Boję się kobiet "dojrzałych"

Boję się kobiet "dojrzałych"
Jolanta Szymańska

Goethe pisał, że kobieca natura po prostu jest i porywa, że nie sposób jej zdefiniować. Jednak, czy ona się kiedyś kończy? Czy menopauza jest cezurą, za którą już nic, już koniec, a małżeństwo staje się świadectwem tolerancji i poświęceń w imię Dekalogu?

Wszystko zaczęło się wiosną 2011 roku. Trwał Wielki Post, trwały umartwienia, przeplatane piątkami o chlebie i wodzie. To był czas bezwzględnego p-oddania się Bożej Opatrzności. Czas piękny i, cóż, dziewiczy, delikatny, niewinny. Czas, do którego się wraca, który, przestając trwać, przeobraża się w ideał do osiągnięcia, czas przerywania tańca na minutę przed północą Środy Popielcowej. Refleksyjny, malutki, cichy czas, spędzony "obok" świata. Tak, rzeczywistość ta jest bardzo wymowna.

Właśnie wtedy obejrzałam "Wodzireja" - polski film z 1979 roku, z którego szczególnie pamiętam scenę, w której główny bohater, Lutek, spędza noc z kadrową Melą. Mela jest starsza od niego o 20 lat i wyraźnie sugeruje, że taka noc jest jedyną szansą na uzyskanie potrzebnych mu informacji. Lutek nie kryje wstrętu, ale zgadza się. Film Feliksa Falka nie jest obrazoburczy ani wyzywający, ale brutalnie wtargnął w moją nieświadomość.

Ostatnio śniła mi się pewna polska piosenkarka w średnim wieku, znana z kilku przebojów, atrakcyjnego ciała w młodości i strojów, które z upływem lat zmieniała na coraz bardziej wyzywające. Nie śmiałabym powiedzieć, że coś w tym złego. Zastanawiający jest sam niepokój, który ogarnia mnie, gdy czasem spotkam kobietę nieszczęśliwą z powodu swojego wieku i ciała, albo gdy zetknę się z kobietą, która, podobnie jak Mela, szuka potwierdzenia swojej "dojrzałej" kobiecości gdzie się da.

DEON.PL POLECA

Goethe pisał, że kobieca natura po prostu jest i porywa, że nie sposób jej zdefiniować. Jednak, czy ona się kiedyś kończy? Czy menopauza jest cezurą, za którą już nic, już koniec, a małżeństwo staje się świadectwem tolerancji i poświęceń w imię Dekalogu?

Jeżeli piękno kobiety kończyłoby się wraz z jej płodnością, smutno byłoby trwać - tym bardziej trwać po chrześcijańsku, bo co by to znaczyło? Pokorne udanie się do zakonu, usunięcie się w cień, rezygnację z ("nieosiągalnej") miłości? Wtedy nie dziwiłyby przesadzone operacje plastyczne, czy niesmaczne romanse starszych pań z młodymi mężczyznami. Wszystko to byłoby usprawiedliwione potrzebą miłości i akceptacji kobiet, które, jako kobieco "skończone", na podobne atrakcje (patrz: miłość, akceptacja) nie zasługują.

Aż kusi tu do trącących myszką odniesień do Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, według której od pewnego momentu "kobiecość" jest jedyną zagojoną raną pań. Na szczęście, Krystyna Duniec w swoim tekście "Stare, brzydkie, pożądane", który warto przeczytać na stronie magazynu "Dwutygodnik", nie tylko wyręcza mnie z pełnej odpowiedzialności za nawiązanie do poetki, ale także przypomina to, co w dojrzałej kobiecości tak bardzo pociąga, co jest prawdziwą wartością nie tylko kobiecości "dojrzałej", ale kobiecości w ogóle. Kobieta dojrzała nie musi być "przejechana przez życie / jak przez złego szofera", a jej twarz nie musi "zawiewać średniowieczem". Tym, co kobietę u-kobieca, co jest promykiem w jej codzienności, jest jej pasja.

"Pasja" jest pojęciem niesamowicie uniwersalnym i można w nim zawrzeć wszystko. Nie mówi ona bowiem o konkretnej wartości, a o podejściu do życia jak do wyzwania, któremu warto wyjść naprzeciw. Jeżeli źródłem pasji jest Jezus, to życie nigdy nie stanie się życiem dewotki, oburzonej butami na obcasie i kolorowymi paznokciami. Stanie się życiem pełnym kolorów, czułości w relacji z mężem, dziećmi, przyjaciółmi, współpracownikami. Czułości bezinteresownej i uśmiechniętej, inspirującej.

Patrzę na kobiety mi bliskie, słucham ich, kolekcjonuję ich uśmiechy i mądrości. Czytam po raz kolejny "Lalę" Jacka Dehnela, który opisuje tam swoją przeuroczą babcię. Tak żałuję, że Maryja nie żyła dłużej, że dłużej nie żyła Joanna Beretta-Molla. Słyszę i widzę kobiety pełne pasji, troski o bliskich, radości, kobiety spełnione, a wciąż rozwijające się i wiem, że tak warto żyć, bo życie dojrzałe to życie przebogate.

Summa summarum, dochodzę w ten sposób do pytań tak oczywistych, prostych i banalnych, że podważają one sens powyższych rozważań, bo dopiero one wydają się być godnym punktem wyjścia. Mianowicie, czym jest kobieca "dojrzałość"? Czy da się ją wymierzyć czasem, doświadczeniami, wyglądem? Czym w ogóle jest dojrzałość? Czy kiedykolwiek jest ona bezwzględna?

Niepokoją mnie kobiety, które ze swojej niedojrzałej kobiecości chcą tylko korzystać, ale i te, które tej kobiecości się boją, które ją wypierają. Jeszcze bardziej jednak dotyka mnie zagubienie kobiet, które usilnie zaprzeczają swojej dojrzałości, zamiast cieszyć się nią.

I jak tu spuentować? Jak wybrnąć z takich obserwacji i zahaczyć o zbliżający się Dzień Matki? Ciężko. Niemniej wszystkim mamom pasji życzę. I nie-mamom też.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Boję się kobiet "dojrzałych"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.