Poznaj sekret kombinezonu Kamila Stocha

Poznaj sekret kombinezonu Kamila Stocha
(fot. PAP/Grzegorz Momot )
PAP / slo

Kombinezon ma jak najmniej przeszkadzać. Im większy komfort ma w nim zawodnik, tym jest lepszy - przyznał Tadeusz Szostak-Berda. Z uszytych przez jego firmę strojów korzystają polscy skoczkowie narciarscy, m.in. startujący w mistrzostwach świata Aleksander Zniszczoł.

Firma z Poronina szyjąca kombinezony, z których korzystali także m.in. Adam Małysz i Kamil Stoch, obchodzi w tym roku 15-lecie powstania.

DEON.PL POLECA




Na początku był zakład krawiecki, który zajmował się szyciem ubrań góralskich. W 2002 roku Szostak-Berda, który jednocześnie pełnił funkcję drugiego trenera kadry B skoczków, dowiedział się, że wykonane na zamówienie Polskiego Związku Narciarskiego i Szkoły Mistrzostwa Sportowego kombinezony wymagają sporych poprawek.

- Szyto je wtedy tylko w dwóch warsztatach - w Niemczech i w Szwajcarii. Okazało się, że wszystkie zrobione w tym niemieckim były za szerokie lub zbyt krótkie. Producent nie przyjął jednak reklamacji i utrzymywał, że zamawiający podali złe wymiary. Zrobił się duży problem. Spore pieniądze wydane, a kombinezonów dalej nie ma. Adam Celej, który wtedy był pierwszym trenerem kadry B, powiedział, żebym zrobił poprawki, a także spróbował sam uszyć taki strój - wspominał Szostak-Berda.

Dla nieznanej w sportowej branży firmy zdobycie specjalistycznego materiału było sprawą właściwie niemożliwą.

- W zakupie ok. 10 metrów, z których miały powstać cztery sztuki, pomógł mi trenujący wtedy polską kadrę juniorów Heinz Kuttin, którego żona szyła kombinezony dla kilku skoczków austriackich - dodał.

Wykonane przez Szostaka-Berdę kombinezony wymagały wprawdzie drobnych poprawek, ale były dobre.

- Heinz załatwił mi większą ilość materiału i uszyłem całą partię dla szkoły sportowej oraz kadry juniorów - poinformował.

Gdy Kuttin rozpoczął pracę z kadrą A, juniorów przejął jego rodak Stefan Horngacher.

- To właśnie Stefan na jednym z zebrań PZN zauważył, że skoro jest firma na miejscu, to nie ma sensu jeździć prawie 1200 km po kombinezony, a potem odsyłać je do poprawki. Przyznano mu rację i tak nawiązaliśmy ścisłą współpracę ze związkiem - wspomniał Szostak-Berda.

W trakcie sezonu zawodnicy używali też strojów innych firm.

- Po to, żeby sprawdzić, czy faktycznie jesteśmy tak dobrzy jak reszta świata. No i byliśmy. Tak mniej więcej do 2012 roku kadrowicze szyli tylko u nas. Skakali w nich m.in. na igrzyskach w Turynie i Vancouver - dodał.

Po kilku latach współpracy firmy produkujące materiały zaostrzyły warunki finansowe dostawy. Producent z Poronina musiał być pewien, że cały uszyty przez niego towar zostanie odebrany.

- To były przecież potężne koszty! Przykładowo na igrzyska w Vancouver uszyłem 12 kombinezonów. Materiał na nie kosztował 16 tysięcy euro - zwrócił uwagę.

Szostak-Berda poprosił związek o zapewnienie, że - jak to określił - będzie miał wyłączność. - Nie udało się, więc musieliśmy zrezygnować z zaopatrywania kadry A i przez półtora roku szyliśmy tylko dla kadry B i Zespołu Szkół Mistrzostwa Sportowego. Teraz powracamy do pierwszej reprezentacji - powiedział.

Obecnie przepisy FIS dopuszczają grubość materiału od 4 do 6 mm. Określają też ściśle przepuszczalność i krój.

- Jakieś 11-12 lat temu w tej kwestii była pełna dowolność. Ja i moi koledzy po fachu tęsknimy za tymi czasami, gdy krawiec mógł sobie pozwolić na pewne eksperymenty, dzięki którym może i zyskiwało się na odległości - zauważył Szostak-Berda.

Przypomniał, że Adam Małysz w listopadzie 2010 roku podczas treningu w Lillehammer testując taki nowy kombinezon "przeskoczył" skocznię. - Przy lądowaniu skręcił wprawdzie nogę, ale najciekawsze było to, że sędzia, który wcześniej dopuścił jego strój, poprosił, żeby już więcej w nim nie występował - poinformował.

W czym tkwiła tajemnica?

- Na plecach była ukryta bardzo duża rezerwa, w której tworzył się tunel powietrzny. Część przednia kombinezonu natomiast robiła się podczas skoku bardzo płaska. Zawodnik mógł więc naprawdę odlecieć - wyjaśnił.

Szostak-Berda przyznał, że ostatnie niewielkie eksperymenty były możliwe jeszcze przed igrzyskami w Vancouver w 2010 roku.

