Dominikanin i poprzeczka

Dominikanin i poprzeczka
(fot. Alain Wibert / flickr.com / CC BY-ND 2.0)

W zeszłą niedzielę obchodziliśmy uroczystość Miłosierdzia Bożego i chyba w celu podkreślenia tego faktu w Magazynie świątecznym Gazety Wyborczej z 11 kwietnia ukazał się wywiad z o. Janem A. Kłoczowskim OP na temat braku zaufania wśród Polaków. Nosi on znamienny tytuł, nawiązujący do wspomnianej uroczystości, "Jezu, ufam Tobie… bo nie ufam nikomu".

Tym jednak, co mnie w wypowiedzi dominikanina nakłoniło do głębszego zastanowienia, było stwierdzenie odnoszące się nie tyle do zaufania społecznego, co do wychowania młodzieży: "Pokolenie, które nie ufa sobie, chce wychować dzieci tak, by dały sobie radę w życiu, żeby powodziło im się lepiej i żeby było im łatwiej. To jest ta filozofia, która pcha nas do nieprawdopodobnych wymagań wobec dzieci. Młodzi, dorastając, nie potrafią temu sprostać i stale czują się pod kreską. To moje osobiste doświadczenie wynikające z kontaktu z młodymi ludźmi. Mam wrażenie, że bardzo wielu z nich nie ufa sobie.(...) Te błędy wychowawcze i rodzicielska presja na dzieci trafiły na podatny grunt popkultury i celebryctwa, gdzie trzeba być doskonałym do karykaturalnych wymiarów".

Przypomniało mi to scenę z filmu "Jak zostać królem?" z Colinem Firthem i Geoffrey’em Rushem. Pokryta szlachetną patyną historii monumentalna architektura opactwa Westminster a w jej centrum dwóch ludzi walczy o to, czy książę zdoła przebrnąć przez koronację bez zająknięcia. W scenie tej dokonuje się zrównanie dwóch sytuacji. Z narracji wiemy, że księciu Yorku stawiano zbyt wysokie wymagania w dzieciństwie, chwilami będące formami nękania fizycznego i emocjonalnego, tu jego terapeuta mówi, że takie same objawy jak u księcia, widział u chłopaków, którzy przeżyli straszliwą rzeź w okopach I wojny światowej.

Pokój dziecinny zestawiony z polem wojny pozycyjnej. Straszliwe porównanie, jednak trudno, oglądając ten film, zaprzeczyć jego prawdziwości.

DEON.PL POLECA

Z tym, że ja w świecie współczesnych nastolatków i młodzieży nie widzę tego, o czym opowiada książę Yorkuu: nad większością z nich rodzice się prawie trzęsą, przywożą ich i odwożą ze szkoły, kontrolują na wszelkie możliwe sposoby, do czego przydaje się zwłaszcza elektroniczna smycz komórki, czasem wręcz dzieci dorastają w wyuczonej bezradności. Jeśli coś się psuje, wali, jest nie tak, biegiem należy udać się do rodziców, żeby oni to załatwili. Współczesny pokój dziecinny  a szczególnie pokój nastolatka staje się jego azylem na następne kilkadziesiąt lat, co potwierdzają statystyki mówiące o wzroście liczby trzydziestolatków nadal mieszkających z rodzicami. Nie, nie są to trzydziestolatkowie żyjący w małżeństwie i mający rodziny. Są to tzw. single.

W obu przypadkach zauważam ten sam błąd wychowawczy. Kłopotem nie są wygórowane oczekiwania czy zbyt nisko ustawiona poprzeczka - problem polega na braku towarzyszenia. Faktem jest, że rodzi on brak zaufania wobec rodziców, co potem często przekłada się na brak zaufania wobec autorytetów, jednak  to nie nieufność dorosłych i zbyt wysoka poprzeczka kształtuje sfrustrowane dzieci. To brak bycia przy dzieciach, kiedy one pracują nad doskoczeniem do tej poprzeczki.

Od wielu lat na uczelniach wyższych mówi się o braku mistrzów. Magistrów i doktorów masowo się "hoduje", relacja mistrz-uczeń równie cenna, jak rzadka. Ale ta choroba zaczyna się już wcześniej: rodzice nie towarzyszą dzieciom, często błędnie uważają, że wspieranie dziecka polega na bronieniu go przed konsekwencjami jego błędów lub nadmiernej kontroli. Łatwiej jest śledzić, niż być przy drugim i poświęcić mu uwagę i czas. Dzieci dorastają bez doświadczenia tego, że ktoś dla nich JEST autorytetem, bo często przy nich po prostu nikogo nie ma, kiedy ich mały świat z jakichś powodów się wali lub celebrowane jest w nim święto.

I w takiej sytuacji bez względu na to, jak ustawimy poprzeczkę, będzie ona źle ustawiona, bo młody skoczek nie będzie miał zbyt mocnej motywacji do jej przeskoczenia.

Bóg, najlepszy wychowawca, stawia ją w nieskończoności: "Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty" (1 P 1,16). Zbyt wysoko? Dla ludzkich sił z pewnością, ale On nas nie zostawia samych. I to samo powinni robić ludzcy rodzice: nie bać się wymagać od dzieci, ale też przede wszystkim od siebie samych. Jeśli chcemy, by w Polsce wzrosło zaufanie społeczne, trzeba najpierw odbudować je w rodzinach, a tutaj bez pieczołowicie budowanej od początku więzi niewiele da się zrobić.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dominikanin i poprzeczka
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.