradycją ani nie zmienia nauczania Kościoła; to nieraz my nie znamy w pełni tej nauki i tego, co przez wieki głosił Kościół.

Nawet Jezus dał pewien wyjątek - w dziewiętnastym rozdziale Ewangelii Mateusza pojawia się pewne zastrzeżenie: "Kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu (porneia) - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo" (Mt 19, 9). Bazyli zastanawia się nad tym zdaniem i stwierdza: "Kto porzuca żonę, z którą zawarł legalny związek małżeński, i bierze sobie inną, na mocy wyroku Pana (Mt 19, 9) podlega karze za cudzołóstwo". A następnie dodaje, odwołując się do starszej jeszcze tradycji: "Nasi ojcowie ustalili, że winni takiego grzechu mają przez rok opłakiwać swą przewinę, przez dwa lata słuchać, przez trzy lata leżeć krzyżem, w siódmym roku asystować na zgromadzeniach wiernych, i dopiero wtedy mogą być dopuszczeni do ofiary, jeśli ze łzami okażą skruchę" (Bazyli Wielki, kanon 77, Synod In Trullo [691/692], kan. 87).

KW: To dotyczy osób, które weszły w ponowny związek?

Tak. Jeśli ktoś wszedł w drugi związek, jest ekskomunikowany - nie może przyjmować Komunii świętej. Ale oto przychodzi moment nawrócenia. Żałuje swego czynu. Nie zostawi jednak kobiety, z którą żyje obecnie, ani dzieci, gdyż nie chce ich skrzywdzić. Takiemu człowiekowi Bazyli nakłada siedem lat pokuty i stopniowej integracji z Kościołem. Wykorzystuje ten czas niejako do ponownego katechumenatu tej osoby. Zamiast ją dożywotnio potępiać, daje jej nadzieję pełnej jedności z Chrystusem i Kościołem, choć po długim czasie. W tym przejawia się pedagogiczny zmysł ojca kapadockiego. On wie, że odłączenie kogoś od sakramentów do śmierci może prowadzić do utraty ducha. "Po co w ogóle mam żyć uczciwie, jak i tak nie ma dla mnie nadziei" - mógłby pomyśleć taki człowiek.

KW: A jednak Familiaris Consortio mówi, że mają żyć "jak brat i siostra". U Bazylego nie ma tego warunku.

Jeśli to jest możliwe, za obopólną zgodą, osoby żyjące w związku nieregularnym powinny podjąć życie w czystości. Sprawa się komplikuje, jeśli tylko jedna ze stron dochodzi do takiej decyzji. Byłaby ona nawet gotowa zaprzestać współżycia seksualnego, lecz druga strona (np. niewierząca) tego nie rozumie i nie akceptuje. I co wtedy? To jest bardzo trudna kwestia, bo odmowa współżycia mogłaby doprowadzić do rozpadu związku, wyrządzając tym samym krzywdę drugiej osobie oraz dzieciom. Wydaje się, że można tu zastosować zapis z encykliki Piusa XI Casti Connubi:

"Wie także doskonale Kościół święty, że nieraz jedno z małżonków raczej znosi, niż popełnia grzech, zezwalając, wbrew własnej woli, z ważnego na ogół powodu, na naruszenie właściwego porządku. W takim wypadku jest ta strona bez winy, byleby nie zaniedbała obowiązku miłości bliźniego i byle starała się drugą stronę odwieść od grzechu" (Casti Connubii, n. II.1/16).

Kwestia jest tu bardzo skomplikowana, bo w przypadku aktu seksualnego podmiotem działania są dwie osoby, a nie jedna. Jeśli ktoś czyni jakieś dobro (np. podejmuje wolontariat w hospicjum) lub zło (np. podkrada pieniądze w pracy), działa sam; sam decyduje i wykonuje dany czyn. Tymczasem w akcie seksualnym muszą być dwie osoby; w takim przypadku obie mogą zachowywać się bardzo różnie, i - jak pisze Pius XI - jedna strona może być nawet bez winy.

KW: Czy skupianie się na "życiu jak brat i siostra" i stawianie tego jako najważniejszego warunku, który pozwoli tym osobom przystępować do Komunii, nie oznacza jednoczesnego stawiania seksu w centrum, a pomijania całej relacji dwóch osób?

BS: Tak, relacja seksualna staje się jakąś wyabstrahowaną rzeczywistością, odłączoną od całej relacji dwóch osób…

KW: …oraz czynnikiem warunkującym. Seks, a mówiąc ściśle brak seksu, jako warunek "odebrania nagrody" jaką jest Eucharystia.

