Dziś Wielki Czwartek. My, księża, trochę bezprawnie przywłaszczyliśmy sobie to święto, bo wcale nie jest “nasze”, ale wszystkich, którzy aktywnie żyją w Kościele. Przecież wywodzi się ono z Ostatniej Wieczerzy, a tam Pan Jezus, biorąc do ręki chleb, nie powiedział: “bierzcie i konsekrujcie”, tylko: “bierzcie i jedzcie”. Polecenia Jezusa wypełnia więc nie ten, kto “konsekruje”, ale kto “spożywa”, kto “je”. Jest to więc święto nas wszystkich. Przy okazji tego święta pozwólmy sobie na odrobinę nostalgii i spójrzmy, jak wiele zmieniło się w Kościele i w jego (oraz naszym) podejściu do “łamania Chleba”.
Dziś Wielki Czwartek. My, księża, trochę bezprawnie przywłaszczyliśmy sobie to święto, bo wcale nie jest “nasze”, ale wszystkich, którzy aktywnie żyją w Kościele. Przecież wywodzi się ono z Ostatniej Wieczerzy, a tam Pan Jezus, biorąc do ręki chleb, nie powiedział: “bierzcie i konsekrujcie”, tylko: “bierzcie i jedzcie”. Polecenia Jezusa wypełnia więc nie ten, kto “konsekruje”, ale kto “spożywa”, kto “je”. Jest to więc święto nas wszystkich. Przy okazji tego święta pozwólmy sobie na odrobinę nostalgii i spójrzmy, jak wiele zmieniło się w Kościele i w jego (oraz naszym) podejściu do “łamania Chleba”.
W zakonie jezuitów przełożony generalny sprawuje funkcję dożywotnio. Oczywiście ze względu na zły stan zdrowia może zrezygnować wcześniej (co zresztą ostatnio stało się regułą), ale nie ma kadencji swego urzędowania. Podobnie nie ma formalnych kadencji sprawowania posługi prowincjała i przełożonych lokalnych. Jednak tradycyjnie taka nieformalna i umowna “kadencja” trwa 6 lat i jak to zwykle bywa z tradycją, wszyscy są przekonani, że nie powinno być od niej wyjątków i oczekują, że po sześciu latach sprawowania funkcji, przełożony - obojętnie, czy był dobry, czy zły - zostanie zastąpiony przez kogoś innego. Oczywiście niezależnie, czy był dobry, czy zły, wszyscy mają nadzieję, że kolejny będzie… lepszy.
W zakonie jezuitów przełożony generalny sprawuje funkcję dożywotnio. Oczywiście ze względu na zły stan zdrowia może zrezygnować wcześniej (co zresztą ostatnio stało się regułą), ale nie ma kadencji swego urzędowania. Podobnie nie ma formalnych kadencji sprawowania posługi prowincjała i przełożonych lokalnych. Jednak tradycyjnie taka nieformalna i umowna “kadencja” trwa 6 lat i jak to zwykle bywa z tradycją, wszyscy są przekonani, że nie powinno być od niej wyjątków i oczekują, że po sześciu latach sprawowania funkcji, przełożony - obojętnie, czy był dobry, czy zły - zostanie zastąpiony przez kogoś innego. Oczywiście niezależnie, czy był dobry, czy zły, wszyscy mają nadzieję, że kolejny będzie… lepszy.
Dokładnie tego samego dnia, gdy w Polsce następowała zmiana warty na szczytach władzy, pani minister edukacji zapowiedziała redukcję lekcji religii z 2 do 1 tygodniowo. (Celowo piszę „pani minister”, a nie „ministra” lub „ministerka”, bo uważam, że w języku polskim te nowe słowa brzmią niepoważnie – to tak, jakby na przykład zamiast „kotka” mówić „kocura”). Wprawdzie wcześniej zapowiadano bezwarunkowe usunięcie religii ze szkół, ale w końcu ktoś doczytał odpowiednie zapisy prawne i okazało się, że nie jest to takie proste. Stąd wziął się pomysł „redukcji” liczby godzin. Sam pomysł nikogo nie zdziwił, bo był przedstawiany jako jedna z tzw. „obietnic wyborczych”, dziwne natomiast było to, że po stronie kościelnej praktycznie nikt na te zapowiedzi nie zareagował.
