Tak, ale nie za wszelką cenę

Tak, ale nie za wszelką cenę
(fot. Patrycja Malinowska / DEON.pl)
beyga / artykuł nadesłany

Słowo inkulturacja w liturgii kojarzy się najczęściej z Murzynami tańczącymi w rytm bębnów. Przedstawia się ją jako prawdziwą pomoc w wierze dla ewangelizowanych społeczności. Z pewnością w wielu wypadkach tak jest. Jednakże rozmowom o inkulturacji często towarzyszą emocje, które idą w dwóch całkowicie różnych kierunkach.

Jedni mdleją z zachwytu nad bębnami i tańcami wokół ołtarza, a drudzy są czerwoni ze złości na samą myśl o jakimkolwiek lokalnym elemencie w liturgii. Wydaje mi się, że główny problem w rozmowach o inkulturacji liturgii nie stanowi kwestia tego, co i w jaki sposób można, mówiąc kolokwialnie, "wstawić" do liturgii. Twierdzenie o tym, że chrześcijaństwo rozpoznaje to, co jest dobre w danej kulturze i włącza do liturgii na danym terenie, jest podobne do najbardziej znanego zdania z "Sacrosanctum Concilium". Mianowicie do stwierdzenia, że liturgia jest "źródłem i szczytem życia Kościoła". Piękne słowa, ale jak się wydaje całkowicie pozbawione znaczenia i pomijane w realizacji w obecnym świecie liturgicznym. Problem wydaje się leżeć głębiej, a dokładnie w samym rozumieniu liturgii, a co za tym idzie - całego Kościoła.

Źródłem nieporozumień pomiędzy zwolennikami ciągłej inkulturacji, a drugą stroną liturgicznej barykady jest błędne założenie, że Kościół jest całkowicie akulturowy. Filozofowie powiadali, że mały błąd na początku może stać się olbrzymim i brzemiennym w skutkach na końcu. Od początku głoszenie Ewangelii niosło ze sobą pewną nowość. Nie tylko nowość doktryny (zmartwychwstanie umarłych, Trójjedyny Bóg), ale także nowość kultu i nowej Ofiary. Nie tylko nowej, ale także zastępującej starotestamentowe i pogańskie kulty. Apostołowie, potem ich uczniowie, a w ciągu wieków misjonarze, zanosili aż na krańce ziemi tę nowość Ewangelii, która stała się bez wątpienia swoistym fenomenem na przestrzeni dziejów. Jednakże Kościół wraz z upływem stuleci dochodził nie tylko do coraz większego odkrywania prawd objawionych. Kształtował także właściwą dla siebie kulturę oraz sposób na wyrażanie siebie i wiary. Z tego procesu wyłoniły się pewne instytucje, tytuły oraz obrzędy.

Wymieniać można wiele cech, które przynależą jedynie do dziedzictwa katolickiego i próżno szukać ich analogii w świecie. Encyklopedia powszechna PWN poprzez kulturę rozumie "wszystko co w zachowaniu i wyposażeniu członków społeczeństw ludzkich stanowi rezultat zbiorowej działalności". W odniesieniu do Kościoła przyjąłbym taką definicję, ale dodałbym, że ten całokształt zachowań i wyposażeń konstytuuje daną wspólnotę. W tym momencie nie sposób pominąć liturgii, która posiadała i nadal posiada ważne zadanie kulturotwórcze. Nie jest ono oczywiście główną i najważniejszą z cech liturgii, jednakże to właśnie kultura wytworzona dzięki katolickiemu kultowi nie może pozostać niezauważalna. Wszystkie największe zabytki świata, dzieła sztuki, utwory muzyczne powstawały dla celów liturgicznych lub przynajmniej z polecenia papieży i osób wierzących w Chrystusa.

DEON.PL POLECA

Oczywiście nie można kultury Kościoła oddzielić od kontekstu historycznego, w którym powstawała. Jednakże nie można postawić wyraźnego znaku równości pomiędzy kulturą europejską a kulturą Kościoła. Kultura starożytnej Grecji, Rzymu oraz kultura chrześcijańska ukształtowały kulturę europejską, a nie odwrotnie. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, jakoby kultura chrześcijańska posiadała jedynie wymiar europejski i jako taka mogła być identyfikowana jedynie z tzw. Starym Kontynentem. Wystarczy spojrzeć na efekty działań misjonarzy, którzy liturgię rzymską zanosili w najdalsze zakątki globu ziemskiego. Nie można także nie wspomnieć o tym, że próby nadmiernej inkulturacji liturgii dla potrzeb terenów misyjnych zazwyczaj kończyły się niepowodzeniem z powodów protestów ludności i duchowieństwa wywodzącego się z terenów misyjnych. Tak stało się na przykład podczas próby zniesienia łaciny w liturgii w okresie przed ostatnim Soborem. Można dojść do wniosku, że ludność ewangelizowana aż do czasów Vaticanum II musiała być w prawdziwie opłakanym stanie duchowym, bo znajdowała się w kajdanach liturgii europejskiej.