Zwróćmy uwagę, że już Jan Paweł II uczynił pierwszy "wyłom" - uznał, że dwie osoby w nowym związku mogą pozostać razem. To dopiero była rewolucja, zapisana w 84. punkcie Familiaris Consortio! Wcześniej samo zawarcie związku cywilnego ipso facto powodowało ekskomunikę, czyli wykluczenie od Komunii Świętej. Dziwne, że nikt nie mówił, że Jan Paweł II "zmienia doktrynę". Bo w rzeczy samej jej nie zmieniał. Dla mnie osobiście jednak ten zapis był o wiele bardziej "szokujący" niż to, co orzeka Amoris Laetitia.

KW: Pojawiają się jednak również takie sytuacje: osoba w ponownym związku podczas Mszy podchodzi, aby przyjąć Komunię. Widzi to pierwsza żona tego człowieka, która cierpi, ale pozostaje mu wierna. Czy nie jest to zgorszenie?

To bardzo delikatna kwestia i należy uważać, aby nie zranić "wiernych-samotnych". Jednak ten problem pojawił się już wskutek zapisu w Familiaris Consortio. Przecież pierwsza żona nie wie, czy jej mąż żyje w nowym związku ze swoją partnerką "jak brat i siostra". To sprawa między nim a spowiednikiem. Podziwiam osoby samotne, które pozostają wierne małżonkowi, który ich porzucił. To miłość w stopniu heroicznym. One wymagają szczególnego wsparcia.

BS: O tym pisze Franciszek w najnowszym dokumencie Gaudete et exsultate.

Bo to jest świętość. Jeśli opuszczona żona, "wierna-samotna" widzi, że jej były mąż po latach znowu przystępuje do stołu Pańskiego, to czyż nie powinno to wzbudzić u niej radości? Wszak na tym polega prawdziwa miłość - na pragnieniu szczęścia drugiego. Może nie wiedzieć, w jaki sposób dokonał pojednania z Bogiem, jaką otrzymał pokutę. Choć uważam, że taki mężczyzna powinien się z nią spotkać i jej to wytłumaczyć. Gdyby jednak tego nie zrobił, to ona może zaufać, że Kościół znalazł dla niego jakąś formę pojednania, on zaś spełnił wszystkie konieczne warunki.

Przypomina mi to końcowy epizod z przypowieści o synu marnotrawnym. Starszy syn zawsze był wierny swemu ojcu - chwała mu za to! Ale nie potrafił się ucieszyć z nawrócenia swojego brata. Nie chciał zasiąść z nim za jednym stołem… Dopiero ojciec musiał wyjść i wytłumaczyć mu wszystko, a zwłaszcza niepojętą logikę miłosierdzia.

"Miłosierdzie jest imieniem Boga" - mówi Franciszek. Prawdę mówiąc ani syn marnotrawny, ani starszy brat nie zasłużyli na to, aby zasiąść do uczty. Bycie synem kogoś wysoko postawionego nie jest przecież żadną zasługą; obaj równie dobrze mogli być niewolnikami. Ani ja, ani ktokolwiek na świecie, nikt z nas nie zasłużył na Eucharystię. Mówimy to za każdym razem: "Panie, nie jestem godzien… ale powiedz tylko słowo…".

KW: Czyli kluczem w naszych działaniach ma być ocalenie człowieka?

Kluczem jest człowiek. Jeśli coś wbija go do ziemi, musimy znaleźć sposób, aby go ocalić. Człowiek jest drogą Kościoła.

KW: Co to dokładnie znaczy?

Franciszek mówi o Kościele jako szpitalu polowym. To bardzo głęboka myśl, zrozumiała między innymi w świetle starożytnej, aleksandryjskiej egzegezy przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie. Na początku idzie kapłan i lewita - przedstawiciele starotestamentalnego kultu i prawa. Nie mogą oni uratować człowieka. Dopiero Boski Samarytanin - Jezus Chrystus - schodzi z niebieskiego Jeruzalem, dostrzega poranionego człowieka (Adama), wzrusza się jego losem, pochyla się nad nim, zalewa mu rany octem i oliwą. Starożytni widzieli w tych dwóch medykamentach obraz sakramentów uzdrowienia - chrztu i Eucharystii. To leki pierwszej pomocy dla ducha. Następnie zawozi go do gospody, czyli Kościoła, któremu - po nocnym czuwaniu - zleca dalszą opiekę nad chorym, zapowiadając, że kiedyś powróci i wszystko ureguluje (obraz paruzji). To jest obraz funkcjonowania Kościoła - szpitala polowego. Nikomu nie wolno odmawiać leków pierwszej pomocy! Jeśli istnieje jakaś przeszkoda do ich przyjęcia, należy szukać sposobów jej usunięcia, zanim pacjent umrze. W taki sposób myśli Franciszek.

