Każde życie jest święte

Logo źródła: Magazyn Familia Magazyn Familia 11/2010

Kiedyś sam zabijał nienarodzone dzieci. Po tym, co przeżył w sanktuarium maryjnym, dr John Bruchalski, zwolennik aborcji, stał się żarliwym obrońcą życia.

Kim jest dla Pana Bóg?

dr John Bruchalski: Bóg jest moim Ojcem. Kocham Go, a On mnie – i to bardziej, niż jestem w stanie sobie wyobrazić. Zna mnie lepiej, niż ja znam samego siebie, i wie, co jest dla mnie najlepsze.

Jaki obraz Boga i wiary miał Pan w sercu jako dziecko i nastolatek?

DEON.PL POLECA

Dorastałem we wspaniałej katolickiej rodzinie. Ważne były uczestnictwo we Mszy św., modlitwa i służba innym. Kiedy podrosłem i studiowałem medycynę, moja wiara zubożała: nie miałem prawdziwej więzi z Jezusem, ale ciągłą niepewność i wątpliwości, w głowie i w sercu.

Dlaczego został Pan lekarzem ginekologiem?

Kuzyn, z którym byłem zżyty, zamierzał zostać lekarzem, więc ja też. Wybrałem specjalizację z ginekologii, bo chciałem pomagać kobietom rozwiązywać ich problemy zdrowotne. Mój profesor mawiał, że można się nauczyć słuchania drugiego człowieka, a jest to szczególnie ważne, jeśli przepisujemy środki antykoncepcyjne czy przerywamy ciążę. I dodawał, że są to sposoby zarówno na promowanie zdrowia, jak i na zwiększenie dochodów.

Co było dla Pana najważniejsze na początku kariery?

Troszczyłem się tylko o fizyczność moich pacjentek – były „chorymi jajnikami, chorą macicą” itd. Liczyły się dla mnie pieniądze i prestiż. Dziś wierzę w leczenie całej osoby: ciała i duszy. Moja praktyka skupia się raczej na zapobieganiu chorobom niż na nich samych.

Nasze życie budujemy z drobiazgów – kontaktów z ludźmi, których spotykamy, uczuć, którymi zostajemy obdarzeni. Jak w tym kontekście wspomina Pan swoją pierwszą aborcję?

Użyła pani właściwego słowa „obdarzeni”. Życie jest darem od Boga, a my łatwo o tym zapominamy. Jako lekarz zawsze byłem świadomy, że życie i śmierć ludzi jest w moich rękach. Jeśli nie ma się oparcia w Opatrzności, to brzemię spada na barki człowieka. Pracowałem w sali operacyjnej z wielkimi przeszklonymi ścianami. Patrzyłem na niebo i chmury z poczuciem, że jestem dawcą życia, a to Bóg nim jest. Na sali operacyjnej ważą się losy ludzi – i kobiety, której operacja ratuje życie, i dziecka, które się zabija. Podczas aborcji wszyscy są spięci. Wiedzą, że odbierają życie, którego kobieta nie chce w sobie nosić. A przecież gdyby czas był bardziej przychylny, gdyby chłopak ją kochał, gdyby rodzice ją zrozumieli – byłaby w innej sytuacji.

Z jakiego powodu kobiety zwykle decydują się na aborcję?

Siedem na dziesięć kobiet jest do tego przymuszanych, bo chłopak, mąż, rodzice, przyjaciele czy pracodawca chcą aborcji. Wszystkie mówiły o „kiepskim czasie”: „Teraz muszę się uczyć”, „Jestem za młoda”, „Nie jestem w stałym związku”, „Nie dojrzałam do macierzyństwa”, „Choruję, za dużo piję…” itd. Aborcje z powodu zagrożenia życia matki, gwałtu czy kazirodztwa to zaledwie 1 procent, przyczyną pozostałych 99 procent jest wygoda. A przecież wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, stworzonymi na wzór i podobieństwo naszego Niebiańskiego Ojca. I dlatego każde życie jest święte.

