Pani minister od korupcji

Pani minister od korupcji
Chyba poza samą panią minister nie było nikogo, kto byłby zadowolony z owoców jej pracy. (fot. arch. PAP/Leszek Szymański)
Logo źródła: Dziennik Polski Włodzimierz Knap / slo

Julia Pitera niezmiennie deklaruje: "Walczyłam i dalej będę walczyć z korupcją w polityce". Problem w tym, że poza nią samą nikt nie mógł dopatrzeć się efektów jej pracy.

70, 63, 61, 58, 49, 41 - to nie wyniki losowania multi - multi w zakładach Totalizatora Sportowego, a miejsca, które zajmowała Polska w kolejnych latach - począwszy od 2005, a skończywszy na 2010 - w sondażu prowadzonym przez Transparency International (TI), organizację zajmującą się problematyką korupcyjną.

Badanie TI pokazuje, w jaki sposób korupcja jest postrzegana w danym kraju przez różne grupy zawodowe, społeczne oraz obcokrajowców. Jego wyniki są dla nas korzystne, przynajmniej w tym sensie, że Polska z roku na rok w rankingu pnie się coraz wyżej, co oznacza, iż zjawisko korupcji jest uważane za mniej widoczne. W 2005 r. w rankingu uzyskaliśmy 3,4 punktu, w 2007 r. - 4,2 pkt, a w ubiegłym 5,3 pkt. Nadal jednak sporo nas dzieli od państw najmniej skorumpowanych - Dania, Nowa Zelandia, Singapur, Finlandia i Szwecja - które mogą pochwalić się ponad 9 punktami. Na szczęście w ostatnich 2-3 latach odbiliśmy się od państw mających opinię najmocniej skorumpowanych, m.in. Afganistanu, Iraku, Wenezueli, Rosji czy Ukrainy.

Tyle statystyka. O tym, że korupcja jest w Polsce nadal wielkim problemem, wie niemal każdy. Nie zmienią tego żadne badania, rankingi, punkty. Z tego faktu zdawał sobie sprawę również Donald Tusk. Wystarczy porównać daty: 21 października 2007 r. PO wygrała wybory, 5 listopada powołał Julię Piterę na pełnomocnika ds. opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych, czyli została tzw. ministrem od zwalczania korupcji, 9 listopada - prezydent Lech Kaczyński powierzył Tuskowi misję formułowania rządu, a 24 listopada 2007 r. jego gabinet został zaprzysiężony.

DEON.PL POLECA

Dlaczego wybór Tuska padł na Piterę? Bo przez lata przedstawiała się jako zagorzała i skuteczna przeciwniczka korupcji. Dla wielu Polaków, głównie warszawiaków - symbolizowała walkę z korupcją. Na swoim koncie miała kierowanie w latach 2001-2005 polskim oddziałem Transparency International, ale przede wszystkim była twarzą tych, którzy wydali wojnę tzw. układowi warszawskiemu, czyli grupie polityków stołecznych z UW i SLD, którzy, na czele z Pawłem Piskorskim, prezydentem Warszawy, mieli w latach 90. i na początku ubiegłej dekady dokonywać malwersacji w stolicy. Żaden z ludzi z "układu warszawskiego" do dzisiaj nie został skazany, choć niektóre postępowania prokuratorskie nadal się toczą, zaś Piskorski został oczyszczony ze wszystkich zarzutów.

Pełnomocniczka rządu ds. korupcji po objęciu stanowiska zapowiedziała, że projekt ustawy antykorupcyjnej przedstawi w maju 2008 r. Zrobiła to kilka miesięcy później, lecz został odrzucony, bo - jak twierdził minister Michał Boni oraz organizacje pozarządowe zajmujące się zwalczaniem korupcji - był fatalnie napisany, łącznie z bełkotliwym językiem i wykluczającymi się przepisami.

Mnóstwo uwag do projektu zgłosiły nie tylko organizacje działające w ramach Antykorupcyjnej Koalicji Organizacji Pozarządowych, ale również ministerstwa i instytucje centralne. Nie zostały one jednak uwzględnione przez Julię Piterę. W rewanżu - projekt nawet nie został przedstawiony Radzie Ministrów, czyli nie mógł trafić do Sejmu.

