"Powstanie Warszawskie": kronika nadziei i bólu

"Powstanie Warszawskie": kronika nadziei i bólu
(fot. Youtube.pl)

Już dziś, w dniu premiery jestem pewien, że "Powstanie Warszawskie" to bodaj najważniejszy film, jaki w Polsce powstał w ciągu wielu dziesięcioleci. Bo to obraz, który ze względów historycznych musiał czekać dziesięciolecia, żeby mógł ujrzeć światło dzienne.

Muszę zacząć od końca. Z dzisiejszej projekcji filmu (09 V 2014) w małej salce "Kina pod Baranami" wyszedłem oszołomiony. Na krakowskim Rynku trwały uroczyste obchody 650. rocznicy powstania Uniwersytetu Jagiellońskiego. Szedłem z kina przez rojne, pełne śmiechu miasto, ale widziałem przed sobą - jak nałożone na otaczającą rzeczywistość - filmowe, kronikarskie obrazy: pejzaże Warszawy czasu powstania. I było to dojmujące uczucie.

DEON.PL POLECA




Zapewne znają państwo pomysł na fabułę "Powstania Warszawskiego". Film składa się z historycznych materiałów dokumentalnych zrealizowanych dla Biura Informacji i Propagandy Armii Krajowej w ramach Powstańczych Kronik Filmowych. Dzięki technologiom koloryzacji i rekonstrukcji materiałów audiowizualnych widz ogląda powstańczą Warszawę wyrazistą, pełną barw, co niezwykle ożywia obrazy miasta i ludzi.

Równocześnie całość materiału złożono w fabularną opowieść snutą przez dwóch braci, powstańców-kronikarzy, którzy dzień po dniu przemierzają walczące miasto jako świadkowie jego chwały i bólu. To oni, świadkowie-narratorzy pokazują nam warszawiaków z 1944 r. właśnie nie jako "figury ze starej kroniki", ale ludzi na żywo złapanych przez oko kamery - gdy zdejmują buty, gdy śmieją się i płaczą, flirtują ze sobą, całują, modlą się, klną, zabijają i konają. Konstrukcja filmu sprawia, że widzimy żywych ludzi w ich codziennym bycie, jak sobie współczesnych. Oglądamy żołnierzy, stare kobiety, mężczyzn, mówiących do siebie to samo słowo, nastolatków o twarzach ludzi dorosłych, płomienie, dym, gruzy. I dlatego słyszałem w sali kinowej tyle ciężkich westchnień. Choć był i śmiech, rozlegający się niekiedy wśród pogrążonej w głębokiej ciszy widowni.

Nie wiem, czy można ten film oglądać bez emocji. Może za którymś razem. Z pewnością powrócę do "Powstania Warszawskiego" jak najszybciej. Owszem, narracja historyczna jest bardzo skromna, a to ze względu na "naiwną" dialogową narrację dwóch braci uzupełnioną treścią listów do matki i ukochanej. Ale świetnie odrestaurowane materiały dokumentalne są najbogatszym źródłem wiedzy. Widzimy sceny kręcone w zniszczonym, pooranym ciężką amunicją kościele Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Oglądamy sceny odgruzowywania, operacji  w polowych szpitalach, powstańczego ślubu i powstańczego pogrzebu. Widzimy manufakturę, w której wytwarzana jest - na naszych oczach! - powstańcza broń. Widzimy pojmanych Niemców wyprowadzanych z budynku PAST-y (przedwojennej Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej). Patrzymy na drgawki konającego żołnierza Wehrmachtu litościwie dobitego przez powstańca.

Widzimy stosy zwłok mieszkańców Warszawy masowo rozstrzeliwanych przez hitlerowców. Oglądamy radosne początki powstania, świetnie zorganizowane państwo-miasto, czyli wolne skrawki polskiej, powstańczej Warszawy. I patrzymy na dosłownie zdruzgotane Aleje Jerozolimskie uchwycone w szerokiej panoramie aż do Wisły, za którą zatrzymali się Sowieci. A wiele z tych obrazów wymagałoby spokojnego oglądania, klatka po klatce, bo widać w nich życie i śmierć miasta, życie i śmierć ludzi, którzy chcieli odetchnąć wolnością. Widzimy wiele drobnych szczegółów: sklepowe szyldy, kobiety biegnące z psem przez ulicę, sposób stawiania barykad.

W filmie słyszymy nie tylko narratorów. Zrekonstruowano (jak zakładam - z ruchu warg) także słowa i zdania wypowiadane przez bohaterów dokumentalnych ujęć. Nie zawsze cenzuralne. Choćby taki dialog: - "Gdzie dowódca?". I odpowiedź: - "W dupie! Fasoniarz!"...

A równocześnie wykorzystano choćby fragment słynnej "Litanii piwnic" z "Pamiętnika z Powstania Warszawskiego" Mirona Białoszewskiego: "Od bomb i samolotów - wybaw nas Panie /Od czołgów i Goliatów -  wybaw nas Panie / Od pocisków i granatów - wybaw nas Panie / Od miotaczy min - wybaw nas Panie / Od pożarów i spalenia żywcem - wybaw nas Panie / Od rozstrzelania - wybaw nas Panie / Od zasypania - wybaw nas Panie... Najświętsze Serce Jezusa - zmiłuj się nad nami".

Jednym z obrazów, który utkwił we mnie, jest widok może dziesięcioletniego chłopca: drepcze w wielkich buciorach. Ma zawinięte bo za długie spodnie, zbyt wielką kurtkę. Z karabinem na ramieniu stoi w drzwiach, śmieje się do kamery. Jest dumny, bo go kręcą panowie powstańcy. Chłopiec, dziecko - niemal jak z pomnika, który przecież znamy. Tylko hełm ma inny, dziwny, nie umiem go rozpoznać - kajzerowski jakiś, może strażacki, a może faktycznie z czasów pierwszej wojny. Jest jasny, warszawski dzień, pewnie jeszcze sierpień roku 1994. I wiem, że od dziś to właśnie jego będę kojarzył z wierszem Baczyńskiego:

"Oddzielili cie, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,

haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,

malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,

wyszywali wisielcami drzew płynące morze.

(...)

I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,

i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.

Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.

Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?".

*

Wielkie dzięki dla Jana Ołdakowskiego, szefa Muzeum Powstania Warszawskiego. Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy ten film stworzyli. Mam nadzieję, że ostatecznie to ten właśnie film, a nie produkcje pokroju "Nasze matki, nasi ojcowie", będzie świadectwem tamtych czasów. Dla nas, dla całej Europy, może dla świata.

"Powstanie Warszawskie" dopiero wchodzi na ekrany kin. Pewnie wywoła gorącą dyskusję, jestem nawet w stanie wyobrazić sobie typowe zarzuty: że film zbyt bogoojczyźniany, że za mało twardej narracji historycznej. Ale to nieważne. Ważne, że ten film już jest. Jestem przekonany, że niełatwo będzie go zapomnieć.

PS

Byłem na pokazie w małej sali studyjnej, mieszczącej około trzydziestu osób. Większość widzów miała dwadzieścia parę, trzydzieści lat. Kilkoro starszych państwa. I z sali nikt nie wyszedł, póki nie ściemniał ekran po ostatnich napisach i nie przebrzmiały słowa tej piosenki: "Tyle nadziei, tyle miłości".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Powstanie Warszawskie": kronika nadziei i bólu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.