"Wiara", z której trzeba się leczyć. Kiedy religijność staje się chorobą

"Wiara", z której trzeba się leczyć. Kiedy religijność staje się chorobą
(fot. shutterstock.com)

Problemy duchowe Adama pojawiły się, gdy wszedł w okres dojrzewania. Z czasem pojawił się u niego stan permanentnego poczucia grzechu. Za każde z tych "przestępstw" spodziewał się surowej kary. "W czasie największej paranoi bałem się, że myślenie o czymkolwiek innym niż Kościół przybliża mnie do piekła. Wszystko, co robiłem, było grzechem, sprzedawaniem swojej duszy diabłu".

Sumienie każdego człowieka ma nieco odmienną "czułość" - niektórzy z nas, dokonując rozstrzygnięcia, czy popełniliśmy grzech ciężki, czy powszedni, niemal zawsze skłaniają się ku pierwszej "opcji", inni zaś szybciej dostrzegają okoliczności łagodzące. Bywa jednak i tak, że sumienie, które powinno pełnić funkcję alarmu i "odzywać się" wtedy, gdy popełnimy wykroczenie przeciwko któremuś z przykazań, bije na larum niemal cały czas. Człowiek, który ma nieustające poczucie popełniania grzechu, w języku kościelnym określany jest mianem skrupulanta - psychologowie i psychiatrzy skrupulanctwo określają zwykle mianem nerwicy eklezjogennej. Na szczęście z tym problemem można sobie poradzić - skuteczną strategię walki ze skrupulanctwem osobiście określam mianem PPS, gdyż wiąże się ona z udaniem się po pomoc do trzech osób: psychiatry, psychoterapeuty oraz spowiednika.

DEON.PL POLECA




Wszystko, co robiłem, było grzechem. Bałem się, że oddychanie przybliża mnie do piekła

Adam* pochodzi z bardzo religijnej i dość konserwatywnej rodziny. Jako młody chłopak udzielał się jako ministrant i śpiewał w kościelnym chórze. Kiedy był dzieckiem, kościół traktował jak swój drugi dom - księża i starsi ministranci byli wobec niego życzliwi i wyrozumiali, a do tego nie szczędzili zaangażowania w organizację sportowych atrakcji dla młodych ministrantów. Problemy duchowe Adama pojawiły się wtedy, gdy wszedł w okres dojrzewania - zaczął wówczas odczuwać napięcie seksualne, które rozładowywał poprzez masturbację. Nie było to nagminne, ale jednak zdarzało się coraz częściej - bywało tak, że Adam już tydzień po spowiedzi nie mógł przystąpić do Komunii. Z czasem pojawił się u niego stan permanentnego poczucia grzechu - nieczysto spojrzał na dziewczynę z klasy, nie opuścił wzroku, widząc erotyczną scenę w filmie (przez co narażał się na nieczyste zachowanie), nie przeżegnał się, mijając przydrożną kaplicę… Za każde z tych "przestępstw" Adam spodziewał się surowej kary - sam mówił o tym w następujący sposób:

"W czasie największej paranoi bałem się, że spotykanie się z ludźmi, myślenie o czymkolwiek innym niż Kościół, a w sumie nawet oddychanie przybliża mnie do piekła. Wszystko, co robiłem, było grzechem, sprzedawaniem swojej duszy diabłu - a co najgorsze, narażałem na karę nie tylko siebie, ale i moją rodzinę, zwłaszcza dzieci, których przecież nie miałem - ale czytałem wówczas wiele o grzechu międzypokoleniowym, stąd ten lęk".

Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość

Tutaj warto zadać pytanie: skąd w ogóle biorą się skrupuły? Dlaczego niektórzy wierzący ludzie mają w głowach obraz Boga miłosiernego, czułego, natomiast inni postrzegają Go jako Osobę odznaczającą się wielką surowością, wręcz - niekiedy - sadyzmem, przejawiającym się w "upodobaniu" do wymierzania kar? Jak można się domyślić, na to, czy ktoś zostanie dotknięty nerwicą eklezjogenną, ma wpływ sposób, w jaki został wychowany. Jeśli rodzice lub inni opiekunowie straszą dziecko Bogiem lub Szatanem (słyszałam o pewnej przedszkolance, która "przestrzegała" dzieci, że jeśli nie zjedzą obiadu, to diabeł wciągnie je do piekła), a wersami Biblii, w których jest mowa o karzącym Bogu (jeden z nich uczyniłam śródtytułem dla tej części tekstu), okładają dziecko niczym rózgą, to szansa na rozwinięcie się tego zaburzenia znacząco rośnie. Nie bez znaczenia jest także rodzaj otrzymywanej katechizacji - jeśli katecheta mówi dzieciom i młodzieży wyłącznie o tym, że Bóg karze człowieka, a "zapomina" wspomnieć o Jego miłosierdziu, to taki obraz Boga może utrwalić się w głowach co bardziej podatnych na zaburzenia lękowe osób.

Istotnym czynnikiem jest także wysoki poziom lęku w rodzinie, występowanie zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych u innych członków rodziny, a także uwarunkowania biologiczne, takie jak zmiany czynności bioelektrycznej lub biochemicznej mózgu. Człowiek dotknięty nerwicą rozpaczliwie próbuje rozładować wewnętrzne napięcie i obniżyć poziom odczuwanego lęku - a że lęk ten wiąże się z poczuciem grzechu i wewnętrznym konfliktem (na przykład między odczuwanymi potrzebami seksualnymi a nauczaniem Kościoła), to sposobem na "rozwiązanie problemu" stają się nieustanne spowiedzi, wyczerpujące posty lub obsesyjne czynienie znaku krzyża. Rzecz jasna, skrupulant odczuwa ulgę tylko przez chwilę - tak samo jak człowiek, który nerwicowo sprawdza określoną ilość razy, czy drzwi lub okno zostały zamknięte. Po chwili znów pojawia się poczucie, że popełniło się śmiertelny grzech, bo na przykład podczas patrzenia na krzyż w głowie pojawiła się myśl o uderzeniu kogoś. Nierzadko skrupulanci z jednej strony zmagają się z nieustanną potrzebą udania się do konfesjonału, zaś z drugiej są "blokowani" przez obsesyjne "bluźniercze" myśli podczas mszy czy modlitw, których następnie bardzo się wstydzą. Skrupuły powodują nie tylko utrudnienie codziennego funkcjonowania, ale także depresję, myśli samobójcze (których wystąpienie nasila wewnętrzny konflikt), agresję lub wycofanie. Niekiedy objawy nerwicowe mogą wręcz uniemożliwiać budowanie relacji z innymi ludźmi.

PPS jako klucz do zdrowia

Współczesna medycyna i psychologia potrafią - na szczęście - pomóc osobom dotkniętym nerwicą na tle religijnym. Pomocną dłoń do skrupulantów wyciągają także niektórzy spowiednicy i przewodnicy duchowi, którzy tym problemem zajmowali się na długo przed powstaniem nowoczesnej psychiatrii i psychoterapii. Skrupulant powinien zatem zwrócić się po pomoc do trzech osób: psychiatry, psychoterapeuty oraz empatycznego spowiednika. Pomoc każdego z nich będzie obejmowała inny fragment funkcjonowania osoby z tym problemem:

  • Psychiatra - zazwyczaj jego rolą jest dobór odpowiednich leków. W przypadku nerwicy eklezjogennej (ale także innych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych) często podaje się takie leki przeciwdepresyjne - może to być na przykład sertralina, paroksetyna, fluwoksamina, citalopram czy fluoksetyna. Nierzadko, aby zmniejszyć lęk i odczuwane napięcie, psychiatra zaleca także przyjmowanie leków uspokajających lub nasennych. Długość przyjmowania leków zależy od nasilenia objawów i reakcji chorego na leczenie - to może być kilka miesięcy lub kilka lat. Jeśli przy odstawianiu leków objawy nasilają się, pacjent otrzymuje leki bezterminowo.
  • Psychoterapeuta - bardzo ważną częścią walki z nerwicą jest terapia psychologiczna. Niektórzy obawiają się jej, myśląc, że terapeuta będzie chciał "odciągnąć" pacjenta od Kościoła i podkopać jego wiarę w Boga. Nic bardziej mylnego! Etyka zawodu psychologa zobowiązuje nas do respektowania wyznania (i nie tylko) pacjenta. Terapia nie jest więc antykatechizacją, lecz pomocą pacjentowi w uwolnieniu się od patologicznego lęku. W gabinecie terapeuty możemy spodziewać się rozmów o naszym obrazie Boga, relacjach rodzinnych oraz pragnieniach i potrzebach (często głęboko skrywanych). Istotne jest "namierzenie" i rozwiązanie wewnętrznych konfliktów, zmiana destrukcyjnych przekonań na temat samego siebie i świata, a także nauka budowania zdrowych relacji społecznych. Leczenie zaburzeń nerwicowych może także przyjąć formę terapii rodzinnej (gdy objawy występują u nieletniej osoby, zwykle potrzebna jest praca nad lękiem w obrębie całego systemu rodzinnego) lub grupowej.
  • Spowiednik - warto, aby osoba, która zmaga się ze skrupułami, wybrała stałego, doświadczonego spowiednika, który zaopiekuje się jej "chorym sumieniem". Spowiednik określi częstotliwość spowiedzi, podpowie, jak godzić życie religijne z obowiązkami stanu, a także będzie przypominał o tym, co jest "rdzeniem" sakramentu pojednania, czyli o miłości Boga. Spowiednik, który "specjalizuje się" w opiece nad skrupulantami, zazwyczaj zachęca ich do przyjmowania Komunii w razie wątpliwości (które skrupulantom towarzyszą bezustannie), natomiast odwodzi od pomysłu spowiedzi generalnych i wracania do poprzednich spowiedzi.

Długodystansowy bieg po zdrowie

Z nerwicy eklezjogennej (oraz innych zaburzeń tego typu) nie wychodzi się w ciągu paru dni - odzyskanie zdrowia wymaga czasu. Sumienne (by nie rzec: skrupulatne) uczęszczanie do psychoterapeuty, zażywanie przepisanych przez psychiatrę leków oraz trzymanie się rad dobrego spowiednika przynoszą jednak trwałą ulgę. Przekonał się o tym Adam, którego problemy opisałam wyżej. Druga część jego historii jest bardzo podnosząca na duchu: jako młody mężczyzna Adam trafił do spowiednika, który dostrzegł jego rozterki i zaniepokoił się częstością, z jaką znajdował się on przy kratkach konfesjonału. Duchowny zalecił znerwicowanemu penitentowi kontakt ze specjalistą. Pierwszy z nich nie przekonał do siebie Adama - drugim był mój znajomy po fachu, który pomógł Adamowi odzyskać spokój ducha i zbudować silną, ale nie neurotyczną religijność. To właśnie on - po ukończeniu przez Adama terapii - opowiedział mi tę historię.

A ja dzielę się nią z Wami ku pokrzepieniu serc i dusz.

*imię bohatera oraz niektóre szczegóły zostały zmienione

Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Zenon Waldemar Dudek

"Autorzy książki ukazują kulturę jako scenę ludzkiego dramatu, skupiając się na doświadczeniach granicznych, które są opisywane jako psychoza, obłęd lub opętanie. W polskiej narracji psychiatrycznej, terapeutycznej i kulturowej rzadko podejmowany jest wątek psychopatologii rodzinnej, który...

Skomentuj artykuł

"Wiara", z której trzeba się leczyć. Kiedy religijność staje się chorobą
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.