Czego księża mogą się nauczyć od kobiet

Czego księża mogą się nauczyć od kobiet
Fot. Vonecia Carswell / Unsplash

Do naszej redakcji dotarło wczoraj oświadczenie ks. Tomasza Zmarzłego, którego po ostatnim tygodniu doniesień medialnych chyba już nikomu w Polsce nie trzeba przedstawiać. Sprawie towarzyszy dość specyficzny refren, który pojawia się niemal zawsze w przypadku skandali z udziałem osób duchownych.

A ten refren jest rozpisany na dwa głosy. Jeden mówi: o niczym nie mieliśmy pojęcia! Drugi mówi: no tak, od dawna już było wiadomo… Oba świadczą o jednym: o naprawdę kiepskim stanie kapłańskich wzajemnych relacji. I gdy z jednej strony mamy podobno najwięcej księży w tysiącletniej historii Kościoła w Polsce, to te dwa refreny każą stawiać pytanie właśnie o jakość kapłaństwa ogólnie, a kapłańskiej wspólnoty w szczególności. I właśnie w obszarze wzajemnych relacji księża naprawdę dużo mogą nauczyć się… od kobiet.

Nauczcie się naszej wrażliwości na drugiego człowieka, na jego emocje, na jego życie. By widzieć, zanim zacznie być naprawdę źle.

Nauczcie się naszej pokory w pytaniu ludzi, czy nie potrzebują wsparcia, z nastawieniem, że nasze pytanie i gotowość do udzielenia tego wsparcia zostanie wyśmiana, odrzucona, zignorowana.

DEON.PL POLECA


Nauczcie się od nas słuchania intuicji - i odwagi, by o tym, że jej słuchamy, mówić głośno, zwłaszcza w przypadkach, w których wydaje nam się, że z drugim człowiekiem dzieje się coś nie tak. Nauczcie się mówić o tym z troski, nie z poczucia wyższości. 

Nauczcie się bycia dla siebie braćmi w taki sposób, w jaki umiemy być dla siebie siostrami: to prowadzi do budowania takich relacji i przestrzeni, w których czujecie się bezpiecznie, mówicie szczerze i współczujecie sobie w trudnościach, by je potem z poczuciem sprawczości przezwyciężać. Nauczcie się akceptowania faktu, że po to, by były relacje, potrzebny jest prosty czas razem, spędzony na tym, co cieszy i karmi i co nie jest grzechem ani zaniedbaniem.  

Nauczcie się od nas tej cichej wierności, która pomaga nam nie odchodzić krok po kroku od naszych podstawowych życiowych zobowiązań, które przynosi nam nasze aktualne powołanie. Nauczcie się choćby tej odwagi i determinacji, z którą część z nas, zamężnych kobiet, troszczy się i walczy o swoje małżeństwa, o jego najlepszy stan, o miłość i przyjaźń, i starajcie się to samo robić w waszej kluczowej życiowej relacji – tej z Jezusem. On jest najlepszym Lekarzem, a w przypadku relacji - najlepszym Optykiem. 

Nauczcie się naszego dojrzałego podejścia do współpracy; my, kobiety, umiemy współpracować z innymi kobietami, za którymi nie przepadamy, ale jesteśmy w stanie dostrzec i zaakceptować, ze razem możemy dać światu większe dobro. Wiemy, że możemy się nie lubić, ale potrafimy odpuścić konieczność posiadania najwyższej racji, a z szacunku do siebie nie będziemy obgadywać się za plecami i wnosić zamętu w trudniejsze relacje.  

Bóg nie stworzył mężczyzny na swój obraz: na swój obraz stworzył człowieka i to żadne odkrycie, że kobiety i mężczyźni mają w sobie różne Jego cechy w różnych proporcjach, a jedne bez drugich nie wystarczają do pełni życia.