Dokładnie tego samego dnia, gdy w Polsce następowała zmiana warty na szczytach władzy, pani minister edukacji zapowiedziała redukcję lekcji religii z 2 do 1 tygodniowo. (Celowo piszę „pani minister”, a nie „ministra” lub „ministerka”, bo uważam, że w języku polskim te nowe słowa brzmią niepoważnie – to tak, jakby na przykład zamiast „kotka” mówić „kocura”). Wprawdzie wcześniej zapowiadano bezwarunkowe usunięcie religii ze szkół, ale w końcu ktoś doczytał odpowiednie zapisy prawne i okazało się, że nie jest to takie proste. Stąd wziął się pomysł „redukcji” liczby godzin. Sam pomysł nikogo nie zdziwił, bo był przedstawiany jako jedna z tzw. „obietnic wyborczych”, dziwne natomiast było to, że po stronie kościelnej praktycznie nikt na te zapowiedzi nie zareagował.
Już dawno nie było w Kościele takiego zamieszania jak w przypadku ogłoszonej 18 grudnia zeszłego roku deklaracji „Fiducia supplicans o duszpasterskim znaczeniu błogosławieństw”. Być może mogłoby się z tym równać wydanie przez kard. Ratzingera – jeszcze jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary – deklaracji „Dominus Iesus”, ale i to nie do końca, bo ona wywołała reakcje raczej poza Kościołem i trochę zaszkodziła w dialogu między religiami, choć w zasadzie przypomniała to, co zawsze w Kościele głosiliśmy: że zbawienie jest w Jezusie. Może nieco kontrowersyjne było zalecenie papieża Franciszka, aby przetłumaczyć na nowo archaiczne wyrażenia modlitwy Ojcze nasz – ale i to szybko zostało zignorowane przez większość episkopatów i sprawa umarła. Za to deklaracja o błogosławieństwach wywołała prawdziwy wstrząs. Dlaczego?
Już dawno nie było w Kościele takiego zamieszania jak w przypadku ogłoszonej 18 grudnia zeszłego roku deklaracji „Fiducia supplicans o duszpasterskim znaczeniu błogosławieństw”. Być może mogłoby się z tym równać wydanie przez kard. Ratzingera – jeszcze jako prefekta Kongregacji Nauki Wiary – deklaracji „Dominus Iesus”, ale i to nie do końca, bo ona wywołała reakcje raczej poza Kościołem i trochę zaszkodziła w dialogu między religiami, choć w zasadzie przypomniała to, co zawsze w Kościele głosiliśmy: że zbawienie jest w Jezusie. Może nieco kontrowersyjne było zalecenie papieża Franciszka, aby przetłumaczyć na nowo archaiczne wyrażenia modlitwy Ojcze nasz – ale i to szybko zostało zignorowane przez większość episkopatów i sprawa umarła. Za to deklaracja o błogosławieństwach wywołała prawdziwy wstrząs. Dlaczego?
Jedni w niego nie wierzą w ogóle i wcale nie dają sobie prezentów. Inni zapomnieli, kim był i z prezentami wysyłają albo grubych, obleśnych krasnali, albo seksowne Mikołajko-Śnieżynki. Niektórzy - żeby się nie kojarzył z pobożnością - w jego miejsce postawili Dziadka Mroza. W końcu niektórzy z prezentami czekają do świąt i zostawiają coś pod choinką - wtedy przynajmniej wiadomo, że za całą akcją stoi ktoś z rodziny. Tradycja ma różne formy. A tobie kto w tym roku przyniesie prezent?
Jedni w niego nie wierzą w ogóle i wcale nie dają sobie prezentów. Inni zapomnieli, kim był i z prezentami wysyłają albo grubych, obleśnych krasnali, albo seksowne Mikołajko-Śnieżynki. Niektórzy - żeby się nie kojarzył z pobożnością - w jego miejsce postawili Dziadka Mroza. W końcu niektórzy z prezentami czekają do świąt i zostawiają coś pod choinką - wtedy przynajmniej wiadomo, że za całą akcją stoi ktoś z rodziny. Tradycja ma różne formy. A tobie kto w tym roku przyniesie prezent?