Niezmiennie pani minister deklaruje: "Walczyłam i dalej będę walczyć z korupcją w polityce". Problem w tym, że poza nią samą nikt nie mógł dopatrzeć się efektów tej pracy. Prawie dwa lata temu wydawało się, że Julia Pitera niechybnie straci ministerialny fotel. Miała przejść do tworzącej się wówczas tzw. hazardowej komisji śledczej. Wielu polityków PO opowiadało się za takim rozwiązaniem. - Jestem zwolennikiem takiego scenariusza - mówił wówczas Jarosław Gowin, poseł PO. Rzecznik rządu Paweł Graś przyznawał, że w klubie PO nie brakuje posłów, którzy widzą Piterę jako najlepszego kandydata do komisji śledczej. Chyba poza samą panią minister nie było nikogo, kto byłby zadowolony z owoców jej pracy.

Prof. Antoni Kamiński, poprzednik Julii Pitery na stanowisku prezesa Transparency International Polska, twierdzi, że błędem było utworzenie stanowiska w rządzie do walki z korupcją bez dania jego szefowi rzeczywistych uprawnień do wykonywania pracy na takim stanowisku. Jego zdaniem pani minister powinna była albo poprosić o większe siły i środki, albo o ograniczenie pola działania lub podać się honorowo do dymisji. Szczupłe bowiem jest grono osób, które miały pomagać nowej minister. W utworzonym na jej potrzeby biurze - jak nas poinformowała Julia Pitera - "obecnie zatrudnionych jest 7 osób". Przez długi czas miała skromniejszą ekipę, bo do grudnia 2010 r. - 5-osobową (łącznie z obsługą sekretariatu), a dopiero od marca tego roku "siódma osoba rozpoczęła pracę".

Jej krytycy, a należy do nich m.in. cała opozycja, ale też koalicyjne PSL, któremu zaszła za skórę pomawiając posła Eugeniusza Kłopotka o działania korupcjogenne, podkreślają, że szkoda było wydać na działalność Julii Pitery i jej biura choćby złotego. Instytucja, na czele której stoi pani minister od korupcji, nie ma własnego budżetu. Na swoje utrzymanie dostaje pieniądze z kasy państwa za pośrednictwem kancelarii premiera. Ile? Tego od pani minister się nie dowiedzieliśmy, choć zapytaliśmy. Sami więc obliczyliśmy. Czteroletnia pensja Julii Pitery jako pełnomocnika rządu wyniesie około 600 tys. zł. Jako poseł dostaje diety, które niemal w całości nie są opodatkowane. Przez 4 lata na dietach zarobi prawie 120 tys. zł, czyli blisko 2500 zł na rękę miesięcznie. Za te pieniądze posłanka Pitera wystąpiła w Sejmie jeden raz, miała "aż" 3 interpelacje i zero - oświadczeń, zapytań czy pytań bieżących. Jeden etat w jej biurze kosztuje - jak podał SLD - 5 tys. zł miesięcznie. Na tej podstawie wyliczyliśmy, szacując jeszcze wydatki na telefony, benzynę, papier itp., że w sumie ekipa pani minister kosztowała podatników w ciągu kadencji - łącznie z jej pensją - około 2,5 mln zł. Co za te pieniądze zrobiono? Nic, jak twierdzą liczni krytycy Julii Pitery, czy sporo, jak nas przekonuje sama pani minister?

- W działalności Julii Pitery brakuje mi przede wszystkim tego, że nie przedstawiła żadnego długofalowego programu mającego na celu zapobieganie korupcji - mówi Adam Sawicki z programu Przeciw Korupcji z Fundacji im. Stefana Batorego. Ekspert przypomina, że tytuł stanowiska, które piastuje pani minister brzmi: Pełnomocnik ds. Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych. Sawicki zwraca uwagę, że Pitera od pewnego czasu w wypowiedziach publicznych przekonuje, że koncentruje się na bieżącej kontroli, a strategiczne działania antykorupcyjne, w tym budowanie programu, przejął resort spraw wewnętrznych i administracji. - Nie mam nic przeciwko, by MSWiA zajmowało się strategicznymi zagadnieniami dotyczącymi korupcji. Skoro jednak tak się dzieje, to niepotrzebnie pani minister formalnie odpowiada za opracowanie programu antykorupcyjnego w instytucjach publicznych - dorzuca Adam Sawicki.

