Rozwód. To nie jest proste

Rozwód. To nie jest proste
(fot. Pablo Tovar 23 / flickr.com)
Agnieszka Grodzicka

Media co jakiś czas hucznie obwieszczają rozwód tej czy innej znanej pary. Prawdopodobnie żadne z owych rozstań nie ma bezpośredniego wpływu na życie przysłowiowego Kowalskiego. Jednak tenże Kowalski, jak i każdy z nas, również w codzienności spotyka się z wieloma rozstaniami, zna wiele małżeństw, które walczą ze sobą w sądach.

Jest to zatem temat bliski każdemu z nas. Gdy się czyta/ słucha radosnych medialnych doniesień, że "były małżonek stał się wreszcie wolnym mężczyzną" czy "była małżonka wolną kobietą", w sercu mogą zamrowić przyjemne emocje, bo któż z nas nie chce być wolnym/wolną. Czy jednak te frazy nie są sprytnym maskowaniem wielkiego smutku, który kryje się pod ową pseudowolnością?

Dodatkowo w mediach można usłyszeć, że "rozwód nigdy nie jest prostą sprawą". Czyli kolejne zdanie, które chce skupić naszą uwagę na jednym tylko fragmencie dziejącego się dramatu. Bo czy prawdziwym bólem i dramatem jest dziesiąta sprawa rozwodowa, czy tak bardzo bolą procedury i paragrafy? O tym po prostu jest łatwiej mówić, bo kto wniknie w prawdziwy dramat, w prawdziwy ból? Może zamiast wzdychać, że nie jest to prosta sprawa, w kontekście rozwodów - raczej przypominać młodym przed nałożeniem obrączek, że małżeństwo nie jest prostą sprawą?

W popularnych komentarzach pojawia się też chwytliwy termin: "dla dobra dzieci". I zakłada się, że wszyscy wiedzą, czym owo dobro jest, wszyscy o nie walczą, nie zauważając przy tym, iż dziecko płacze, albo czuje się za to "dobro" swoje w pojęciu bliskich odpowiedzialne, więc się uśmiecha, by owi "wszyscy" byli zadowoleni, a smutek musi przeżyć samo.

DEON.PL POLECA

Nie chcę niniejszym tekstem dokonywać oceny, pragnę raczej zwrócić uwagę, że posługując się tymi samymi terminami, często mówimy o czymś zupełnie innym. Czasem tak bardzo pragniemy szczęścia, wolności, że rozwiązania najszybsze wydają nam się najlepsze i właściwe - i co chyba najsmutniejsze - jawią się jako "jedyne". Trudno oczywiście polemizować ze zdaniem, że "rozwód to nie jest prosta sprawa", tylko że na płaszczyźnie liczby rozpraw, zawiłości paragrafów, i tak jesteśmy tylko u czubka góry lodowej - to, co autentycznie nie jest proste, znajduje się pod spodem. Traktowanie rozwodu jako niemalże bramy do wolności sugeruje, by relacje bliskości małżeńskiej sprowadzić do poziomu biznesowego - nadchodzi czas na przeorganizowanie biznesu, zmianę struktury, w której każde z małżonków idzie w swoją stronę.

A może to porównanie z biznesem i jego strukturą nie jest do końca złe? Bo przecież w dużych korporacjach co jakiś czas zmieniają się strategie, zmienia się struktura, a zapraszanie do współpracy konsultantów jest powszechne. Nie umiem sobie wyobrazić ilości energii, jaką pochłaniają kwestie rozwodowe, majątkowe po nastu latach wspólnego życia. A może czasem warto spróbować, czy zamiast konsultanta w postaci prawnika nie zaangażować psychoterapeuty i tam też zaangażować swoją energię? Wiem, wiem, to nie jest proste, ja chcę tylko poszerzyć perspektywę i powiedzieć, że po rozwodzie również nic nie jest proste - w tej perspektywie organizacyjnej upadłego biznesu, ale przede wszystkim w majątkach naszych serc. Ileż spraw się pamięta z tygodniowych wakacji, a z pięcioletnich studiów ileż wspomnień? Więc wyobraź-my sobie teraz, ile wspomnień zostawia 10-15-20-30 lat małżeństwa? A ile bólu, ktoś powie? No, pewnie dużo, ale chyba każdy z nas ma w pamięci jakiś ciężki egzamin, a może trudną wycieczkę górską, lub może jakiś ważny bieg - te dokonania nie byłyby możliwe bez trudu, bez zmagania, bez pokonywania swoich słabości. Ale później, mimo świadomości zmagania, w emocjach zostaje radość ze szczęśliwego finału. Ból przepracowany może mieć szczęśliwy finał, a ból nagromadzony po prostu trwa. Ileż więc tego bólu pozostaje w sercu po rozwodzie, ileż smutku?