Przed nami listopad – smutny miesiąc opadających liści i pierwszych przymrozków, dzień jest coraz krótszy, a gdzieś z zakamarków świata wypełza wiecznie zasmarkany wirus grypy. W Kościele przez cały miesiąc odmawia się różaniec i wyczytuje imiona zmarłych, celebrując tradycyjne wypominki. Smutna to modlitwa, bo w sumie to nie wiemy, czy ci, których wymieniamy z imienia, są już w niebie, czy może jeszcze nie? Różańcem tym przeciągamy na cały miesiąc atmosferę Dnia Zadusznego, a dodatkowo w taki sam sposób przeżywamy dzień Wszystkich Świętych, który przecież powinien być radosnym dniem… Czy na pewno tak powinno być?
Przed nami listopad – smutny miesiąc opadających liści i pierwszych przymrozków, dzień jest coraz krótszy, a gdzieś z zakamarków świata wypełza wiecznie zasmarkany wirus grypy. W Kościele przez cały miesiąc odmawia się różaniec i wyczytuje imiona zmarłych, celebrując tradycyjne wypominki. Smutna to modlitwa, bo w sumie to nie wiemy, czy ci, których wymieniamy z imienia, są już w niebie, czy może jeszcze nie? Różańcem tym przeciągamy na cały miesiąc atmosferę Dnia Zadusznego, a dodatkowo w taki sam sposób przeżywamy dzień Wszystkich Świętych, który przecież powinien być radosnym dniem… Czy na pewno tak powinno być?
Rozpoczął się wrzesień, a wraz z nim wróciły stare problemy. Uczniowe, pierwszego dnia szkoły trochę lepiej ubrani niż zwykle, tylko nam działają na nerwy - przecież oni wcale nie cieszą się z końca wakacji. Do pracy wrócili niewypoczęci i narzekający nauczyciele (ciężka praca, a wakacje za krótkie!). Na ulicach pojawiło się więcej aut i wrócił tłok w autobusach. Nie lubiący swej pracy katecheci znów z niechęcią zaczęli myśleć o tym, ile osób wypisze im się z zajęć, a w seminariach rektorzy przetarli nerwowo łysiny, zastanawiając się, gdzie są ci kandydaci do kapłaństwa? Choć przepraszam, nie wszyscy się martwią - w Krakowie zgłosił się przecież… jeden kandydat. Krótko mówiąc, zaczęła się jesień.
Rozpoczął się wrzesień, a wraz z nim wróciły stare problemy. Uczniowe, pierwszego dnia szkoły trochę lepiej ubrani niż zwykle, tylko nam działają na nerwy - przecież oni wcale nie cieszą się z końca wakacji. Do pracy wrócili niewypoczęci i narzekający nauczyciele (ciężka praca, a wakacje za krótkie!). Na ulicach pojawiło się więcej aut i wrócił tłok w autobusach. Nie lubiący swej pracy katecheci znów z niechęcią zaczęli myśleć o tym, ile osób wypisze im się z zajęć, a w seminariach rektorzy przetarli nerwowo łysiny, zastanawiając się, gdzie są ci kandydaci do kapłaństwa? Choć przepraszam, nie wszyscy się martwią - w Krakowie zgłosił się przecież… jeden kandydat. Krótko mówiąc, zaczęła się jesień.
Nadmorskie miasto Efez, w którym mieszało się wiele kultur, uważane było za miejsce bezpieczne dla chrześcijan. Z tego też względu Jan - któremu Jezus na krzyżu zlecił opiekę nad Matką - tam właśnie zaprowadził Maryję. Według Katarzyny Emmerich, Matka Jezusa spędziła tam 9 lat: w tym czasie raz odwiedziła Jerozolimę, ale wkrótce do Efezu wróciła i tam zmarła, mając 64 lata.
Nadmorskie miasto Efez, w którym mieszało się wiele kultur, uważane było za miejsce bezpieczne dla chrześcijan. Z tego też względu Jan - któremu Jezus na krzyżu zlecił opiekę nad Matką - tam właśnie zaprowadził Maryję. Według Katarzyny Emmerich, Matka Jezusa spędziła tam 9 lat: w tym czasie raz odwiedziła Jerozolimę, ale wkrótce do Efezu wróciła i tam zmarła, mając 64 lata.
