Za co tak kochamy polskie seriale?!

Za co tak kochamy polskie seriale?!
Ale jaki jest problem, skoro są to z reguły przykłady znakomitej telewizyjnej czy filmowej roboty? (fot. czterejpancerni.pl)
Logo źródła: Nowy Dziennik Przemek Gulda / slo

Są niewygodne politycznie, są symbolem poprzedniej epoki. Ale wszyscy je kochają. Jak więc nie powtarzać kultowych polskich seriali? To jeden z większych paradoksów związanych od lat z polską telewizją. Z jednej strony – jest ona przedmiotem bezpardonowej i bezlitosnej walki politycznej, instytucją niezwykle ważną dla kształtowania opinii Polaków o wielu sprawach, kształtowania ich politycznych i obyczajowych poglądów.

To bowiem ta siła polityczna, która zdobędzie nad nią władzę, ma możliwość kreowania przekazów informacyjnych i publicystycznych w taki sposób, żeby budować w społeczeństwie wygodne dla siebie postawy. Przykładów na takie działania w ostatnim czasie znaleźć można bez liku. Ważne wydarzenia polityczne, takie jak choćby rozbicie się prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, są ku temu znakomitą okazją i natychmiast odbijają się szerokim echem w najróżniejszych programach publicznej telewizji: począwszy od audycji informacyjnych po różnego rodzaju programy publicystyczne.

Z drugiej jednak strony, obok polityki, w telewizji musi być przecież także czas na rozrywkę. A tę, obok niezwykle lubianych przez widzów, powstających współcześnie i promujących współczesnych rodzimych celebrytów widowisk rozrywkowych, w których gwiazdy tańczą na lodzie, gotują albo śpiewają, zapewniają przede wszystkim seriale. Zwłaszcza seriale dobrze znane, bo przecież w pełni stosuje się w tej kwestii słynna zasada inżyniera Mamonia z kultowego filmu "Rejs". Mamoń (genialnie zagrany przez Zdzisława Maklakiewicza) twierdził bowiem, że nie może mu się podobać piosenka, której nie zna, więc lubi słuchać tych piosenek, które zna dobrze. Z serialami jest dokładnie tak samo. Oczywiście pewną publiczność zdobywają najnowsze propozycje, takie jak choćby niezwykle popularna saga o szpitalu na prowincji, czyli "Na dobre i na złe" czy niekończąca się epopeja miłosna o stosownym tytule "M jak miłość", ale prym w statystykach popularności wiodą oczywiście stare, znane od lat, przeboje, takie jak np. kultowy cykl "Sami swoi" o perypetiach dwóch zwaśnionych rodzin, mieszkających przez miedzę.

Ale jaki jest problem, skoro są to z reguły przykłady znakomitej telewizyjnej czy filmowej roboty, filmy przygotowane na najwyższym, dostępnym w momencie, kiedy powstawały, poziomie? Oparte na świetnych scenariuszach, kiedy trzeba – zabawne, kiedy trzeba – porywające, dobrze opowiedziane i świetnie zagrane przez znakomitych aktorów. Problem w tym, że większość z nich powstała jeszcze w czasach komunistycznych i nie da się ukryć, że odnoszą się do tamtego czasu. Niekiedy oczywiście w formie zawoalowanej krytyki i ośmieszania systemu, jak było w przypadku większości filmów mistrza absurdalnej komedii Stanisława Barei. Ale niekiedy – w formie otwartej apologii, zafałszowanej historii i ukrywania prawdy, jak to było w przypadku jednego z najpopularniejszych rodzimych seriali, czyli "Czterech pancernych i psa".

DEON.PL POLECA

To wszystko prowadzi do iście barejowsko absurdalnych sytuacji, gdy widz dostaje najpierw dawkę mocnego politycznego przekazu w programie informacyjnym, a zaraz potem – serial, w którym ten przekaz jest jawnie sabotowany i zaprzecza mu niemal każdy dialog. Niekiedy pracownicy telewizji, świadomi oczywiście tego ideologicznego pęknięcia, starają się nieco je zasypać – tak było kilka lat temu, kiedy podczas jednej z kolejnych – niemal wymuszonych przez listy i maile widzów – powtórek "Czterech pancernych", przed każdym z odcinków historyk uświadamiał widzom wszystkie historyczne fałszerstwa, które się w nim znalazły. Ale czy to było dobre wyjście? Raczej nic na to nie wskazuje. Pomysł był absurdalny i trudno się spodziewać, że ktoś poważnie przejmował się wykładem uczonego, czekając na kolejny odcinek swojego ulubionego serialu.

Czy ta sytuacja kiedyś się zmieni? Wydaje się oczywiste, że tak – wystarczy, żeby dorosły kolejne pokolenia, które nie będą już pamiętały komunistycznych czasów i komunistycznej telewizji. Ale przecież na skutek kolejnych powtórek ulubionych polskich seriali, nawet generacje, które nie mają prawa pamiętać tamtych czasów osobiście, pamiętają je przez pryzmat tych filmów. I będą pewnie chciały pokazać je swoim dzieciom. W ten sposób ten proces może się nie skończyć zbyt szybko.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Za co tak kochamy polskie seriale?!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.