- Nie było np. ściśle określone, z ilu elementów taki kombinezon ma się składać. Dziś musi być konkretnie dziewięć. Do tego są obostrzenia co do kroju, czyli np. jakie mają być różnice pomiędzy tyłem a przodem. Szyjąc nie można też stosować żadnych środków chemicznych np. wspomagających opływowość - wyliczył.

Według niego, kombinezonów nie powinno się prać, a nawet czyścić.

- To jest pięciowarstwowy laminat, którego warstwy są z sobą zespajane różnymi technologiami - płomieniowo czy klejem na zimno. Podczas prania może więc coś puścić - zaznaczył właściciel Berdaxu.

Oczywiście są specjalistyczne preparaty konserwacji, jednak - zdaniem producenta - i one powodują utratę pewnych wartości, a to odbija się na odległości. Dlatego zawodnicy unikają prania i czyszczenia, co sprawia, że najlepsi po wykonaniu 30-40 skoków muszą zostać zaopatrzeni w nowe kombinezony. Natomiast te zużyte trafiają do młodszych zawodników.

Czołówka skoczków w nowym stroju wykonuje jedną, dwie próby przed startem w konkursie.

- Żeby się z nim po prostu zapoznać. Jeżeli jest dobry, to ląduje w pokrowcu. Nie skacze się w nim ani w serii próbnej, ani w kwalifikacjach, a jest ubierany tylko na konkurs. Technicznie rzecz biorąc działa tak jeszcze w dwóch-trzech zawodach i później staje się kombinezonem treningowym - wytłumaczył.

Czy zdarza się, że podczas jednego konkursu skoczek zmienia kombinezon? - Oczywiście, że tak. Zwykle zawodnicy mają takie dwa, ich zdaniem super ubrania i np. przy złych warunkach wymieniają je na drugą serię. Laminat jest wrażliwy na duże skoki temperatury i mocno też chłonie wilgoć. To sprawia, że kombinezon traci swoje właściwości - podkreślił.

W każdym sezonie wprowadzane są zmiany w sprzęcie, w tym również w kombinezonach. Szostak-Berda jest także sędzią FIS, a to - jak mówi - daje mu nie tylko szybszy dostęp do informacji dotyczących nowych przepisów.

- Sędziowanie na imprezach światowych to możliwość zobaczenia na własne oczy, jakie szykują się zmiany. Niemal każda ekipa, oczywiście za zgodą FIS, w lecie lub pod koniec sezonu zimowego testuje jakieś nowinki. Jeżeli się sprawdzają, występują do federacji o ich wdrożenie - poinformował.

Zastosowanie znalazło również pewne zaproponowane przez Szostaka-Berdę rozwiązanie.

- Zawsze był problem z dopięciem kombinezonu tak, żeby zamek nie zjeżdżał w dół powodując powstawanie na plecach worka, który w locie łapał powietrze. Podczas konkursów MŚ w lotach w Vikersund w 2012 roku siedzieliśmy w większym gronie i zastanawialiśmy się, co z tym zrobić. Rzuciłem wtedy pomysł - wypuścić suwak tak, żeby wystawał poza obręb kombinezonu. No i to rozwiązanie weszło w kolejnym sezonie - dodał.

Szycie rozpoczyna się od bardzo dokładnego pomiaru skoczka.

- Mierzymy go w 23 miejscach. Wszystkie dane wprowadza się do komputera i robi w nim projekt. To trwa około trzech godzin. Potem specjalne urządzenie robi wykrój i rozpoczynamy szycie. To kolejne trzy-cztery godziny . W sumie kombinezon powstaje w jeden dzień i nie ma już przymiarek. Musi być od razu idealny - podkreślił.

Wypite płyny czy też spożyte pokarmy mogą jednak spowodować, że skoczkowi przybędzie lub ubędzie kilkadziesiąt milimetrów np. w pasie. Trzeba zatem przed zawodami wykonać drobne poprawki. Szostak-Berda przyznał, że nieoceniony jest wtedy trener Zbigniew Klimowski.

- Na samym początku Zbyszek był u mnie na szkoleniu, potem doskonale już radził sobie sam. Np. do Vancouver zabrał dla Małysza wykrojony kombinezon na ewentualna wymianę. I tak też się stało. Trzeba było wymienić plecy, ponieważ okazało się, że była za niska przepuszczalność. Dał sobie z tym bez problemu radę - nadmienił.

Podhalańska firma wykonuje również kombinezony dla narciarzy alpejskich, biegaczy oraz specjalistyczne ubrania kompresyjne pod kombinezony.

- W lecie natomiast szyjemy dla spadochroniarzy, paralotniarzy, triathlonistów, żeglarzy i wioślarzy - poinformował Szostak-Berda.

Grafiką, która głównie dotyczy kombinezonów alpejskich i łyżwiarskich, zajmują się m.in. córka i syn właściciela firmy. Ostatnio modne są np. wzory regionalne.

- Alpejczyk Marcin Sichelski jeździ w gumie narciarskiej o wyglądzie góralskich portek i koszuli z parzenicami, pasem oraz spinką. Małysz także na zakończenie kariery miał zrobiony kombinezon z parzenicami i pasem - przypomniał benefis "Orła z Wisły" w Zakopanem 26 marca 2011 roku.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Poznaj sekret kombinezonu Kamila Stocha
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.