Umiar kocha życie

Umiar kocha życie
(fot. Raúl A./flickr.com)

Z początkiem Wielkiego Postu wśród chrześcijan pojawia się wiosenne ożywienie. A bierze się ono z poczucia, że przed świętami wypadałoby coś ze sobą zrobić, by nieco podrasować swój moralny wygląd. Niestety, nie obejdzie się przy tym bez jakiejś formy duchowej „kulturystyki”.

W głowie kłębią się dylematy, czy zrezygnować z ulubionych słodkości czy nie. A może odstawić na bok alkohol? Papierosy w sumie do najzdrowszych nie należą, więc po co je palić? Przynajmniej do Wielkanocy. Dobre i to. Potem zazwyczaj wszystko wraca do normy (chociaż zdarzają się wyjątki). Wrzucamy drugi bieg i rzutkim krokiem zmierzamy ku następnej Środzie Popielcowej.

Proponuję inne rozwiązanie. Dla długodystansowców. Nie mówię, że lepsze, ale na dłuższą metę chyba bardziej efektywne. Zachęcam do nauki cnoty umiarkowania. Jej zaletą jest to, że nie trzeba bić się z głodem ani odmawiać sobie przyjemności. Adepta tej sztuki nie spotka przykra niespodzianka w postaci syndromu „jo-jo”. No i po pewnym czasie ogarnie go większa radość niż po najtęższych ascetycznych wyczynach.

Josef Pieper nazwał umiar „jednym z czterech zawiasów, na których kołysze się brama życia”. Tymczasem dzisiaj cnota ta nie jest w modzie. Poza pismami starożytnych filozofów, nie znajdziemy zbyt wiele na jej temat. Za to tu i tam spotkamy się z całym mnóstwem nieporozumień, które przez lata narosły wokół tej cnoty. Z różnych powodów. Przytoczę dwa.

DEON.PL POLECA

Po pierwsze, często mamy o tym przyjacielu człowieka mylne, by nie powiedzieć uprzedzone, wyobrażenie. Chociażby za sprawą amerykańskiej prohibicji napojów alkoholowych, która królowała w Stanach przez 13 lat (1920-1933) wskutek działań Towarzystwa Krzewienia Umiarkowania. Restrykcyjne zakazy doprowadziły do ośmieszenia i wykoślawienia umiarkowania jako represyjnej, a w dodatku obłudnej cnoty, bo ludzie i tak pili za plecami, rozwijając przy okazji niezły interes. Praktyka pouczyła, że wymuszanie na ludziach całkowitej abstynencji było kompletnym niewypałem. Purytańskie, i po części manichejskie, uwypuklenie negatywnej strony umiarkowania, czyli bezwzględnej kontroli pragnień, zupełnie przesłoniło jego pozytywny wymiar i posłużyło jako oręż do walki z siłami wrogimi człowiekowi.

Drugi powód nieufności wobec umiarkowania wypływa z nieco innych źródeł. Niektórzy argumentują, że ta cnota nie wpływa dobroczynnie na społeczeństwo, a wręcz szkodzi jego rozwojowi. Z ekonomicznego punktu widzenia, umiarkowanie może być postrzegane jako bomba z opóźnionym zapłonem, bo zmniejsza konsumpcję i spowalnia działanie mechanizmów rynkowych. Paradoks polega na tym, że współczesny rynek państw rozwiniętych, oprócz zaspokajania słusznych potrzeb, musi główkować ( i nieźle mu to wychodzi) jak budzić sztuczne potrzeby i ciągle podsycać konsumenckie apetyty.

Ponadto powszechnie praktykowane umiarkowanie wprowadziłoby zbyt wielkie różnice między ludźmi. Bo jeśli nie wszyscy kierowaliby się zasadą przyjemności i użyteczności, prowadzącą do wzrostu spożycia, staliby się kamieniem obrazy dla tych, którzy w umiarkowaniu widzą wyłącznie „rozsądne” ograniczenie konsumpcji. To znaczy tych, którzy w dalszym ciągu chcą konsumować zbędne rzeczy, byleby tylko zważać, aby przesyt nie doprowadził ich do ruiny.  