Jak aborcja wpływa na ciało i psychikę kobiety?

Kobiety, które doświadczyły aborcji, odczuwają jej następstwa. Sześć na dziesięć mówi: „Czuję, że umarła część mnie”. Głównym zagrożeniem fizycznym po krwotoku i infekcji są późniejsze problemy z zajściem w ciążę i porodem, który często jest przedwczesny. A to niesie ze sobą ryzyko śmiertelności niemowląt, niepełnosprawności, wad, problemów behawioralnych. Zwiększa się prawdopodobieństwo porażenia mózgowego i chorób przewlekłych. Wśród dzieci kobiet, które dokonały aborcji, jest aż 38 razy więcej noworodków z bardzo niską masą ciała niż w normalnej populacji. W Polsce między 1989 a 1993 rokiem liczba aborcji spadła o ponad 97 procent, a liczba przedwczesnych porodów między 1995 a 1997 rokiem – o 21 procent!

Aborcja zostawia ślad w psychice kobiety – ryzyko samobójstwa jest średnio 3,5 raza większe. W pierwszym roku po przerwaniu ciąży jest ono sześciokrotnie wyższe, a w ciągu kolejnych ośmiu lat – 2,5 raza.

Prawdopodobieństwo depresji wzrasta o 65 procent, pięciokrotnie większe jest ryzyko wpadnięcia w nałóg alkoholowy lub narkotykowy, a 40 procent z tych kobiet cierpi na zaburzenia łaknienia. Więcej niż połowa kobiet po aborcji ma zaburzenia seksualne, nie jest w stanie czerpać przyjemności ze współżycia i odczuwa ból w okolicach miednicy. To prowadzi do unikania seksu, krótszych zbliżeń i – w konsekwencji – często nawet do rozwodów. Aborcja pozostawia więc trwałe ślady.

Pana słowa brzmią strasznie. Dlaczego zatem aborcja ma się dzisiaj tak dobrze na świecie?

Tak się dzieje, ponieważ wierzymy, że antykoncepcja jest dobra i zdrowa dla kobiet. Aborcja i antykoncepcja są owocami tego samego drzewa. Antykoncepcyjna miłość jest udawana, fałszywa. Małżeńska miłość to czysty dar jednej osoby oddającej się całkowicie drugiej. Ona jest znakiem Bożej miłości do nas, obdarza nas wolnością, wierną, całkowitą, owocną i trwałą. Biblia mówi o miłości Boga do Jego ludu. Miłość jest ofiarą. „Nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś poświęca swoje życie za przyjaciół” (Ewangelia według św. Jana, rozdział 15, werset 13). Wszyscy szukamy miłości, ale wielu wybiera drogę jej fałszywego naśladowania. To przyczyna licznych problemów, z pornografią i dysfunkcjami seksualnymi włącznie.

Współczesna ludzkość zna na wszystko najlepszy sposób – ufamy nauce, a nie Bogu. Co wiemy o pigułce antykoncepcyjnej, a czego nie chcemy pamiętać?

Wierzymy, że jesteśmy samowystarczalni. Wydaje nam się, że nie potrzebujemy Boga. On stworzył seks dla miłości i życia, nie dla samego aktu. Co Bóg połączył, tego nie możemy rozdzielać, a tak się dzieje przez antykoncepcję i aborcję. Antykoncepcja promuje niezdrowe dla nas zachowania. Mówiono, że będzie służyć małżeństwu i zdrowiu, ale tak nie jest. Od 1960 roku, kiedy ją wprowadzono [w Polsce w 1966 r. – przyp. red.], wzrosła liczba rozwodów, chorób wenerycznych, przypadków niepłodności, seksualnego wykorzystywania, szerzy się pornografia, częstsze są dysfunkcje seksualne, coraz młodsze kobiety mają za sobą inicjację seksualną. Pigułka, która w ciągu ostatnich 50 lat wywarła ogromny wpływ na życie kobiet, nie jest odpowiedzialna za to wszystko, ale poniekąd stworzyła klimat dla tych zjawisk, wynikających z braku więzi. Fizjologicznie pigułka próbuje znieść owulację niższymi dawkami progestagenów i estrogenów, co powoduje zagęszczenie śluzu szyjki macicy i stwarza nieprzyjazne warunki do wszczepienia niedawno poczętego życia, a tym samym powoduje przedwczesne poronienie. Tam, gdzie często stosuje się antykoncepcję, jest też najwyższy odsetek przerywania ciąż – Nowy Jork jest tego przykładem. Dlatego powtarzam: przerywanie ciąży i antykoncepcja to owoce tego samego drzewa.