Przecież to jest stan zniewolenia, stan uwikłania, to wielki ciężar do dźwigania na kolejne lata. Dlaczego więc wobec rozwodu tak łatwo o posługiwanie się terminami: "wreszcie wolny? wreszcie wolna?".

A dzieci i ich dobro ? Prawdziwym dobrem dzieci nie jest obecność rodziców (dni nieparzyste z mamą, a parzyste z tatą), nie jest też kasa. Bo akurat na tych aspektach dzieci rodziców rozwiedzionych czasem zyskują, jako że ci często konkurują ze sobą, by nie być gorszym w poświęcaniu dziecku swojego czasu; jeśli mają możliwość - to i dwa razy takie kieszonkowe będzie, bo tata dał - to mama nie może być gorsza. Ktoś mądrze powiedział, że prawdziwym dobrem dziecka są szczęśliwi rodzice, to ich relacja buduje dziecko, które zresztą zaczęło swój byt z bliskości relacji rodziców, gdy się poczęło.

Co znaczą "poprawne stosunki dla dobra dziecka" - po prostu pięknie brzmiący slogan, ale co się pod nim kryje? Uśmiechamy się, bo dziecko patrzy? Stwarzamy pozory? To przecież ma krótkie nogi. A chaos, jaki może panować w dziecku, gdy czuje co innego, obserwuje co innego, słyszy co innego i nie ma się kogo zapytać, chyba jest trudny do opisania. I blisko już wtedy do pytania powstałego w sercu dziecka: "chyba ze mną coś jest nie tak". Nie zawsze rozwód dotyka pięcio- czy dziesięcioletnie dzieci. Czasem doświadczają tego dwudziestoletnie, a czasem i starsze, czy to już nie wpływa? W końcu to są dorośli ludzie, mają swoje życie? Tak, mają, i to jest właśnie ta bolesna część ich życia, która ich dotyczy i na którą wpływu nie mają.

Tutaj wołam z mediami: "rozwód to nie jest prosta sprawa", i już poza mediami: małżeństwo to nie gra z trzema życiami, jak w komputerowych grach. Rzecz oczywista, że inny wgląd w siebie ma się zawierając małżeństwo, a inny po 15 latach pożycia. Trudno oceniać dziś swoje decyzje sprzed 15 lat, swoją gotowość, swoją świadomość, bo przecież za 10 lat znów będziemy (mam nadzieję) mądrzejsi, bardziej świadomi siebie. I znów podważy-my decyzje?

Niezależnie od tego, czy żyjesz w małżeństwie, czy nie, czy jesteś po rozwodzie, czy tuż przed ślubem, czy dotknął cię rozwód bliskich, czy temat znasz tylko teoretycznie, pamiętaj o Bożych słowach: "wystarczy ci mojej łaski, moc bowiem w słabości się doskonali" (por. 2 Kor 12,9). Bo słowo "wystarczy" odnosi się do dzisiaj. Każdy z nas już dziś może spojrzeć w głąb siebie, w te obszary, które są pod powierzchnią, i podjąć pracę nad sobą, pracę prowadzącą do konstruktywnych zmian. To jest możliwe, niezależnie, czy przeżywasz ból rozstania, czy ból porzucenia, ból winy, czy ból krzywdy. Być może jest ci smutno, bo chciałaś/chciałeś inaczej, a się nie udało, a może smutek płynie z powodu rozwodu dzieci, znajomych, rodziców. Pozwólmy sobie smutek przeżyć, a ból niech będzie siłą napędową do zmiany tego, co wciąż zmieniać możemy na drodze do prawdziwej wolności i prawdziwego szczęścia.

Tak, wiem - to nie jest proste!!!

Agnieszka Grodzicka - pedagog, counsellor

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rozwód. To nie jest proste
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.