Dzieci skutecznie ewangelizują

Dzieci skutecznie ewangelizują
(fot. depositphotos.com)

Muszę przyznać, że dopóki na własnej skórze nie odczułam, z czym się rodzicielstwo je, to myśl, że Bóg nie bez powodu przyszedł na świat jako dziecko i Jezusowe przynaglenie: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie” (Mk 10, 14) – niekoniecznie do mnie przemawiały.

Niby wszystko rozumowo ogarniałam, ale jednak prawdziwe nawrócenie przeżyłam dopiero wtedy, gdy sobie już trochę z maluchami pod jednym dachem pobyłam. Tak, jestem doskonałym przykładem tego, że dzieci potrafią ewangelizować. Skutecznie!

Relacja

Najlepsze jest to, że one to wszystko robią mimochodem, przy okazji, bez cienia teologicznego przygotowania czy programów duszpasterskich. Po prostu rodzą się i SĄ jedną, wielką Miłością. Są sakramentem w pełnym tego Słowa znaczeniu. Bezbronną, niewinną, podarowaną nam w pełnym zawierzeniu Obecnością. Wywołującą cały wachlarz emocji i pozwalającą człowiekowi doświadczać Tajemnicy Istnienia. Tak. Dzieci to istna trampolina uwielbienia i prawdziwe laboratorium zachwytów nad cudem życia. Tak jakby Bóg od początku świata wiedział, że to będą najlepsze „pomoce dydaktyczne” w doświadczeniach z bliskości, na lekcjach pokory i podczas mozolnych treningów w sztuce przekraczania swojego egoizmu.

I dlatego wymyślił dzieciństwo. Niczym Wytrawni Mistrzowie Życia dzieci uczą Sztuki Kochania nie przez słowa, ale przez to, że całym swym jestestwem pokazują, dlaczego nie ma miłości bez zawierzenia i wolności. Choć często usilnie się o to staramy, koniec końców nie jesteśmy w stanie wepchnąć je w klatkę naszych oczekiwań i wizji. Podobnie jak Pana Boga. Bo Miłości nigdy nie można zamknąć w ramach.

Dzieci to istna trampolina uwielbienia i prawdziwe laboratorium zachwytów nad cudem życia.

Modlitwa

Pierwszy raz poczułam się ewangelizowana przez nasze dzieci, gdy w szpitalu przyniesiono mi ważące blisko 5 kilo kwilące zawiniątko. Życie. Potrafię sobie w głowię odtworzyć tę scenę minutę po minucie. Niewysłowione szczęście. Ogromne zmęczenie. I… panika. Pierworodny nie rozanielił się na sam zapach matki, anielskie trąby nie zaintonowały „Magnificatu” ani słodycz tej chwili nie rozczuliła całego wszechświata.

Borys rozwrzeszczał się na cały oddział, Najlepszy z Mężów walczył z położną, która chciała mnie czym prędzej wywieźć na salę pooperacyjną, a ja miałam w głowie donośne: „Ej, zaraz. Ja wiem, jak się rodzi dziecko, ale, chol…, co dalej? Co ja mam z nim teraz robić? Jak je wyłączyć choć na chwilę?!!”. To było pierwsza (z wielu) poźniejszych lekcji modlitwy.

Nie zliczę, ile razy na swojej macierzyńskiej drodze czułam się bezradna, ogołocona i „na krawędzi”. Wszystkie te momenty pokazywały mi, jak wiele w mojej relacji z Panem Bogiem klientelizmu, handlu i nieufności. Ile wyuczonych formułek, a ile prawdziwej tęsknoty za byciem z Kimś, kto ten świat, życie i nasze na nim istnienie wymyślił i nadał mu sens. Komu się ufa. Bezgranicznie.

Dziś uczę się od naszych maluchów przepraszania bez lęku przed karą, proszenia bez kalkulowania i wielbienia bez hipokryzji. One modlą się naturalnie od momentu zaczerpnięcia pierwszego oddechu. Są pewne tego, że są kochane i że zawsze będą zaopiekowane. To jest dziecięcy punkt wyjścia w relacji z Rodzicem. Taki, jaki każdy z nas może mieć w stosunku do naszego Stwórcy. To jest pierwszy i – chyba – najważniejszy dar, który wniosły w moje życie.