To duże uproszczenie, a w wielu przypadkach wręcz nieprawda. Oczywiście nie mają racji osoby, które twierdzą, że liturgia zawsze i wszędzie wyglądała tak samo. Dobrym przykładem inkulturacji w tzw. czasach przedsoborowych jest pozwolenie na uczestnictwo wiernych we Mszy świętej w nakryciach głowy. Co więcej, nawet kapłan, celebrując, mógł mieć na głowie biret, ponieważ w niektórych kulturach nakryta głowa oznacza najwyższy szacunek i powagę. Kapłanom odprawiającym msze dla ludności tureckiej pozwolono na celebrację bez butów. Brak obuwia wyrażał podobne uczucia jak nakryta głowa w Azji. Te różne zwyczaje i ceremonie tłumaczą różnicowanie się rytów już za czasów apostolskich. Sam rdzeń rytu z biegiem lat jednak nie był zmieniany. Obecnie jednak istnieje tendencja do całkowitej zmiany liturgii na rzecz jej rzekomego większego zrozumienia przez tubylców. Brakuje jednak zdrowej oceny zwyczajów i zachowań oraz przekonania, że człowiek jest nie tylko członkiem danego kraju, ale poprzez sakrament chrztu świętego także obywatelem Kościoła, który także ma własną kulturę i rozumienie znaków oraz gestów.

Niestety inkulturacja liturgii przypomina obecnie, parafrazując kardynała Ratzingera, wielki poligon doświadczalny. Plac budowy, na którym ktoś zgubił plan i każdy buduje wedle swoich wizji i upodobań. Prawdą jest, że zatracono rozumienie liturgii jako rzeczywistości danej z góry. Kult chrześcijański i jego inkulturacja we właściwym zakresie mają pomóc w zgłębianiu Bożego Misterium. Niestety zmiany, często na własną rękę, wydają się stanowić cel sam w sobie. Sądzę, że ważnym problemem jest także próba zaaplikowania zwyczajów z drugiego końca świata na grunt Polski. Dobrym przykładem są wizyty misjonarzy w parafiach z okazji misji, rekolekcji lub Tygodnia Misyjnego. Można wtedy zobaczyć kapłanów w kolorowych ornatach, kielichy z kości słoniowej lub bębny leżące pod ołtarzem. Jednakże należy zdać sobie sprawę, że nie wszystko, co sprawdza się w większym lub mniejszym stopniu na terenach misyjnych, znajdzie swój właściwy kontekst w polskiej parafii. Niestety w wielu przypadkach główną "atrakcją" liturgii może stać się "egzotyczny" ornat lub sam ksiądz.

Pan Bóg, pomimo wysiłku wspólnoty, może pozostać gdzieś z boku. Często mówi się, że serce Kościoła bije w Afryce, a generalizując - poza Europą. Nie zgodzę się z tą tezą, ponieważ dzięki zrządzeniu Opatrzności serce Kościoła znajduje się w Rzymie. To tam znajdują się relikwie Książąt Apostolskich Piotra i Pawła. Krzewicieli wiary nie tylko w Europie, ale poprzez następców apostołów całej ziemi. Centrum katolickiego świata znajduje się w Wiecznym Mieście i będzie tak niezależnie od kondycji duchowej Starego Kontynentu. Możemy powiedzieć, że liczebnie Kościół Katolicki ma najwięcej wyznawców w Afryce, ale nie, że serce Kościoła "bije gdzie indziej".

Podsumowując, należy stwierdzić, że liturgia wymaga ze swojej natury charakteru tajemnicy. Ciągły pęd do uczynienia jej coraz bardziej zrozumiałą może prowadzić do jej banalizacji. Może także paradoksalnie oznaczać brak szacunku do ewangelizowanych ludzi. Niejednokrotnie z założenia wierzący z innego kraju lub kontynentu zostaje uznany za niezdolnego do zrozumienia pewnych rzeczy. Jednak to wiara ma być dla niego rzeczywistością poszerzenia horyzontów duchowych, a nie sprowadzania ich jedynie do zrozumiałych mu formuł i zachowań. Zatem inkulturacja musi się dokonywać, ale nigdy kosztem misteryjnego charakteru liturgii. Oczywiście klimat sacrum i tajemnicy nie jest równoznaczny z niezrozumieniem, ale z pewnością misteryjność nie wymaga zrozumienia wszystkiego. Nigdy także nie wolno stracić z oczu perspektywy powszechności Kościoła, którego dany lud staje się członkiem. Takie myślenie sprawi, że z inkulturacją przestaną nam się kojarzyć jedynie tańczący ciemnoskórzy chrześcijanie i kapłani grający na bębnach w czasie mszy. Inkulturacją bowiem jest także przyjmowanie przez dane wspólnoty określonej kultury liturgicznej i modlitewnej Kościoła. Wtedy dopiero Oblubienica Chrystusa będzie mogła wołać do Pana "una voce.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Tak, ale nie za wszelką cenę
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.