Są ludzie, którzy uważają Boga za stopień do własnego wywyższenia

Są ludzie, którzy uważają Boga za stopień do własnego wywyższenia
(fot. Tyniec Wydawnictwo)

Klerykalizm widzi w godności kapłańskiej źródło i podporę przywilejów. Więc oczywiście trzeba te przywileje obwarować przepisami, żeby każdy wiedział, ile pokłonów się należy, zanim by w ogóle mógł zacząć gadać z nami (...). I całkiem biurokracie wypada z pamięci, że ludzie chcą od nas po prostu pomocy.

Tradycja malarska przedstawia zawsze św. Jana Apostoła z miną nieśmiałej dzieweczki. Pan Jezus znał go lepiej i nazwał obu braci, Jana i Jakuba, Synami gromu. Cenił w nich łaskę wierności, którą sam w nich złożył; ale tę gromowatość musiał nieraz korygować. Mamy u św. Łukasza dwa epizody, jeden po drugim (Łk 9,49–50; 52–56); najpierw Jan wyrywa się z oburzeniem na kogoś, kto nie należy do grona uczniów, a jednak ośmiela się czynić cuda w imię Jezusa; „widzieliśmy… zabroniliśmy mu”, powiada, więc najwyraźniej nie działał sam, może razem z Jakubem; i najwyraźniej też ma nadzieje, że Nauczyciel pochwali ich za to. Zaraz potem obaj bracia chcieliby ściągnąć ogień z nieba na niegościnną samarytańską wioskę, i też myślą, że Pan pochwali ich zamiar. No i jest jeszcze trzeci epizod, mniej więcej w tym samym czasie, kiedy obaj proszą o najwyższe stanowiska w Królestwie mesjańskim, zresztą ku oburzeniu reszty Apostołów (por. Mt 20,20). Czyli: monopol dla małego kręgu „swoich”, używanie mocy Bożej do ziemskich porachunków, i kariera. I to właśnie jest klerykalizm: używanie Boga instrumentalnie, jako gwaranta powodzenia grupki ludzkiej.

Od początku swego pontyfikatu Papież Franciszek walczy ze zjawiskiem traktowania wiary jako jednej więcej ideologii, zjawiskiem niestety obecnym w Kościele. Różnica jest ogromna, bo wiara to jest relacja do Kogoś, kto istnieje niezależnie od nas i kto swojej prawdy nie zmienia. Ideologia zaś to zestaw idei oraz praktycznych wniosków, który istnieje tylko w naszej głowie; i jeśli coś się w niej nie sprawdzi, to albo sami ją modyfikujemy, albo nam ją modyfikuje jakieś przywództwo. W sumie jest to ukryty ateizm, i on jest korzeniem wszelkiego zła, które się w Domu Bożym działo i dzieje. Papież bardzo mocno krytykuje klerykalizm, i wyjaśnia, że ten termin oznacza postawę grupy ludzkiej, która z racji przynależności do Boga uważa się za elitę i domaga się dla siebie specjalnych przywilejów. Oczywiście z tego powinni zrobić rachunek sumienia wszyscy w Kościele: i ci duchowni, płci obojga, którzy traktują świeckich jak istoty przeznaczone do ich służby, i ci świeccy, którzy robią sobie z Boga stopień do kariery politycznej. We wszystkich takich wypadkach dochodzi do traktowania Boga instrumentalnie, a więc znowu bezosobowo. Trudno to nazywać wiarą.

W historii było i bywa mnóstwo przykładów na taką postawę. Był taki okres w średniowieczu, że ekskomunikę dostawało się za nie wypłacenie się z danin należnych Kościołowi. A przecież „komu grzechy zatrzymacie, są im zatrzymane" (por. J 20,23): więc taki dłużnik, z winą czy bez winy, szedłby na potępienie wieczne? W dodatku robiono to nie dlatego, żeby jemu się koniecznie należała kara, ale po to, żeby następnych odstraszyć. I nic dziwnego, że po takich nieodpowiedzialnych igraszkach z prawem wiązania i rozwiązywania ludzie po prostu przestali brać ekskomunikę poważnie. Używanie mocy Bożej do ziemskich porachunków kończy się znieczuleniem ludzi na wszelkie występowanie w imieniu Boga.