Alasdair MacIntyre zauważa, że w nowożytnych demokratycznych społeczeństwach umiarkowanie generalnie odeszło już do lamusa. „Nie mam tutaj na myśli”, pisze, „że umiar w dążeniu do cielesnych przyjemności nie jest zachwalany, a nawet powszechnie zalecany. Przeciwnie, jest ceniony jako środek do przedłużania życia, wykorzystywany we współczesnych trendach poprawiających fizyczną atrakcyjność i do wspinania się po szczeblach kariery bardziej niż warunek wstępny do osiągnięcia tego co dobre i najlepsze”. Zdaniem brytyjskiego filozofa, dzisiaj ludzie potrafią zdobyć się na wielkie ofiary: diety, głodówki, treningi, operacje plastyczne po to tylko, by sztucznie podleczyć swój deficyt miłości. Ale to jeszcze nie jest umiarkowanie, lecz higiena lub uporczywa walka z własnym ciałem.

Jeśli tak się rzeczy mają, to czy umiarkowanie jest możliwe na szeroką skalę we współczesnych społeczeństwach zachodnich? MacIntyre konkluduje, że niektórych etyk nie da się żywcem przeszczepić pod strzechy, bo podwaliny życia społecznego runęłyby niemalże w mgnieniu oka. Brytyjskiemu filozofowi nie brakuje realizmu, gdy twierdzi, że „cnota umiarkowania, podobnie jak inne cnoty, jest domeną rewolucjonistów”. Jego zdaniem, natura ludzka jest taka, że tylko nieliczni podejmują trud wzrastania w cnotach. Większość ludzi wybiera to, co łatwiejsze i przyjemniejsze. Czy to aby nie za przesadny realizm?

Niewątpliwie, konsumpcjonizm czerpie swe żywotne soki z filozofii, która motorem działania czyni przyjemność, użyteczność i unikanie bólu za wszelką cenę. W gospodarkach silnie zorientowanych na wymierny sukces, kryterium dobra i zła jest często składane na ołtarzu opłacalności i powierzchownego zadowolenia. Przypominająca wyścig szczurów gonitwa za karierą, ucieczka przed wolnym czasem, nieumiejętność świętowania, marginalizowanie ludzkich relacji w dążeniu do szczęścia, to również niechlubne efekty kultury nadmiaru. Nie możemy się jednak poddać zniechęceniu. Na szczęście wciąż mamy wybór.

Inny angielski filozof, Francis Bacon, postulował już w 1620 roku, że podczas gdy w chwilach przeciwności potrzebujemy męstwa, w epoce dobrobytu najbardziej pożądanym etycznym dobrem jest umiarkowanie. To cnota na spokojne czasy. Ta uwaga nie straciła nic na swej aktualności. I dotyczy zwłaszcza krajów rozwijających się. Bowiem ludzie biedni nie mają z nadmiarem zbyt dużego problemu.

W swoim wystąpieniu inauguracyjnym z 2009 roku, prezydent Barack Obama zachęcał, aby w miejsce niepohamowanego konsumpcjonizmu, „ponownie odkryć łagodzące jakości pokory i powściągliwości”. Jeśli chcemy przetrwać na Ziemi, musimy ostudzić nasze apetyty w korzystaniu z zasobów naturalnych, przekonywał.

W podobnym tonie wypowiedział się także Benedykt XVI w Orędziu na XVI Światowy Dzień Pokoju na 2010 rok. Pisał, że trawiące ludzkość kryzysy ekonomiczne i nadmierna eksploatacja środowiska naturalnego „zobowiązują zwłaszcza do tego, by sposób życia ludzi cechowały umiar i solidarność (…)”, co pociąga za sobą „zmniejszenie zapotrzebowania na energię i poprawę warunków jej wykorzystania”.Umiarkowanie zakłada myślenie również o przyszłych pokoleniach.

Te głosy nie mogą być potraktowane jak wołanie na puszczy, lecz jako znaki czasu, będące apelem mądrości. W bogatych społeczeństwach częściej umiera się z nieumiarkowania niż z głodu. Nam raczej nie grozi ascetyczny rygoryzm. Zbytek i nieograniczona konsumpcja w krajach rozwiniętych staje się zgorszeniem dla milionów ludzi, którzy cierpią wskutek braku podstawowych dóbr niezbędnych do godziwego życia. Wzrastająca szybkość życia i masowe występowanie różnorakich uzależnień również wołają o większą prostotę i poprzestawanie na tym, co konieczne, zamiast życia motywowanego wybujałymi potrzebami.

