Od wielu lat przyjmowałam Jezusa wyłącznie do ust. Co robię teraz?

Od wielu lat przyjmowałam Jezusa wyłącznie do ust. Co robię teraz?
fot. Grant Whitty

"Wiem, że patrząc realnie i świadomie na swoje ciało – moje usta są bardziej grzeszne niż dłonie. By do tego dojść, wystarczy krótki rachunek sumienia" - pisze Magdalena Urbańska, jedna z blogerek DEON.pl.

Mój wczorajszy post na Facebooku o porannej spowiedzi, Mszy i komunii na rękę wywołał falę różnych reakcji. Masę pozytywnych wiadomości, choć też sporą dawkę pytań. Wszystkie one dotyczyły jednego – komunii na rękę. Jeśli ten temat w jakikolwiek sposób w Tobie rezonuje i chcesz wiedzieć, jak widzi to "zwykły" wierny ze zwyczajnej, małej parafii na Kaszubach – zapraszam!

Mamy czas epidemii, w którym nie wszystko jest tak jakbyśmy tego chcieli. Z wielu względów zaleca się również przyjmowanie komunii na rękę, nie do ust. W wielu polskich parafiach jest wybór: albo na rękę albo duchowo. Widziałam wczoraj, że w mojej parafii wiele osób mimo wszystko przyjmuje ją do ust. Jaki więc był sens tego, że ja wyciągnęłam dłonie?

Stojąc w kolejce do stopnia ołtarza, zapytałam sama siebie i Jezusa: "co teraz? Mam zrobić jak wszyscy, mimo że ogólne wytyczne są inne?". I to, co pojawiło się w moim sercu, natychmiastowo rozwiało moje wątpliwości. Wiedziałam, że mam być posłuszna temu, co dziś zaleca Kościół. Czy było to łatwe? Wręcz przeciwnie.

Na co dzień, od 12 lat przyjmowałam Jezusa wyłącznie do ust. Mam jednak doświadczenie przyjmowania komunii inaczej, jeszcze z czasów DA (duszpasterstwa akademickiego). To doświadczenie pomogło mi wczoraj przełamać mój wewnętrzny opór.

Wiem, że patrząc realnie i świadomie na swoje ciało – moje usta są bardziej grzeszne niż dłonie. By do tego dojść, wystarczy krótki rachunek sumienia.

Te kilkanaście lat temu duszpasterz wiele razy proponował nam podejście do stołu, wzięcie komunii wprost z pateny (samemu), zamoczenie jej w kielichu (samemu) i spożycie od razu. Dziesiątki razy tak właśnie przyjmowałam Pana i nie był to wtedy problem, bo wtedy… robili tak wszyscy i był to pomysł duszpasterza.

Co jednak, gdy wszyscy robią inaczej, a mój ksiądz jest przywiązany do opcji do ust i koniec (internet jest pełen opowieści o takich sytuacjach i choć wszyscy wiemy, że prawo jest inne, ja ich nie oceniam i nie będę tej postawy komentować)?

Wiedziałam, że mnie ze strony kapłana nie grozi to, że mnie pogoni. To, że wszyscy robią inaczej też niespecjalnie mnie dotyczy, bo mam swoje rozeznanie, swoje sumienie i odpowiedzialność. Jednak mimo wszystko, nie było mi łatwo. Przywiązanie do tego, że Jezusa przyjmuję do ust wrosło we mnie przez te kilkanaście ostatnich lat. Wrosło też dlatego, że taki jest standard i nie było potrzeby go zmieniać.

Czy przeżyłam tę komunię wczoraj inaczej? Owszem, ale wcale nie dlatego, że była dla mnie doświadczeniem mistycznym.

Zwyczajnie po ludzku czułam się niekomfortowo, bo przełamałam w sobie pewien schemat. Byłam spięta i choć miałam głębokie przeświadczenie, że robię dobrze – dopiero gdy uklękłam z powrotem w ławce, poczułam duży pokój serca. I wdzięczność, że Jezus przychodzi pomimo moich oporów i serca, które często nie wie za czym iść.

Nie jesteśmy w stanie określić tego, ile potrwa epidemia. Nikt nie jest w stanie nam zagwarantować, że noszenie maseczek w kościele albo wytyczne co do przyjmowania komunii na dłonie nie zostaną nałożone na najbliższe miesiące i że te wytyczne nie będą zaostrzone (np. że komunia będzie dostępna wszędzie wyłącznie na dłonie bądź duchowo, bez opcji do ust). Świat stanął na głowie przez wirus. To wiemy i tego nie zmienimy. We mnie jest jednak głębokie przekonanie co do tego, że mogę zmienić swoje nastawienie, przyzwyczajenia, przywiązania.

Wierzę, że ten czas jest po to by wejść w relację z Jezusem na nowej płaszczyźnie. Być może na początku będzie to krępujące, niewygodne, budzące bunt. Być może wiele razy pójdę za lękiem, a nie za tym, co mówi moje sumienie.

Czy forma nie zasłoni mi treści? Mam nadzieję, że nie. Bardzo proszę Jezusa każdego dnia by pokazywał mi, gdzie jest teraz moje miejsce w życiu, w Kościele. Jak mam odbierać wszystko to, co widzę. Uczę się pokory, to boli, ale wierzę, że jest po coś.

Wiem, że wiele osób zwyczajnie nie wie, jak przyjmować Jezusa na dłonie. Jezuici z Łodzi stworzyli bardzo jasny instruktaż:

Ja wczoraj popełniłam pewien błąd, ale…jest to dla mnie taki pstryczek od Jezusa w nos z przesłaniem, by skupić się na Nim jeszcze bardziej. Szczególnie w tym momencie, gdy mam Go przyjąć do serca.

A jakie są Twoje doświadczenia? Tylko bez oceniania innych, proszę.

Tekst pochodzi z bloga niezawodnanadzieja.blog.deon.pl. Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Jacek Prusak SJ, Sławomir Rusin

Dojrzała wiara to zgoda na obcowanie z Tajemnicą

Czy psychologia jest wrogiem wiary? A może doprowadzi do tego, że uwierzę głębiej? Czy wyznacznikiem bliskości z Bogiem są emocje? Co Pismo Święte mówi o orientacji seksualnej?...

Skomentuj artykuł

Od wielu lat przyjmowałam Jezusa wyłącznie do ust. Co robię teraz?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.