French Open: W Paryżu tylko po francusku

PAP / ŁK

O tym, że Francuzi - a szczególnie paryżanie - nie lubią i nawet nie mają zamiaru rozmawiać z "obcymi" w innym języku niż francuski wiadomo od dawna. Z różnymi formami arogancji turyści mogą się spotkać na co dzień w restauracjach, kafejkach, a często nawet w sklepach, może poza ekskluzywną Galerią Lafayette.

Zaskakujące jest jednak to, że z podobnymi sytuacjami spotykają się tenisiści i tenisistki na kortach Rolanda Garrosa. I to ze strony hostess oraz innych osób pracujących przy turnieju. Wydawałoby się, że są oni po to, by ułatwiać poruszanie się i sprawne załatwienie wszystkich spraw. Faktycznie jednak bez żadnego zażenowania komunikują się tylko i wyłącznie w rodzimym języku.

"Sporo jeżdżę po świecie, ale niestety, muszę powiedzieć, że Francja to jest kraj, w którym się czuję najgorzej. Jednym z największych problemów z jakim spotykają się zagraniczni tenisiści i kibice podczas wielkoszlemowego turnieju na kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa w Paryżu jest bariera językowa, czyli nieznajomość francuskiego" - powiedział Łukasz Kubot.

W Paryżu dotarł do ćwierćfinału w deblu i odpadł w pierwszej rundzie singla. Dodał, że jak się mówi do Francuzów po angielsku to i tak odpowiadają w swoim języku, choć wiedzą, że się ich nie rozumie. "Nawet na lotnisku zdarzają się takie sytuacje, gdy na przykład chcę się zmienić bilety na inny dzień".

DEON.PL POLECA

Jeszcze bardziej odczuła to Urszula Radwańska, która mimo przerwy w grze spowodowanej operacją kręgosłupa (polegała na zalepieniu pęknięcia w jednym z kręgów odcinka lędźwiowego), towarzyszyła w stolicy Francji starszej siostrze Agnieszce, ósmej tenisistce świata.

"Tu prawie nikt nie mówi po angielsku, co jest trochę denerwujące. Byłam w ubiegłym tygodniu w szpitalu, żeby zrobić zdjęcia kręgosłupa i lekarze też mówili tylko po francusku albo rozmawiali ze mną na migi. To był dla mnie szok. Z tego powodu nie przepadam za Francją" - wspomniała młodsza z sióstr Radwańskich.

Takie zdarzenia są na porządku dziennym w Paryżu, gdzie najlepiej operować podstawowymi zwrotami, jak "bonjour", "merci", a zaraz po tym starać się ograniczać do minimum wszelkie konwersacje. Właściwie po każdym nawiązaniu bliższego kontaktu z "tubylcami" można się spodziewać słowotoku, który jest całkowicie nieczytelny dla kogoś, kto nie zna francuskiego na co najmniej przyzwoitym poziomie.

"Prowadzi to do zabawnych sytuacji. Na przykład wchodzimy z Marcinem do jakiejś strefy z ograniczonym dostępem na kortach, a za nami biegnie ktoś i zaczyna krzyczeć. Gdy nas dogania bełkotliwie poucza i nie przeszkadza mu nasze tłumaczenie, że nie znamy francuskiego. Nerwowo zerka na nasze identyfikatory i znów coś mówi, a jednocześnie ręką wskazuje od niechcenia, że możemy iść dalej. Tak przynajmniej nam się wydaje. Właściwie nie wiadomo skąd ten raban, bo skoro idzie dwóch facetów z pokrowcami na rakiety, to można chyba się domyślić, że to tenisiści zmierzający na przykład do players lounge" - powiedział deblista Marcin Fyrstenberg.

"W sumie to trochę dziwi, że przy jednym z czterech największych turniejów w roku pracują tylko francuskojęzyczne osoby. Od kilku sezonów jeździmy po świecie i nawet w niedużych imprezach ATP Tour w Ameryce Południowej obsługa potrafi się z nami porozumiewać po angielsku, a nie mówi ciągle do nas po hiszpańsku czy portugalsku" - dodał jego partner Marcin Matkowski, z którym dotarł w Paryżu do ćwierćfinału debla.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

French Open: W Paryżu tylko po francusku
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.