BS: W takim razie skąd tak duży opór wobec Franciszka wewnątrz Kościoła?

Jest chyba kilka przyczyn. Z pewnością nieco nowy styl pasterzowania. Franciszek nie waha się szturchać nas, księży. Duży passus w Evangelii Gaudium jest poświęcony sposobom głoszenia homilii, komunikowania się z ludźmi przede wszystkim poprzez słuchanie i odpowiedni styl życia. Dalej - zdarzająca się dość często powierzchowność w odczytywaniu słów papieża. Wyrywkowa (albo wręcz złośliwa) lektura adhortacji Amoris Laetitia może nasunąć myśl, że papież dopuszcza rozwody, gdy czegoś takiego w ogóle tam nie ma!

Papież stosuje też niekonwencjonalne gesty. Ale czyż Jezus też nie zaskakiwał? Oczywiście w pozytywnym sensie. Ewangelia jest dynamiczna, nie pozwala na marazm, zastój. Tymczasem przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Jeśli przez lata obowiązywał pewien styl duszpasterski, nie jest łatwo go zmienić.

BS: Chodzi o dworskość?

KW: Dworskość została chyba porzucona już dawno…

Ecclesia semper reformanda - Kościół wciąż powraca do źródeł, do Ewangelii. Przez wieki może za bardzo obrośliśmy w instytucje, konwenanse. Papież upraszcza styl duszpasterstwa. Osobiście bardzo się z tego cieszę, bo tak żył i nauczał Jezus. Jan Paweł II w Veritatis Splendor mówi: naszą etyką jest naśladowanie Chrystusa. Jezus nie miał gdzie głowy skłonić, mówił prostym językiem, podnosił ludzi, przygarniał ich.

KW: W takim razie, czy jest szansa na zmianę w stylu polskiego duszpasterstwa wobec osób żyjących w ponownych związkach?

Z pewnością potrzebne jest towarzyszenie, jak to uczynił np. biskup opolski Andrzej Czaja, zapraszając osoby żyjące w związkach niesakramentalnych na nabożeństwo do katedry i wręczając wszystkim artykuł ks. Marka Gilskiego zatytułowany "Po adhortacji Amoris laetitia - drogi miłosierdzia dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych". Ksiądz Gilski wymienia w nim aż jedenaście dróg pojednania z Kościołem, zawartych w Piśmie Świętym; nie tylko sakrament pojednania. Ważne są takie gesty - wierni powinni doświadczyć, że Kościół jest ich domem. Pasterz nieustannie szuka swoich owiec.

My, kapłani, sami też jesteśmy owcami. Sami potrzebujemy miłosierdzia. Jeżeli z jednej strony jakiś ksiądz porzuca kapłaństwo, wiąże się z kobietą, po kilku latach uzyskuje dyspensę do ślubu kościelnego oraz może przystępować do sakramentów, a z drugiej strony inna kobieta, wchodzi w swój pierwszy związek z mężczyzną porzuconym przez żonę, opiekuje się jego (chorym) dzieckiem z pierwszego małżeństwa i dożywotnio nie ma możliwości przyjmowania Eucharystii, to czy jest to w ogóle zgodne z logiką Ewangelii? Co na to powiedziałby Jezus?...

ks. Andrzej Muszala - ksiądz archidiecezji krakowskiej, dr hab. teologii, profesor Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, dyrektor Międzywydziałowego Instytutu Bioetyki Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Redaktor działu "Etyka" w miesięczniku dla lekarzy "Medycyna Praktyczna". Współtwórca i współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Opieki Duchowej w Medycynie. Duszpasterz. Od lat dzieli się doświadczeniem modlitwy wewnętrznej w kościele św. Marka w Krakowie oraz w Pustelni św. Teresy z Lisieux.

Bartłomiej Sury - dziennikarz, redaktor i publicysta

Karol Wilczyński - dziennikarz DEON.pl, współtwórca islamistablog.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
oprac. Karol Wilczyński

Pięć słów, które mogą zmienić wszystko

„Jezu, Ty się tym zajmij – i wszystko jasne. Cudowna modlitwa, dzięki której rozwiążą się wszystkie moje problemy”.

Ale czy na pewno? I czy na pewno zadziała w taki...

Skomentuj artykuł

Kościół od wieków włączał "niesakramentalnych" [ROZMOWA]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.