DEON.PL POLECA

A kariera? Wszystko jedno, kościelna czy świecka. Są ludzie, którzy uważają Boga za stopień do własnego wywyższenia. Mówią na przykład: Głosujcie na nas, bo my jesteśmy ci jedyni prawdziwi chrześcijanie. I w dodatku, żeby tę tezę podeprzeć, zużywają mnóstwo czasu i środków na potępianie i oczernianie wszystkich innych; lepiej byłoby może dać przykład chrześcijańskiego działania. Albo wchodzą w układy kościelne tak starannie i głęboko, że w końcu mogą wykrajać dla siebie sporą cząstkę władzy; czasem w roli szarej eminencji (wtajemniczeni wiedzą, z kim w danej kurii należy żyć dobrze), czasem także w roli eminencji kolorowej, z wypustkami albo i z piuską, jak się uda. Byle się udało.

A monopol? Jeżeli świeccy, przez brak zainteresowania Bogiem, który ich szuka, pozostawili w praktyce całą znajomość teologii duchownym, to nie po to, żeby duchowni robili z tego dowód swojej wyższości, ale po to właśnie, żeby starali się świeckich teologią zarazić, żeby im ją dawali, nie strzegąc monopolu i nie żądając, żeby z niego rosły przywileje. Inaczej znowu Bóg staje się nie osobą, z którą szukamy kontaktu, ale rzeczą, narzędziem, podporą naszych rzeczywistych dążeń. W tej sytuacji wiara nie jest już kontaktem z Bogiem żywym, ale jak powiedzieliśmy, jedną więcej ideologią. I nic dziwnego, że wielu świeckich traktuje ją jako taką; i odsuwają ją od siebie, jako narzędzie cudzej kariery i cudzej dominacji.

Co Pan nasz na to wszystko? Ano, korygował, w kółko i uparcie. „Nie wiecie, czyjego ducha jesteście" (por. Łk 9,54 Wlg). Nie używajcie Boga do walenia wrogów po głowie. Nie odrzucajcie sprzymierzeńców, choćby nie byli wspólnikami. Nie pchajcie się do góry na wyższe stołki. Ludzi, do których jesteście posłani, a więc w ogóle wszystkich, traktujcie z miłością, czyli przede wszystkim ze zrozumieniem. „Nie potępiajcie, żebyście nie zostali sami potępieni" (por. Łk 6,36n). Nie wynoście się, ale służcie. Taka jest w Królestwie Bożym hierarchia wartości; niby wszyscy to wiedzą, ale niektórzy potrafią to stosować tylko do innych, a dla siebie robią wyjątek. I wtedy cała masa ludzi, widząc to, wyciąga wniosek, że nauka Królestwa to pic na Grójec, mydlenie oczu i zasłona dymna. I oddalają się. Nieuchronny skutek klerykalizmu.

Jednym z głównych objawów zewnętrznych klerykalizmu jest biurokracja, która potrafi urosnąć do niesamowitych rozmiarów. Przepis, i instrukcja wykonawcza do przepisu, i jeszcze załączniki do instrukcji. A wszystko święte i stosowane jak najdosłowniej. Przynajmniej ma się pewność, że się a) jest na dobrej drodze, b) służy słusznej sprawie, i c) nie narażamy się tym, którzy przepisy ustanowili. A skutki? Znam pewną bardzo pobożną i dobrą osobę, która lat temu około czterdziestu pięciu została ochrzczona tylko dlatego, że proboszcz wyjechał, a wikary przymknął oko. Nie klasyfikowała się do chrztu wedle przepisów nijak. Matka rozwódka i żyjąca w związku niesakramentalnym, dziadek heretyk, na jednej cichej babci żaden przepis nie pozwalał oprzeć wiary w możliwość katolickiego wychowania dziecka. Ale że Bóg upominał się o nią, że ona sama sercem lgnie do Niego – to przepisów i biurokratów nie obchodziło. Prawdę mówiąc, ten przepis nie był wymierzony w same dzieci, chociaż o ich losie rozstrzygał, tylko w rodziców: był jednym więcej narzędziem nacisku. Po przynajmniej pół wieku stosowania go, czy możemy teraz powiedzieć, że poskutkował? Że związków niesakramentalnych jest mniej? A jeśli gołym okiem widać, że nie, to może by dobrze było wymyślić jakiś inny przepis… dla tych przynajmniej, którzy potrzebują przepisów, żeby żyć. Albo czy przepis o odmawianiu pogrzebów w kościele ludziom, którzy poza Kościołem umarli, namnożył nam konwertytów ostatniej godziny? A przecież, jeśli to tacy grzesznicy, tym więcej potrzebują naszej modlitwy; tym więcej troski należy się rodzinie. I naprawdę nikt nie uwierzy w naszą świętość przez to jedno, że tylko świętych będziemy grzebać z modlitwą.