Zapytajmy więc, czym jest umiarkowanie. Dużo racji ma Arystoteles, który upatruje umiarkowanie w złotym środku pomiędzy niesmakiem łasego pasibrzucha, a wstrętem wybrednego niejadka. (Nie mylić z anoreksją). Ani niedobór ani nadmiar nie zadowalają człowieka. Większość naszych cielesnych przypadłości: przemęczenie, znużenie, nuda, wypalenie i wiele innych chorób bierze się albo z różnych form „przedawkowania” (za dużo jedzenia, picia, seksu, telewizji, Internetu, pracy.) albo z oszukiwania swoich potrzeb (za mało snu, dobrego jedzenia, przyjemności, sportu, spotkań z ludźmi).

Montaigne pisał, że „umiarkowanie jest przyprawą rozkoszy”. Lepiej więc mniej, ale w sposób wolny. „Jak przyjemnie jest palić, kiedy można się bez tego obejść! Pić, kiedy nie jest się niewolnikiem alkoholu! Kochać się, kiedy nie jest się niewolnikiem swojej żądzy” - pisze August Comte – Sponville. Ten, kto się delektuje, przedkłada jakość nad ilość. Obżartuch, opilec i Don Juan jakości już nie czują.

Na najbardziej fundamentalnym poziomie, umiarkowanie to roztropność zastosowana do przyjemności, nie tylko cielesnej. Ta cnota „reguluje” ludzkie pragnienia i właściwie ukierunkowuje witalną energię. Pieper porównuje tę energię do płynącego strumienia, a umiarkowanie do koryta, utrzymującego wodę „w ryzach”, by spokojnie dopłynęła do morza. Umiarkowanie składa się z brzegów i zakoli, które powstrzymują strumień przed rozlaniem się i zdewastowaniem okolicy. Przez zachowywanie i ochronę porządku w człowieku, umiarkowanie umożliwia zarówno czynienie dobra jak i wytrwałe dążenie do celu ludzkiego przeznaczenia.

Dzięki umiarowi, kultywowanemu w myśl zasady „w niczym nie za dużo i po trosze wszystkiego”, człowiek konserwuje w sobie smak życia oraz zabezpiecza się przed osunięciem się w ruchome piaski powierzchowności i przed utonięciem w morzu nałogów. W umiarkowaniu nie chodzi więc wyłącznie o kontrolę i powstrzymanie się, ale  o wkomponowanie pozytywnej energii, wyrażającej się w uczuciach, w całokształt działań człowieka. Umiarkowanie przerzuca most między duchem a ciałem i, podtrzymując radość życia, otwiera na całe bogactwo rzeczywistości, na piękno, a także pozwala docenić wartość bliźniego i zauważyć objawiającego się Boga.

Arystoteles wyznaczył umiarkowaniu „nadzór” nad przyjemnościami cielesnymi, związanymi ze zmysłem dotyku, co sugerowałoby, że ta cnota odnosi się tylko do tej części naszego człowieczeństwa, którą dzielimy ze zwierzętami. Nie zgodziłbym się jednak z tezą, że nie istnieje zasadnicza różnica, na przykład, między pragnieniem jedzenia u zwierząt i u ludzi, chyba że sprowadzimy wszystko do napełniania żołądka. Jeśli człowiek zachowuje umiar w jedzeniu, obok przyjemności cielesnej doświadcza również przyjemności duchowej. Przyjemność fizyczna wpływa również na ducha. Według chrześcijańskiej antropologii, także „popędliwa” sfera w człowieku jest przeniknięta duchem, a nie odcięta zupełnie od niego. Owszem, doświadczenie uczy, że sfera zmysłowa może się zdegenerować, wpędzając człowieka w niewolę. Ale niesłusznie mówimy wtedy, że człowiek upodabnia się do zwierzęcia, bo czyż nierozumne stworzenia popadają w obżarstwo? Tak może uczynić tylko istota, która ma wolną wolę.

Św. Tomasz a Akwinu w pojmowaniu umiarkowania idzie o krok dalej. Oprócz dotyku, wiążę tę cnotę z patrzeniem, rozszerzając jej zasięg praktycznie na wszystkie wymiary życia. Jakie bogactwo zawiera w sobie umiarkowanie? Gdybym nie zajrzał do Summy Teologicznej, nie wiedziałbym, że umiarkowanie ma pokaźną gromadkę córek: wstrzemięźliwość, powściągliwość, pokora, pilność, łagodność, łaskawość, skromność w słowach i czynach, uczciwość i poczucie wstydu.