Fundacja Batorego od dawna zwraca uwagę, że minister Pitera w zakresie swoich kompetencji ministerialnych ma przygotowanie programu walki z korupcją. Nawet przygotowanie projektu ustawy antykorupcyjnej sprawy nie załatwia, bo nie jest on przecież programem zapobiegania nadużyciom. Drobne działania, mające na celu ukrócić korupcję - którymi chwali się pani minister - też nie są tym, za co minister ma dostawać pieniądze. - W Polsce nie brakuje instytucji, posiadających uprawnienia policyjne do walki z korupcją, a przepisy antykorupcyjne mamy dobre, nawet lepsze niż w wielu krajach zachodniej Europy - podkreśla Adam Sawicki. - Zmienia się też świadomość Polaków. Dzisiaj korupcja nie kojarzy się niemal wyłącznie z kopertą i lewymi pieniędzmi, lecz coraz częściej nasi obywatele dostrzegają szeroką paletę problemów. Dostrzegają np., że korupcją jest konflikt interesów. Według fachowca z Fundacji Batorego w Polsce zbyt duży nacisk położony jest na ściganie korupcji. Jego zdaniem, powinna istnieć równowaga na trzech filarach: edukacji, prewencji i ściganiu. Sawicki przekonuje, że bez edukacji, niezależnie od wieku, sytuacja się nie poprawi. - Uczyć trzeba i młodzież, i dorosłych - mówi. Prewencja - zdaniem Adama Sawickiego - powinna stać na fundamencie dobrego prawa. Ono jest, ale nie jest skutecznie egzekwowane.

Julia Pitera w swoim życiorysie pisze: "Ojciec - profesor medycyny i matka - historyk sztuki, uczyli moją siostrę i mnie, że istnieją w życiu wartości i zasady, których należy przestrzegać". Z wykształcenia jest polonistką po Uniwersytecie Warszawskim. W PRL pracowała w Instytucie Badań Literackich jako dokumentalistka, m.in. razem z Jadwigą Kaczyńską, matką słynnych bliźniaków. Od początku III RP uczestniczy w szeroko rozumianym życiu publicznym. Zaczęła - w 1990 r. - od zapisania się do Porozumienia Centrum, czyli partii współtworzonej przez braci Kaczyńskich. "W PC byłam, ponieważ znałam braci Kaczyńskich, głównie Jarosława, od początku lat 80. Bardzo go lubiłam, co w polityce nie jest częste - towarzysko i jednocześnie ceniłam politycznie. Wierzyłam, że PC stworzy centroprawicę" - tak kilka lat temu tłumaczyła się z członkostwa w "zakonie", jak nazywane jest PC.

Dlaczego odeszła? Ponieważ - jak twierdzi - osoby, które grały pierwsze skrzypce w PC, skupione wokół Jarosława Kaczyńskiego, w żaden sposób nie zasługiwały na zaufanie obecnego prezesa PiS. Wspomina: "Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, lecz moje racje nie zostały uznane. Chciałam, by Jarosław Kaczyński zaczął liczyć się także ze zdaniem osób, które były zainteresowane naprawą państwa. To również nie zostało zrealizowane i dlatego odeszłam". W PC - jak zapewnia - pisała analizy dla obecnego prezesa PiS.

