Cała Unia trzyma się na Niemczech

Cała Unia trzyma się na Niemczech
(fot. Niklas Bildhauer / flickr.com)
Logo źródła: Money.pl Money.pl / Maciej Miskiewicz / pz

Opozycja chciała odwołać szefa MSZ, bo ten namawia Niemców do przewodzenia Europie. Ekonomiści nie mają złudzeń - na to przywództwo jesteśmy skazani. PKB Niemiec to 30 procent całego PKB strefy euro oraz 20 procent PKB 27 krajów tworzących dziś Unię Europejską. Od pomyślności naszego zachodniego sąsiada w największym stopniu zależy koniunktura w Polsce.

W Sejmie posłowie po raz kolejny decydowali o losie ministra Radosława Sikorskiego. Wniosek o wotum nieufności złożyli politycy PiS oburzeni słowami szefa polskiej dyplomacji. Pod koniec listopada w Berlinie Sikorski apelował o większe zaangażowanie Niemców w działania na rzecz zażegnania kryzysu w Europie. Opozycja grzmi, że minister chce, by to Niemcy przewodziły Unii Europejskiej.

Ekonomiści i politologowie nie mają jednak wątpliwości - przewodnictwo w Unii w sposób naturalny trafiło w ręce Niemców. 80-milionowy, zachodni sąsiad Polski to największa potęga gospodarcza w Europie. I to od kondycji niemieckiej gospodarki w dużej mierze zależy koniunktura w wielu innych krajach UE.

- Niemiecka gospodarka dominuje w Unii Europejskiej. Co więcej obok USA i Japonii stanowi gospodarczy fundament świata. Jej silna pozycja wynika nie z udziału w rynkach finansowych, ale z partycypacji w produkcji dóbr - wskazuje prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów.

DEON.PL POLECA

- Wydaje się, że nie ma powodu do tego, by odsuwać Niemców od roli koordynatora i strażnika działań zmierzających do ratowania strefy euro - mówi dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytety Jagiellońskiego. - To w pewnym stopniu naturalne, że powierza się takie zadanie najsilniejszemu. Nasuwa się tylko pytanie, jak powstrzymać ewentualne zapędy największych graczy takich jak Niemcy i Francja do tego, by nie uległy przy tej okazji pokusie różnych nadużyć. Inaczej mówiąc, żeby za ratowanie Unii Europejskiej nie policzyły sobie zbyt wysokiej marży - dodaje.

Ekonomiczną przewagę Niemiec ilustrują twarde dane. Z tych opublikowanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy wynika, że w 2010 roku wielkość Produktu Krajowego Brutto Niemiec sięgnęła poziomu 3,1 bln dolarów. To o blisko bilion dolarów więcej niż w drugiej co do wielkości unijnej gospodarce - czyli we Francji - czy też cztery razy więcej niż wynosi PKB Polski i 10 razy więcej niż PKB Grecji.

To także niemal 30 proc. całego PKB strefy euro (11,3 bln euro) oraz 20 proc. PKB 27 krajów tworzących dziś Unię Europejską (15,9 bln euro).

- Dominująca rola Niemiec w Europie nie zmieni się jeszcze przez dekady. Nie wyobrażam sobie, by przez najbliższe 20 czy 30 lat ktoś w roli największej gospodarki Niemców zastąpił - prognozuje prof. Gomułka.

Siła niemieckiej gospodarki w dużej mierze opiera się na eksporcie. Choć w kwietniu tego roku Niemcy zostały zdetronizowane przez Chiny, które od tej pory są największym eksporterem świata, to według szacunków MFW w tym roku eksport urośnie o 7,6 proc. i osiągnie wartość 986 mld euro. W przyszłym roku - jak przewiduje Fundusz - pokonana zostania granica biliona euro. Ponad 60 proc. wartości wymiany handlowej to wymiana z krajami UE.

Właśnie dlatego - jak mówił Money.pl prof. Marian Noga, były członek Rady Polityki Pieniężnej - Niemcy mają interes w ratowaniu Europy. W przypadku załamania w Europie, nie będą miały gdzie sprzedawać i załamie się produkcja.

Od pomyślności Niemiec w dużej mierze zależy kondycja całej wspólnoty europejskiej. Niemcy to największy płatnik netto w Unii. Tylko w ubiegłym roku nasz zachodni sąsiad dorzucił do wspólnej kasy ponad 20 mld euro. Blisko o dziewięć miliardów więcej niż Berlin w tym czasie dostał z Brukseli.

To zdecydowanie więcej niż inni, znaczący płatnicy netto, czyli m.in.: Wielka Brytania (5,4 mld euro), Francja (5,06 mld euro) i Włochy (4,1 mld euro.)

W ubiegłym roku największym beneficjentem unijnego wsparcia, czyli między innymi niemieckiej kontrybucji do wspólnej kasy, jest Polska, która dostała z Brukseli blisko 8,5 mld euro więcej niż do niej wpłaciła.

Bezpieczna przystań nad Szprewą

Siłę Niemiec obrazuje ich wpływ na politykę strefy euro. Jednym z pomysłów na ratowanie pogrążającej się w zadłużeniowym kryzysie strefy euro jest emisja tzw. euroobligacji, czyli papierów, które korzystałyby ze wspólnych gwarancji 17 państw tworzących Euroland. Sprzeciw Angeli Merkel sprawił jednak, że na razie pomysł upadł.