Dzisiaj szczególnym wyzwaniem są dla nas rzeczy, które sami stworzyliśmy, byśmy mieli „więcej” czasu, byśmy łatwiej pracowali i odpoczywali. U naszych stóp leżą nowe technologie, urządzenia elektroniczne, media, nieograniczona ilość produktów spożywczych, odzież, samochody itd. Szkopuł w tym, że często zamiast cieszyć się większą wolnością i otwartością na siebie nawzajem, oddajemy się tym wytworom niemal do całkowitej dyspozycji. Czy dlatego, że są złe? Bynajmniej. Po prostu, w ślad za postępem technologicznym nie nadążamy z postępem etycznym. Nie panujemy nad pragnieniami.

Dlatego uważam, że w naszych czasach cnota umiarkowania nie może ograniczać się wyłącznie do jedzenia, picia i seksu. Już św. Klemens Aleksandryjski w „Pedagogu” postulował, że zasady rządzące umiarkowaniem należy stosować wszędzie i do wszystkiego. Jak wody potrzebujemy świadomej redukcji bodźców dźwiękowych i wizualnych pochłaniających nieraz naszą uwagę do tego stopnia, że mózg nie radzi sobie z ich przetwarzaniem, co czyni nas ociężałymi i zmęczonymi. Coraz rzadziej pytamy się, czy rzeczywiście musimy zaglądać co chwila do Internetu, sprawdzać maile, dzwonić niepotrzebnie komórką, karmić swoje oczy milionami obrazów. Bezrefleksyjność i bezwiedne używanie tych dóbr prowadzi do tego, że to on, a nie my, z wolna kształtują naszą świadomość. Oczywiście, nie sposób zamurować się w średniowiecznym zamku lub odgrodzić zasiekami od świata. Ale na pewno warto postawić straże przy swoich zmysłach.

W katalogu cnót pokrewnych umiarkowaniu uderzyła mnie pilność, a może raczej jej przeciwieństwo, czyli ciekawość (curiositas). Tomasz rozumie tę wadę jako nieograniczony pęd do poznawania czegokolwiek, co pojawi się w zasięgu zmysłów, zwłaszcza oczu i uszu. Nieważne jest, czy to, co chcę poznać, w ogóle mi się przyda. Ekscytująca jest sama pogoń za informacjami, bycie na bieżąco z wszystkimi newsami, łapczywe pochłanianie nikomu niepotrzebnej wiedzy, zaśmiecanie pamięci i wyobraźni. Czy ta przypadłość nie opisuje dobrze kondycji wielu odbiorców w erze informacyjnego potopu? Goethe pisał, że „posiadalibyśmy lepszą wiedzę o rzeczywistości, gdybyśmy nie chcieli poznać jej tak dokładnie”.

Ciekawość potrafi się dobrze zamaskować i znajduje ponętne wymówki. W rzeczywistości wygasza w człowieku zdolność do wejścia w siebie. Jest zawoalowaną ucieczką przed sobą i realnym światem. Akumulacja wiedzy i informacji, która nie wywiera istotnego wpływu na jakość życia człowieka, nie bierze się więc znikąd. Pieper twierdzi, że ciekawość jest „pasywnym pragnieniem zmysłowych doznań przez tych, którzy nie mają korzeni”. Bierność w przyjmowaniu bodźców zewnętrznych i nastawienie na sztucznie generowane podniecenie, odsłania wewnętrzną pustkę. Człowiek wykorzeniony, niepomny swojego wiecznego przeznaczenia, buduje sobie iluzoryczny raj, w którym szuka jedynie przyjemności i wzrostu adrenaliny.

Umiarkowanie nie pojawia się w życiu jak królik z kapelusza. Wymaga ćwiczenia. Każdy musi odnaleźć swój własny złoty środek. Nikt nie może go w tej pracy wyręczyć. Skoro busolą umiaru jest roztropność, może częściej należałoby używać rozumu i zastanawiać się nad tym, co wybieramy i w jakim celu. Czasem wystarczy postawienie prostych pytań: „Czy rzeczywiście zawsze potrzebuję tego, co przyciąga mój wzrok, słuch i dotyk? Czy muszę wszystko wiedzieć? A jeśli tak, to po co?” Taka terapia może nas otrzeźwić. I dlatego prześwietlanie swoich pragnień i potrzeb wcale proste nie jest. Dlatego każdą cnotę wyrabia się w ogniu powtórek i eksperymentów, błędów i porażek. Ale warto się potrudzić, bo umiarkowanie wynagradza.

Jest to pierwszy artykuł z cyklu: "Siedem cnót niemodnych". Kolejny tekst pojawi się za tydzień.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Umiar kocha życie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.