Pytania

Dzieciaki są też genialnym rentgenem. Mnie w każdym razie bardzo wyraźnie pokazują, gdzie wierzę „z przyzwyczajenia”, a gdzie „z decyzji”. Wszystko dlatego, że dla maluchów nie ma pytań, których nie wypada zadać. A rodzicowi, co to świadomie podjął się trudu wprowadzania dzieci w meandry wiary, nie wypada od odpowiedzi się uchylać. Tak więc, odkąd jestem mamą, nie pamiętam dnia, w którym nie musiałabym się mierzyć z ważkimi problemami w stylu: „A czym się różni komunia od opłatka wigilijnego” i dlaczego: „Skoro Bóg jest wszechmogący, to nie zlikwiduje zła na świecie”?

Oj, bardzo rozwijające – choć nie ukrywam, że i trudne – to doświadczenia. Tłumaczyć pięciolatkowi tajemnicę Trójcy Świętej można przecież tylko wtedy, gdy ma się na ten temat jakiekolwiek zdanie. Dzięki naszym Dzieciom nie raz, nie dwa przekonywałam się, że zaliczenie na piątkę pytań z bierzmowania, nie sprawia, że wiedza o tym, w co się wierzy, naturalnie wchodzi w krwioobieg. Taką wiedzę weryfikuje dopiero życie. I chwała Bogu! Bo dziś, gdy rozmawiam z Nimi o Kościele, to nie mówię „z pamięci”, ale „z serca”. I wierzę, że daję im to, co najlepsze we mnie. Choć i tak mam nieodparte przekonanie, że im więcej daję, tym więcej … dostaję 

Otwartość

Ot, choćby, dzieciaki – jak nikt inny – uczą mnie nurkowania w Jezusowej Logice. Po siedmiu latach bycia mamą, mogę powiedzieć, że nawet polubiłam „te kąpiele”. Choć – jeśli idzie o same odczucia – jest to poziom przyjemności adekwatny dla początkującego adepta morsowania  Nikt mnie nie przekona do skomponowania Pieśni Uwielbienia na cześć Rodzicielstwa.

Odkąd w naszej Rodzinie pojawił się Borys, a potem Nadia i Iwan – nie było dnia, w którym odczuwalibyśmy spokój, stabilizację i jakąkolwiek pewność, co do tego, co przyniesie jutro. Niemniej… pogodziliśmy się z tym  i – paradoksalnie – stało się to źródłem naszego poczucia szczęścia i spełnienia. Zmiana i dynamika stały się jedyną normą, której doświadczamy. Nie jest to szczyt naszych marzeń, ale … mamy głębokie przekonanie, że nic tak jak dzieci, nie pozwoliło nam doświadczyć, że życie Ewangelią tutaj na Ziemi nigdy nie będzie ani spokojne, ani wygodne. I to daje nam nieziemskie poczucie sensu i pokoju w sercu!

Bycie dzieckiem, to tylko przedsmak tej wolności w kochaniu i radości, która jest dla nas zamarzona.

Siadam więc dzisiaj, w porze obiadowej – ja, zagorzała wegetarianka i wyznawczyni zdrowego odżywiania – z kubkiem lodów i frytek w rękach…  Chcę patrzeć na nieokrzesaną radość naszej progenitury i głęboko w sercu śpiewać Bogu pieśń wdzięczności. Wiem, że ja nie zniszczę moich dzieci. Bo one nie są „moje”. Tak jak „ja” nie jestem „moich rodziców”. Jesteśmy Dziećmi Boga. Tylko Jego. I On zrobi wszystko, byśmy – koniec końców – znaleźli się tam, gdzie sobie nas wymarzył. W Niebie.

Bycie dzieckiem, to tylko przedsmak tej wolności w kochaniu i radości, która jest dla nas zamarzona.

Dzięki Ci, Boże, za dzieciństwo. Dzięki Ci za ten przedsmak Nieba.

 

Tekst pochodzi z bloga dobrawnuczka.blog.deon.pl. Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Praca zbiorowa

Przygody Alicji teraz w jednym pudełku! Jak działa mózg, czy można zaprzyjaźnić się z robotem, jak nauczyć dziecko rozpoznawać emocje, zrozumieć siebie i otaczający świat? Czytanie z dzieckiem buduje relacje. Przeżyj razem z nim fascynującą...

Skomentuj artykuł

Dzieci skutecznie ewangelizują
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.