Vivat PRL!

Vivat PRL!
Marcin Łukasz Makowski
Marcin Łukasz Makowski

Gdyby silić się na kwieciste metafory, można by powiedzieć, że dekada Gierka była jak bal na "Titanicu", który nieuchronnie zmierzał do zderzenia z górą lodową zadłużenia i rosnących odsetek. Jednak od tragedii minęło już sporo lat, a jak wiadomo - czas zaciera pamięć. Może właśnie dlatego coraz częściej słychać głosy, że "nie wszystko na pokładzie było złe", a nawet, jeśli statek zatonął, to przynajmniej był "najweselszym transatlantykiem na morzu".

Cóż, tak się jakoś w Polsce dzieje, że zawsze, gdy historia miesza się z polityką, wychodzi ten sam, "populistyczno-rocznicowy" koktajl. Nie inaczej jest w przypadku obchodów setnej rocznicy urodzin Edwarda Gierka, którą środowiska lewicowe z SLD na czele próbowały i nadał próbują wykorzystać do koniunkturalnego oswajania swojej postkomunistycznej tożsamości ideowej. I choć pomysły w stylu ustanowienia roku 2013 rokiem Gierka, albo nadania jego imienia jednemu z rond w centrum Warszawy nie szokują, o tyle stopień nasilenia podobnych inicjatyw poza lewicą, zaczyna poważnie niepokoić.

Kiedy czytam słowa Jacka Żakowskiego (zobacz tutaj) - zastanawiam się, jak głęboko zakorzeniła się w nas potrzeba usprawiedliwiania własnej młodości i dziedzictwa, za które większość z publicystów i intelektualistów chwalących I Sekretarza uważa Polską Rzeczpospolitą Ludową. Wnioski, które można wyciągnąć z odbywającej się teraz szopki są dwojakie,  po pierwsze - zapomina się, że żadna inwestycja zagraniczna, budowa fabryk i mieszkań nie zmieni istoty braku suwerenności PRL, po drugie - odwoływanie się do tak wątłej spuścizny ideowej jak rządy Gierka, przy ogromnie rzeczy z których faktycznie możemy być dumni, każe zapytać o prawdziwe intencje podobnych zabiegów.

Myślę, że szczególnie warto odnieść się do kwestii pierwszej. Co rusz ktoś podkreśla bowiem, na wzór słów wypowiedzianych nieopatrznie przez Jarosława Kaczyńskiego, że Gierek miał związane ręce, robił tyle, ile mógł, w warunkach które zastał i, ogólnie rzecz biorąc, wycisnął z PRL tyle kapitalizmu i dobrobytu, ile się dało. W podobnym tonie dekadę 1970-80 na łamach "GW" opisuje właśnie Jacek Żakowski. W jego felietonie możemy przeczytać, że "Gierek rządził w PRL, która miała ograniczoną suwerenność nie dlatego, że on się na to zgodził, ale dlatego, że tak ustaliły mocarstwa. Nie ma co robić mu zarzutu z geopolitycznego upośledzenia tamtej Polski. Trzeba się zastanowić, czy w obrębie pola manewru minimalizował, czy maksymalizował polskie szanse".

DEON.PL POLECA

Co tutaj nie gra, i gdzie leży fundamentalne przekłamanie, które stosują dzisiaj niemal wszyscy obrońcy ładu okrągłostołowego i polityki usprawiedliwienia PRL? Otóż, nawet jeśli państwo nie wybiera sąsiadów, a polityka w skali globalnej toczy się według ustalonej z góry gry wpływów, w skali personalnej nikt nie jest pionkiem popychanym do działania przez anonimowe i deterministyczne "racje dziejowe". Gierek nie rządził w monarchii Karolingów, w której władzę z dobrodziejstwem inwentarza otrzymuje najstarszy syn króla - czy to mu się podoba, czy nie. Edward Gierek był świadomym działaczem komunistycznym od najmłodszych lat swojego życia, gdy jeszcze jako nastolatek wstąpił do polskiej sekcji Francuskiej Partii Komunistycznej. Cała jego późniejsza kariera była konsekwencją raz obranej drogi, prowadzącej przez wszystkie szczeble partyjnej nomenklatury od czasów Stalinizmu aż po stanowisko I Sekretarza w 1970 r. Człowiek ten z własnej woli współtworzył i legitymizował system polityczny, uzależniony od kaprysu Związku Radzieckiego, funkcjonujący na zasadzie donosu i działalności Służby Bezpieczeństwa, otwarcie sprzeciwiający się Kościołowi.

I nawet jeśli ktoś dzisiaj stara mi się wmówić, że powinienem docenić "gierkówkę", zakłady Fiata, budowę 2,5 mln mieszkań i inne spektakularne "sukcesy" fundowane na kredyt - odpowiem mu wprost: pomimo tego, że wtedy nie żyłem, dekada Gierka to nie jest moje dziedzictwo. Jeśli powinniśmy czuć do kogoś sympatię to do pałowanych robotników Ursusa i Radomia, więzionych działaczy opozycyjnych i do Stanisława Stommy, który w 1976 samotnie wstrzymał się od głosu, podczas propagandowego spektaklu dopisywania do konstytucji "kierowniczej roli PZPR i wiecznego sojuszu z ZSRR". Komuniści nie byli bohaterami greckiej tragedii, którzy pozostawieni bez wyboru starali się minimalizować zło. Zło trzeba najpierw wybrać, dopiero potem trwa się w konsekwencjach tego wyboru. I niech nikt nie nazywa tych konsekwencji "wolnością".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Vivat PRL!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.