Jestem już bardzo zmęczona słuchaniem waszych wymówek dotyczących waszych braci. I wiem, że nie jestem w tym osamotniona. Jestem zmęczona tym, że się wzajemnie, na czas, ewangelicznie nie upominacie, bo to głupio i nie wypada koledze zwracać uwagi. Tym, że nie macie pojęcia, co się dzieje u waszych kolegów z parafii, dekanatu, miasta i tłumaczycie się, gdy dojdzie do kolejnego skandalu i katastrofy, że nie mieliście o tym pojęcia. Dlaczego tego nie wiecie? Dlaczego tak słabe są wasze relacje, że nie jesteście w stanie się przez kilka, czasem kilkanaście lat zorientować, że coś idzie nie tak? Dlaczego, rozmawiając z nie-księżmi o księżach, tak często narzekacie, wyrażacie niezadowolenie, mówicie wprost, że wolicie świeckich, bo z nimi można się łatwiej dogadać niż z kapłanami – a tak rzadko chwalicie się z dumą swoimi braćmi i tym, co dobrego zrobili dla świata i kościoła w ostatnim miesiącu? 

Nauczcie się od nas prawdziwej solidarności, tej siły, która każe nam, kobietom, wstawać, gdy inna kobieta nas potrzebuje, która każe zadzwonić, napisać, porozmawiać, gdy widzimy, że jedna z nas jest w kłopotach, nawet jeśli są to trudne działania i nieprzyjemne rozmowy. Nie pozwalajcie sobie zostawać przy tej fałszywej, która każe kryć, kłamać, przymykać oko i przynosi potężne szkody, a nie prawdziwe wyjście z kryzysu, którego ktoś obok właśnie doświadcza. 

Nauczcie się naszej prostej, zwykłej, codziennej empatii, która podpowiada, żeby w miarę swoich możliwości troszczyć się o dobrostan drugiego człowieka ze swojego plemienia. A także o swój własny, by móc pomieścić w sobie cudze sprawy. Nauczcie się tego, co za tym idzie w komplecie: równowagi w dbaniu o siebie i o innych, tak, by nie zaniedbać innych kosztem siebie i własnego, fajnego życia.

Nauczcie się dbać o siebie nawzajem. Skoro potraficie świetnie troszczyć się o swoje ulubione duszpastersko grupy wiernych – dlaczego nie potraficie zatroszczyć się o innych księży? Dlaczego, połączeni wymagającymi i wyjątkowymi regułami życia, nie potraficie częściej tworzyć dla siebie małych wspólnot, w których w zaufaniu możecie mówić o swoich problemach? Dlaczego pozwalacie, by wasi bracia w kapłaństwie samotnie nosili swoje ciężary, które po latach ewoluują w kolejne depresje, nałogi, wypalenia, skandale?

Wiem, że zaraz pojawi się ten oto argument: wcale nie jesteście takie idealne, drogie panie. Mnóstwo rzeczy wychodzi wam słabo, więc przestań, kobieto, nas pouczać. Odpowiem na to od razu. Tak, to jasne: nie wszystko idzie nam świetnie. Ale są rzeczy, w których jesteśmy bardzo dobre. Lepsze od przeciętnego mężczyzny. Jesteśmy przez Stwórcę obdarowane takim właśnie zestawem talentów i umiejętności: dlaczego w drodze do duchowej doskonałości, której celem jest upodobnienie się do Boga, nie skorzystać z Jego podpowiedzi umieszczonych w naszej, kobiecej naturze? Przecież po to są. Przecież w tym jesteśmy do Niego podobne.

Tak, to może od was wymagać pokory, by uczyć się od kobiet. Ale czy pokora nie jest matką wszystkich cnót? Nie, to nie tak, że w ogóle tego nie umiecie. Ale zbyt często spychacie te umiejętności w kąt i traktujecie jak dodatek, który wyjmuje się od wielkiego święta, tylko dla wybranych. 

Nasz Bóg nie jest samotny; relacje należą do Jego najgłębszej istoty. I naprawdę nie są po Jego myśli (dla tych, co zaraz ironicznie zapytają, skąd to wiem, wyjaśnię: wprost z Biblii, moi drodzy) relacje, które można opisać tym refrenem na dwa głosy: o niczym nie mieliśmy pojęcia, od dawna już było wiadomo.  

My, kobiety, umiemy służyć sobie, ogarniać się nawzajem troską i wsparciem danym na czas.
Czy nie takiej umiejętności wam, księżom, teraz właśnie potrzeba? 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Janusz Umerle

Święty Paweł pisał, że uczeń Chrystusa jest glinianym naczyniem (por. 2 Kor 4,7), którego wyjątkowość kryje się w tym, co ono w sobie zawiera. W przypadku sakramentu święceń skarbem, który jest zdeponowany w sercu każdego...

Skomentuj artykuł

Czego księża mogą się nauczyć od kobiet
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.