Każde pokolenie, choć wydaje mu się, że od nowa  - i zupełnie niezależnie - buduje lepszy świat, w rzeczywistości najpierw musi pogodzić się z własną przeszłością. Jeśli tego nie zrobi, jego własna historia stanie się demonem, który nie pozwoli mu się rozwijać, lecz zamknie go w więzieniu własnych pretensji, złości i frustracji. Powieść "Niepamięć" jest dla wszystkich 40+.
Każde pokolenie, choć wydaje mu się, że od nowa  - i zupełnie niezależnie - buduje lepszy świat, w rzeczywistości najpierw musi pogodzić się z własną przeszłością. Jeśli tego nie zrobi, jego własna historia stanie się demonem, który nie pozwoli mu się rozwijać, lecz zamknie go w więzieniu własnych pretensji, złości i frustracji. Powieść "Niepamięć" jest dla wszystkich 40+.
Nagore znalazła się na życiowym zakręcie. Oczywiście nigdy nie jest tak, żeby nadchodzący kryzys nie dawał o sobie znać i przychodził bez ostrzeżenia, ale ona zignorowała wszystkie poprzedzające go symptomy i oto znalazła się w martwym punkcie: bez oszczędności, bez pracy, z marnymi perspektywami na przyszłość. W takiej sytuacji, gdy już do tego dojdzie, nie ma co grymasić, ale chwytać się każdej możliwości, tym bardziej, że być może to, co wydaje się banalne, wbrew logice stanie się otwartą bramą do szczęścia?
Nagore znalazła się na życiowym zakręcie. Oczywiście nigdy nie jest tak, żeby nadchodzący kryzys nie dawał o sobie znać i przychodził bez ostrzeżenia, ale ona zignorowała wszystkie poprzedzające go symptomy i oto znalazła się w martwym punkcie: bez oszczędności, bez pracy, z marnymi perspektywami na przyszłość. W takiej sytuacji, gdy już do tego dojdzie, nie ma co grymasić, ale chwytać się każdej możliwości, tym bardziej, że być może to, co wydaje się banalne, wbrew logice stanie się otwartą bramą do szczęścia?
Deon.pl
Wyobraź sobie, że przychodzisz rano do pracy - takiej spokojnej, trochę wymarzonej, w małej księgarni w niewielkim sennym miasteczku - a tam wszystko idzie zupełnie inaczej, niż zawsze. Najpierw pojawia się klient, który wprawdzie zamawia całkiem sporo książek, ale wcale swym zachowaniem nie zachęca do rozmowy, potem ten sam klient, zamiast cierpliwie czekać, aż zostanie obsłużony, myszkuje między półkami na zapleczu, a w końcu okazuje się, że gdzieś w ciemnym kącie magazynu leży… ciało. Dobry początek dnia, a od teraz będzie tylko gorzej.
Wyobraź sobie, że przychodzisz rano do pracy - takiej spokojnej, trochę wymarzonej, w małej księgarni w niewielkim sennym miasteczku - a tam wszystko idzie zupełnie inaczej, niż zawsze. Najpierw pojawia się klient, który wprawdzie zamawia całkiem sporo książek, ale wcale swym zachowaniem nie zachęca do rozmowy, potem ten sam klient, zamiast cierpliwie czekać, aż zostanie obsłużony, myszkuje między półkami na zapleczu, a w końcu okazuje się, że gdzieś w ciemnym kącie magazynu leży… ciało. Dobry początek dnia, a od teraz będzie tylko gorzej.
Miłość przemienia świat. A tam, gdzie jej brakuje, pojawia się smutek. Posiada ona wiele wymiarów i na wiele sposobów można ją okazywać. Jeśli doświadczamy akceptacji i miłości, wtedy chce nam się żyć. Warto jednak pamiętać, że naszej miłości potrzebują też ci, których w duchu św. Franciszka, nazywamy naszymi „braćmi najmniejszymi”. Oni także, podobnie jak i ludzie, mogą zostać zepchnięci na margines i doświadczyć bezdomności. Naprzeciw wychodzą im pracownicy i wolontariusze schronisk dla bezdomnych zwierząt i fundacji, które opiekują się zwierzętami – jednak ich najważniejszym zadaniem nie jest przetrzymywanie u siebie zwierząt, ale przekonanie innych do adopcji. Po to m.in. organizowane są dni otwarte w schroniskach. W ostatnim z nich – w schronisku w Krakowie – dyskretnie wzięliśmy udział.