Z PC, formacji stawiającej na silne państwo, przeszła na drugi biegun - do Unii Polityki Realnej, stronnictwa walczącego o ograniczenie roli państwa do minimum. W 1994 r. z poparciem UPR została radną Warszawy. Do UPR zapisała się "z przyczyn czysto programowych - jako zadeklarowany wolnorynkowiec". Odeszła - bo jak mówi: - "Zaczęły się jakieś wewnętrzne intrygi i walki frakcyjne", w których nie chciała uczestniczyć. Odeszła z UPR także z uwagi na wodzowskie zasady kierowania tym ugrupowaniem. I tak się tłumaczy osoba, która najpierw była pod skrzydłami Jarosława Kaczyńskiego, a teraz Donalda Tuska, czyli liderów wymagających bezwzględnego podporządkowania się ich woli. Po rozbracie z UPR w kolejnych wyborach samorządowych radną Warszawy została dzięki wsparciu jej przez Ligę Republikańską - formację, na czele której stał Mariusz Kamiński, obecnie polityk PiS, były szef CBA, kolejny przeciwnik polityczny pani minister.

Julia Pitera przedstawia się jako postać szlachetna, niezłomny szeryf zmagający się z korupcją i wszelkimi nieprawidłowościami. Ma jednak liczne grono krytyków, którzy nie tylko nie widzą w niej aniołka, lecz uważają ją za osobę mściwą, skoncentrowaną na sobie, dążącą do celu nie zawsze w sposób godny. I publicznie o tym mówią. Jako przykład podają okoliczności jej wyboru na prezesa Transparency International Polska. Do tej organizacji przystąpiła w 1998 r. Trzy lata później zwolniła się posada prezesa, bo dotychczasowy - prof. Antoni Kamiński - odchodził. Do ubiegania się o schedę po sobie namówił prof. Jacka Kurczewskiego, socjologa z UW, zajmującego się m.in. korupcją. Kurczewski wspomina, że wśród osób, które najgoręcej go namawiały, by kandydował, była Pitera. - Kandydatura Kurczewskiego była uzgodniona w zarządzie - zaznacza Kamiński. - Zacząłem jednak w pewnym momencie mieć wątpliwości, czy wszystko jest tak, jak uzgodniliśmy. Spytałem więc Julię i usłyszałem w odpowiedzi: Antoni, czy ja ciebie kiedykolwiek zawiodłam? - opowiada prof. Kamiński. Jednak w trakcie rozstrzygającego głosowania okazało się, że Pitera kandyduje i w głosowaniu poparła ją większość zarządu. - Kurczewski został zrobiony w bambuko - podsumuje prof. Kamiński. Przyznaje, że Julia Pitera miała bardzo duże zasługi, ale wiedział, że prezesurę wykorzysta dla swojej politycznej kariery.

W 2002 r. walczyła o prezydenturę w stolicy; zajęła czwarte miejsce, uzyskując 7-procentowe poparcie. Kolejni prezydenci Warszawy mieli z nią jako radną - czego nie krył Stanisław Wyganowski i Marcin Świetlicki - "trzy światy". Koledzy ze stołecznego samorządu zarzucali jej, że na sesjach rady Warszawy ciągle szukała afer, mówiła o nich, lecz sama żadnej nie wykryła. Mieszkańcom stolicy wystarczał jej rewolucyjny zapał, gdyż w wyborach na radną osiągała świetne wyniki.

Minister Pitera zapytana przez nas, czym się zajmuje i jakie osiągnięcia ma na swoim koncie, odpowiedziała na piśmie. Zaczęła tak, a przypomnijmy, że z wykształcenia jest polonistką: "Nadzorowanie kontroli prowadzonych w ramach nadzoru nad administracją rządową (planowe i doraźne w następstwie wpływających informacji o możliwości zaistnienia poważnych nieprawidłowości w organach nadzorowanych przez Prezesa Rady Ministrów oraz innych w ramach administracji rządowej)". Kolejne informacje też zostały napisane takim stylem. Pochwaliła się, że zaproponowała zmiany w kilku ustawach, np. o finansach publicznych, w której przeforsowała nowe zasady posługiwania się służbowymi kartami płatniczymi przez administrację publiczną. Przypomniała, że z jej inicjatywy stale prowadzone są prace nad założeniami do ustawy antykorupcyjnej. Adam Sawicki mówi jednak: - Nie wiadomo, czy zostaną przyjęte przez rząd, bo wśród jego członków są różne zdania na ich temat. Przyznaje jednak: - Pozytywną stroną projektu jest zebranie regulacji dotyczących konfliktu interesu, rozrzuconych do tej pory w różnych ustawach, jak również ujednolicenie wzoru oświadczenia majątkowego.