Jakie jeszcze mity istnieją w medycznym świecie? Dlaczego tak trudno jest nam dziś uszanować zdrowie i życie człowieka?

Większość ludzi nie słucha głosu Kościoła. Wygodniej jest wierzyć w kłamstwa, że przerywanie ciąży nie niszczy ludzkiego życia, a antykoncepcja jest dobrem. Inne kłamstwo dotyczy zapłodnienia in vitro – na całym świecie są przecież miliony zamrożonych embrionów, a ich matki żyją ze świadomością, że one nie są chronione i że umrą. Życie człowieka nie jest dziś szanowane. Widzimy tylko naukę, a nie rozpoznajemy duszy. Próbujemy żyć tak, jakby Bóg i wieczność nie istniały. Ta zła perspektywa sprawia, że leczymy i traktujemy ludzi jak rzeczy i przedmioty – jak coś, czego używamy, a nie kogoś, kto istnieje, by być kochany. To kryzys naszych czasów: postrzeganie kobiet i mężczyzn przez pryzmat żądzy, a nie miłości – stąd antykoncepcja i zabijanie nienarodzonych dzieci z powodu wygody. Tymczasem każde dziecko powinno być chciane i przyjęte z miłością.

Wróćmy do przeszłości… W 1987 roku udał się Pan do sanktuarium Matki Bożej w Guadalupe w Meksyku. Co tam się wydarzyło?

Stałem wśród tłumu Meksykanów. Było gorąco i tłoczno. Nagle usłyszałem matczyny głos pytający: „Dlaczego mnie ranisz?”. Byłem wtedy daleko od Kościoła. Pomyślałem, że jestem zmęczony albo wypiłem za dużo piwa przed obiadem. Ten głos nie od razu przełożył się na moje życie: nadal zajmowałem się antykoncepcją, konstruowałem wkładki domaciczne, przeprowadzałem aborcje… Dopiero kiedy dwa lata później pojechałem z matką do sanktuarium w Medjugorie, poczułem uzdrawiający pokój Chrystusa. Jezus spojrzał na moją przeszłość i obdarzył mnie swoim miłosierdziem. Było tak, jakby ktoś zdjął klapki z moich oczu: zrozumiałem, że muszę żyć inaczej. W ciągu kolejnych sześciu miesięcy dostałem odpowiedzi na wszystkie ważne pytania: Kogo wziąć za żonę? Jak zatroszczyć się o moich starzejących się rodziców? Czego Bóg ode mnie oczekuje, jak mam pracować? W Medjugorie młoda Belgijka przekazała mi przesłanie od polskiego mistyka z New Jersey, mówiące o błogosławieństwie Jezusa dla tych, którzy praktykę lekarską prowadzą najlepiej, jak umieją, widzą w codziennej pracy i ubogich, i bogatych ludzi, i podążają za nauczaniem Kościoła Chrystusowego. To zmieniło moje życie na zawsze. Na lepsze. Zrozumiałem, że muszę zadawać sobie pytanie: Czy jako katolicki lekarz żyję moją wiarą? Jezus pyta: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Ewangelia według św. Łukasza, rozdział 18, werset 8). Nie wolno ustawać w wierze, nawet jeżeli świat nas nie rozumie.

W jaki sposób dziś pełni Pan misję ratowania i ochrony życia?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Każde życie jest święte
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.