Miłość przemienia świat. A tam, gdzie jej brakuje, pojawia się smutek. Posiada ona wiele wymiarów i na wiele sposobów można ją okazywać. Jeśli doświadczamy akceptacji i miłości, wtedy chce nam się żyć. Warto jednak pamiętać, że naszej miłości potrzebują też ci, których w duchu św. Franciszka, nazywamy naszymi „braćmi najmniejszymi”. Oni także, podobnie jak i ludzie, mogą zostać zepchnięci na margines i doświadczyć bezdomności. Naprzeciw wychodzą im pracownicy i wolontariusze schronisk dla bezdomnych zwierząt i fundacji, które opiekują się zwierzętami – jednak ich najważniejszym zadaniem nie jest przetrzymywanie u siebie zwierząt, ale przekonanie innych do adopcji. Po to m.in. organizowane są dni otwarte w schroniskach. W ostatnim z nich – w schronisku w Krakowie – dyskretnie wzięliśmy udział.
Judasz, jeden z dwunastu apostołów, a jednocześnie najbardziej niesympatyczna i przerażająca postać, kilkakrotnie występuje na kartach Ewangelii. Nie zawsze jednak jest to postać odrażająca – jest takie jedno miejsce w Ewangelii, w którym Judasz budzi współczucie. Jego losy w ciekawy sposób opisuje mistyczka Katarzyna Emmerich.
Judasz, jeden z dwunastu apostołów, a jednocześnie najbardziej niesympatyczna i przerażająca postać, kilkakrotnie występuje na kartach Ewangelii. Nie zawsze jednak jest to postać odrażająca – jest takie jedno miejsce w Ewangelii, w którym Judasz budzi współczucie. Jego losy w ciekawy sposób opisuje mistyczka Katarzyna Emmerich.
Na próżno szukać w Piśmie Świętym jednoznacznego potwierdzenia powszechnego przekonania, że każdy człowiek ma swojego anioła stróża. Jednak tak podpowiada nam wiele autorytetów chrześcijaństwa, ale i sama Biblia, choć bardzo w tej kwestii oszczędna w słowach, rzuca na zagadnienie pewne światło. Anioł – tzn. posłaniec – pojawia się w wielu miejscach, tam gdzie Bóg widzi potrzebę porozumienia się z człowiekiem: anioł przemawiał do Maryi i Józefa, umacniał także modlącego się Ogrodzie Oliwnym Jezusa. Podążał za Tobiaszem w jego niebezpiecznej podróży. Kto wie, może chodzi krok za krokiem za każdym z nas?
Na próżno szukać w Piśmie Świętym jednoznacznego potwierdzenia powszechnego przekonania, że każdy człowiek ma swojego anioła stróża. Jednak tak podpowiada nam wiele autorytetów chrześcijaństwa, ale i sama Biblia, choć bardzo w tej kwestii oszczędna w słowach, rzuca na zagadnienie pewne światło. Anioł – tzn. posłaniec – pojawia się w wielu miejscach, tam gdzie Bóg widzi potrzebę porozumienia się z człowiekiem: anioł przemawiał do Maryi i Józefa, umacniał także modlącego się Ogrodzie Oliwnym Jezusa. Podążał za Tobiaszem w jego niebezpiecznej podróży. Kto wie, może chodzi krok za krokiem za każdym z nas?
Czytając Ewangelię od początku do końca, zwłaszcza wczuwając się w atmosferę, jaką tworzy ewangelista Jan z jego opisem ostatniego spotkania nad jeziorem, podczas którego Jezus trzykrotnie pyta Piotra o miłość, można by odnieść wrażenie, że właśnie tutaj kończy się cała opowieść o Jezusie z Nazaretu. Jednak tak nie jest. Życie wiarą, droga chrześcijańska, to pasjonująca powieść i wciągająca historia, która pisze się sama – szybciej, niż ktokolwiek jest w stanie przeczytać jej kolejne rozdziały. Ukoronowaniem całej historii o Jezusie jest jego wstąpienie do nieba. Scena ta domyka ziemskie życie naszego Pana, ale też otwiera nas na całkiem nową rzeczywistość.