Julia Pitera nie kryje zadowolenia z przedstawienia założeń do ustawy o lobbingu. Organizacje pracodawców poddały jednak trud pani minister gruntownej krytyce. Zarzucają przede wszystkim bijącą nieufność wobec osób i podmiotów zajmujących się lobbingiem. Ustawa o lobbingu pochodzi z 2005 r. - Faktycznie niezbędna jest jej nowelizacja - twierdzi Zbigniew Żurek, wiceprzewodniczący Business Centre Club. - Ale bardzo niepokoić muszą zmiany, które chce do niej wprowadzić Julia Pitera. Czystym horrendum jest, co pani minister proponuje. Gdyby jej propozycje weszły w życie, cofnęłoby to nas do czasów niemalże państwa policyjnego - dodaje Żurek. Organizacjom pracodawców nie podoba się również to, że minister Pitera proponuje przesunięcie dotychczasowej rejestracji zawodowych lobbystów z MSWiA do CBA. - Czy nie prościej byłoby od razu znaleźć dla nich miejsce w Centralnym Rejestrze Skazanych - ironizuje wiceprzewodniczący Żurek. Biznesmeni postulują, by przygotowanie zmian w ustawie o lobbingu odebrać minister Piterze i powierzyć komuś innemu, kto nie będzie kierował się represyjnością i totalną podejrzliwością. Adam Sawicki ma lepsze zdanie o tym dziele minister Pitery. Poza pochwałami, wskazuje również wady: - Z jednej strony - podobnie jak Komisja Europejska - bardzo szeroko określa podmioty, które mają podlegać zapisom ustawy, lecz z drugiej - wbrew polityce obowiązującej w UE - proponuje wprowadzić cały wachlarz kar.

Pani minister przesłała nam dość długą listę swoich dokonań, pisząc w stylu Pytii m.in. "w 2009 r. - liczba korespondencji wychodzącej wyniosła 1427, przychodzącej 2278, liczba rozpatrywanych spraw wyniosła 743 z tego 633 to inicjatywy podjęte na wniosek, 110 działania własne, wnioski do CBA - 62, prokuratury - 312, sądownictwo - 59, UZP - 45". Tak naprawdę o jej działaniach głośno było dwa razy w mijającej kadencji. Przy okazji raportu o działaniach CBA pod rządami Kamińskiego. Dokument przez wiele miesięcy był tajny. Miał dostarczyć premierowi Tuskowi argumentów do odwołania Kamińskiego. Kiedy w końcu został opublikowany, okazało się, że zawiera niewiele konkretów. Głośno o pani minister było również, gdy przedstawiła listę nieprawidłowości poprzedniej ekipy, wytykając m.in. Markowi Gróbarczykowi, ministrowi rybołówstwa, że zapłacił służbową kartą 8,16 zł za dorsza. Gróbarczyk twierdzi, że dorsza kupił i oddał do kontroli, która miała stwierdzić, czy ryba była świeża.

Julia Pitera nie zrobiła też nic, gdy wybuchła tzw. afera hazardowa. Kiedy w Sejmie Michał Ujazdowski kpił z "wiary w to, że pani minister Pitera wykryłaby tę aferę", śmiała się z tego cała sala, w tym koledzy z ław PO. O przejmowaniu władzy w spółkach skarbu państwa przez osoby związane z PO trzeba byłoby napisać osobny tekst, choć kierownictwo Platformy obiecywało, że skończy z taką praktyką. Na straży realizacji tej deklaracji stać miała Julia Pitera. Nadal też PSL skutecznie realizuje politykę obsadzania posad państwowych swoimi ludźmi, bez względu na ich kwalifikacje. Co zatem robi pani minister? Na pewno często występuje w mediach. I choć oponenci zarzucają jej nieskuteczność, to jednak w rankingu postrzegania korupcji Polska wypada coraz lepiej. Tylko jaki udział ma w tym "pani minister od korupcji"?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pani minister od korupcji
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.