Pastuszkowie i „Fiducia supplicans”

Pastuszkowie i „Fiducia supplicans”
Fot. Rudmer Zwerver / depositphotos.com

Moralizm, skupienie na nawróceniu rozumianym jedynie jako przyjęcie narzuconych zewnętrznie norm społecznych, uniemożliwia nam zrozumienie Ewangelii. I nie chodzi tylko o jej najgłębszy przekaz, ale także o część z jej opowieści.

Tak jest z Bożonarodzeniową opowieścią o pasterzach, których głos anioła zaprowadził do stajenki. Łukaszowa opowieść, jej skandaliczność, zostaje wyrzucona na margines przez nasze kaznodziejstwo, tak by nie gorszyć naszych uszu, by nie przypominać nam, że istotą chrześcijańskiego głoszenia wcale nie jest moralna zmiana, ale zaproszenie do wspólnoty z Bogiem, do zakosztowania łaski, która powoli może (ale każdy z nas tego doświadcza, że wcale nie musi, a przynajmniej nie w każdym aspekcie) zmieniać nasze życie.
Nie, nie twierdzę, że o pastuszkach się nie mówi, bo to byłaby nieprawda. Świąteczna kazania są przepełnione opowieściami o pastuszkach, którzy przyszli z darami, których anioł zaprosił do Pana, i którzy jako pierwsi oddali pokłon. Apoteoza prostaczków, którzy przyjęli Pana jest obecna w wielu kazaniach, ale w niewielu przypomina się o tym, jak w ówczesnym Izraelu postrzegani byli pasterze, kim byli. To, wbrew pozorom, nie byli sympatyczni prostaczkowie w ciepłych kożuszkach, ale społeczne wyrzutki, margines, nieczyści, których w porządnych domach nie przyjmowano, i których żaden szanujący się kapłan czy faryzeusz by nie pobłogosławił. I nie chodzi tylko o to, że w ich pracy nie dało się zachować wszystkich reguł czystości rytualnej, ale także o to, że wśród pasterzy, w polach ukrywali się przestępcy, złodzieje, ale także ci, których pobożne społeczeństwo, z różnych powodów, wyrzuciło na margines. Jeśli szukać analogii, to dziś byliby to alkoholicy narkomani, prostytutki (także męskie i transpłciowe), drobni złodziejaszkowie, osiedlowa żulerka.
I to właśnie do nich przychodzi anioł, a „chwała Pańska zewsząd ich oświeciła”. Ich odpowiedzią na to spotkanie jest lęk. Oni nie są przesadnie religijni, oni pamiętają, co im się w życiu przydarzyło, więc strach przez nieoczekiwanym, nieogarniętym jest normalny. Do takich jak oni – w przekonaniu społecznym nie przychodzi Bóg, oni są przez Niego przecież – zdaniem przeciętnego dobrego wierzącego, odtrąceni. A jeśli nawet przychodzi, to po to, by nieść sąd, by potępić. Ich strach jest zatem naturalny. Ale anioł uspokaja ich. „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie»”.
Ta rozmowa jest szokująca, bo okazuje się, że anioł przychodzi do społecznych wyrzutków, do ludzi, którzy są na marginesie ich własnej wspólnoty i wcale nie zaczyna od wezwania do nawrócenia. Ani słowa nie znajdziemy w jego przesłaniu o tym, że pasterze powinni natychmiast zmienić swoje życie, że powinni porzucić złe nawyki, że czas się ogarnąć, a jak już to zrobią, to wówczas będą mogli spotkać się z Panem. Anioł przychodzi do gromady społecznie naznaczonych i zaprasza ich na spotkanie z Panem. I niczego od nich nie wymaga. Oni sami decydują się na wyruszenie w drogę. „Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili nawzajem do siebie: «Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił»” – wskazuje Łukasz.
Niezwykłe jest także to, w jakiej postaci objawić ma się im Bóg. To nie jest Sędzia, nie jest wszechpotężny i wszechmocny Pan, którego trzeba się nieustannie bać, którego celem jest przypominanie nam zasad i norm, ale to jest bezbronny noworodek, dziecko ludzi, dla których nie było miejsca w gospodzie, o których otoczenie uważało, że złamali zasady, że ich dziecko poczęło się zanim mieli prawo do współżycia (a może w ogóle poza małżeństwem). Nic w tej opowieści z chrześcijańskiej kaznodziejskiej poprawności, nic z moralizmu jakim przeniknięte jest nasze kaznodziejstwo. Nic z wymagania, by zanim pasterze przyjdą do Pana wykazali się najpierw „absolutną wstrzemięźliwością” czy absolutną wiernością Prawu. Zamiast tego jest zaproszenie. Zaproszenie, które jest początkiem drogi.
I właśnie takim zaproszeniem do wspólnej drogi jest „Fiducia supplicans”. Zgorszenie tym tekstem, próby jego cenzurowania, ograniczania jego znaczenia, pokazują dwie zasadnicze kwestie. Po pierwsze brak zrozumienia tego, że chrześcijaństwo jest i na zawsze pozostaje drogą, i to drogą skierowaną do tych, którzy się „źle mają”. Jezus nie przyszedł do zachowujących Prawo, do tych, którzy są przekonani o własnej świętości (i świetności też), do zachowujących wszystkie normy (ze szczególnym uwzględnieniem tych seksualnych), On przyszedł do wszystkich. Jego głównym wezwaniem nie jest zaś „zachowuj Prawo”, ale „pójdź za Mną”. Radykalizmu tego wezwania nie jesteśmy w stanie przyjąć.
Ale jest i druga kwestia, którą w tych reakcjach widzimy. To głęboko przyswojona homofobia (względnie przesadne skupienie się na moralności seksualnej). Tak się bowiem składa, że gdy mowa o zaproszeniu do Kościoła biznesmenów nikt nie wspomina o tym, że zanim wejdą oni do duszpasterstwa, mają najpierw zacząć zatrudnić wszystkich pracowników na umowach pracy, zacząć godziwie płacić i traktować pracowników po ludzku, a także płacić uczciwie podatki. Ten element nauczania Kościoła nagle traci na znaczeniu… Dziwnym trafem, kiedy mówi się o księżach, także nie pojawia się wymóg, by we wszystkim dorastali oni do swojego powołania. Tu – w instytucjach kościelnych – mamy aż nadto wiele miłosierdzia. Jego brak ujawnia się wobec modelu życia, którego nie akceptujemy, i który ma dotyczyć tych na zewnątrz. Wtedy nagle nabieramy świętego oburzenia i zaczynamy bronić Ewangelii przed nią samą. Boże Narodzenie i opowieść o pasterzach przypomina, że tak naprawdę bronimy wówczas nie Ewangelii, ale naszych własnych lęków, lęków przed tym, co w nas, a do czego nie chcemy się przyznać.

DEON.PL POLECA

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Tomasz P. Terlikowski

Wychował pokolenia. Zmienił Polskę. Zmienił Kościół

Nawrócił się w celi śmierci więzienia gestapo niedługo po opuszczeniu obozu w Auschwitz. W obozie koncentracyjnym przebywał wtedy, gdy o. Maksymilian Kolbe składał za współwięźnia ofiarę ze swojego życia....

Skomentuj artykuł

Pastuszkowie i „Fiducia supplicans”
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.