Czytając Ewangelię od początku do końca, zwłaszcza wczuwając się w atmosferę, jaką tworzy ewangelista Jan z jego opisem ostatniego spotkania nad jeziorem, podczas którego Jezus trzykrotnie pyta Piotra o miłość, można by odnieść wrażenie, że właśnie tutaj kończy się cała opowieść o Jezusie z Nazaretu. Jednak tak nie jest. Życie wiarą, droga chrześcijańska, to pasjonująca powieść i wciągająca historia, która pisze się sama – szybciej, niż ktokolwiek jest w stanie przeczytać jej kolejne rozdziały. Ukoronowaniem całej historii o Jezusie jest jego wstąpienie do nieba. Scena ta domyka ziemskie życie naszego Pana, ale też otwiera nas na całkiem nową rzeczywistość.
Rozpoczął się sezon pierwszych komunii, a wraz z nim szał prezentów. Wielu zastanawia się, ile włożyć do koperty i jak się na tę uroczystość ubrać. W niektórych miejscach odbywa się prawdziwa rewia mody, która obejmuje przede wszystkim “małe księżniczki”. Podobno jedna z nich - wiadomość taka obiega media co rok - pod kościół podjechała prawdziwą limuzyną. A jedna z wielkich sieci sprzętu elektronicznego i AGD rozpoczęła zachwalanie swej oferty, argumentując, że pierwsza komunia to dobra okazja, aby skorzystać z ich zasobów. Czyżby naród tak spobożniał, że teraz wszystko będzie naznaczone duchem komunijnym?
Rozpoczął się sezon pierwszych komunii, a wraz z nim szał prezentów. Wielu zastanawia się, ile włożyć do koperty i jak się na tę uroczystość ubrać. W niektórych miejscach odbywa się prawdziwa rewia mody, która obejmuje przede wszystkim “małe księżniczki”. Podobno jedna z nich - wiadomość taka obiega media co rok - pod kościół podjechała prawdziwą limuzyną. A jedna z wielkich sieci sprzętu elektronicznego i AGD rozpoczęła zachwalanie swej oferty, argumentując, że pierwsza komunia to dobra okazja, aby skorzystać z ich zasobów. Czyżby naród tak spobożniał, że teraz wszystko będzie naznaczone duchem komunijnym?
Kiedy w XVI wieku, wkrótce po osiedleniu się w Krakowie, jezuici starali się o pozwolenie na rozbudowę kościoła św. Barbary, pierwszym, który temat oprotestował, był proboszcz kościoła Mariackiego. Argumentował to tym, że “jezuici wabią ludzi do swojego kościoła, a w konsekwencji do Mariackiego przychodzą tylko ci, którzy się u Barbary nie zmieszczą”. Bardzo to złościło proboszcza, bo jak otwarcie przyznawał, pozbawiało go to znacznej części dochodów, a przecież miał na utrzymaniu i spory budynek, i wielu wikarych… Ta groteskowa sytuacja - rzeczywiście na jakiś czas udało mu się zablokować inwestycję jezuitów - pokazuje nic innego, jak problem znanego nam dziś churchingu. Okazuje się, że zjawisko wcale nie jest niczym nowym.
Kiedy w XVI wieku, wkrótce po osiedleniu się w Krakowie, jezuici starali się o pozwolenie na rozbudowę kościoła św. Barbary, pierwszym, który temat oprotestował, był proboszcz kościoła Mariackiego. Argumentował to tym, że “jezuici wabią ludzi do swojego kościoła, a w konsekwencji do Mariackiego przychodzą tylko ci, którzy się u Barbary nie zmieszczą”. Bardzo to złościło proboszcza, bo jak otwarcie przyznawał, pozbawiało go to znacznej części dochodów, a przecież miał na utrzymaniu i spory budynek, i wielu wikarych… Ta groteskowa sytuacja - rzeczywiście na jakiś czas udało mu się zablokować inwestycję jezuitów - pokazuje nic innego, jak problem znanego nam dziś churchingu. Okazuje się, że zjawisko wcale nie jest niczym nowym.