Niemieckie nein nie może jednak dziwić. Rynkowe turbulencje wywindowały oprocentowanie borykających się z problemami krajów do poziomów wcześniej nienotowanych. Na tym tle obligacje emitowane przez rząd w Berlinie jawią się jako oaza spokoju i bezpieczna przystań dla inwestorów. W przypadku połączenia ich w całość z obligacjami państw takich jak Grecja czy Włochy Niemcy musieliby znacznie więcej płacić za swój dług.

W ostatnich dniach oprocentowanie 10-letnich, niemieckich papierów kształtuje się na poziomie niemal identycznym - 2,03 proc. wobec 1,96 proc. - jak obligacje Stanów Zjednoczonych. Te ostatnie - mimo kłopotów rządu Obamy z gigantycznym długiem publicznym - wciąż przez wielu inwestorów postrzega jako najbezpieczniejsze papiery skarbowe na świecie.

Pozostałe gospodarcze potęgi eurozony za pożyczone pieniądze muszą oferować znacznie wyższe odsetki. Francja płaci o 1,21 pkt proc., a Włochy aż 5,07 pkt proc. więcej niż Niemcy. Skalę dramatu, z jakim boryka się bankrutująca Grecja ilustruje oprocentowanie obligacji emitowanych przez rząd w Atenach. Mimo zmiany premiera rynki wciąż wyceniają je na poziomie aż o 30,8 pkt proc. wyższym niż papiery niemieckie.

Mają swoją koncepcję. Niemiecka dyscyplina

Kanclerz Merkel wierzy jednak w to, że strefę euro da się uratować. Niemcy są gorącym orędownikiem wprowadzenia mechanizmu pozwalającego automatycznie nakładać kary na kraje, które nie zachowują dyscypliny budżetowej. I to mimo tego, że Berlin również może mieć problem ze spełnieniem wyśrubowanych kryteriów.

Właśnie do takiej koncepcji naprawy Europy w swoim przemówieniu zbliżył Polskę minister Sikorski. Zdaniem byłego wiceministra finansów Stanisława Gomułki, to pozytywny sygnał wysłany przez polski rząd.

- Do tej pory Jacek Rostowski naciskał na Niemców, by wykazali się solidarnością i wykupywali dług Greków i Włochów. Im natomiast solidarność kojarzy się wieloletnim wykładaniem pieniędzy na Niemcy wschodnie. Niemiecki podatnik nie chce znów kogoś utrzymywać - tłumaczy profesor Gomułka. - Minister Sikorski wezwał Niemcy nie do hojności wobec zadłużonych, ale do stanowczego wymagania od nich dyscypliny - wskazuje.

Według profesora Gomułki, słowa ministra spraw zagranicznych mogą sprawić, że Polska stanie się bardziej wiarygodna dla rynków finansowych. - Dzięki przemówieniu Sikorskiego staliśmy się sprzymierzeńcem Niemców w reformowaniu Unii. Rynki to dostrzegą i jeśli swoje deklaracje poprzemy reformami wewnętrznymi, potencjalni nabywcy naszych obligacji będą nas traktować z zaufaniem - przewiduje.

Dr Flis podkreśla z kolei, że kwestia, w którą stronę powinna pójść UE, jest bardzo delikatna i w tej sprawie nie ma prostych rozwiązań. - Ani więcej integracji, ani przeciwny kierunek nie są do końca dobre. Najlepsza strategia to pozwolić Niemcom działać, pamiętając jednocześnie o ewentualności forsowania przez Berlin własnych interesów. Trzeba szykować strategię na wypadek, gdyby pokusy zbytniej dominacji zaczęły się materializować.

Gdy Berlin się rozpędzi, skorzysta Warszawa

W optymistycznym scenariuszu, który zakłada wyjście Europy z kryzysowego zakrętu, poprawa kondycji niemieckiej gospodarki przełoży się na lepszą koniunkturę nad Wisłą.

Od 20 lat Niemcy są naszym partnerem handlowym numer 1. Udział Niemiec w polskim eksporcie to 26 proc., w imporcie - 22 proc. Jesteśmy dla Niemiec 10. partnerem gospodarczym. Sprzedają nam oni 3,2 proc. swojego eksportu i kupują od nas 2,8 proc. całego importu.

W 2010 roku obroty osiągnęły rekordowy poziom 60,7 mld euro. Sprzedaliśmy do Niemiec towary za 31,4 mld euro. Kupiliśmy za 29,3 mld euro. To więcej niż w przypadku wymiany handlowej Niemiec z Rosją, Japonią czy Hiszpanią.

Co sprzedajemy zachodnim sąsiadom? Przede wszystkim części i akcesoria do pojazdów samochodowych, meble, silniki spalinowe, pojazdy samochodowe, miedź rafinowaną, druty, aparaturę odbiorczą dla telewizji, konstrukcje do budowy mostów, statki i łodzie.

W drugą stronę wędrują części i akcesoria do pojazdów samochodowych, pojazdy samochodowe, oleje ropy naftowej, części do silników, leki, wyroby walcowane i artykuły z żeliwa lub ze stali, artykuły z tworzyw sztucznych, okucia, maszyny i urządzenia mechaniczne.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Cała Unia trzyma się na Niemczech
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.