Manowce obrony życia

Manowce obrony życia
(fot. kevindean/flickr.com)

Wyraźna obrona życia prenatalnego i śmiałe upominanie się o człowieczeństwo płodu to jeden z priorytetów Kościoła w Polsce. Obronie życia nienarodzonego poświęca się liczne publikacje i akcje społeczne, wychodzi się w tej sprawie na ulice. Czy obrona życia w Kościele ma jednak charakter absolutny? Czy każdego życia się broni? A może środowiska sprzeciwiające się aborcji bywają niekiedy bardzo niekonsekwentne? Może naturalna, intuicyjna, inspirowana Ewangelią obrona życia ustępuje czasami miejsca ideologiom i środowiskowym emocjom?

Mocnym argumentem, że tak się właśnie dzieje, jest dość powszechny u ludzi dysonans pomiędzy sprzeciwem wobec aborcji a sprzeciwem wobec kary śmierci. Wielu przeciwników aborcji, nie widząc sprzeczności w swoim stanowisku, dopuszcza możliwość kary śmierci, uzasadnia ją, twierdzi, że niektórym przestępcom ona się należy. Są w Polsce prężne i pełne wigoru środowiska tradycjonalistyczne twardo walczące z aborcją, a jednocześnie dopuszczające możliwość karania za określone przestępstwa śmiercią.

DEON.PL POLECA




Powoli staje się to znakiem rozpoznawczym myślenia ultraprawicowego: czułe, pełne zaangażowania i godne podziwu pochylanie się nad człowieczeństwem płodu idzie w parze z kultem mocnego i bezwzględnego prawa, które przestępcom często nie ma do zaproponowania żadnej wrażliwości, a tylko stryczek. Bardzo to specyficzne: ktoś, kto twierdzi, że nikomu nie wolno decydować o życiu nienarodzonego dziecka, że ono ma prawo żyć i jest to tylko w gestii Boga, jednocześnie nie chce dać takiego samego prawa skazańcom.

Wychodzi na to, że godność człowieka i Boże władztwo nad życiem i śmiercią są tu rozumiane relatywnie, zależą od sytuacji, które zdefiniuje człowiek, nie są sprawą obiektywnego Bożego porządku, ale można je modyfikować wedle uznania. Okazuje się, że bardzo prosto jest skonstatować niezbywalną godność nienarodzonego dziecka, bo to żaden wysiłek tak powiedzieć, nic z tego nie musi wyniknąć dla człowieka, który to mówi, ale już sporym wysiłkiem duchowym jest zobaczyć tę godność w zwyrodniałym przestępcy, który wiele osób skrzywdził. To jest niewątpliwie wtedy spory akt wiary w Bożą miłość i piękno Bożego stworzenia.

Zaprzysięgłych obrońców życia nienarodzonego, którzy są jednocześnie często zwolennikami kary śmierci, zdradza język, którym się posługują. Gdy mówią o aborcji, używają wyrażenia niewinne dziecko. Tym samym sprzeciw wobec aborcji nie jest dla nich najwyraźniej kwestią pochodzącej od Boga godności człowieka, ale ma charakter aspektowy, zależy od czegoś względnego, od określonych emocji. Dziecko jest niewinne, więc można je kochać i walczyć o jego prawo do życia, morderca jest winny, więc można go zgładzić.

Jest to pospolity relatywizm, zupełnie taki sam, jakim się kierują środowiska lewicowe w uzasadnianiu aborcji. Nie ma to niczego wspólnego z logiką chrześcijańską, która życie ludzkie, z racji Bożego pochodzenia, widzi pięknym zawsze i wszędzie, w każdej sytuacji, dlatego wystrzega się zabójstw, a przyjmuje drogę wzrostu i postawy twórczej. Tą drogą, przypomnę, zawsze kroczył Jan Paweł II, który konsekwentnie sprzeciwiał się aborcji i karze śmierci, dostrzegając w nienarodzonym dziecku jak i w bezwzględnym mordercy dziecko Boże, przypominając przy tym, że z każdym człowiekiem zjednoczony jest przez swoje wcielenie Jezus Chrystus. Wyrok śmierci dla mordercy to - i to jest logika Kościoła, logika nowego stworzenia, w której jesteśmy braćmi i miłujemy nieprzyjaciół - podniesienie ręki na Jezusa Chrystusa, na Jego dzieło, na porządek Królestwa Bożego, to zwrócenie się ku czasom pogaństwa i barbarzyństwa.