W 83. odcinku podcastu "Tak myślę", gościem Tomasza Terlikowskiego jest jezuita o. Jakub Kołacz. Rozmowa dotyczy zwierząt głównie domowych takich jak psy czy koty. O. Kołacz, właściciel kotki Tusi, odpowiedział między innymi na pytanie nurtujące wielu posiadaczy zwierząt: czy wraz z nami trafią one do nieba?
W 83. odcinku podcastu "Tak myślę", gościem Tomasza Terlikowskiego jest jezuita o. Jakub Kołacz. Rozmowa dotyczy zwierząt głównie domowych takich jak psy czy koty. O. Kołacz, właściciel kotki Tusi, odpowiedział między innymi na pytanie nurtujące wielu posiadaczy zwierząt: czy wraz z nami trafią one do nieba?
Grzechem przeciwko Duchowi Świętemu jest przypisywanie Bożego działania diabłu. Chodzi tu o tak beznadziejny i zatwardziały brak wiary, który nawet w obliczu cudów skłonny jest widzieć raczej oszustwo niż autentycznie czyny Pana. W poranek wielkanocny apostołowie znaleźli się dokładnie w pół drogi do popełnienia tego grzechu: wprawdzie nie mówili, że cała ta sytuacja to diabelska rzecz, ale orędzie zmartwychwstania nazywali „czczą gadaniną”. Oto do czego doszli ci, którzy trzy ostatnie lata spędzili u boku Boga! Kościół zawsze był wspólnotą grzeszników…
Grzechem przeciwko Duchowi Świętemu jest przypisywanie Bożego działania diabłu. Chodzi tu o tak beznadziejny i zatwardziały brak wiary, który nawet w obliczu cudów skłonny jest widzieć raczej oszustwo niż autentycznie czyny Pana. W poranek wielkanocny apostołowie znaleźli się dokładnie w pół drogi do popełnienia tego grzechu: wprawdzie nie mówili, że cała ta sytuacja to diabelska rzecz, ale orędzie zmartwychwstania nazywali „czczą gadaniną”. Oto do czego doszli ci, którzy trzy ostatnie lata spędzili u boku Boga! Kościół zawsze był wspólnotą grzeszników…
Stare, ludowe opowiadania, które niejednokrotnie za sprawą naszych pisarzy weszły do literatury, starają się tłumaczyć porządek świata. Często opierają się na motywach biblijnych, choć niejednokrotnie dość swobodnie je interpretują. Ukazują Pana Jezusa wędrującego przez świat, często samotnie, czasami Matkę Bożą uciekającą przed oprawcami, innym razem świętych. Zwykle przenoszą motywy biblijne w czasy współczesne – i choć odbiegają od oficjalnej wykładni wiary, przekazują prawdy i wymogi dobrego życia. Dlatego warto je czytać. Przeczytajmy poniższy opis wędrówki Pana Jezusa przy okazji którego uczy on szacunku do zwierząt. Wzruszający jest zwłaszcza koniec opowiadania, który nie ma nic wspólnego z biblijną prawdą, ale mimo wszystko wzrusza do łez. Tekst (nieco uwspółcześniony) pochodzi z „Chłopów” Władysława Reymonta. Za tę powieść autor otrzymał Nagrodę Nobla.
Stare, ludowe opowiadania, które niejednokrotnie za sprawą naszych pisarzy weszły do literatury, starają się tłumaczyć porządek świata. Często opierają się na motywach biblijnych, choć niejednokrotnie dość swobodnie je interpretują. Ukazują Pana Jezusa wędrującego przez świat, często samotnie, czasami Matkę Bożą uciekającą przed oprawcami, innym razem świętych. Zwykle przenoszą motywy biblijne w czasy współczesne – i choć odbiegają od oficjalnej wykładni wiary, przekazują prawdy i wymogi dobrego życia. Dlatego warto je czytać. Przeczytajmy poniższy opis wędrówki Pana Jezusa przy okazji którego uczy on szacunku do zwierząt. Wzruszający jest zwłaszcza koniec opowiadania, który nie ma nic wspólnego z biblijną prawdą, ale mimo wszystko wzrusza do łez. Tekst (nieco uwspółcześniony) pochodzi z „Chłopów” Władysława Reymonta. Za tę powieść autor otrzymał Nagrodę Nobla.