Tyle pięknych i słusznych rzeczy napisano o godności kapłana, ale jak różne można z tego wyciągać wnioski. Bywa kapłan, który wie, że żaden wróg, najbardziej nawet zakamieniały, nie zdołałby tej godności tak znieważyć, jak on ją może znieważyć przez grzech. Przez to, że ten alter Christus zachowuje się tak, jak Chrystus nigdy nie postępował. Wiedząc o tym, taki ksiądz stara się tym bardziej naśladować Syna Bożego, który przyszedł na świat nie po to, żeby domagać się usług, ale żeby służyć. I byleby sam tego obrazu Syna Bożego nie niszczył, to się nie przejmuje, choćby na niego rzucano zgniłymi jajkami. Ksiądz Gabriel Baudouin wszedł kiedyś w Warszawie do kawiarni z koszyczkiem i poprosił siedzących tam panów o datki dla swojego przytułku. Któryś z nich uderzył go w twarz: Masz, klecho! On na to najspokojniej podsunął koszyczek: Tamto było dla mnie, a teraz poproszę o coś dla moich biednych. Chwała tej odpowiedzi, tego kapłaństwa brzmi już od prawie trzech wieków; ale ksiądz klerykalista powiedziałby zgorszony, że on tam w ogóle nie powinien był wchodzić.

Bo klerykalizm widzi w godności kapłańskiej źródło i podporę przywilejów; więc oczywiście trzeba te przywileje obwarować przepisami, żeby każdy wiedział, ile pokłonów się należy, zanim by w ogóle mógł zacząć gadać z nami; i o czym wolno, i jak wolno; i czego wolno od nas chcieć, a czego nie. I całkiem biurokracie wypada z pamięci, że ludzie chcą od nas po prostu pomocy. W drodze do Boga, tak, ale także na ludzkich drogach. I od naszej dobroci (albo jej braku) bardzo często będzie potem zależał ich stosunek do Boga; a to tym bardziej, im usilniej tłumaczyliśmy im (dla uzasadnienia swoich przywilejów), że właśnie Boga reprezentujemy i Jego godność na nas spływa. Ostatnio papież Franciszek stara się nas przekonać, że miłosierdzie jest ponad przepisem. Oczywiście to nas stawia w trudnej pozycji; bo przepis decydował za nas, a my byliśmy spokojni i niewinni. Ale jeśli mamy się kierować miłosierdziem, to od naszej własnej decyzji w każdym konkretnym przypadku zależy, i na nasze sumienie się kładzie, jak tu i teraz pomóc, i co się da zrobić, a co się jednak nie da. Na nasze sumienie i na naszą odpowiedzialność; a odpowiedzialność bywa niewygodna. Ale nie ma dla niej alternatywy, jeśli nie chcemy zmienić Kościoła w prywatną twierdzę, najwyżej z biurem składania podań w godzinach od-do.

Fragment pochodzi z książki „Po śladach Niewidzialnego”

urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. "Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wieku", "Czarna owca", "Oślica Balaama", "Sześć prawd wiary oraz ich skutki", tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka czasopism "Więź" i "Via Consecrata"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Małgorzata Borkowska OSB

Podążanie po Bożych śladach, pozwoli nam dotrzeć tam, gdzie czeka na nas Bóg. Życie człowieka to droga, a zatem dokąd zmierzamy i po co żyjemy? Siostra Małgorzata Borkowska OSB wskazuje na ślady Niewidzialnego w naszym...

Skomentuj artykuł

Są ludzie, którzy uważają Boga za stopień do własnego wywyższenia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.