Bezzasadne jest powoływanie się w rozmowie o karze śmierci bardziej na Tomasza z Akwinu, niż na Ewangelię. Naprawdę nie ma sensu zasłanianie się koniecznością walki o harmonię wspólnoty, na którą morderca nastaje, czy też zasadą podwójnego skutku, w imię której trybunał nie wybiera śmierci przestępcy, a tylko ma wolę bronić większego dobra. Takie myślenie to, powiedzmy wprost, mydlenie oczu. Kara śmierci naprawdę nie dostarcza żadnych wyjątkowych możliwości strzeżenia dobra i specjalnych narzędzi osiągania równowagi społecznej. Wystarczy spojrzeć na statystyki: fakt, że zwyrodniałych morderców skazano na dożywotnie pozbawienie wolności, a nie na śmierć, nie wpłynął szkodliwie na społeczność, przestępczość w Polsce wcale nie urosła, od niezabijania kryminalistów nie zaczęliśmy się masowo deprawować, zarażać zbrodniami. Mimo że trudni przestępcy są w więzieniach, a nie w grobach, nie boimy się wieczorami wychodzić na ulice, mamy poczucie azylu, nie ma wcale, tak popularnych w retoryce zwolenników kary śmierci, kultury grozy i powiewu śmierci na każdym rogu. Nie przestępcy rządzą sprawiedliwymi obywatelami, ale to obywatele potrafią wziąć przestępców w ryzy. Wszystkie proporcje są w normie.

Kara śmierci nie jest więc nośnikiem żadnego dobra, wręcz przeciwnie, niweczy okazję do dobra, nie pozwala zbrodniarzowi na proces naprawy, z góry go przekreśla, nie pozwala mu zrozumieć, jak strasznej rzeczy dokonał. To w istocie żadna kara, żadna okazja do pokuty, to pominięcie pedagogicznych obowiązków wspólnoty wobec najbardziej kłopotliwych jednostek. To pozbycie się kogoś, kto odstaje, kto jest z racji swojego grzechu niewygodny, komu się nie ma niczego do zaproponowania. To niechrześcijańskie zamknięcie drogi rozwoju, pyszne przekonanie, że są ludzie, którzy nie mogą się zmienić. Nie wiadomo w ogóle, skąd to przekonanie się bierze, przecież nie z naszej wiary. Chrystus nie ma takiego przekonania, czeka do końca, zawsze. Nam się czekać nie chce, nie chce się nam modlić, nie chce się nam więźniów odwiedzać.

Czym więc jest w takim razie przeprowadzenie kary śmierci? Nasuwa się bardzo surowa odpowiedź, moim zdaniem jedyna możliwa przy przyjęciu chrześcijańskiego punktu widzenia: to wyreżyserowane zabójstwo, wyraz wzgardy większości wobec zniszczonej jednostki. Wypowiedzenie głośno zdania, że są ludzie, wobec których nie chcemy mieć żadnej powinności.

Wychodzi na to, że to zabójstwo takie samo, jak aborcja: chłodne, podjęte dla wygody, z niepamięci o ludzkiej godności, która jest przecież większa od ludzkich czynów, przez co tak samo dotycząca nienarodzonego dziecka i zwyrodniałego przestępcy.

Warto zatem postawić końcem tekstu postulat: obrona życia nienarodzonego - jak najbardziej tak, ale poza tym obrona każdego życia, bez wyjątków. Inaczej w obronie życia zejdziemy na manowce, pogrążymy się w kalkulacjach, stracimy wiarygodność.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Manowce obrony życia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.