I po co to wszystko?

I po co to wszystko?
Zygmunt Kwiatkowski SJ

Nie tylko Syria stanowi temat kontrowersyjny w dzisiejszej polityce i dzisiejszej publicystyce, ale też nie tylko o nią mi tutaj chodzi, ale o demokrację, o uczciwość mediów, o ich odpowiedzialność, która jest tylko wówczas prawdziwa, jeżeli stanowi odpowiedzialność wobec prawdy. Wszelkie naciągania prawdy, pasujące do przyjmowanej ideologii stanowią manipulację. Manipulacja jest także lojalność polityczna, która każe uprzywilejowywać określone wątki i komentarze.

Nieraz się słyszy, jak ktoś wygłasza mądrą radę, że wobec wielokierunkowości informacji i ich ideowego skrzywienia, należy sięgać do różnych źródeł,  by następnie "wypośrodkować" sobie opinię na dany temat. Ta mądra zasada czasem przypomina proceder mieszania czystych wód z trującymi, aby w efekcie wypić miksturę, która być może pijącego nie położy trupem, ale z pewnością nie poprawi jego zdrowia. Poza tym w rzeczywistości może się okazać, że tych niezdrowych wód jest więcej, że są one tańsze, lepiej opakowane, bardziej atrakcyjne, wówczas owe "wypośrodkowanie" może okazać się jeszcze bardziej zawodne.

We wtorek 10 września otworzyłem "Nasz Dziennik" i przeczytałem artykuł p. Agnieszki Gracz pt. "Atak na chrześcijańskie miasto". Powołuje się ona głównie na agencję informacyjną AsiaNews. Z jej artykułu dowiedzieć się można, że miasteczko Malula jest niedaleko Damaszku, że jest jednym z trzech miast na świecie, w których ludność posługuje się językiem aramejskim, a więc tym, którym mówił Jezus i apostołowie, że jest to kolejne ogniwo w łańcuchu prześladowania chrześcijan w regionie ogarniętym rebelią, że z 3 tysięcy mieszkańców miasteczka pozostało tylko kilkaset, gdyż cała reszta uciekła do Damaszku i że rebelianci Wolnej Armii Syriii byli wspierani przez ugrupowanie Frontu al Nusra, powiązane z Al Kaida.

Według AsiaNews rebelianci wypierają się jakichkolwiek powiązań z Al Kaidą oraz prowadzą  żywą działalność dezinformacyjną w internecie, by przedstawić  siebie w pozytywnym dla świata zachodniego świetle obrońców chrześcijan. Duchowny chrześcijański, od którego informacje czerpie AsiaNews, mówi o aktach przemocy wobec chrześcijan i bezczeszczenia ich miejsc kultu i symboli religijnych. Jego personalia nie zostały ujawnione, aby mógł uniknąć represji. Przyznaje on, że lider lokalnej wspólnoty muzułmańskiej apelował do rebeliantów o zaniechanie przemocy, ale jego apel nie został uszanowany.

DEON.PL POLECA

Jeżeli ktoś nie chciałby opierać się na jednym tylko źródle informacji i sięgnąłby tego samego dnia, na przykład, do dziennika "Rzeczpospolita", chcąc w ten sposób lepiej sobie wyrobić pogląd na temat interesujących go zdarzeń, to przekonałby się, że prześladowania chrześcijan w ogóle nie ma i nie było, o czym telefonicznie przekonuje "Rzeczpospolitą" Dżafar al Murabil, "działacz syryjskiej opozycji", nazywając to wszystko "propagandowa bzdurą". Sam artykuł pani Agaty Kaźmierskiej ma wymowny tytuł: "Atak islamistów, którego nie było", a zaraz potem, wielkimi literami: "Wydarzenia w historycznym mieście Malula, które zajęli rebelianci, stało się symbolem dramatu chrześcijan", czyli, należy rozumieć, iż tak jak ataku islamistów na Malulę nie było, tak samo nie ma dramatu chrześcijan. Ot i problem rozwiązany, tym bardziej, że pan działacz przecież powiedział wyraźnie, że jest to tylko "propagandowa bzdura". Idąc konsekwentnie po linii odkrywania prawdy, autorka podzieliła swój artykuł na dwie części. Tytuły zaś są tak wymowne, że można w sumie darować sobie lekturę całości.

Pierwsza część to "Wyzwolone miasto", chodzi o Malulę, chociaż dziwnym trafem nie wspomina się nic o radości wyzwolonych obywateli tego miasta, co nam Polakom bardzo źle się kojarzy. Autorka powołuje na świadka zakonnicę, przełożoną monastyru św. Tekli, która nie opuściła klasztoru wraz z uciekinierami. Co więcej, w rozmowie z "Washington Post" siostra Pelagia z "wyzwolonego miasta" zdementowała wszystkie złe opinie o rebeliantach.

Druga część artykułu nosi tytuł: "Strategicznie przegrani" i tutaj wychodzi szydło z worka. Chrześcijanie skazani są na przegraną, ponieważ politycznie źle się ustawili, a właściwie to nawet nie tyle oni, co hierarchia, która nie opowiedziała się po stronie rebeliantów.

Chrześcijanin, Michel Kilo, działacz syryjskiej opozycji w związku z tym wzywał nawet chrześcijan do "bojkotu instytucji kościelnych" i napisał w tej sprawie specjalny list do papieża Benedykta XVI, ale ten niestety jego odważną inicjatywę podobno zignorował. Tak więc były czynione wysiłki, aby chrześcijanom pomóc, ale tak po prawdzie, autorka zdaje się mówić: ale po co? Kończy bowiem swój artykuł stwierdzeniem Roberta Harrisa z brytyjskiej Partii Konserwatywnej: "Ktokolwiek wygra w Syrii, chrześcijanie przegrają".

No i proszę, po co ten niedemokratyczny wysiłek, aby wywierać presję na hierarchię i listownie niepokoić papieża, po co "wyzwalać" chrześcijańskie miasta i składać deklarację oraz przyrzeczenia odnośnie ochrony chrześcijan, jeśli jest już z góry zadekretowane, że tak czy inaczej są oni na straconej pozycji i nie mają innego wyboru jak tylko cierpieć i umierać na ziemi, która należy się muzułmanom (chociaż to chrześcijanie byli tutaj przed nimi), a w najlepszym razie uciekać gdzieś w świat, bo tutaj, na Bliskim Wschodzie nie mają czego szukać i nawet modlitwy papieskie i post nie zmienią tego politycznego fatum. No i jak to teraz "wypośrodkować"?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

I po co to wszystko?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.